Juliette popatrzyła na niego z politowaniem, po czym wyciągnęła go na środek parkietu i zawirowała. Widząc, jak mężczyzna nieudolnie stoi i nie wie, co ze sobą zrobić, postanowiła jeszcze bardziej go zawstydzić, tańcząc coraz bardziej seksownie. Kołysała biodrami w rytm muzyki, co jakiś czas odsłaniając nogi w rozcięciu sukienki. Patrzyła mu nieprzerwanie w oczy, wykonując kocie ruchy. Przygryzła wargę i odchyliła się do tyłu, zwracając uwagę na swój dekolt. Trudno byłoby opisać minę Jesusa.
Jesus zamiast zacząć tańczyć myślał o zupełnie innych sprawach. Był jeszcze bardziej zagubiony niż wcześniej, toteż kompletnie nie ruszał się z miejsca myśląc, czy nie powinien po prostu uciec.
Nagle z rurek zamontowanych pod sufitem zaczęła obficie spływać piana.
- O, piana jak fajnie, heh - wyraził swoją opinię będąc coraz bardziej przerażonym. Spojrzał na Alexa i George'a, chyba oni bawili się tutaj najlepiej (mimo że tylko stali i gadali, ich miny ciągle były pełne zadowolenia). W końcu widząc na sobie nieustający wzrok Juliette zaczął tupać nogą w rytmie, to już według niego była pewna forma tańca.
- W takim razie jesteśmy umówieni - odparł, po czym stanowczym ruchem "odstawił" Brithanny na ziemię, a sam udał się na górę. Był ciekaw co też tym razem przyszykował Alex... Kiedy znalazł się już w sali tanecznej był nieco zaskoczony. W tle grała niezła muzyka, a z jakiś dziwnych rurek wydobywała się piana. Black lubił wszelkiego rodzaju udziwnienia, więc bardzo mu się to spodobało. Niestety po za tym niewiele się działo. Na parkiecie niemal świeciło pustkami, nie licząc jakiegoś greka, który udawał, że tańczy. Murzyn stanął na środku i zaczął poruszać się w rytm muzyki, prezentując swoje nieprzeciętne umiejętności. A tancerzem był świetnym. Nawet nigdzie się nie uczył. Po prostu miał talent!
- Myślę, że za parę chwil nastąpi dobry moment i puścimy im coś... hmm... odpowiedniego - rzekł do Alexa. - Jak widzisz nikogo tu nie ma oprócz Blacka, Greka i laski, która udaje, że jest seksowna... - a tak naprawdę przy Persephone wymięka- dokończył w myślach dmuchając w pianę, która akurat doleciała do niego. - ...Ale co na to poradźmy, zrobimy niezły spektakl przynajmniej tym którzy są. Słyszałem z zaufanych źródeł, że niedługo stary Bill ma zrobić swoje, ten to dopiero ma spektakle... - po czym uśmiechnął się tajemniczo. Obserwował teraz parkiet na którym niewiele się działo. Sam nie umiał tańczyć, dlatego nie dołączy, woli patrzeć jak Jesus się kompromituje.
A, tak. - odpowiedziała Dores, odrywając się od myśli o swoim ojcu. Podała Oliverowi dłoń i cofnęła zaraz. Sama zupełnie nie pomyślała, by się przedstawić.
We are all evil in some form or another, are we not?
Gapił się w nią jak w nie wiadomo co, oczekując, że powie mu swoje imię. Tak się nie stało, ale Oliver pragnął poznać godność cudownej kobiety jaką właśnie spotkał! - A Ty... Jak masz na imię? -zapytał po chwili.
- Nie przypominaj mi o tym starym zgredzie... W ogóle go tu nie powinno być. Jak wszystkiego nie zepsuje to będzie cud - odparł z przekąsem wpatrując się w spływającą zewsząd pianę. Była nadzwyczaj intrygująca. Aż nie mógł uwierzyć, że sam wpadł na taki świetny pomysł. - Spójrz na czarnucha. Nieźle się giba, skurczybyk jeden...
Juliette poczuła na sobie wzrok organizatorów. Odniosła dziwne wrażenie. Gdyby nie wypiła wcześniej paru rundek whisky, zapewne nie odważyłaby się wyjść na parkiet. Jesus nie robił postępów, a impreza składała się jedynie z kilku, poniżających się osób.
Wszystko może inaczej by się potoczyło, gdyby nie odezwała się jej dziwna specyfika. Nagle zamarła w tańcu, nie wykonując żadnego ruchu. Źrenice rozszerzyły jej się do rozmiarów tęczówki. Błędny wzrok, dla dobrego obserwatora mógłby przypomnieć wiele, gdyż wyglądała dokładnie tak, jak po cudownym ozdrowieniu, dokonanym przez dentystę. Nic nie mówiąc, skierowała się do wyjścia z sali, zupełnie bez kontroli i poczucia własnej osobowości.
Edytowane przez Gooseberry dnia 27-09-2012 00:30
Jesus podążył za Juliette jak cień (nareszcie mógł skończyć się kompromitować).
- Wszystko ok? - spytał naiwnie, gdyż dobrze widział, że kobieta ma coś nie tak z głową.
Georgie nie mógł w to uwierzyć, nawet ci co przyszli uciekali z sali.
- No ja tu zaraz nie wytrzymam, Alex, co robimy? Mieliśmy tu zrobić show, a tymczasem nikogo tu nie ma! - zaczął się denerwować. Jezus maria, jak on nienawidził ludzi.
Wracając z "imprezy" u Cyrille ktoś z was zauważyć może zwłoki czarnoskórego mężczyzny. Z daleka wyglądać to mogło tak, jakby Dwight Sanders przysiadł na jednej z ławek w okolicach ogrodowych alejek. Przy bliższej obserwacji nie mogło być wątpliwości, że mężczyzna nie żyje.
