Cissy w milczeniu patrzyła na Adriannę; krew na jej dłoniach powoli zastygała, zmieniając barwę na ciemnobrunatną. Przecież o to chodziło w Igrzyskach: aby zabić wszystkich na Arenie. Można nawet powiedzieć, że powinni być jej wdzięczi za wyeliminowanie jednego przeciwnika; że wyręczyła ich z tego przykrego obowiązku. To że trzymali się razem i żyli we względnej przyjaźni było kompletnie bezsensowne, skoro wygrać miała tylko jedna osoba. Mimo to Cissy była wstrząśnięta.
- Gdzie on jest? To znaczy: gdzie jest jego ciało? - zapytała, sama do końca nie rozumiejąc po co. Prawdopodobnie nigdy nie spotkała mężczyzny zamordowanego przez Adriannę.
- A wy myśleliście że ja stanowie dla was zagrożenie... - prychnął, ale zaraz odsunął się od Adrianny, ze zgrozą przypominając sobie iż zaledwie chwilę temu dziewczyna ciągnęła go za rękaw przypalonego kitla.
- To nie Twoja wina. Ty tylko się broniłaś. Jeśli Ty byś go nie zabiła, on zabiłby Ciebie. - rzuciłem i odsunąłem się do niej. Spojrzałem Adriannie prosto w oczy i ze współczuciem zacząłem się zastanawiać, jak czuje się prawdziwy morderca zaraz po zabójstwie, skoro przez przypadek tak zachowuje się normalna osoba. - Jeśli chcesz, mogę Ci pomóc. Mogę dać Ci spokój, przynajmniej na razie. Ale ostrzegam, że to nie wymaże Ci pamięci ani nie oszuka poczucia winy. Chcesz tego?
Nie mogła uwierzy w to co tutaj się działo, milczała ciągle. Lubiła to. Lubiła się po prostu nie odzywać, być w cieniu, niezauważalna- od zawsze. To co się tutaj jednak zdarzyło było dziwne, ona go zamordowała? Jak inaczej można to było nazwać, Anastasia zaczęła obawiać się o własne życie i myślała nad tym czy nie lepiej po prostu się odłączyć, ale wcześniej musiała im powiedzieć coś bardzo ważnego, tajemnicę. Tajemnicę Haydena, która na pewno pomoże im. Obiecała sobie w duchu, że opowie im wszystko, ale nie teraz. Nie było na to obecnie czasu, ani sprzyjających warunków. Usiadła i nadal obserwowała wszystkich dookoła, ciągle milczała.
- Ja... - zaczęła gdy tylko usłyszała propozycję Garretta. Zrobiła to. Zabiła tego mężczyznę. Musi się otrząsnąć. W końcu to był ich cel, prawda? Zabijać. Mimo to czuła się okropnie. Prawie się już uspokoiła, więc spojrzała całkiem przytomnie na swoje ręce a po jej policzkach znów łzy pociekły strumieniami.- Nie. Dziękuję za propozycję ale muszę sobie z tym poradzić. Poza tym jak już powiedziałeś to nic nie da.- Usmiechnela się przez łzy patrząc na chłopaka na razie nie chciała odwracać wyroku od niego bo nie była pewna czy da radę spojrzeć inny w oczy. Wstała powoli i stanęła wyprostowana. Już nic nie powiedziała na temat wulkanu. Nie chciała tam iść.
Nie usłyszawszy odpowiedzi Cissy bez słowa ruszyła przed siebie, spokojnym krokiem przemierzając kolejne metry. Było przerażająco cicho: w tym miejscu nie śpiewały ptaki, nie było słychać nawet szumu drzew. Na ciało mężczyzny natknęła się przez przypadek, prawie przechodząc obok niego. Leżał na plecach, wciąż z otwartymi ze zdziwienia oczami. Musiał kompletnie nie spodziewać się zagrożenia. Nigdy wcześniej nie widziała zwłok, dlatego sinoblady odcień jego skóry zrobił na niej duże wrażenie.
