| Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanych Użytkowników: 550
Najnowszy Użytkownik: ofysa
| |
|
|
|
| Dotarliśmy już do końcówki edycji. Zaledwie kilka dni dzieli nas od wyłonienia zwycięzcy i od napisania przez Was ostatnich postów w tym MP. Ostatnia Rada Wyspy wyłoniła finałową trójkę, z której jedna osoba okaże się zwycięzcą, a raczej zwyciężczynią MP15. Smutno się żegnać więc póki co tego nie robię, przedstawiając w zamian zasady finałowego głosowania.
Postanowiliśmy, by finałowe głosowanie zostało przeprowadzone w klasyczny sposób bez organizowania finałowego zadania. W tej chwili teoretycznie nic już od Was nie zależy. Decyzję o tym kto wygra obecną edycją podejmą gracze, którzy wzięli udział w tym MP (pomijając finalistki). Będą oni mieli za zadanie osobie, która ich zdaniem powinna zostać Mistrzem Przetrwania przydzielić 3 pkt., kolejnej osobie 2 pkt., a tej, która ich zdaniem najmniej zasługuje na zwycięstwo - 1 pkt. Nie będzie możliwe zagłosowanie na jedną lub dwie osoby. Gracze będą musieli wytypować całą trójkę. Mistrzowie Gry na głosy będą czekali do soboty, godzina 20:00. Głosowanie wystartuje w chwili, gdy dostaniecie na pw informację od MG o tym, by oddać swoje głosy. Czas wkroczyć na ostatnią prostą.
TOP 3 edycji Mistrz Przetrwania 15:
Valérie Duchaussoy - agusia
Claire Littleton - April
Camila Coalmouse - mremka
|
POSTY Z ZADANIA INDYWIDUALNEGO:
April:
Wszyscy wybierali się na wyprawę, a jej nawet nikt o tym nie powiedział. Była wściekła, gdyż została z Hugo w Łabędziu. On nic innego nie robił tylko jadł! Na samą myśl o jedzeniu Camili robiło się niedobrze. Patrzyła ze wstrętem na posiłek, który przygotował mężczyzna. Na jej twarzy pojawił się grymas, a w żołądku poczuła nieprzyjemny skurcz, który nasilał się z każdą chwilą gdy kierowała swój wzrok na tłustego kurczaka. Po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz dlatego szybko zaczęła przyglądać się półce na książki. Próbowała oderwać swoje myśli od tego co przed chwilą widziała, gdyż coraz bardziej zbierało jej się na wymioty. Już od samego patrzenia! A co dopiero stałoby się gdyby tego spróbowała, albo choćby dotknęła palcem! Wolała jednak o tym nie myśleć, bo to tylko przyprawiało ją o dodatkowe, niepotrzebne mdłości.
- Może jesteś głodna, a nie! Patrząc na ciebie to widzę, że na pewno jesteś głodna! Mogę się podzielić. r11; wyrwał ją nagle zamyślenia Hurley, spojrzała na niego z przerażeniem. Co on sobie myślał, że niby ona tknie coś tak tłustego? Gdyby tylko tego spróbowała to od razu musiałaby to zwrócić.
- E... bardzo dziękuję, ale przed chwilą zjadłam dość sporo owoców i nie jestem głodna. r11; skłamała bardzo szybko mając nadzieję, że ten argument jest przekonywujący. Jednak mężczyzna zdecydowanie nie dawał za wygarną.
- Przez parę miesięcy jedliśmy tylko owoce, mięso to jest coś! No nie daj się prosić! r11; ona jednak nawet nie spojrzała na talerz, w którym było to obrzydlistwo. Sam zapach doprowadzał ją do wymiotów, musiała jak najszybciej opuścić to pomieszczenie, bo inaczej to źle się zakończy dla niej.
- Wiesz patrząc na twoją posturę to jednak sądzę, że ty tego bardziej potrzebujesz tym bardziej, że ja przed chwilą jadłam i nic już nie zmieszczę. r11; powiedziała w końcu wstając z krzesła. Już chciała udać się na mały spacer, gdy nagle zauważyła, że Hugo posmutniał. r11; Co się stało.
- Właśnie delikatnie zasugerowałaś, że jestem gruby. r11; syknął przez zaciśnięte zęby. Usiadł i zaczął powoli jeść posiłek przygotowany przez siebie. Coalmouse poczuła się trochę głupio tą całą sytuacją, ale przecież nie mogła zmusić się do jedzenia.
