Robert nie wahał się ani chwili. Podbiegł do Fabienne i wbił jej w szyję coś ostrego. Po chwili dziewczyna straciła przytomność. Wtedy spojrzał na Sylvie. Wykorzystał fakt, że siostra uderzyła się mocno przy upadku. Szybkim i sprawnym ruchem związał jej ręce. Przez moment zawahał się, po czym powiedział: "Wybacz mi" i postawił Sylvie na nogi. Panie przodem. - wskazał ręką, w której trzymał czerwony od krwi Bernarda nóż, wejście do świątyni. Drugą ręką trzymał wolny koniec liny, którą związane były dłonie dziewczyny.
Było to jedno z najbardziej dziwacznych "Wybacz mi" jakie usłyszała.
- Mam ją tu zostawić? ... Co ty sobie wyobrażasz? - zapytała bardzo się obawiając się tego człowieka, lecz nie mogąc opuścić tak po prostu nieprzytomnej siostry. Jej głos zabrzmiał spokojnie w porównaniu do tego co się działo wewnątrz. Nie mogła jednak opanować się do końca, gdyż jej oczy zaszkliły się, starała się zrobić wszystko byle tylko nie rozpłakać się przy psychopacie.
Veronice coraz trudniej było odczytywać zatarte wskazówki na ścianach, które miały pomóc w wyborze właściwej drogi. Przy kolejnym rozwidleniu długo wpatrywała się w napisy świecąc sobie pochodnią. Peter, który niecierpliwił się zanadto ruszył e jeden z korytarzy, by sprawdzić, czy da się przejść. Nieświadomie oddzielił się od reszty, która ruszyła w zupełnie innym kierunku. Peter po przejściu kilkuset metrów trafił na ścianę. Dalej nie było przejścia. Kiedy jednak chciał zawrócić, ujrzał coś, co go przeraziło. Z tej strony droga także została zablokowana przez żelazną zastawkę, która wysunęła się ze stropu, więżąc tym samym nieproszonego gościa.
Krótko mówiąc: Peter nie może w żaden sposób opuścić swojego więzienia. Jakimś systemem wentylacyjnym doprowadzane jest tu powietrze, więc nie udusi się. Ma wybór: czekać na śmierć z odwodnienia i głodu albo popełnić samobójstwo.
Edytowane przez Veronica dnia 29-03-2013 21:33
O. - Robert zareagował, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Sylvie martwi się o siostrę. To nie o nią powinnaś się martwić. Nic jej nie będzie. Powiedział spokojnie i spojrzał na dziewczynę wzrokiem, który sugerował, by dobrowolnie zrobiła to, o co prosi.
Widziała jak szybkim krokiem zmierza w jej kierunku, trzymając w dłoni ostry przedmiot, którego nie potrafiła zidentyfikować. Miała dwie, może trzy sekundy, ale nie zdołała nic zrobić. Nawet obronić się zdrową nogą, która niefortunnie została przygnieciona przez drugą - chorą. Ta z kolei ograniczona przez stłuczone kolano nie potrafiła choćby wierzgnąć. Lewa ręka podpierała podłoże, a prawa przegrała wyścig z czasem. Zatrzymała się w pozycji pół-wyprostowanej, by nagle niewinnie zawisnąć w powietrzu, a po chwili opaść już bezładnie na ziemię. Ostre ukłucie w szyję to jedna z dwóch ostatnich rzeczy, które zapamiętała. Drugą była jego przerażająca twarz. Wzrok i wyraz człowieka, który jest gotów zrobić wszystko dla osiągnięcia swoich celów. Zmrużyła oczy i opuściła głowę do tyłu, powoli "osadzając" swoje ciało na twardej powierzchni...
