Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos. Uniósł powieki w górę i ujrzał Georga. - Dobrze, że jesteś. Mam dla Ciebie smakowity kąsek - wskazał sekatorem leżącą na ziemi Brittany. - Tobie Alexie, z kolei zostawiłem czarnowłosą sunie. Poszła... tam - wskazał ręką w jeden z korytarzy labiryntu.
- Mogę cię rozpruć a potem dasz mi dupy, kolejność nie ma znaczenia - zauważył mądrze. - Idź Alex i zajmij się tamtą dziwką, my sobie z Blackiem poradzimy - rzekł poważnie. Podobał mu się sekator ogrodnika, już nie mógł się doczekać aż przejedzie nim po brzuchu grubej krowy i ujrzy jej wnętrzności na wolności.
- Znajdę dziwkę! - rzekł i ruszył w kierunku wskazanym przez Blacka. Dores nie mogła odejść zbyt daleko, więc zdaniem Alexa znalezienie jej było tylko kwestią czasu. Z uśmiechem podążał niespiesznym krokiem po labiryncie, raz po raz uderzając kijem w dłoń. - Nie uciekniesz przede mną! Czuję zapach twojej cipy! - krzyczał.
Brittany oberwała po raz kolejny. Obróciła się na brzuch i próbowała gdzieś odczołgać oraz schować. Przerażenie przeszkadzało logicznie myśleć, więc nie zdawała sobie sprawy, że już za późno i nie ma sensu uciekać.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
George doskoczył do Britt i wykonał dwa mocne ciachnięcią w okolicach ud powodując ból, który uniemożliwił jej czołganie się dalej a nawet poruszanie kończynami. Na śnieg zaczęła tryskać krew.
- I gdzie teraz popełzniesz, wstrętna larwo? - spytał śmiejąc się triumfalnie. - Chodź tu nigga, pomóż mi tą świnię przewrócić na plecy. Zajmę się jej brzuszkiem - rzekł do pana Blacka.
Wspólnymi siłami sprawili, że Brittany ponownie leżała na plecach. Kiedy George dokonał pierwszego nacięcia było wiadome, że to już koniec marnego żywota panny Lusth. Black był pod wrażeniem profesjonalizmu kolegi po fachu i z podziwem przyglądał się jego czynom. Kiedy Brittany była już całkowicie "otwarta" zaczął wpatrywać się w jej wnętrzności. Oderwał kawałek przepony i schował do kieszeni. - Będzie na grilla!
2 miejsce w MP19 zajmuje Umbastyczny! Gratulacje i dzięki za grę, jako że byłeś jedną z nielicznych osób, które wyrażały jakąkolwiek chęć do pisania. Pozdrawiamy!
Edytowane przez Mr Black dnia 11-11-2012 21:56
Dores zaś wyrażała chęć do opuszczenia tego cholernego labiryntu. Po długim biegu złapała ją jednak kolka. Zatrzymała się na chwilę, by złapać oddech. Uchwyciła się za bolący bok i lekko pochyliła z grymasem bólu na twarzy. Zastanawiała się, czy Brittany już zjadła murzyna.
We are all evil in some form or another, are we not?
Tymczasem Alex żwawo podążał między korytarzami labiryntu, czując, że jego ofiara jest tuż tuż. Po chwili zgodnie z oczekiwaniami ujrzał Dores, która zdawała się zgubić i chodziła niemal w kółko. Postanowił się zabawić i przez kilka minut chodził za nią, aż zaprowadził w ślepą uliczkę. Bezbronna Dores nie miała gdzie uciec i była zdana jedynie na łaskę swojego oprawcy. Niestety Alex nie zamierzał być łaskawy. Pojawił się w chwili, gdy był już pewien, że nic nie stanie mu na drodze, by dokonać kolejnego mordu. - Dobry wieczór - rzekł z uśmiechem i rzucił kij na ziemię. Dzieliły ich tylko gęste płatki śniegu, ale na nieszczęście Dores była to za mała przeszkoda, by ujść z życiem. Alex podszedł bliżej i spojrzał jej prosto w oczy. - Już nie będziesz marzła - dodał i chwycił ją za szyję, po czym podniósł do góry na kilka centymetrów. W jego oczach malowała się teraz żądza krwi i nic nie było w stanie go powstrzymać. Położył ją na ziemię i usiadł na brzuchu, żeby ułatwić sobie sprawę. Początkowo Dores próbowała się ratować, ale kiedy straciła resztki sił, odpuściła, czekając na swoją śmierć. Ta miała nadejść lada chwila. Alex uścisnął jeszcze mocniej szyję swojej ofiary i zaczął dusić. Zajęło mu to kilka minut, aż Dores wykonała ostatni dech i osunęła się martwa. Alex spojrzał na nią po raz ostatni i wstał, siadając na śniegu kilka metrów dalej. Jedyne co poczuł, to ulgę. Tego właśnie potrzebował...
