Po kilku minutach Peter wychylił się z nory. Tyranozaura nie było widać ani słychać. Zaczął się rozglądać aż dostrzegł coś co nie wyglądało na naturalną część tutejszej flory. Czarny, wypalony krąg. Zbliżył się i dotknął popiołu - był jeszcze ciepły.
- Dziwnem - pomyślał, po czym nieśmiało zakrzyknął wznosząc wzrok w koronę drzewa, na które wspięły się panny Aumont:
- Hej? Chyba sobie poszedł. Możecie zejść. A tu są ślady obozowiska!
Siostry nie słyszały Petera, ani kogokolwiek innego. Drzewo było zbyt wysoko, a gęste liście tworzyły mur pomiędzy nimi. Może nie dźwiękowy, ale na pewno skutecznie zasłaniający widoki. Fabienne leżała z głową wtuloną pomiędzy piersiami siostry i było jej naprawdę przyjemnie. Gdyby nie to, że zniekształcone gałęzie trochę ograniczały jej komfort, to lada moment pewnie by zasnęła. Nastąpiła dłuższa chwila milczenia i żadna z sióstr nie kwapiła się zbytnio, by ją przerwać. Przez te kilka minut, przez umysł Fabienne przedarło się wiele różnych myśli, głównie pozytywnych. Nie pamiętała, kiedy czuła się tak dobrze. Sylvie była dla niej dosłownie wszystkim i z każdym dniem pobytu na wyprawie, uświadamiała sobie to co raz bardziej. Uniosła nieznacznie głowę, na kilka centymetrów, tak by nie stracić kontaktu, po czym spojrzała na siostrę. Zbliżyła się do jej ust i dała krótki pocałunek. Zamknęła oczy i zaczęła powoli zmierzać co raz niżej, całując skrupulatnie najpierw podbródek, a później szyję. Nie zastanawiała teraz, czy to moralne, a nawet o tym czy siostra zaraz nie odepchnie jej, uznając za zwykłą wariatkę. Zwyczajnie dała się ponieść chwili i tylko to teraz się dla niej liczyło - Sylvie, której pragnęła bardziej niż kogokolwiek innego. Czując, że siostra najwyraźniej się waha, złapała jej prawą rękę i trzymała przez cały czas. - Wiem, że tego chcesz... Powiedź to, proszę - wykrztusiła w końcu, nie przestając całować. Drugą dłoniom zaczęła powoli rozpinać koszulkę Sylvie, przemieszczając się językiem w coraz to niższe partie jej ciała.
Gdy wschodnia część nieba poczęła przybierać ciemnoniebieską barwę, zaczął wiać bardzo przyjemny letni zefir, znajdowały się na jednym z wyższych drzew i tu wiatr był odczuwalny w przeciwieństwie do podłoża buszu, po którym się nieustannie poruszali, i gdzie gorące powietrze było stłoczone, nie mogąc znaleźć żadnego ujścia. Przemieszczające się powietrze muskało delikatnie ich skórę, dając ukojenie fizyczne, jak i psychiczne. Gdy przez dłuższy okres milczały, wsłuchując się w szum liści, a nie słysząc żadnych nieproszonych gości jak dinozaurów, natrętnych ludzi i innych potworów, przypominała sobie różne wspomnienia z Francji, niektóre świeższe, inne odległe, w większości jednak widziała obecnie uśmiechniętą siebie, spokój, sielankę, radość, kochającą siostrę... Przez dosłownie ułamki sekund pojawiły się jakieś cienie tych złych wydarzeń, ale była teraz w takim nastroju, że momentalnie to mijało i było zastępowane automatycznie czymś pozytywnym. Straciła przez chwilę kontakt z rzeczywistością, dopiero gdy Fabienne pocałowała ją, przed oczami znowu zawitała teraźniejszość. Zanim się zorientowała lub zdołała w jakikolwiek sposób odpowiedzieć, siostra zaczęła pieścić ustami jej szyję. W pierwszym momencie przeszył ją dreszcz przyjemności, takiego czegoś bardzo długo nie doznała. Jednak po kilku sekundach w jej głowie pojawiło się pytanie, najpierw wciąż przytłumione miłymi doznaniami, jednak narastające ciągle, wraz z pewnym niepokojem. Co się dzieje? Po chwili z ust F. padły słowa, ale i tak na nie nie zareagowała, była zbyt owładnięta rosnącym pragnieniem. Gdy siostra zaczęła rozpinać jej koszulę, Sylvie zaobserwowała, jak jej własne dłonie jej w tym pomagają, orientując się dopiero moment później, że sama to czyni. Teraz świadomie, bardzo chętnie, nie zważając na innych, jakieś reguły z góry przyjęte i uznane za sprawiedliwe. Liczyło się to, że bardzo kochała siostrę, teraz czuła to bardzo intensywnie, musiała wreszcie dać tej miłości upust. Koszulka wylądowała obok, gdy to samo stało się ze stanikiem, aż zaśmiała się cicho, jaką wolność ona teraz czuła! Patrzyła jak siostra robi z nią co chce, chciała, żeby miała teraz inicjatywę i nieco nią pokierowała.