Ciemność - to co teraz widziała. Wszechobecną i nieograniczoną, otaczającą ja praktycznie ze wszystkich stron. Nie trwało to jednak długo... Po chwili pojawił się ogród, a w nim mała dziewczynka na huśtawce, uśmiechnięta i piękna, dokładnie tak jak towarzysząca jej pogoda. Środek lata, wyjątkowo ciepło, a na czystym niebie rozpromienione słońce. Czuła to ciepło! Rozpoznała w dziewczynce swoją siostrę - Sylvie! Chciała do niej podejść, ale nie mogła... Po chwili ujrzała samą siebie. Mała Fabienne dołączyła do siostry... Wtedy wszystko znikło i pojawił się kolejny obraz. Dorosła Sylvie odwiedza siostrę w jej pokoju i próbuje ją pocieszać. W pierwszej chwili zostaje odrzucona, ale po kilku minutach tonie w jej objęciach... Z każdą chwilą pojawiają się kolejne obrazy, z co raz większą częstotliwością. Co raz krótsze i mniej zrozumiałe, jednak każdy następny bardziej ponury... W pewnym momencie Fabienne idzie leśną ścieżką, jakby nie wiedząc po co, ale czując dziwny niepokój, który zmusza ją do dalszej wędrówki. Jest środek zimy, pada śnieg, a mróz wyraźnie daje się we znaki. Tym razem nie są to jedynie obrazy z przeszłości, a konkretna sytuacja, w której Fabienne uczestniczy. Po chwili wychodzi na polanę, niewielką, otoczoną lasem ze wszystkich stron. Pośrodku niej tłum ludzi. Dziewczyna biegnie, a po chwili przedziera się pomiędzy nimi, by ostatecznie dotrzeć do punktu kulminacyjnego. Jej oczom ukazuje się wykopany dół, a obok niego otwarta trumna. Podchodzi bliżej i widzi w niej... Sylvie. Podnosi ciało i wtula w nie swoją głowę, zaczyna płakać...
Nieprzytomna Fabienne leżała wciąż na ziemi, ale wyjątkowo niespokojnie. Szarpała się lekko, a po chwili zaczęła się trząść. Nie mogła nic zrobić, nie potrafiła się wybudzić...
Złapany w pułapkę Peter zaczął krzyczeć, wołając o ratunek. Kiedy się zmęczył, usiadł. Nic nie widział, więc wymacał zapałki i zapalił jedną. Zostało mu ich poza tą, ostatnie 2 sztuki.
Rozejrzał się dokoła. Otaczały go gładkie, lite ściany. Zapałka szybko zgasła, ale w momencie gdy się dopalała, na skraju pola widzenia zauważył coś w kącie. Zapalił kolejną zapałkę i przyjrzał się. Widok zarazem szokował, jak też uświadamiał okrutną prawdę. Kościotrup, którego zobaczył świadczył o tym, że jeśli nikt nie znajdzie sposobu na uratowanie go, prawdopodobnie zostanie tutaj na wieki.
Zaczął rozmyślać... W końcu zasnął.
Mijał czas, gdy się obudził nie wiedział ile godzin już tam spędził. Zastanowił się, co mógłby po sobie zostawić. Miał notatnik, gdzie mógł coś napisać dla osób, które go znajdą, jednak nic nie przychodziło mu do głowy.
Przypomniało mu się natomiast, że zapomniał zniszczyć LSD zaszyte w dnie plecaka na czarną godzinę. Choć szczerze nie chciał wracać do psychodelików, pomyślał że przydadzą się kiedy będzie odchodził, o ile będzie świadom tego co się dzieje. Jednak momentalnie uświadomił sobie, że przecież przy niemal całkowitym braku śliny pewnie nie wchłonie nawet mikrograma. O ile nie zażyje ich wcześniej, znaczki będą raczej bezużyteczne.
Wolał inaczej wykorzystać ostatnie chwile świadomości. Wyciągnął notatnik, zapalił ostatnią zapałkę i odnalazł miejsce, gdzie kończyły się zapisane strony. Zapałka zgasła, a Huxley zaczął opisywać najważniejsze chwile swojego życia i najważniejsze przemyślenia. Ostatnim zdaniem, jakie zapisał, było: "Nie ma silniejszego i pozytywniej działającego psychodeliku, niż miłość."
Jak można się domyślić, nikt naszego bohatera nie uratował. Spędził te kilka ostatnich dni na przemyśleniach, czując się coraz gorzej, drżąc i powoli tracąc zmysły. W końcu odszedł.
Robert zniecierpliwił się. Także Sylvie dostała zastrzyk w szyję. Ten jednak nie pozbawił jej całkowicie przytomności, lecz sprawił, że jej ciało powoli zaczął obejmować paraliż (patrz: Nikki i Paulo...). Przerzucił dziewczynę przez ramię i wszedł do świątyni. Następnie położył ją na kamiennym bloku. Sylvie z łatwością mogła się domyślić, że to miejsce służyło do składania ofiar.