- Nie, nie o to mi chodziło. Po prostu naprawdę nie mam ochoty teraz na jedzenie, gdy pozostali gdzieś poszli i prawdopodobnie walczą o życie w tym Matt i na dodatek zostawili mnie tutaj nic mi nie mówiąc, przepraszam cię. r11; odpowiedziała uśmiechając się. Na jej szczęście mężczyzna spojrzał na nią i odwzajemnił uśmiech. Odetchnęła z ulgą na samą myśl, że jakoś jej się udało z tego wybrnąć.
Wściekła całą tą głupią sytuacją Valerie siedziała na plaży. Nie wiedziała co w tym momencie co ma zrobić, właśnie pokłóciła się z Camilą po raz kolejny, ale akurat to miała gdzieś. Po co ma się przejmować jakąś tam znajomością, która i tak niedługo się skończy? Uratują wszystkich, a ona pójdzie do więzienia i nigdy tej kobiety nie zobaczy. Wzięła do ręki kamień, który leżał obok i rzuciła do wody. Chciała wyładować tym jakoś swoją złość, ale to było marne. Zaczęła zastanawiać się kiedy przybędzie ta cholerna ekipa ratunkowa. Już dawno powinni tutaj być!- pomyślała zaciskając w ręce piasek. Jeszcze jej Mona Lisa... musi ją jak najszybciej odnaleźć i gdy tylko ktoś przybędzie, aby ich stąd zabrać będzie musiała to zrobić sprawnie. Być może uda jej się ominąć karę za to wszystko? Wstała i weszła do swojego namiotu. Nagle zdębiała, gdyż zobaczyła w nim mężczyznę. Co jest do cholery!- pomyślała patrząc na niego i krzyżując ręce.
- Co ty tutaj robisz? r11; warknęła, a długowłosy oderwał się lektury i uśmiechnął się zawadiacko. r11; Zadałam Ci pytanie.
- O to samo mógłbym zapytać Ciebie kwiatuszku. Ładnie to wchodzić do kogoś bez pukania? No, no, no. r11; odparł odkładając książkę na bok. Przyglądnęła mu się był bardzo przystojny, a jej uwagę zwróciła jego umięśniona klatkę piersiowa. Pierwsze, co pomyślała to, że byłby świetnym modelem do jej rysunków.
- To normalne, że wchodzę bez pukania do siebie. r11; syknęła rozglądając się. Dopiero teraz poznała, iż to nie jest jej namiot musiała się pomylić. r11; Chyba weszłam nie tu gdzie trzeba, Valerie.
- Sawyer- powiedział podając jej rękę. Brunetka wyczuła w nim coś tajemniczego, coś co jej się podobało w nim, dlatego uśmiechnęła się. r11; Co cię tutaj sprowadza cukiereczku?
- Chciałam posiedzieć w swoim namiocie, ale po co skoro mogę też posiedzieć tutaj? r11; zapytała siadając obok niego. Podobał jej się, wprost idealny do przygody na jednej noc. Kiedy ona ostatnio się kochała? Przecież sex to nic strasznego. On najwyraźniej wyczuł jej zamiary i w chwilę później ich krótka rozmowa doprowadziła do pocałunku. Nie był on uczuciowy, miała to być tylko zwykła gra wstępna, która doprowadzi do tego czego akurat ona w tym momencie pożądała- jego.
Miał już dość towarzystwa tego pedała Franka i Paula. Denerwowali go samym zachowaniem, a szczególnie dziwnymi filmami, które proponował Moore do obejrzenia. Lekko podpity uśmiechnął się na widok Littleton, która właśnie czmychnęła do łazienki zabierając ze sobą czyste ubrania i ręcznik. Rozglądnął się, czy przypadkiem nikogo nie było. Wszyscy najwyraźniej spali, nie wiadomo co go podkusiło, ale schylił się na wysokości dziurki od klucza w łazience. W tym właśnie momencie blondynka ściągnęła z siebie ostatnią część bielizny i stała nago! Miło było gdybyś się odwróciła. r11; przeszło mu przez myśl. Kobieta właśnie obracała się, gdy usłyszał czyjeś chrząknięcie. Przestraszony natychmiast się odwrócił i spojrzał na Paulo, który stał już całkowicie pijany. Odetchnął z ulgą, że to tylko on.