- Naiwny debilu...- mruknęła tylko, mimo iż sama była dużo bardziej naiwna, spędzając kolejne dnie w grupie. On przynajmniej działał na swoją rękę, wybierając samotność: jedyną do przyjęcia opcję społeczną w Igrzyskach Śmierci. I wtedy go poznała. Był to mężczyzna z łukiem, którego poznała kilka dni wcześniej, nie wiedziała nawet jak miał na imię. Wydawał jej się wtedy gburowaty, ale przy tym bardzo silny. Trudny do pokonania przeciwnik. Kto by się spodziewał, że zabije go drobna brunetka...
Ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że po jej policzku spływa łza, kapiąc na koszulkę i zostawiając na niej małą, okrągłą plamkę. Nie były to jednak łzy smutku czy żalu: płakała ze strachu. Strachu przed śmiercią, zapewne równie bolesną jak ta, która spotkała mężczyznę. Odeszła parę metrów od ciała Aarona, usiadła pod drzewem i pozwoliła sobie na kolejne łzy, które coraz bardziej zalewały koszulkę. W ostatniej chwili przypomniała sobie, że oglądać ją musi zapewne kilka milionów par oczu dlatego oparła głowę na kolanach, zasłaniając twarz i wystawiła środkowy palec.
Nic nie odpowiedziałem dziewczynie tylko posłałem jej jeden z tych cieplejszych uśmiechów. W sumie jej współczułem. Sam nie wiem, jakbym się zachował po zabójstwie. Może to i lepiej, że odczuwam emocje innych, doświadczając tego, co może mnie kiedyś spotkać? Traktowałem to jako rodzaj hartowania. - Myślę, że nie powinniśmy już więcej tracić czasu. Zobaczmy co czeka nas na tym wulkanie. - rzuciłem do pozostałych, próbując nie zwracać jakiejś szczególnej uwagi na Adriannę. Dziewczyna potrzebowała przede wszystkim samotności i spokoju, by móc się uporać z własną świadomością.
Stał w miejscu wciąż z niedowierzaniem patrząc na Adriannę. Do tej pory jeszcze nikt z nich nie zginął, więc wiadomość o tym, że dziewczyna zabiła jakiegoś mężczyznę była dosyć wstrząsająca. W milczeniu zastanawiał się co robić. W głowie miał jeszcze przerażające bestie, które ścigały go po dżungli, ale teraz wszystko jakby osiągnęło drugi etap. Zginął człowiek. I to z rąk jednego z nich. Czyżby zaczęła się ta prawdziwa gra? Gra na śmierć i życie, w której zwycięzca będzie tylko jeden? David nigdy nie był zbyt wrażliwym człowiekiem. Świat zawsze był dla niego przychylny i wszystko z reguły traktował jak zabawę. Samo wzięcie udziału w tych Igrzyskach miało być przecież tylko zabawą. Przez chwilę w jego myślach pojawił się autentyczny lęk i strach, nawet większy od tego jaki towarzyszył mu podczas ucieczki przed zmiechami. Bez słowa ruszył, w kierunku, w którym poszła Cissy, zupełnie ignorując słowa Garretta. Był ciekawy kim jest zamordowany mężczyzna. Czy w ogóle kiedykolwiek go widział. Po chwili dotarł na miejsce i przyjrzał się leżącemu na ziemi ciału. Nie pamiętał jak miał na imię, ale widział go już wcześniej. Na samym początku przy jeziorze. Spojrzał na oddaloną o kilka metrów płaczącą Cissy. - Wszystko... ok? - odezwał się niepewnie i niezbyt głośno. Widział, że dziewczyna jest naprawdę przerażona. Przez chwilę pomyślał nawet, żeby podejść do niej... pocieszyć, ale to nie było zupełnie w jego stylu. Bał się wręcz tego. Stał więc dalej, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Strach. Uczucie, które potrafi zmobilizować do rzeczy, do których nie byłoby się zdolnym w normalnych warunkach. Uczucie, które zapewne zmusiło Adriannę do morderstwa. Uczucie, które prędzej czy później zniszczy ich wszystkich....Cissy czuła się jak po obejrzeniu wyjątkowo przerażającego horroru, kiedy bała się tak bardzo że nie była w stanie wystawić nogi spod kołdry, a każdy głośniejszy odgłos powodował u niej kolejny dreszcz strachu. Dopiero teraz zrozumiała, że powinna się tak czuć od początku, a próba stworzenia pozornie normalnych relacji była głupotą i oszukiwaniem samych siebie.