Pieściła dokładnie jej okolice bikini. Poczynając od ramion, z każdą sekundą przemieszczała się co raz niżej, nie mogąc się doczekać tego co wciąż było przed nimi. Chciała poczuć tę bliskość w możliwie najbardziej dosłownym znaczeniu i pragnęła tego jeszcze bardziej niż choćby pięć minut temu. Przez chwilę przez umysł Fabienne przewinęła się myśl o tym, że ktoś mógłby im przeszkodzić. Że ktoś zechciałbym nagle wtargnąć do ich azylu i wszystko popsuć. Ale to tylko ją zmotywowało i zaczęła się wręcz spieszyć! Podniosła wzrok i skierowała go na nagie piersi siostry. - Zawsze miałaś mniejsze ode mnie - zaśmiała się, co miało świadczyć o tym, że tylko sobie żartuje. Nawet w takiej sytuacji nie potrafiła sobie odmówić ciętej uwagi, ale był to tylko wyraz jej nieocenionej miłości do siostry. Zaczęła wodzić palcami po jej biuście, by po chwili opuścić ponownie głowę i tym razem namiętnie całować piersi. Poczuła, że jest między nimi chemia. Siostra nie sprawiała już wrażenia takiej spiętej jak jeszcze przed chwilą i zdawała się ponieść emocjom, tak bardzo jak Fabienne. Popuściła rękę Sylvie, dając jej tym samym trochę więcej swobody. Czuła, że teraz może już to zrobić. Jej usta skierowały się na odrętwiałe z podniecenia sutki siostry i zaczęły lekko je przygryzać. Prawa dłoń powędrowała natomiast w okolice krocza. Wsunęła się pod spodnie i delikatnie wodziła po jej łonie.
Sylvie rzadko łamała zasady. Uważało, że to się nie opłaca i niesie za sobą tylko niepożądane skutki, a każdy kto się wychyla w jakiś sposób, wkrótce na tym traci. Takim naruszeniem jej osobistej harmonii był np. wyjazd tutaj, porwała się na coś, co wygląda kompletnie inaczej niż to sobie wyobrażała i dlatego cierpi odkąd tylko tu przybyła. Za to w tej chwili było kompletnie inaczej. Ta sytuacja nie była żadnym zrządzeniem losu, że przypadkiem pogonił je dinozaur i wlazły na drzewo. To stałoby się prędzej czy później, teraz wiedziała, że od zawsze takie myśli krążyły jej po głowie, ale natychmiast je w sobie tłumiła, uważając, że nawet myślenie o tym podlega karze i zostanie surowo ukarana. Nie została ukarana, a nagrodzona w sposób, który był kwintesencją całej istoty przyjemności. Uważała, że jeśli nie teraz, pożądanie wybuchłoby kiedy indziej i nic by tego nie zmieniło.