Grupa z podziemi (Lovro, Travis + Veronica, Gero i profesor) - możecie już dotrzeć do komnaty. Lovro i Travis idą przodem. U Fabienne środek powoli przestaje działać.
Edytowane przez Robert Spinks dnia 30-03-2013 15:03
Lovro szedł przodem z Travisem. Dopiero po chwili się zorientował, że brakuje Petera. Do z powodu strachu o Izzy, reagował z takim opóźnieniem. - Gdzie jest Peter? Widziałeś kiedy i gdzie skręcił?
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Idzie na końcu...- odpowiedziałem, odwracając się przez ramię. Przez to że od dłuższego czasu błądziliśmy i nikt się nie odzywał, nie zauważyliśmy momentu w którym odłączył się od nas Peter. Faktem jednak było to, że nie szedł z nami: zgubił się albo na własną rękę postanowił poszukać wyjścia. - Powinniśmy po niego wrócić. - stwierdziłem, jednak tonem wskazującym na to, że jestem do tego pomysłu dość sceptycznie nastawiony. Odnalezienie się w ciemnych, najeżonych pułapkami korytarzach graniczyło z cudem. Wtedy zauważyłem światło.
- Lovro, spójrz. - zwróciłem się do komandosa. - Mówią żeby "nie iść w stronę światła", ale chyba nie mamy innego wyjścia. Może Peter już tam dotarł?
Kiedy znajdziecie się w głównej sali, zobaczycie Sylvie i stojącego nad nią Roberta z nożem.
Gero wlókł się na końcu. Był tak zmęczony, że ledwie powłóczył nogami. Nie miał już nawet siły narzekać. Tuż obok niego szedł profesor, który trzymał się za serce i wyglądał, jakby lada chwila miał się wykończyć.
We are all evil in some form or another, are we not?
- Może... w sumie nie widziałem nigdzie jakichś rozwidleń. Jeśli nie ma go z nami, to znaczy, że chciał zostać.
Lovro odwrócił się i zobaczył, że mają w grupie 2 bardzo powolne osoby. - Dacie radę? Czy postój?
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Hillmer na dźwięk słowa "postój" od razu osunął się na posadzkę plecami do ściany. Jego twarz pokryta była potem. Wyciągnął z plecaka butelkę wody i zaczął łapczywie pić. Chyba przeceniałem swoje siły. - powiedział między jednym łykiem a drugim. Zgubiliśmy kogoś? Wydawało mi się, że było nas więcej, gdy wyruszaliśmy na te wyprawę. - powiedział odkrywczo, rozglądając się. Dopiero teraz zauważył, że grupa ludzi, którą zatrudnił zmniejszyła się o ponad połowę. Dziwne... dziwne... - mruczał do siebie.
Gero miał tego dosyć. Postój trwał już za długo. A on nie zamierzał spędzić w tej ciemnicy ani chwili dłużej. Chodźmy. Ta, widać jakieś światło. - wskazał na koniec korytarza. Wynośmy się stąd wreszcie.
Na te słowa wszyscy wstali z podłogi i ruszyli ku wyjściu. Za chwilę mieli zobaczyć Roberta i Sylvie...
We are all evil in some form or another, are we not?
Sylvie nie wiedziała co właściwie się z nią stało. Pomyślała, że umiera, bo nie mogła ruszyć nawet powiekami, ale jakimś cudem jeszcze pozostała świadomość. Nie przemawiał jednak za tym fakt, że znalazła się na kamiennym bloku jakby miała zostać ofiarą. A więc i tak umrze za chwilę. Z dala od wszystkich. Z dala od siostry, której nie wiadomo co się stało i być może już umarła, a może właśnie kona. Wszystkie wydarzenia z życia nie miały sensu i choć czasem było wesoło, to wszystko i tak miało się skończyć tutaj, gdzieś w środku dżungli, w jakimś budynku, zarżnie ją nożem psychopata. To był najgorszy moment w jej życiu.
