Gero darł się i szamotał w wodzie. Nie umiem pływać! - wrzeszczał rozchlapując wodę na boki, wprost na Lovro i Travisa. Niech ktoś mnie stąd wyciągnie!
We are all evil in some form or another, are we not?
Lovro nie lubił Gero, więc nie rzucił mu się do pomocy - dodatkowo martwił się o Izzy, której przy nim nie było. Nie wiedział jeszcze, że kobieta już nie żyje. - Połóż się na plecach i tak nie wierzgaj to nie utoniesz. Woda będzie Cię wypierać i będzie pływał po powierzchni.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Siostra najwyraźniej nie usłyszała jej pytania, być może mówiła zbyt cicho. Po chwili Fabienne odczuła spore wstrząsy, po tym jak wszystkie gałęzie zaczęły się niebezpiecznie poruszać. Przestraszyła się, ale nie potrafiła powiedzieć czym tak naprawdę było to spowodowane. Czyżby zwykłe trzęsienie ziemi? - pomyślała, podnosząc się ociężale. Po chwili wszystko ustało, ale z daleko można było usłyszeć jakieś krzyki. - Co tam się dzieję? - zapytała Sylvie. Mogła się tylko domyślać, bo każde spojrzenie w dół nie dawało jej żadnej odpowiedzi, po za ogromem wierzgających w powietrzu gałęzi i liści. - Chyba czas zejść - rzekła i po chwili obie schodziły już powoli po drzewie. Najpierw Sylvie, a później Fabienne, dzieliło ich kilka metrów. W pewnym momencie Fab spojrzała w dół i ku swojemu zaskoczeniu ujrzała znajomą sylwetkę mężczyzny. Widziała go zaledwie ułamek sekundy, ale bez trudu rozpoznała. Przeraziła się na tyle, że ze strachu noga zsunęła jej się z pnia i zawisła w powietrzu. Dziewczyna zupełnie straciła kontrolę, podniosła głowę do góry, ale po chwili i druga noga, a także lewa ręka "oderwały się" od drzewa. - Sylvie! Sylvie! Jezus spadnę... - zaczęła się jąkać i wierzgać w powietrzu. Teraz trzymała się jedną ręką za wystający, niewielki konar, ale nie miała na tyle siły, by robić to wiecznie. Od ziemi dzieliło ją kilka dobrych metrów. Spojrzała ponownie w dół, ale mężczyzny już nie było...
Gero zaczął tonąć, a prąd zaniósł go dalej wgłąb. Chłopak myślał, że już po nim, gdy znalazł się w jakiejś grocie, w której już siedział Peter. Było tu dość ciemno, promień światła dostawał się jedynie poprzez jedną szczelinę w skale. Spinks zobaczył jednak, że na ścianach umieszczone są pochodnie. Hej! Umiesz to zapalić? - zwrócił się do Petera, wskazując na pochodnie.
We are all evil in some form or another, are we not?
Sylvie, która akurat kończyła proces schodzenia z drzewa musiała nagle zapobiec katastrofie, gdyż siostra była w tarapatach. Niechętnie, ale odważnie zaczęła się wspinać z powrotem. Gdy dotarła do siostry po kilku sekundach nie wiedziała co zrobić, więc jedną ręką trzymała się pnia, a drugą starała się ją podsadzić, wypychając jej tyłek ręką do góry, a nuż to coś pomoże.
- Trzymaj się!
Pomoc Sylvie o dziwo na coś się zdała. Fabienne podparta o jej rękę, zdołała wyciągnąć nogę w górę i posadzić ją z powrotem na wystającym konarze drzewa. Dzięki temu nieco odzyskała kontrolę i mogła ponownie złapać się pozostałymi kończynami. - Dzięki - rzekła do siostry, gdyby nie ona, to pewnie spadłaby i umarła tutaj, pośrodku dżungli. Spojrzała jeszcze raz w dół jakby w poszukiwaniu przyczyny swojego przerażenie. Mężczyzny, którego dobrze znała, ale którego tam już nie było. Po chwili razem z siostrą zeszła na dół. Od razu przytuliła Sylvie, by podziękować jej za pomoc. Uspokoiła się, choć wciąż towarzyszyła jej niepewność i strach. Jeszcze przez kilka minut czuła jego obecność...