Nigdy nikt nie pieścił jej piersi w taki sposób! Ciężko jej było uwierzyć, że przez dwadzieścia cztery lata życia ominęło ją tyle dobrego. Miała wolne ręce, a Fabienne wydała jej się w tym momencie jakaś zbytnio ubrana, kilka chwil i obie były bez górnej części odzieży. Zdała sobie sprawy, że widziała piersi siostry rzadko, a już na pewno nie w ostatnim okresie. Była bardzo podniecona odkrywaniem jej, a najlepsze miało być przecież przed nimi. Przygryzanie sutków dodało nieco pikanterii, co spowodowało, że dzikie pragnienie się wzmogło, a już po chwili poczuła dotyk w najbardziej czułym miejscu; teraz zapłonęła w środku. Jęknęła, ale akurat wzmógł się wiatr i nikt nie mógł nic słyszeć przez szum roślin.
- Rób to... Nie bój się - wyszeptała, gdyż być może siostra wciąż nie była do końca pewna, czy może iść na całego. Sylvie wiła się cała w dziwny sposób, ręka siostry utknęła w jej majtkach i nie chciała się stamtąd wydostać. Po chwili objęła ją i przysunęła do siebie, tak aby jej rozpalone ciało zetknęło się z ciałem Fabienne. Przygarnęła ją do siebie jak najmocniej potrafiła, kto kiedykolwiek myślał, że czuje czyjąś bliskość wyszedłby na głupiego gdyby wiedział, co czuje teraz Sylvie. Gdy F. znowu pojawiła się nad nią, pocałowała ją z własnej inicjatywy, tym razem bardzo śmiało i zachłannie, śliniąc się przy tym. Porozumiały się wzrokiem, młodsza z sióstr zeszła z niej i z pomocą S. ściągnęła wszystko pozostałe co miała na sobie. Wiedziała co miała robić, mimo, że doświadczenie z kobietami było zerowe, okazało się, że miała wyjątkowo sprawny język. Zanim doszła do tamtego miejsca, sprawiała jej przyjemność na całym ciele, dłużej zatrzymując się oczywiście przy piersiach, a także w dolnej partii brzucha. No i w końcu zajęła się łechtaczką, najpierw niby nieśmiało, później wkładając w to całe swoje możliwości. Nic nie mogło zepsuć tej chwili.
Fabienne nie przypuszczała, że role odwrócą się tak szybko. Po chwili leżała już oparta o drzewo, całkowicie zdając się na wyobraźnie siostry. Chwyciła rękami za znajdujące się w pobliżu konary i z przygryzionymi wargami patrzyła jak Sylvie pięści jej łechtaczkę. Czuła się teraz jak... Nawet nie potrafiła określić tego jakimikolwiek słowami. To było coś wręcz niesamowitego i niepowtarzalnego. Jakby żyła tylko po to, by doświadczyć tej chwili. Jej nogi wiły się teraz w różne strony, bezskutecznie szukając odpowiedniego miejsca. Raz znajdowały się na dole, oparte o gałęzie, by po chwili przemieścić się wyżej, uderzając lekko o ramiona, a nawet głowę Sylvie. Ostatecznie wylądowały splecione na plecach siostry, która teraz już w niemal leżącej pozycji dogadzała Fabienne. - Kocham Cię - zdołała wymruczeć, po czym odchyliła głowę do tyłu i już z zamkniętymi oczami oddawała się kolejnym chwilom uniesienia. Jedną dłoniom chwyciła za swoją prawą pierś i zaczęła ją intensywnie masować. Drugą zaś położyła na głowie siostry i jeździła po jej włosach. Wciąż była maksymalnie podniecona, ale pragnęła jeszcze więcej. Otworzyła ponownie oczy i złapała za głowę siostry, sugerując, że teraz jej kolej. Podniosła się nieznacznie, na tyle, na ile pozwalało jej niestabilne podłoże i przyciągnęła Sylvie do siebie. Objęła ją i zaczęła namiętnie całować, najpierw w usta, a później już wszędzie, gdzie tylko docierał jej język. - Jesteś cudowna - wyszeptała jej do ucha, by po chwili na nowo podążyć w dolne partie jej ciała, zatrzymując się w punkcie kulminacyjnym. Chwyciła za jej pośladki i zaczęła lizać łechtaczkę siostry, która znajdowała się teraz niemal w stojącej pozycji. Czuła jak jej nogi trzęsły się, próbując utrzymać równowagę na uginających się gałęziach, ale nie przejmowała się tym. Trzymała ją na tyle mocno, że nic nie mogło się stać. Po chwili ugięła się jeszcze bardziej, sugerując, by przykucnęła i złapała się czegoś.