Ach, wybacz mi moje maniery. - odpowiedziała. Dores. - przedstawiła się Oliverowi. Byli już prawie na miejscu, gdy panna Marvell dostrzegła jakiegoś typ na ławce. Wyglądało, jakby drzemał lub trochę za dużo wypił. A to kto znowu? - zapytała swojego towarzysza.
We are all evil in some form or another, are we not?
- Jak mamy zrobić show, jak nikogo nie ma? Show robi się dla ludzi, a nie pustej sali! Chyba, że chcesz je zrobić dla jednego czarnucha - rzekł z wyrzutem patrząc na Blacka, który od dobrych kilkudziesięciu minut kręcił się po parkiecie jakby był w jakimś transie. - Chyba czas wrzucić wyższy bieg -spojrzał wymownie na Georga, po czy wyłączył gramofon. Płyta zatrzymała się w bezruchu, a w całym budynku zapanowała cisza. Gdyby nie unosząca się jeszcze w powietrzu piana i murzyn na środku sali, można, by pomyśleć, że nic się nie wydarzyło. - Do zobaczenia przyjacielu - rzekł i po chwili wyszedł.
Dores, Dores, Dores, Dores, Dores, Dores, Dores, ach Dores! Jakie piękne imię! - powtarzał sobie, oczywiście w myślach. Wciąż był w jakimś bliżej nie określonym amoku, aż nagle coś zwróciło jego uwagę, a konkretniej uwagę towarzyszki. - Co? - podniósł głowę, by spojrzeć na owe znalezisko. Był to człowiek. Pełno tu ludzi, co w tym dziwnego? - pomyślał, podchodząc bliżej. Było jeszcze ciemno, więc nie wiele widział. Chciał w ten sposób pokazać Dores swoją odwagę, mimo, że bał się jak cholera. Po chwili zorientował się, że to... murzyn. Jezus Maria murzyn! Olivera aż cofnęło na samą myśl. Nie lubił czarnuchów, bo kojarzyli mu się z żydami. Przyjrzał się jeszcze raz dokładniej. Murzyn! Jezus Maria czarny murzyn! Schultz aż spocił się ze strachu, ale nie mógł teraz się wycofać, bo Dores mogłaby pomyśleć, że jest tchórzem, czego on nie chciał. Szedł więc wytrwale z nadzieją, że murzyn zaraz się nie obudzi i go nie zje, tak jak w opowiadaniach dziadka. Po chwili stał już przed nim i dalej nic! To było dziwne, więc postanowił sprawdzić puls. Nie oddychał! Oliver nie wiedział co zrobić. Przecież nie mógł teraz siać paniki, więc ,by załagodzić sprawę sypnął żartem: - Jak to mówią, dobry murzyn - martwy murzyn! Hehehe - odwrócił się ze śmiechem w stronę Dores.
Brittany też zauważyła, że jakiś murzyn nie żyje. Najpierw pomyślała, że to Pan Black i padł na nią blady strach. Zaczęła biec (co było odczuwalne jako delikatne drgania podłoża) w stronę Olivera i Dores. - On nie żyje! Och nie!
Gdy dobiegła na miejsce mocno zasapanym głosem rzekła: - To nie Pan Black, jakiś zwykły murzyn, szkoda go w sumie...
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Dores spojrzała zaskoczona na Olivera i uśmiechnęła się kwaśno. Nie wiedzieć czemu martwy murzyn skojarzył jej sie z ojcem. Wprawdzie ojciec nie był murzynem, ale też był martwy. Interesująca hipoteza. - skomentowała Dores bez dozy ironii. Prawdą jest, że sposób myślenia Schultza naprawdę zaintrygował Dores.
Wtedy właśnie panna Marvell usłyszała kolejno: tupanie i lekkie wibracje podłoża, sapanie i dyszenie, aż wreszcie niezwykle błyskotliwy komentarz dotyczący martwego murzyna. Tak, to była Brittany i jej 120 kg sadła. O, znowu ty. - skomentowała Dores z lekceważącym tonem.
We are all evil in some form or another, are we not?
Gdyby Brittany wiedziała, że Dores uważa, iż waży ona 120 kg, chętnie wyprowadziłaby ją z błędu. 120 kg ważyła mając już 16 lat, a potem jeszcze się jej przytyło. - O, znowu ja. Co mu się stało?
Panna Lusth oczami wyobraźni widziała na ławce martwą Dores, zamiast murzyna. Tyle, że lepiej byłoby Dores przed śmiercią jakoś torturować.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Tymczasem Jesus Aranda już dawno porzucił nadzieje związane ze skontaktowaniem się w jakikolwiek sposób z Juliette. Dyskoteka już dawno minęła, teraz znalazł się nagle obok Brittany, Dores, Olivera i martwego murzyna.
- Ojej - przeraził się tym widokiem.
Alex widząc stojącą w oddali grupkę ludzi, podszedł do nich. Szybko zorientował się, że co się wydarzyło. - Proszę się przesunąć - zakomunikował, by po chwili ujrzeć lezącego na ławce martwego człowieka. Od razu sprawdził mu puls, jednak nie wyczuł ani jednego tchnienia. Murzyn rzeczywiście nie żył. - Co tu się stało? Kto to zrobił? - zaczął wypytywać.
- Nic nie wiadomo panie Alexie. Z tego co widzę wszyscy są zaskoczeni i zastali po prostu murzyna ot tak na ławce. To dość niepokojące, chyba powinien pan coś z tym zrobić... - zauważył.