- Idź już spać, jesteś pijany. r11; powiedział Oscar chcąc, aby mężczyzna poszedł sobie stąd jak najszybciej. Tam w łazience jego Claire właśnie bierze prysznic!
- Cooo ty tutaj robisz? r11; spytał podpierając się ledwo ściany. r11; Czemu się schylałeś?
- Nie twoja sprawa, ktoś zatrzasnął się w łazience i próbuję mu pomóc. r11; skłamał szybko, ale gdy to powiedział brunet podszedł do drzwi i już chciał w nie bić i wrzeszczeć, ale blondyn w porę go zatrzymał. r11; Cicho! Wszystkich obudzisz!
Odprowadził mężczyznę do pokoju, po czym migiem wrócił do korytarza powracając do czynności, którą wykonywał tuż przed przyjściem tego palanta. Niestety w momencie, w którym się schylił i zaczął obserwować ktoś z drugiej strony pociągnął za klamkę. Natychmiast się odsunął i stanął pod ścianą.
- O! Oscar, cześć co tutaj robisz? - spytała zagryzając dolną wargę, wyczuła od niego alkohol więc zachichotała. r11; Dobra, nie musisz już nic mówić. Masz rację powinieneś wziąć prysznic.
- No tak, no tak, prysznic! r11; odparł i pożegnał się z blondynką nawet nie wchodzą do łazienki.
mremka:
Claire: Claire udaje się na samotną wędrówkę po dżungli. Tam łapią ją skurcze i rodzi Aarona.
Claire pewnym krokiem oddaliła się od plaży. Potrzebowała chwilę pobyć sama, żeby zebrać myśli na temat tego wszystkiego co się wydarzyło. Myślała o tym co będzie dalej i kiedy wreszcie zjawią się ratownicy. Myślała o swojej matce i o tym jak bardzo za nią tęskniła, aż wreszcie myślała o swoim dziecku, a właściwie o rodzinie zastępczej która miała się nim zająć. Nie była gotowa na macierzyństwo. Odkąd została porzucona nie wyobrażała sobie sytuacji w której je zatrzymuje, zostając samotną matką. Nie umiałaby dać mu tego wszystkiego na co zasługiwało...
Spokojnie przemierzała dżunglę, pogrążona w myślach, kiedy niespodziewanie poczuła skurcz w podbrzuszu. Wstrzymała oddech i oparła się dłonią o najbliższe drzewo, przymknęła oczy i głęboko odetchnęła. "Błagam, nie teraz" - pomyślała. Powoli ruszyła przed siebie ale zatrzymał ją kolejny skurcz, dużo silniejszy niż poprzedni. Złapała się kurczowo za brzuch, próbując uspokoić oddech. Chwilę później poczuła spływającą po udzie strużkę wód płodowych. Wpadła w panikę.
- Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! - wrzasnęła zgięta w pół. Jej myśli pędziły jak szalone i zaczęła popłakiwać ze strachu. "Nie mogę teraz urodzić." Nie tak to powinno wyglądać. Powinna urodzić w szpitalu, mając profesjonalną opiekę medyczną, a nie samotnie w dżungli na jakiejś tropikalnej wyspie. Jęknęła głośno z bólu, czując kolejny skurcz. Może ktoś na plaży zorientuje się o jej nieobecności i wkrótce się zjawi? Musieli przecież zauważyć, że oddaliła się w kierunku dżungli. Ciszę przeciął kolejny krzyk blondynki. Wiedziała już że nie może dłużej przedłużać chwili przyjścia dziecka na świat. Skurcze były coraz częstsze, coraz bardziej regularne i coraz silniejsze. Oddychała ciężko, wdychając powietrze przez nos i wypuszczając ustami. Nie miała już siły utrzymać się na nogach, dlatego położyła się na ziemi. Była przerażona, ale wiedziała że czas zacząć przeć.
Wraz z kolejnym skurczem przyciągnęła brodę do klatki piersiowej i skoncentrowała się tylko na tym, by pomóc dziecku wyjść na świat. W tej chwili poczuła jak bardzo go pragnie, nie wyobrażając sobie już sytuacji w której mogłaby je komukolwiek oddać. Nigdy nie czuła takiego bólu jak w tej chwili, ale nie myślała o tym. Wiedziała że z każdym kolejnym skurczem jest bliżej do tego, żeby wreszcie zobaczyć swoje dziecko, dlatego ból zszedł na drugi plan. Zacisnęła zęby i parła tak bardzo, ile tylko miała sił. Kilkanaście minut później usłyszała tak długo wyczekiwany płacz. Płacz jej dziecka. Spojrzała na swojego synka i rozpłakała się z radości. Zalała ją fala miłości do tej małej, bezbronnej istotki, która właśnie pojawiła się na świecie. Skrajnie zmęczona położyła go na piersiach i ucałowała w główkę.