Pozwalała sobie na dosłownie wszystko. Nie było ograniczeń. Mogła wszystko. Całowała, lizała, pocierała językiem łechtaczkę siostry, doprowadzając ją do nieskrywanej rozkoszy.
- Je t'aime... - powtórzyła po siostrze, zanim ona skończyła wypowiadać swoją sentencję. Wtedy zaczął lać deszcz. Gęstwina liści jako tako je chroniła, ale jednak mokro się zrobiło (jakby nie same nie były wystarczająco wilgotne). Nawet przez myśl jej nie przeszło, aby skończyć w takim momencie. Właściwie to dopiero się rozkręcała, bardzo łapczywie chciała więcej i więcej. Wypełniania wszystkie zachcianki siostry, jak i sama co chwila przejmowała inicjatywę. Teraz znowu oddała się jej, posłusznie ukucnęła i przytrzymała się jednej z gałęzi, która na pierwszy rzut oka wyglądała na stabilną. Ciało drżało, a nogi dosłownie się trzęsły, dodatkowo kora zaczęła moknąć, ale nie była w stanie zwrócić uwagi na takie detale. Ciepłe wibracje rozchodziły się falami po całym ciele i jakby odbijały się ciągle w niej, na nowo i na nowo, docierając do każdego zakątka jej ciała. Z biegiem czasu było jej jeszcze przyjemniej, poczuła, że niedługo dojdzie i chyba odleci w kosmos razem z całym tym drzewem. Zaproponowała wtedy siostrze splecenie nóg i finał w takiej pozycji. Bardzo chciała, żeby poczuły to jednocześnie.
Czuła jak Sylvie niemal siedzi na jej twarzy, co tylko potęgowało jej podniecenie. Trzymała ją mocno za pośladki, wbijając palce w jej ciało. Język Fabienne praktycznie nie czuł zmęczenia, wykonując kolejne "akrobacje" we wnętrzu jej pochwy. Czuła jak zimne krople deszczu lądowały na jej twarzy i wlewały się w usta, spływając z różnych zakamarków ciała siostry, która teraz dosłownie zakrywała jej cały świat. Ten chłód wcale jej nie przeszkadzał, a raczej był swoistym orzeźwieniem gorącej atmosfery jaka panowała. Deszcz łączył się teraz z kropelkami potu jakie gościły na jej czole, zalewając strumieniami jej twarz. Po chwili usłyszała propozycję Sylvie i bez zastanowienia wydostała się spod niej. Z uśmiechem spojrzała w oczy siostry i ułożyła się do oczekiwanej pozycji. Nie musiały nic mówić, rozumiały się bez słów. W końcu spędziły ze sobą całe dotychczasowe życie i nie mogło być inaczej. Po chwili obie już siedziały ze splecionymi nogami, oddając się równoczesnemu uniesieniu. Po kilku minutach nastąpił koniec. Siostry przytuliły się do siebie, tkwiąc w tej pozycji jeszcze przez długi czas. Nie przeszkadzał im ani deszcz, ani cisza, wywołana brakiem jakiegokolwiek dialogu. To było zbędne. Wystarczyło, że mogły być teraz razem i to tak naprawdę było najważniejsze. Cała reszta nie miała przy tym żadnego znaczenia.
Huxley nie doczekał się odpowiedzi żadnej z sióstr, zamiast tego zaczął lać deszcz. Raz jeszcze krzyknął:
- Wszystko w porządku tam na górze? - po czym powrócił do nory, skąd obserwował rozwój sytuacji.
