Mimo iż wydawało jej się, że biegnie dosyć szybko, David w kilka chwil ją dogonił, a nawet wyprzedził. Próbowała jeszcze zwiększyć tempo, jednak mężczyzna z każdą sekudną zwiększał swoją przewagę. Jęknęła przeciągle, coraz bardziej zwalniając aż wreszcie zatrzymała się. Na dłuższą chwilę oparła ręce na kolanach starając się wyrównać oddech, po czym dysząc ciężko podgoniła Bowkera, który zatrzymał się dobrych kilka metrów przed nią.
- Fart amatora. - skomentowała jego zwycięstwo. - I nie wiem, skąd Ci się wzięło, że mam z Tobą jakiś problem. Fakt, denerwujesz mnie momentami przeokrutnie, ale radzę sobie z tym. - spojrzała przez ramię, widząc że zostawili resztę grupy spory kawałek za sobą.
- Co nie zmienia faktu, że za Franceskę to już nie żyjesz. - dodała z groźną miną, po czym wymierzyła mu zaskakująco silny cios z pięści w ramię.
Davida aż cofnęło, kiedy poczuł na swoim ramieniu niespodziewane uderzenie. - Ojej... Przecież Franceska to ładne imię... To znaczy... Zresztą nieważne. Może być Cissy - powiedział, lekko się mieszając, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Bowker wyraźnie zmęczył się tym biegiem, ale starał się pokazywać to w możliwie najmniejszym wymiarze. Dyszał lekko i szczerze wolał teraz poczekać na resztę grupy niż iść dalej, gdyż po prostu nie miał siły. - Coś słabo jak na sportsmenkę - rzekł z uśmiechem godnym zwycięzcy.
Cissy strasznie zirytowało to, że David wyglądał na praktycznie wcale nie zmęczonego. Usiadła na rozgrzanym piasku, czując jak parzy ją w pośladki i nogi pomimo dżinsów.
- Nie jest ładne. Dla mnie brzmi jak jakaś nazwa maści na odciski. "Oj, panie Smith, na pana ranę zaproponuję 2 miligramy Franceski trzy razy dziennie". - skrzywiła się, modulując głos. - I byłą sportsmenkę, jak już. Nigdy nie poznali się na moim talencie. - dodała rozżalona, patrząc z wyrzutem na Davida, tak jakby ponosił w jakimś stopniu za to winę.
David roześmiał się, kiedy Cissy zaczęła opowiadać o swoim imieniu. Szkoda, że nie próbowała jeszcze wykorzystać jakiegoś "trudnego" wyrazu, bo dopiero miałby niezły ubaw. Nie zastanawiając się usiadł na piasku obok niej, by na dobre zregenerować siły po męczącym wyścigu. - Tak wiem... Zaprzepaszczony talent - rzekł żartobliwym tonem, gładząc ją dłonią po włosach w geście współczucia. Wzrokiem spojrzał na grupę, która wprawdzie zbliżała się do nich z każdą sekundą, ale jeszcze byli zmuszeni chwilę poczekać.
Odkąd Kasper trafił na arenę, nie dość, że nie potrafił się zaaklimatyzować to czuł się jak pierdolona marionetka. Całkiem bezsilny, bez pomysłu na opuszczenia tego chorego miejsca, jedynie egzystował z dnia na dzień. Jakby tego zirytowania było mało, pogłębiały je takie sytuacje jak niedawne lądowanie na kamieniach. - No kurwa! - klął w tłumaczeniu na polski, nie mogąc się pogodzić z tym do jakiego stanu doprowadziły go ostatnie tygodnie. Po nieudanych teleportowaniu podniósł się z ziemi i nie wiedział co ze sobą zrobić.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Wypowiedz Davida skomentowała uśmiechem, nie odtrącając jego ręki. Był naprawdę wytrwały w wymyślaniu swoich kolejnych mądrych wypowiedzi.