- Będziesz miał na imię Aaron... - wyszeptała tuląc dziecko, będąc w tym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie.
Oscar: Podglądanie nagiej Claire przez dziurkę od klucza w łazience w Stacji Łabędź.
Oscar usiadł w swoim ulubionym miejscu w Łabędziu, odkładając na bok rakietę, wyciągając nogi przed siebie i zakładając ręce za głowę. Było już późno i prawie wszyscy już spali. Chwilę siedział nic nie robiąc, rozglądając się po pomieszczeniu aż wreszcie uznał, że dobrze byłoby wziąć prysznic. Podniósł się z miejsca i skierował w kierunku łazienki, która niestety była zajęta. Zapukał, jednak nie usłyszał odpowiedzi.
- Żal. - pomyślał i ruszył do kuchni, mając nadzieję że osoba która właśnie korzystała z prysznica szybko go opuści. Złapał jakieś płatki które zaczął od niechcenia jeść, wkładając do ust kolejne garście. Ciszę w bunkrze przerywało jedynie irytujące pikanie, jednak nie przejął się tym, zawzięcie przeżuwając.
Kiedy kilkanaście minut później łazienka nadal pozostawała zajęta, Oscar postanowił zareagować. Nowozelandczyk podszedł do drzwi i już miał zapukać po raz kolejny, kiedy do głowy wpadł mu pewien pomysł. Rozejrzał się na boki po czym schylił, spoglądając przez dziurkę od klucza. Gwałtownie odwrócił głowę, widząc coś czego kompletnie się nie spodziewał chociaż szczerze o tym marzył, a właściwie kogoś - Claire, w dodatku pozbawioną ubrania. To że była naga nie było zaskakujące, w końcu korzystała z prysznica, ale i tak zrobiło to na nim ogromne wrażenie. Poczuł przyjemny dreszcz przechodzący przez jego ciało, i chociaż czuł się przy tym bardzo głupio, spojrzał po raz kolejny.
Claire była po prostu cudowna. Filigranowa sylwetka, zgrabne nogi, brzuch który zupełnie nie zdradzał tego, że kobieta niedawno urodziła dziecko, kształtne piersi i pośladki. Najpiękniejsza była jednak jej twarz, w którą Oscar wpatrywał się jak urzeczony, i mógły wpatrywać się godzinami. Claire była dla niego aniołem, i chociaż wiedział że nie powinien jej podglądać, nie potrafił oderwać od niej wzroku.
Po dłuższej chwili - a może było to kilka lat? - blondynka wyszła spod prysznica i zaczęła się wycierać, dlatego Oscar odskoczył od drzwi jak oparzony, przerażony faktem że mogłaby go nakryć. Szybko wrócił do miejsca pod żaluzjami, w którym spędzał najwięcej czasu. Jakiś czas później kobieta opuściła łazienkę, uśmiechając się do niego.
- Witaj Claire, Ty jeszcze nie śpisz? - zapytał obojętnym tonem, jednak wciąż mając przed oczami jej nagie ciało. Blondynka nie miała pojęcia że szeroki uśmiech, którym ją obdarzył w tej chwili nie był jedynie odpowiedzią na jej przywitanie.
Valerie: Valerie wpada przypadkowo do namiotu zamieszkiwanego przez Sawyera. Mężczyzna wpada jej od razu w oko i Valerie doprowadza do stosunku z nim.
Irytowało mnie siedzenie przy ognisku i przeprowadzanie kolejnych do niczego nie prowadzących rozmów na temat katastrofy. Nie miałam już papierosów dlatego tym trudniej było mi znieść nudny wieczór. Podniosłam się z piasku i ruszyłam na przeciwległą część plaży, w stronę "obozu". Weszłam do jednego z namiotów, będąc przekonaną że nikogo w nim nie ma, wpadając jednak na Sawyera - mężczyznę z którym rozmawiałam w ciągu dnia. Miał dość irytujący sposób bycia i specyficzne poczucie humoru, ale to mi akurat odpowiadało. Wyglądał na zaskoczonego moim widokiem, niekoniecznie niezadowolonego.