Kiedy usłyszała głos Davida, mimowolnie drgnęła. Otarła pospiesznie wciąż świeże łzy, odwracając głowę. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział że jest słaba, bo będzie wtedy łatwiejszym celem.
- Wszystko ok. Wszystko kurwa ok. - odpowiedziała zachrypniętym głosem. - Nie chcę tu być, rozumiesz? Muszę wygrać Igrzyska. - pociągnęła parę razy nosem i w końcu podniosła wzrok na mężczyznę, wciąż oddalonego o kilka metrów, tak jakby bał się podejść bliżej.
David lekko się zląkł na słowa Cissy o tym, że musi wygrać Igrzyska. Była w szoku i kto wie co mogło jej teraz przyjść do głowy. Podszedł kilka metrów bliżej, mając nadzieję, że nie zechce czegoś mu zrobić. - Chyba powinniśmy... iść do tego wulkanu - oznajmił, głośno przełykając ślinę. Tym samym zastanawiał się, czy to w ogóle ma jakikolwiek sens. Zapewne to, że nie będą postępować zgodnie z poleceniami Haydena przysporzy im dodatkowych kłopotów, ale z drugiej strony on przecież cały czas z nimi pogrywa. Lepszym rozwiązaniem byłoby spróbować go przechytrzyć. Inaczej prędzej czy później będą ginąć kolejne osoby.
- Popatrz na niego. Skoro dała go radę zabić Adrianna, która waży z 50 kilogramów w mokrym ubraniu, to co może zrobić ktoś większy? Co Ty możesz zrobić? - mówiła, po raz kolejny odwracajac wzrok. - Zabijesz mnie David, prędzej czy później, i oboje o tym dobrze wiemy. - intensywnie tarła suche już policzki, zostawiając na nich różowawe ślady.
Wstała i podeszła do ciała mężczyzny, zamykając mu oczy. Powinni go pochować? Zauważyła leżący nieopodal łuk i kołczan i nie patrząc na Davida podniosła go z ziemi. Jeżeli nauczy się z niego strzelać, będzie dużo bardziej przydatny niż sztylet.
Podszedł jeszcze bliżej, tak, że był już praktycznie dwa, może trzy metry od Cissy, która właśnie podnosiła z ziemi łuk. - Nie zabiję Cię... Możesz mi zaufać - powiedział do niej, uśmiechając się, niemal tak samo jak na avatarze. - Musimy wszyscy działać razem. Inaczej się nawzajem pozabijamy i wtedy on wygra... Musimy przechytrzyć tego Haydena. Nie wiem jak, ale... musimy to zrobić.