Lovro zorientował się, że 2 osoby zanurkowały (utonęły) i coś długo nie wypływają. Wojskowy postanowił to sprawdzić, więc również popłynął w stronę dna. Zobaczył już dlaczego faceci nie wypływają i wrócił do Travisa. - Umiesz wstrzymać powietrze i zanurkować? Tam na dole jest jakaś grota, korytarz. Tędy się nie wydostaniemy, można spróbować tamtędy.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Utrzymywałem się na powierzchi już od dłuższego czasu, nie widząc za bardzo wyjścia z obecnej sytuacji. Ściany były zbyt strome, zbyt wysokie i najprawdopodobniej zbyt śliskie aby udało nam się wyjśc na górę.
Spojrzałem na Lovro i niepewnie kiwnąłem głową. Nie miałem zbytniego zaufania co do pojemności i kondycji swoich płuc, ale zawsze to jakąś opcja.
- Musimy spróbować, płyń pierwszy. - zwróciłem się do niego.
Niestety gorzej było z profesorem. Choć jako tako utrzymywał się na wodzie, to z zanurkowaniem na dłuższy czas byłby już problem. Spojrzał błagalnie na Travisa. Nie dam rady popłynąć tak, jak wy.. - powiedział bezradnie. Spojrzał w górę. Miał nadzieję zobaczyć kogoś z grupy: siostry lub Izzy. Dziewczyny mogłoby rzucić linę, czy coś.
Byłem rozdarty. Byłem już naprawdę zmęczony i naprawdę marzyłem o wydostaniu się z tego miejsca, a propozycja Lovro rodziła chociaż cień nadziei żeby faktycznie tak się stało. Z drugiej strony czułem że pozostawienie starszego człowieka samego, nawet jeżeli był psycholem podbierającym dinozaurze jaja, byłoby objawem wyjątkowej znieczulicy.
- Czy ktoś został tam na górze? - zapytałem profesora spoglądając w tamtym kierunku. Nie chciałem mówić tego głośno, ale wydawało mi sie ze tym którzy nie wpadli do leju nie udało się uniknąć szczęki tyranozaura.
- Profesorze, a jakby Pan wstrzymał oddech? Ja pomogę Panu przepłynąć. To nie jest tak daleko. Nawet Gero, który nic nie potrafi, dał radę tam się znaleźć.
Lovro zapomniał już, że niedawno staruszek go strasznie irytował i to przez niego wpadli w kłopoty. To on gmerał sobie w jajkach!
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Również Fabienne była pewna, że gdy tylko zejdą na dół, od razu zobaczą się z pozostałymi. Jeszcze przed chwilą słyszała krzyki i trzęsienia, a teraz było cicho. Tylko one dwie i nic więcej, po za dżunglą, która mogło się wydawać, że rozciągała się w nieskończoność. Fab uświadomiła sobie, że nie wie gdzie jest. Nie pamiętała nawet skąd tu przyszła, a tym bardziej, w którą stronę ma iść. Zaczęła się rozglądać, ale bardziej w poszukiwaniu "jego" niż pozostałych członków wyprawy. Starała się o tym nie myśleć, ale wspomnienia powracały z każdą chwilą...
Siedziała w kuchni. Po głowie krążyły jej różnie myśli, ale z każdą sekundą się przerzedzały. Dłonie luźno spoczywały na blacie stołu. Teraz była już zupełnie spokojna, zastanawiała się jedynie, czy wszystko zrobiła tak jak powinna przed powrotem matki i siostry. Nie odczuwała praktycznie żadnych wyrzutów, przynajmniej na razie. Co chwilę próbowała się nieco sztucznie uśmiechać. Czuła, że wszystko się jakoś ułoży, że nadal będzie tak jak do tej pory. Że minie trochę czasu i o wszystkim zapomni. Wzięła głęboki oddech i wyszła na górę. Wstąpiła po drodze do sypialni i rozejrzała się po jej wnętrzu. Wyglądała normalnie, tak jak reszta całego domu. Chyba zadbała o każdy szczegół. Teraz mogła spokojnie pójść do pokoju i zdrzemnąć się chociaż przez chwilę...
Po chwili powróciła myślami do rzeczywistości, ale nic się nie zmieniło. Dalej stała obok ogromnego drzewa w towarzystwie siostry. - Chodźmy tam... - wskazała dłoniom w pierwsze lepsze miejsce. Wędrówka trwała już dobre kilkanaście minut, ale siostry nie natknęły się na resztę grupy. - To chyba nie ta droga - rzekła do Sylvie.
Szły i szły, wciąż brak śladu po kimkolwiek lub czymkolwiek.
- Chyba zabłądziłyśmy.