- Siema. - rzuciłam na przywitanie. - Daruję sobie wstęp o tym, że jesteśmy na siebie skazani i powinniśmy się dzielić tym co mamy, dlatego powiem od razu: potrzebuję fajek, a wiem że je masz.
Mężczyzna, który do tej pory leżał na piasku podniósł się, przyglądając mi się z rozbawieniem. Był przystojny i nie ukrywam, że mi się podobał.
- Hej, spokojnie słoneczko. Mam wiele rzeczy, które mogą Ci się spodobać. - odparł powoli, po czym wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i pomachał nią. Wiedziałam, że się ze mną droczy, dlatego przewróciłam oczami i wyciągnęłam dłoń w jej kierunku, ale on od razu cofnął rękę.
- Zajebiście zabawne. - mruknęłam, co dodatkowo rozbawiło mężczyznę, na twarzy którego pojawił się szeroki uśmiech.
- Czemu się tak denerwujesz? Popatrz na to inaczej. Masz darmowe wczasy na tropikalnej wyspie. Ja się bawię wręcz wspaniale.
- Tak? A gdzie cycate barmanki, przynoszące drinki do basenu? - zapytałam, po czym usiadłam obok niego.
- Faktycznie, nie widzę cytatej barmanki. - odpowiedział, bezczelnie patrząc na mój biust.
- Spierdalaj. - burknęłam i uderzyłam go mocno pięścią w ramię, wywołując jego śmiech. Bardzo seksowny, w dodatku. Wyciągnął w moim kierunku paczkę papierosów. Chwyciłam jednego, odpaliłam i zaciągnęłam się głęboko.
- Jakie wieści z naszego Centrum Dowodzenia Wyspą? - zapytał ironicznie, chowając paczkę do kieszeni.
- Szczerze? Mam wyjebane w to co planują. Jak przypłyną po nas ratownicy nie będzie się liczyło to czy ustalili sobie kolejność w jakiej będą wsiadać do łodzi ratunkowej. - wzruszyłam ramionami i nic już nie mówiąc dopaliłam papierosa.
Przez dłuższą chwilę patrzyłam na niego, i już wiedziałam, co zwiastuje narastająca między nami cisza. Potrzebowałam rozrywki a Sawyer był przystojny i równie znudzony jak ja. Nie było jednak lepszej rozrywki niż seks bez zobowiązań. Dla innych był wzniosłym aktem i dowodem miłości, dla mnie raczej przyjemną formą spędzania wolnego czasu i byłam przekonana, że Sawyer myśli podobnie.
Usiadłam mu na kolanach i namiętnie pocałowałam, jednocześnie rozpinając guziki jego koszuli. Nie protestował. Chwilę później to on zdjął moją bluzkę i sprawnie rozpiął stanik.
- Zawodowiec. - mruknęłam, odrywając usta od jego warg.
- Zawsze do usług. - odpowiedział, po czym złączyliśmy się w kolejnym pocałunku. Objęłam go mocno, pozwalając by jego ręce błądziły po moim ciele. Wiedziałam już, że nie będzie to nudny wieczór.
agusia:
LAJON
-Lol...- szepnął cicho Oscar, chodząc po bunkrze. Niczym prawdziwy sportowiec ściągnął buty i stąpał po posadzce boso. W starożytnej Grecji mężczyźni, którzy brali udział w Igrzyskach, musieli być nadzy. Oscar też by był, gdyby nie to, że w bunkrze znajdowali się inni ludzie. Postanowił jednocześnie, że gdy tylko wszyscy opuszczą podziemny schron, natychmiast rozbierze się do rosołu i będzie biegał, skakał, a nawet jeździł na rowerze tak, jak stworzył go Pan Bóg.
Dopiero niedawno tylna grupa dołączyła do rozbitków z plaży. Shalley nie znał tu wszystkich, ciągle wpadał na kogoś nowego. Nagle niespodziewanie poczuł parcie na pęcherz.
-Oho! Będzie sikanie!- oznajmił radośnie. Na jego nieszczęście usłyszał to wysoki, postawny murzyn, który spojrzał na niego kątem oka.