- Można Cię jakoś wyłączyć? - zaśmiała się, po czym odwróciła w jego stronę i przyłożyła palec do jego ust. - Cii...uciszyłam Cię. - oznajmiła radośnie. Siedziała na tyle blisko Davida, że czuła ciepło jego oddechu na policzku. Zapewne dla wielu osób, w tym może i Bowkera, podobna sytuacja mogłaby wydać się krępująca, ale nie dla Cissy, która niemal hobbystycznie zajmowała się przełamywaniem fizycznych barier, które dla niej praktycznie nie istniały. Niewiele myśląc pocałowała Davida, składając na jego ustach krótki pocałunek.
- W końcu wygrałeś, i należy Ci się nagroda. - stwierdziła puszczając mu oczko, po czym wstała, otrzepała spodnie z piasku i nie oglądając się na Bowkera ruszyła na przeciw reszcie grupy.
Był mocno zaskoczony, kiedy poczuł na swoich ustach pocałunek dziewczyny. Chyba właśnie Cissy osiągnęła swój cel. Zdołała go wyłączyć i to nie na żarty, bo David zaniemówił, odprowadzając wzrokiem blondynkę, która zmierzała w stronę pozostałych. Zrobił dziwną minę, coś pomiędzy konsternacją, a niemożnością sensownej reakcji na zaistniałą sytuację. Po chwili jednak mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie. Wstał i ruszył za nią.
Nie minęło aż tak dużo czasu, gdy Emma napotkała Cissy i Davida. Przez moment próbowała nawet trochę biec za nimi, zdejmując uprzednio buty, ale z niej jest taka biegaczka jak z Davida skoczek narciarski. Cissy niby się nie uśmiechała, ale z jej oczu bił dziwny błysk, o dziwo podobnie było z Davidem. Być może mieli jakąś tajemnicę? Coś znaleźli na pustyni i zagarnęli to dla siebie?
- Gdzie żeście tak biegli!? - spytała, udając jakiś cień zdenerwowania. - Rozumiem, że zmieniliście zdania i bardzo zapragnęliście dotrzeć szybko do łodzi, no ale nie trzeba aż tak ganiać!
- Zgadzam się. - powiedziałem zgadzając się ze zdaniem Emmy. Razem z innymi ruszyłem w stronę pustyni, a tym samym w stronę łodzi i wolności. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo kto wie, co w zanadrzu trzyma dla nas Hayden.
- Mówiłam, że zaczynam regularnie biegać. Jak już stąd się wydostaniemy mam zamiar zdobyć złoty medal. Pomacham wam z podium. - odpowiedziała Emmie. Mimo iż spodziewali się że na pustyni będzie gorąco, to Cissy w tym momencie czuła się jakby włożyła głowę do nagrzanego piekarnika.
- Ja pierdzielę, ale żarówa. W następnej paczce poproszę kostium kąpielowy. - otarła pot z czoła i "odkleiła" koszulkę od mokrych pleców. Zaczęła sobie podśpiewywać, narażając wszystkich naokoło na przykre doświadczenia, ponieważ fałszowała tak bardzo, żę ciężko było określić jaka to piosenka. Spoglądała na swoich towarzyszy, nic nie robiąc sobie z ich min wyrażających spore cierpienie.
Owe wyjaśnienia Cissy były bardzo niewiarygodne, ale Emma postanowiła nie drążyć już tego tematu, skoro dziewczyna nie chce mówić co się wydarzyło, niech nie mówi. Faktycznie panował w tym miejscu upał, lekko mówiąc. I to mimo tego, że posiadała na sobie białą koszulkę, która powinna odbijać światło, jednak była nieco grubsza od jej zwykłych bluzek, toteż nie była do takiej odzieży przyzwyczajona. Postanowiła ją zdjąć na jakiś czas aby odetchnąć i paradować w samym staniku, najwyżej się spali.
- Wody... - odmruknęła, gdyż bardzo dawno nic nie piła i przetarła ręką pot z czoła. Wtedy panna Patterson zaczęła "śpiewać". - Trzeba było jednak zostawić cię w lesie! - rzekła śmiejąc się.