Zaczęła wykrzykiwać znajome imiona, lecz nie było odzewu. Zaczęła się denerwować i od razu zgłodniała, zaryzykowała i zaczęła jeść jakieś kolorowe owoce rosnące tu i tam.
- Dlaczego nas zostawili?
Ponieważ nie było żadnego odzewu, profesor zgodził się na propozycję Lovro. Nabrał w płuca dużo powietrza i zatkał palcami nos, a następnie pozwolił żołnierzowi przetransportować się do groty.
Veronica tymczasem pozapalała pochodnie. Dzięki światłu dało się dostrzec na ścianach wyryte teksty w jakimś starożytnym języku. Niestety Daisy nie było już z nimi, by móc je przetłumaczyć. Veronica wzięła jedną z pochodni do ręki. Przyda się w dalszej wędrówce po ciemnych korytarzach.
- Pewnie czekali na nas, ale gdzieś indziej. Albo idą tą samą droga, tylko cały czas kilkadziesiąt metrów przed nami - zastanawiała się, gdzie też mogła podziać się reszta. Wzrokiem przemierzała dookoła, ale wciąż nikogo nie było. Zaczęła nerwowo przebierać nogami. - Nie jedz tego, nie wiadomo co to jest - plasnęła ręką po palcach Sylvie, które grzebały w jakichś dziwnych krzakach. Sama była głodna, ale nie chciała ryzykować jedzenia czegokolwiek. - Idę się wysikać... Czekaj tu - rzekła i pobiegła kilka metrów dalej, "chowając się" za jednym z drzew.
Wtedy zobaczyła go po raz kolejny... Stał nieruchomo kilka metrów dalej. Nie widziała jaki ma wyraz twarzy, bała się nawet na nią spojrzeć. - Proszę... Ja... - wykrztusiła z siebie, ale nie była w stanie nic więcej powiedzieć. Czuła się tak samo, jak on wtedy. Tym razem role się odwróciły i ofiara zamieniła się w kata. Nie była pewna, czy walczy teraz z "nim", czy z samą sobą. Ze swoim umysłem, który z każdą chwilą staczał się po równi pochyłej, tak naprawdę nie wiedząc dokąd zmierza. Musiała teraz wyglądać naprawdę żałośnie, ale strach, który odczuwała dominował nad wszystkimi innymi emocjami. Założyła z powrotem spodnie i zaczęła biec jak wariatka. - Sylvie! Gdzie jesteś?! - próbowała odnaleźć siostrę, która wbrew pozorom jako jedyna mogła jej teraz pomóc. Mimo, że Sylvie stała po drugiej stronie, kilka metrów dalej, przerażona Fabienne nie potrafiła jej zlokalizować i biegła w zupełnie przeciwnym kierunku. Nie oglądała się za siebie, a po kilkunastu minutach, potknęła się o kamień i wycieńczona upadła na ziemię. Wydała tylko odgłos bólu, spowodowany stłuczonym kolanem i od razu odwróciła się. Była tak zmęczona, że nie mogła wstać, ale raczkując, w pozycji z plecami skierowanymi w dół, powoli przemieszczała się do tyłu. Czuła pieczenie na obdartych ze skóry nadgarstkach, a także na twarzy. Wciąż obserwowała, czy jej nie ściga, ale nie było nikogo. Zupełna cisza, którą nie był w stanie przerwać choćby najmniejszy szelest...