-Elo.- skinął głową i oddalił się. Szczęśliwy Oscar przez chwilę błądził po bunkrze, aż wreszcie szarpnął za drzwi łazienki. Te jednak nie otworzyły się. Myślał, że to przez jego sflaczałe mięśnie: tak dawno nie ćwiczył... Ręka pewnie już zapomniała, jak się gra, a co dopiero otwiera klamki... Słysząc jednak szum wody, dochodzący zza drzwi, doszedł do wniosku, że ktoś się kąpie. Niewiele myśląc odgarnął grzywkę z czoła i pochylił się, wpatrując się zawzięcie w dziurkę od klucza. Tak oto zobaczył pupę. Nie jakąś brzydką, ani nawet nie męską. To była pupa niesamowicie kobieca. Do tego jeden pośladek plaskał o drugi rytmicznie.
-Lol...- szepnął cicho Shalley, siadając wygodniej. Widział tylko tył. Długie niczym pasy startowe nogi poruszały się w przód i w tył, jakby kobieta tańczyła pod prysznicem. Oscarowi zrobiło się gorąco. Poczuł, jak krew odpływa z jego mózgu. Tak dawno nie widział nagiej kobiety! Przeżył mini-zawał, gdy dziewczyna odwróciła się.
-Żal. Żal. Żal. Nie rób tego.- powiedział głośniej, gdy tylko zobaczył masakryczną scenę za drzwiami. Kobieta wyciągnęła żyletkę i zaczęła się golić. Oscar zaczął łapać powietrze w płuca łapczywie. Nic to jednak nie dało. Zemdlał z nadmiaru emocji, uderzając głową o posadzkę.
APRILAM
r0;Dlaczego nikt mnie tutaj nie rozumie? Dlaczego jestem taka nieszczęśliwa? Dlaczego ten brzuch tak horrendalnie mnie boli?r1;
Milion myśli naraz przelatywało przez głowę panny Littleton. Dlaczego nikt nie rozumiał, że jest młoda, że powinna teraz szaleć, pić alkohol, a nie męczyć się na wyspie? Pobyt tutaj jednak dał jej do zrozumienia jedno: chciała urodzić to dziecko. Potrzebowała go, by przeżyć.
Claire wędrowała przez dżunglę, rozmyślając głęboko. Brzuch z momentu na moment bolał ją coraz bardziej, ale ignorowała to, myśląc, że to jedynie chwilowe. Nie spodziewała się, że lada moment jej spodnie zaleją wody płodowe. Z przerażeniem spojrzała na mokrą plamę, która wykwitła na całej długości obu nogawek. Znajdowała się w odległości kilkudziesięciu kilometrów od obozu. Nie dałaby rady wrócić tam przed porodem, istniała również nikła nadzieja na to, by ktoś był w pobliżu. Nagle przeszył ją ból tak ostry, że przyćmił jej widok. Złapała się kurczowo drzewa i zaczęła łapać łapczywie powietrze, a z jej oczu mimowolnie trysnęły łzy. Nie przechodziło. Przeciwnie, czuła, jak wielkiego rozmiaru dziecko chce się wydostać z jej środka. Krzyczała, a krzyk echem rozchodził się po dżungli.
-Nie poddawaj się, maleńka.
Myślała, że ma przywidzenia. Obok niej wyrósł nagle jak spod ziemi przystojny blondyn z lekkim zarostem.
-Jesteś innym?- spytała z przerażeniem.
Mężczyzna zaśmiał się lekko.
-Mam na imię Jacob. To powinno ci na razie wystarczyć. Ktoś musi odebrać poród, prawda?
Claire spojrzała na niego nieufnie. Coś sprawiało, że nie bała się przebywać w jego pobliżu. No i Jacob miał rację: ktoś musiał jej pomóc. Kiwnęła głową nieznacznie, a nieznajomy pochylił się nad nią.
-Musisz przeć. Musisz pomóc temu pięknemu chłopcu.
-Chłopcu...?
Więcej nie miała już siły powiedzieć. Zaczęła krzyczeć, tak głośno, tak mocno, że ptaki odlatywały z drzew w promieniu kilku kilometrów. Pot spływał po jej twarzy i ramionach, czuła się tak, jakby miała umrzeć.
-Jeszcze trochę.- usłyszała ciepły głos mężczyzny. -Widzę główkę.
Istotnie, nie minęło dużo czasu, aż usłyszeli płacz noworodka. Był dźwiękiem tak pięknym, że Claire rozpłakała się ze szczęścia. Jacob oczyścił mu twarz, przeciął pępowinę i podał dziecko Claire. Zapatrzyła się w niego jak w obrazek, lekko, z namaszczeniem wręcz głaskając jego rączki. Chciała podziękować nieznajomemu, ale mężczyzny już nie było. A może nigdy go nie było...?