Lovro stwierdził, że można już wyjść z ukrycia. Najpierw klepnął ręką Travisa w ramię, by dać mu znać, że wychodzi. Wojskowego zaciekawiły słowa Petera o pozostałościach obozu. - Musieli tu być niedawno. Jeżeli zdecydujemy się na szybki marsz, możemy ich dogonić. Co Wy na to?
// dewianctwo
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Widząc, że zjawił się Lovro, Peter wyszedł z ukrycia.
- Jestem jak najbardziej za. Noga jakoś mniej mi już dokucza, okłady roślinne łagodzą ból. Nie możemy sobie teraz pozwolić na odpoczynek. Trzeba się dowiedzieć co tu się dzieje i zwijać się stąd.
//od jakiegoś czasu spodziewałem się takiej akcji siostrzyczek, szykowało się coś
Lovro popatrzył w górę, ale nie mógł dojrzeć co robią siostrzyczki. - Czemu one nie schodzą? Myślisz, że coś im się stało?
Wojskowy nie wiedział co się dzieje, ale czuł lekki strach - w końcu na drzewie mógł się czaić jakiś dziwny dinozaurzyk.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
/a mnie i Furfona to się czepiali, jak nasze rodzeństwo było w związku... ;p/
Gero, odkąd postrzelił pterodaktyla zgrywał chojraka. Trwało to oczywiście do czasu pojawienia się tyranozaura. Wówczas wybrał dawną strategię, czyli jak najszybsza ucieczkę.
Teraz wraz z pozostałymi znajdował się w dawnym obozowisku. Od niechcenia kopnął garnek, który leżał porzucony przez Bernarda. Długo jeszcze będziemy się tutaj tak włóczyć... - zaczął marudzić.
We are all evil in some form or another, are we not?
Nad ranem siostry ubrały się (Sylvie dość niechętnie zrezygnowała z podziwiania Fabienne w całej jej okazałości), ale nie złaziły jeszcze z drzewa. Kora przecież była mokra i schodzenie po niej mogło być niebezpieczne. Jako, że jej uczucie zostało oswobodzone, przywitała siostrę pocałunkiem, ale ta jeszcze była niedobudzona, więc dała jej spokój. Myślała trochę co teraz z nimi będzie, jak będą się zachowywać, czy to był trwały przełom w ich stosunkach, czy jednorazowy wyskok. Ale poczeka po prostu do rozmowy z siostrą. Chciało jej się pić, więc póki co skorzystała z wody znajdującej się na niektórych dużych liściach. Czuła niesamowity spokój, jakby zapomniała o wszystkich śmierciach, dinozaurach i tym podobnych sprawach. Wstąpiła w nią nowa wiara, niedługo się stąd wydostaną, wrócą do Nicei...
Czas ruszać. - zarządziła Veronica i przerzuciła swoją torbę przez ramię. Wtedy usłyszeliście oraz poczuliście, że dinozaurza mama powraca. W miejscu, gdzie staliście, ziemia wyjątkowo mocno się zatrzęsła. Jeszcze kilka takich wstrząsów i całkiem usunęła się wam spod stóp. Wylądowaliście w dość głębokim na kilka metrów leju wypełnionym wodą. Było na tyle głęboko, że musieliście pływać, by nie utonąć... Niestety Isobel miała mniej szczęścia. Ponieważ stała nieco dalej, nie udało jej się ten "szczęśliwy" sposób umknąć przed kłami drapieżcy. Siostry, które nadal są na drzewie mogą próbować pomóc wam się wydostać z dołu.
Lovro wpadł do dołu i po chwili poczuł, że jego usta wypełniają się wodą. Zrobił kilka szybkich ruchów i wypłynął na powierzchnię. Na szczęście uniknęli dinozaura, ale ich sytuacja jakoś się nie poprawiła. Rozejrzał się i zauważył, że kogoś brakuje. - Gdzie Izzy?