Postój był dobrym pomysłem, jednak po tym jak na chwilę przykucnąłem tym trudniej było wstać i ruszyć w dalszą drogę. Faktycznie, do końca korytarza nie pozostało daleko, a światło na jego końcu rodziło nadzieję na coś w rodzaju wyjścia. Skierowaliśmy się więc w tamtym kierunku, a kiedy dotarliśmy wreszcie do celu, znaleźliśmy się w czymś w rodzaju kamiennej komnaty. Jednak to nie wnętrze tego osobliwego pomieszczenia przykuło mój wzrok, a długie, błyszczące ostrze noża w rękach Roberta, skierowane wprost na tętnicę na szyi leżącej bez życia Sylvie.
Zareagowałem instynktownie. Podbiegłem do mężczyzny i złapałem za nadgarstek, próbując wytrącić nóż z jego ręki.
Nóż wypadł z ręki Roberta, lecz drugą zdążył błyskawicznie sięgnąć po pistolet, który miał przy spodniach. Strzelił w stronę Travisa, raniąc go w nogę, a następnie skierował broń na kolejne osoby wychodzące z korytarza. Veronica w ostatniej chwili przywarła do ściany, unikając pocisku, który trafił tym samym w Lovro, a ściślej, w jego płuco...
/Przykro mi, Umba, za tę powolną śmierć... ale Peter miał gorzej.
- Izzy, Izzy...
Lovro wypowiedział jej imię niewyraźnie, a dokładniej rzecz biorąc tylko je cicho wycharczał, plując przy tym krwią. Z jego rany wyciekała strużka tej czerwonej cieczy. Rana w płuco jest zawsze specyficzna. W zasadzie nie da się uratować rannego, który kona długo i powoli w męczarniach. Krew zalewająca płuca utrudnia oddychanie, więc ranny sam się poddusza. Dodatkowo boleśnie pluje krwią. - Do.. fiuhweuef bij wefuwe3fhbf cie grrrrr.
Po tych słowach z jego ust wyciekła flegma zmieszana z krwią. Mężczyzna wciąż oddychał ciężko i wiedział, że takie coś potrwa jeszcze długoooo. Tyle bólu i cierpienia.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Fabienne powoli odzyskiwała świadomość. Powoli wracała do rzeczywistości. Otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie. Jej ciało było już całkowicie spokojne, czuła jedynie jak krople potu spływają po jej czole. Niewiele pamiętała ze swojego snu, nie licząc ostatniej sceny, którą wciąż miała przed oczami i która nadal wywoływała u niej ogromny strach. Po chwili uświadomiła sobie, że słyszy strzały. Podniosła głowę i spojrzała na świątynie. - Sylvie?! - krzyknęła przerażona w obawie, że siostrze naprawdę mogło się coś stać. Próbowała się szybko podnieść, ale nie należało to do najłatwiejszych rzeczy. Powtarzała czynność kilkakrotnie, aż w końcu udało jej się wygrać z obolałą nogą. Nie miała pojęcia ile mogła tak leżeć i to było najgorsze. Zaczęła iść powoli w kierunku wejścia, a po chwili znalazła się w jej wnętrzu. Minęło kilka minut zanim odnalazła główną komnatę, a w niej całą resztę, łącznie z siostrą. Na ziemi leżał martwy Lovro. Przerażona spojrzała na Roberta, który stał nad bezbronną Sylvie. Zaczęła iść w jego kierunku, ale robiła to niezwykle wolno, trzymając się za stłuczone kolano. Było jej wszystko jedno. - Kim ty do cholery jesteś? Czego od nas chcesz?
Nóż z głośnym brzdękiem upadł na kamienną podłogę i przeleciał kilka metrów dalej, pod ścianę. Schyliłem się by go podnieść i wtedy padł strzał. Zatoczyłem się starając się nie stawać na przestrzelonej stopie. Szybko wypływająca z rany krew sprawiała że zostawiałem krwawe ślady. Robert nie zatrzymał się jednak na tylko jednym strzale, celując w grupę. Nie zdązyłem się odezwać by jakoś ich ostrzec. Lovro osunął się na ziemię, wydając z siebie chrapliwe odgłosy. Zacisnąłem dłoń na rękojeści noża i zamachnąłem się na Roberta. (o ile można go zabić/zrobić mu krzywdę)
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.