**
Dziewczyna wróciła do obozu kilka godzin później.
-Claire?- spytał xyz zdziwiony, widząc ją. -Kto odebrał poród?
-On... Powiedział, że ma na imię Jacob.
MREMKAM
Każdego dnia coś działo się na wyspie. Raz coś wybuchało, raz się rodziło, raz ktoś umierał. Czasem ludzie zbierali się w ekipy i wyruszali na niesamowitej wagi wyprawy, które zazwyczaj nigdy się nie udawały. Z tego właśnie powodu Camila postanowiła tym razem zostać na plaży. Dzień był słoneczny, słońce prażyło w karki. Nie sprzyjało to niczemu, prócz wylegiwaniu się w promieniach. Pierwszy raz od dawna był to moment wytchnienia dla kobiety, czas, kiedy mogła pogapić się na ocean i fale bijące o brzeg. Nagle coś zasłoniło jej słońce. Otwarła leniwie jedno oko i uśmiechnęła się na widok Hugona, który stał nad nią.
-Zasłaniasz mi słońce. Ściągaj koszulkę i opalaj się ze mną, póki mamy czas. Zaraz wrócą nasi i będziemy musieli skończyć.
Hurley zaczerwienił się.
-Właściwie... Zrobiłem Ci obiad.
Camila pobladła gwałtownie. Właśnie dlatego nie opalała się wcześniej: żeby uchronić ciekawskie wzroki od zwałów tłuszczu, które zwisały z każdej części jej ciała. Jedynie przy Hurleyu, najgrubszej osobie w obozie, nie wstydziła się tego.
-Coś nie tak? Kopytka...- powiedział na widok jej miny, a Camila pokręciła głową i udała się do prowizorycznego stołu, zrobionego z bambusów. Na widok jedzenia zacisnęła wargi. Wyobrażała sobie, jak tysiące kalorii wpływa niekorzystnie na jej, i tak już tragiczny, wygląd. Złapała się za brzuch i nagle wpadła na pewien pomysł. Złapała się kurczowo jego ramienia i poleciała pod nogi mężczyzny, twarzą w piach, udając, że mdleje. Nie przypuszczała jednak, że gdy r0;się obudzir1;, Hugo na poprawę zdrowia każe jej coś zjeść... | |
| |
|
|
|
dnia grudnia 13 2011 20:48:49
Ciekawe czym oprócz sympatii będą się kierować osoby, które poodpadały już dawno temu i postanowią sobie zagłosować na finałowej radzie nie wiedząc nawet jak kto gra |
|
dnia grudnia 13 2011 20:50:06
Lion, a czy kiedykolwiek ktoś głosował według tego jak kto gra? Edycji oprócz MG i finalistów nie śledzi raczej nikt. |
|
dnia grudnia 13 2011 20:50:48
Gratuluje dziewczyny. |
|
dnia grudnia 13 2011 20:50:56
Cóż, niestety taki problem istnieje w każdym MP. Wiem jednak, że niektórzy śledzą trochę edycję, a zresztą pewnie nie wszyscy zdecydują się na głosowanie. |
|
dnia grudnia 13 2011 20:54:14
ja tam czasem zaglądam aczkolwiek wiadomo, że na głosy wpływają różne czynniki |
|
dnia grudnia 14 2011 00:12:27
dajcie zadania na immu |
|
dnia grudnia 14 2011 19:07:14
agusia, Wasze zadanie na immu to napisać 1000 ręcznie "Umba ma zajebistą twarz". |
|
dnia grudnia 14 2011 20:59:54
Ja tam nadal aktywnie śledzę fabułę i doskonale wiem co się dzieje |
|
dnia grudnia 14 2011 21:15:16
pffff chodziło mi o to, które już napisaliśmy |
|
dnia grudnia 15 2011 13:34:04
Agusiowy post o Oscarze normalnie wymiata... |
|
dnia grudnia 15 2011 14:29:11
haha to prawda |
|
dnia grudnia 16 2011 22:12:20
fajni kolesie w obrazku |
| |
|
|
| Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
| |
|
|
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
| |
|
|
| Tylko zalogowani mogą dodawać posty w Shoutboksie.
| |
|
|
|