Wojskowy miał nadzieję, że dziewczyna uniknęła tej dziury i gdzieś się schowała. - Musimy się stąd szybko wydostać tylko nie wiem jak... Izzy! Fabienne! Sylvie!
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Ściany są bardzo strome, nie da się po nich wdrapać. Ktoś może jednak odkryć, że jeśli się zanurkuje, podziemnym tunelem można dopłynąć do groty. Przypomina to wejście przez jeziorko tam, gdzie ukryta była bomba w Lost. Grota należy do świątyni (tej, do której zmierza Robert z Bernardem). Ale ponieważ jest tam dość rozbudowany system korytarzy, niełatwo znaleźć odpowiednią drogę. Generalnie przypomina to korytarze czarnego dymu z Lost, miejsce, gdzie sądzony był Ben itp.
Siostry mogą próbować ratować tych, co spadli lub pójśc dalej, jeśli pozostali zdecydują sie przepłynąć do groty. Dalej jest normalne wejście do świątyni - to, którym wszedł Robert.
We are all evil in some form or another, are we not?
Fabienne siedziała oparta o drzewo ze splecionymi rękami. Jeszcze nie wybudziła się w pełni i było jej trochę zimno. Nie pamiętała nawet kiedy zasnęła... Przez cały czas gapiła się na siostrę, która kończyła ubierać koszulkę, a później spijała wodę z liści. Sama poczuła pragnienie i naśladując Sylvie, ugasiła je przy pomocy wypełnionego po brzegi, potężnego liścia, który zwisał jej nad głową. Spojrzała w dół, ale nie mogła rzecz jasna, zobaczyć zbyt wiele, oprócz ogromu liści pokrytych kroplami deszczu. Nawet nie chciało jej się wstać, nie wspominając o zejściu na dół. Pogoda była już zdecydowanie lepsza, a zza drzewa wyłoniły się pierwsze promienie słońca. Fabienne uśmiechnęła się, traktując je jako dobry znak. Ziewnęła nieznacznie. Przez cały czas siedziała cicho, co było trochę niepodobne do niej. Po raz pierwszy czuła jakiekolwiek skrępowanie wobec siostry i po raz pierwszy wahała się co jej powiedzieć. Wciąż miała w głowie wydarzenia z ostatniej nocy i obawiała się nawet, że siostra może mieć jej to za złe. Bała się, że to co pozornie miało ich złączyć, tak naprawdę je rozdzieli. Ale niewiele na to wskazywało, bo Sylvie wyglądała na wyjątkowo pogodną. - Co tam? - przełamała się.
Odwróciłem się w kierunku Lovro, wiedziony klepnięciem w ramię, kiedy nagle cały świat został mi zalany przez wodę. Byłą ona dosłownie wszędzie: wlewała mi się do uszu, gardła i płuc, a bezradne ruchy rękami tylko powodowały że coraz niżej opadałem w zdradziecką głębię. Ostatkiem sił wynurzyłem się i łapczywie zaczerpnąłem powietrza. To było takie w stylu tej wyprawy! Kompletnie nieoczekiwana sytuacja; pomiędzy bezpieczną kryjówką w zaroślach a walką o oddech w pojawiającej się znikąd wodzie była zaledwie chwila.
- Jesteście wszyscy?! - ryknąłem, z trudem utrzymując się na powierzchni.
PLUM!
Wpadł do wody, nie wiedząc co się dzieje. Jego usztywniona noga przeszkadzała w pływaniu, więc szybko opadał na dno. Zaczął machać rękoma i sprawną nogą i przynajmniej mógł się przemieszczać. Nie dawał jednak rady unieść się na powierzchnię. Na szczęście spadając, jakimś dziwnym odruchem zaczerpnął powietrza. Rozejrzał się poprzez przejrzystą, ustaną wodę. Dzięki tak dobrej widoczności zauważył jakiś tunel. Nie widząc innego wyjścia, postanowił zaryzykować wpłynięcie tam z nadzieją znalezienia jakiejś niszy powietrznej.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.