David był pewien, że nigdy w życiu nie spotka osoby, która będzie śpiewała gorzej od niego. Jednak jak widać, nie ma rzeczy niemożliwych... Gdy już wszyscy znowu byli razem, podobnie jak pozostali zaczął iść wzdłuż pustyni, wypatrując łodzi, które mieli tam znaleźć, albo pustynnych potworów wyskakujących niespodziewanie z piasku i atakujących równie groźnie jak zmiechy. O dziwo, nie było ani jednego ani drugiego. Cisza i pustka. Niemal jak na wakacjach. Do tego ten upał, który wyraźnie dawał się we znaki, sprawiając, że powrót do lasu wydawał się wcale nie być takim głupim pomysłem. - Z reguły na pustyniach nie ma wody - odparł mądrze, na słowa Emmy, po czym spojrzał z zaciekawieniem na piasek, który teraz otaczał go z każdej strony i spoczywał tak spokojnie, że aż prosząc się o zrobienie z nim czegoś efektownego. - Właściwie to mógłbym teraz zrobić pustynną burzę... Fajnie by było - wpadł na jeden ze swoich genialnych pomysłów, wygłaszając go entuzjastycznie.
- No a jak bym was pozabijała z tego lasu? Dobrze mi poradziłaś, tu mam większe możliwości. - odpowiedziała Emmie kiedy już zakończyła swoje wokalne popisy. Starała się zabrzmieć poważnie, jednak ton jej głosu wybitnie kontrastował z uśmiechem na twarzy. Spojrzała na Davida. Nie wiedziała jak się zapatrywał na kwestię ich pocałunku, bo tak naprawdę nie dała mu możliwości jakkolwiek zareagować, jednak ona nie miała zamiaru być speszona czy zawstydzona. Do wszelkich męsko-damskich relacji od zawsze podchodziła ze sporym dystansem, traktując wszystko pół-serio. Słysząc jego błyskotliwą uwagę, zatrzymała się i zmrużyła oczy.
- Nie żebym Cię podpuszczała, ale nie zrobisz tego. - zwróciła się do Davida, prowokująco zakładając ręce na piersiach. Zapewne myślał że Cissy żartuje, ale był w błędzie. - No dajesz, czekam.
David spojrzał na nią uważnie. Nie wiedział, czy ma się bać, czy też wręcz odwrotnie. Cissy wyglądała nawet groźnie, ale mimo to postanowił zaryzykować. - Uwaga - zakomunikował pozostałym, ze złowieszczym uśmiechem na twarzy. Po chwili wytężył umysł i siłą woli spróbował wywołać małą zawieruchę. W zamierzeniu wiatr miał skierować się w przeciwną stronę, tak, by dać tylko efektowny pokaz, ale ostatecznie David nie do końca zapanował nad tym co chciał zrobić. Nagle wiatr zaczął kręcić wkoło, a piasek podnosił się, by po kilku sekundach szaleć tuż obok nich, obsypując wszystkich po kolei w tym samego Bowkera. - Cholera! Stop! Stop! - krzyczał, by w jakiś sposób zatrzymać piaskową burzę, ale dopiero po kilku minutach wszystko ustało. Piasek opadł bezładnie, a w odległości kilku metrów wciąż unosiła się ogromna smuga dymu. - Hehe wybaczcie - zaczął się śmiać i na przemian kaszleć, opierając dłonie o kolana. Nie tego się spodziewał.
Gordon po wpływem słów Leah postanowił wcielić swój plan w życie. Grupka A, która wlekła się z tyłu za grupką B dogoniła ją i Martell przemówił. - Chyba nie najlepiej rozpoczęliśmy znajomość. Powinniśmy się trzymać razem, w końcu razem tkwimy w tym bagnie. To co zgoda?
Mężczyzna wyciągnął rękę do Cissy. (ale jeśli Flaku czy Lew chcą popisać to wyciągnął ją do Emmy czy też Davida)
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Emma była najpierw wściekła na Davida. Nie miała na sobie koszulki i teraz miała piasek w staniku, a także zdawało jej się, że do innych dość intymnych miejsc piasek również się dostał. Ile by dała teraz za jeziorko, lub chociaż rzeczkę, żeby się opłukać, wykąpać, ochłodzić, napić... Spojrzała teraz na Bowkera, miała zamiar mu wygarnąć wbrew wcześniejszemu postrzeganiu Davida, powiedzieć mu, że jest skończonym idiotą i pajacem, ale nie mogła, bo jego twarz wyglądała tak niewinnie i słodko, że nie mogła nic zrobić. Po prostu zaczęła się śmiać tak głośno, że jej charakterystyczny rechot było słychać na całej arenie.