Była wściekła, z każdą minutą co raz bardziej. Nawet do niej nie przyszedł, żeby cokolwiek wyjaśnić, albo chociaż żałośnie się wytłumaczyć. Pewnie dalej zabawiał się ze swoją dziwką! Zresztą... miała to gdzieś. Wstała z łóżka i zaczęła przeglądać wszystkie szuflady i szafki. Po chwili wyszła z pokoju i skierowała się do kuchni. Wzięła ze sobą nóż, może nie myślała racjonalnie, ale czuła, że tylko w ten sposób może dać upust swoim emocjom. Nadal się w niej wręcz kotłowało, a obraz sceny sprzed kilkunastu minut nie znikał jej z oczu. Po chwili stała już obok sypialni, chowając za plecami nóż. uchyliła drzwi, ale nieznajomej kobiety już nie było. Ujrzała jedynie ojca, siedzącego na łóżku, ze schowaną w dłoniach głową. - Tato? - powiedziała cicho, po czym weszła do środka i usiadła tuż obok niego. Mężczyzna kątem oka spojrzał na córkę, ale w jego oczach malował się tylko strach i tchórzostwo. Nawet nie potrafił nic powiedzieć. Zachowywał się jak dziecko, które przed chwilą stłukło szklankę i bało się konsekwencji. Położyła dłoń na jego plecach, patrząc z politowaniem. Wtedy mężczyzna zdecydował się na jakikolwiek krok, chciał coś powiedzieć, ale zabierał się za to wyjątkowo żałośnie. - Przep... - wyjąkał, jednak było już za późno. Fabienne nie mogła na to patrzeć i nawet nie dała mu skończyć. Wbiła nóż prosto w jego serce! Zrobiła to na tyle szybko, że nawet nie zdążył się zorientować. Osunął się na łóżko, cały we krwi, która sączyła się wyjątkowo szybko. Fabienne zasłoniła mu oczy, nie chciała na nie patrzeć. mimo to nie czuła jakiegokolwiek strachu, a jedynie swoistą ulgę. Z przeświadczeniem, że zrobiła to nie dla siebie, ale przede wszystkim dla matki i ukochanej siostry...
Strach wcale nie znikał, towarzyszył dziewczynie dosłownie w każdej sekundzie. Myślami powracała już teraz tylko do tamtych wydarzeń. Wspomnień, od których przecież zdołała się uwolnić na prawie trzy lata, a które teraz powróciły ze zdwojoną, albo nawet potrojoną silą. - Dlaczego? Zrobiłam to dla Was... - zwróciła się do matki i siostry, jakby szukając usprawiedliwienia. Dotarło do niej, że zrobiła najgorszą rzecz na świecie i, że nie uniknie kary. Tego drugiego bała się najbardziej. - Przecież nie żyjesz! - wrzasnęła, mając przed oczami samą siebie, trzymającą w rękach łopatę i wpatrującą się w dół z leżącymi w nim zwłokami zamordowanego ojca. Jej wycieńczeni osiągnęło granice możliwości. Fabienne jeszcze przez kilka sekund podtrzymywała się na rękach, ale po chwili straciła przytomność i opadła na ziemię...
Sylvie usłyszała jak Fabienne ją woła i nawet widziała ją za gęstwiną liści, ale zamiast biec do niej, udała się w odwrotnym kierunki.
- Fabienne! Co się stało? - rzuciła się w pogoń, jednak dość szybko straciła ją z widoku. Wykrzykiwała jej imię. Liczyła na to, że zobaczy jej twarz już za chwilę, za którymś z drzew, za którymś krzewem. Nic z tego. Została sama w dżungli. Nie wiedziała gdzie jest i gdzie jest ktokolwiek, a zawsze może się pojawić jakiś dinozaur. Przemierzała więc las w obojętnym kierunku, coraz rzadziej decydując się na krzyk, tracąc nadzieję. Serce biło szybko, brak kogokolwiek bardzo ją zestresował. Kiedy już miała wracać do jedynego miejsca, które było tu jakimś punktem rozpoznawczym, czyli ich drzewo i dziura z wodą usłyszała stłumiony i krótki wrzask, dochodzący z daleka. Nie usłyszała szczegółów, ale orientacyjnie skierowała się truchtem w jego stronę (przedzieranie się przez nietkniętą dżunglę było bardzo nieprzyjemne i męczące). Po trzech minutach zauważyła w końcu coś, co nie było zielone lub brązowe- koszulkę Fabienne leżącą na ziemi. Dopiero przybliżając się do niej stwierdziła, że jej właścicielka wcale jej nie zdjęła, tylko, że spoczywa na ziemi.
- Fabienne! Co się stało!? Żyjesz? - zawołała i po chwili była przy niej. Sprawdziła puls, który był szybki jak na nieprzytomną osobę. - Obudź się - poprosiła.
Żadne krzyki Sylvie, ani jej obecność nie obudziły nieprzytomnej Fabienne. Dopiero ciepły dotyk jaki poczuła, sprawił, że znowu mogła znaleźć się wśród żywych. Otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie. Poczuła ból głowy, ale widok pochylającej się nad nią siostry dodał jej trochę optymizmu. W pierwszej chwili nie pamiętała co się stało i gdzie jest, ale gdy podniosła się i rozejrzała wokół, przypomniała sobie wszystko. Nie były to jednak przyjemne wspomnienia. Zrobiło się jej trochę zimno, zadrżała i objęła siostrę. - Przepraszam - wyszeptała jej do ucha.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.