Edytowane przez Alex dnia 11-11-2012 23:01
Płatki śniegu cicho opadały na korytarze labiryntu, zasypując wszelkie ślady tych, którzy się w nim znaleźli. Młoda kobieta pospiesznie przemierzała kolejne alejki, z trudem wyrównując oddech. Było na tyle cicho, że wyraźnie słyszała jak śnieg z każdym jej krokiem skrzypi pod nogami. Mimo to nie zatrzymała się ani na chwilę, raz za razem zerkając przez ramię, tak jakby oczekiwała jakiegoś zagrożenia. Już dawno przestała myśleć racjonalnie, skoncentrowana jedynie na odnalezieniu wyjścia z labiryntu. Wiedziała że takowe istnieć musiało, dlatego wytrwale szła dalej, zdając się ignorować przenikliwe zimno i olbrzymie zmęczenie. Wtem usłyszała muzykę: ktoś śpiewał. Z każdym krokiem chór głosów narastał, tak że była w stanie rozpoznać śpiewaną melodię. W końcu, prawie w to nie wierząc, zauważyła korytarz, na końcu którego zauważyła bramę: wyjście z labiryntu. Nie mając pojęcia, że jest jedyną osobą której udało się przeżyć, opuściła labirynt.
Kate Amaranta spostrzegła grupę ludzi: Alexa, George'a, Billa, Holly, Cyrille, Paula i pana Blacka. Cała obsługa hotelu Céleste Clé stała wpatrzona w Kate, śpiewając z uśmiechami na ustach. Wszyscy wyglądali na bardzo podekscytowanych widokiem panny Amaranty.
Do zakoczonej kobiety podszedł Richard Hoffman, właściciel hotelu Céleste Clé.
- Gratuluję moja droga. Mam nadzieję, że pobyt w Reverie Ci się podobał.
***
We all live on a yellow submarine, yellow sub...
Taksówkarz zahamował gwałtownie, skutecznie wybudzając siedzącą na tylnym siedzeniu Kate ze snu. Kobieta zamrugała kilkukrotnie, z pewnymi trudnościami odzyskując przytomnośc umysłu.
- Panienka wybaczy, straszne korki. - usłyszała głos taksówkarza, szczupłego mężczyzny we flanelowej koszuli, z wąsami a'la Krzysztof Krawczyk. Mruknęła niezadowolona, przeciągając się. Gdyby nie była tak niewyspana zapewne pomyslałaby o zrobieniu mu zdjęcia, jednak w tej chwili jej aparat leżał na siedzeniu obok, bezpieczny w futerale. - Nie będzie panience przeszkadzało, jak włączę radio? - zapytał, odwracając się przez ramię.
Amaranta pokręciła głową, przecierając twarz dłońmi. - Jest godzina 10, 7 września 2012. Przejdźmy do wiadomości z kraju. Najświeższe informacje z centrum zdarzeń w Paryżu przedstawi nasz korespondent...
Kate wyprostowała się gwałtownie. Przecież to niemożliwe...
- 7 września?!
- Ano 7. Wczoraj był 6, jutro będzie 8. - przysucharzył taksówkarz, prezentując przy tym swoje krzywe, pożółkłe zęby. - Ma panienka z tym jakiś problem?
- Nie. - odpowiedziała krótko i wyjątkowo cicho, energicznie przeszukując torebkę. W jednej z przegródek znalazła to, czego tak szukała: bilet lotniczy i ulotkę hotelu Céleste Clé. Hotelu, w którym zarezerwowała pokój właśnie od dnia 7 września. Dnia, od którego minęło przecież kilka najdziwniejszych tygodni w jej życiu. Poczuła na plecach dreszcz przerażenia, a gdzieś w głowie usłyszała pierwsze dźwięki piosenki. We all live on a yellow submarine... Nawet nie dosłyszała pytania zniecierpliwionego taksówkarza.
- No to jak, na lotnisko, madame?
Zgodnie z decyzją podjętą przez graczy dziewiętnastej edycji MP zwycięzcą zostaje...Amaranta! Gratulujemy serdecznie Mistrzyni Przetrwania oraz Otherwoman i Umbastycznemu zajęcia ex aequo drugiego miejsca, a także dziękujemy wszystkim za grę.
~mremka, Flaku i Lion
Dzięki za grę wszystkim, którzy w ogóle grali, a przede wszystkim Umbastycznemu oraz prowadzącym bo według mnie przygotowali bardzo ciekawą edycję, której nie wykorzystali gracze
We are all evil in some form or another, are we not?