- Dahahahahavid, nie mogę... Po prostu nie mogę... - nie mogła się opanować i kompletnie nie zauważyła Gordona, który wraz ze swoją grupą ich dogonił.
Cissy do końca myślała że David się jakoś wykręci, dlatego widząc że coś zaczyna się dziać była zaskoczona, z zainteresowaniem przyglądając się jego poczynaniom. Wszystko wyglądało bardzo efektownie do momentu, kiedy piaskowe tornado nie wymknęło się spod kontroli Bowkera, w niebezpiecznie szybkim tempie zbliżając się w ich kierunku. Pył zaczął drażnić płuca, a drobne ziarenka raniły ich ręce i twarze. Kiedy chwilę później wszystko ustało, Cissy czuła że piasek ma w każdym możliwym zakamarku ciała: w ustach, w uszach, w oczach, pod paznokciami.
- I co, cwaniaku? Było się popisywać? - wykaszlała ze złością, jednak chwilę później roześmiała się na widok reszty towarzyszy, szczególnie oblepioną piaskiem Emmę, nie mając pojęcia że sama wygląda bardzo podobnie. - Ale spoko, prawie Ci wyszło.
Wtedy z opadających tumanów piasku wyłoniło się kilkoro ludzi z drugiej grupy, którzy się już z nimi pożegnali i Cissy myślała, że się od nich odłączyli. Nie zauważyła wśród nich Leanne.
- Jeżeli coś mówiliście, to musicie powtórzyć. Kolega ma grupę inwalidzką na swoją moc. - zwróciła się do nich, wycierając twarz z piasku.
David wciąż nie mógł przestać się śmiać z tego co przed chwilą się wydarzyło. W szczególności gdy popatrzył się na resztę oblepioną piaskiem, która wyglądała przezabawnie. Głównie Emma, starająca się wyrazić swoje niezadowolenie poprzez donośny śmiech, a także Cissy, która mimo wszystko nie była aż tak zła jak się tego spodziewał. Po chwili kaszel ustał i David mógł już w miarę normalnie oddychać. Zaczął się więc szybko otrzepywać rękoma, czując piasek niemal w każdym fragmencie swojego ciała. Po chwili stanął wyprostowany i spojrzał na kilka osób z drugiej grupy, którzy właśnie ich dogonili. - Szkoda, ze nie zrobili tego kilka minut wcześniej - pomyślał, uśmiechając się. - Właśnie, powtórz - rzekł w stronę mężczyzny, który stał z wyciągniętą ręką, po czym kaszlnął jeszcze raz.
// Łodzie to miały być dopiero w przystani w dżungli, ale jak już Flaku napisał o łodziach na pustyni to podsunął mi pewien pomysł.
Szliście wzdłuż granicy lasu i pustyni. Zaczynało się ściemniać. Nagle zobaczyliście dziwny budynek. Kamienny i pozbawiony okien. Kiedy weszliście do środka, po jaskrawym słońcu na zewnątrz, wnętrze wydawało się ciemne, jednak gdy wasze oczy przywykły do mroku, zauważyliście, że nad wami nie ma sufitu. Budynek był pusty, a z jednej strony miał kilka wielkich drewnianych wrót. Jedne były otwarte i wpuszczały dość światła, byście mogli dostrzec jakieś dziwaczne konstrukcje.
Łodzie. Dziwne, wąskie łodzie z wielkimi, jasnymi żaglami. Wszystkie miały płaskie drewniane kadłuby, a żagle przymocowano do smukłych masztów.
Cele:
- zastanówcie sie do czego służą łodzie, zwłaszcza że w okolicy nie ma żadnego jeziora czy rzeki
- zastanówcie się również, czy nie lepiej zostać w budynku na noc i dopiero rano ruszać wgłąb pustyni.
PS. Znikam gdyż jest mecz Chorwacja - Irlandia i muszę go koniecznie obejrzeć