Emma również płakała, ale odeszła na bok, aby nikt się zbytnio nią nie interesował. Przez długi długi czas rudowłosa łudziła się. Że wydostaną się stąd szybko, że to jednak nie takie straszne jak się wydaje, że nikt nie będzie nikogo zabijał, że wszyscy będą myśleć tylko o opuszczeniu tego miejsca i jeśli nawet nie pomagać sobie, to przynajmniej żyć w pokoju i tolerować istnienie drugiej osoby. Były podczas pobytu tutaj symptomy tego, że jednak tak nie jest, jednak sama Emma nie była przez nikogo zaatakowana, wszyscy wydawali się być dla niej w miarę mili, więc nie odczuła tak bardzo, że znajduje się w Igrzyskach, na pewno słabiej odczuła to od Cissy. Był atak koczkodanów, po którym do dziś ma rozorane plecy i bliznę na policzku. Jednak właśnie to były jakieś bezmózgie stwory, dlatego Emma od tamtej pory tłumaczyła to sobie tak, że tylko one są tutaj właściwie zagrożeniem. Z każdym kolejnym dniem upewniała się coraz bardziej w przekonaniu, że ludzie z którymi tu przebywa są niegroźni oraz, że nic się nikomu tu poważnego nie stanie. Aż do dzisiaj. Szwedka właśnie przestawała płakać, być może dlatego, że organizm nie może produkować aż tylu łez na raz. Nie płakała z żalu po śmierci tego faceta, w ogóle go nie znała. Płakała, gdyż dotychczasowa harmonia i jej w miarę dobry humor zostały właśnie bezlistośnie zaburzone. Płakała także, bo czuła, że to samo stało się z Adrianną, mimo, że ak wszystkich tutaj wciąż jeszcze dobrze nie znała, to ją zawsze lubiła i każde jej niepowodzenie traktowała nie tak samo, ale niemal jak swoje własne. Bardzo szkoda jej było tej drobnej osóbki, która musiała czuć się teraz najgorzej z ich wszystkich, co wydawało się Emmie prawie niemożliwe zważywszy na swój obecny stan. Pieprzony cholerny przypadek i zrządzenie losu... Co za pech i nieszczęście... Dlaczego prędzej czy później coś musiało się stać? Fakt, właściwie sama obecność tutaj powoduje, że w końcu coś by się stało, jednak nie każdy tu jest normalny i bezbronny, są też inni, źli ludzie. Emma wyszła zza krzaków i spojrzała na stojacych blisko siebie Cissy i Davida. Nie wszyscy są źli. Oni są dobrymi ludźmi. Cissy nie jest idealna, czasem wkurza, czasem ją ponoszą emocje. David... On jest z nas wszystkich najmądrzejszy, jego niesamowite sentencje przyprawiają mnie za każdym razem o dreszcze. Tak, ich się nie muszę obawiać. A reszta? Garrett jest empatą, taką moc zyskał nieprzypadkowo, tak mi się przynajmniej zdaje. Wie doskonale co innym dolega, teraz zachował się bardzo opiekuńczo wobec Adrianny. Chyba też można na niego liczyć. Will słabo poluje, ale jest niegroźny... A niech to... Emma zdała sobie sprawę, że zaczyna myśleć tak jak wcześniej. Że otaczają ją niegroźni ludzie, że nie jest aż tak źle. Właśnie teraz postanowiła zmienić się i być uważniejszą. Nikomu nie będzie do końca ufać, ale nie można też popadać w szaleństwo i nie będzie się izolować, ani nie ucieknie do lasu w strachu przed innymi osobami. Będę się zachowywać tak jak wcześniej, tylko że trzeba... bardziej uważać. Szwedka wytarła łzy z policzków, miała teraz całe mokre ręce, a palce wciąż jej drżały. Podeszła do Davida i Cissy, wtedy, gdy Bowker wygłaszał ostatni post Flaka.
- Je... - musiała odchrząknąć dwa razy, gdyż jej głos ugrzązł gdzieś głęboko. - Jestem z wami... - i po raz pierwszy od jakiegoś czasu zdobyła się na lekki uśmiech.
Po chwili obok nich zjawiła się również Emma. - No to super... - odparł na jej słowa, które świadczyły o tym, że nie jest jeszcze tak źle. O ile będą się trzymać razem to jest szansa, że wszystko dobrze się skończy. David pierwszy raz był w takiej sytuacji. Do tej pory nie miał pojęcia jak to jest, kiedy grozi ci niebezpieczeństwo i w każdej chwili możesz zginąć. Nie chciał, żeby tak było. Dlatego wolał, aby wszyscy trzymali się nadal razem. - To co robimy? Cyba trzeba go... pochować? - dodał po chwili, kierując wzrok na martwego mężczyznę.
Lajon, Flaczers dostaliście na Dzień Dziecka nowe klawiatury?/
Cissy spodziewała się odpowiedzi w stylu "wszystko będzie dobrze, nie zrobię Ci krzywdy" dlatego cicho zaśmiała się, słysząc słowa Bowkera. Nie miał prawa mówić takich rzeczy, bo przecież nie wie jak zareaguje kiedy zacznie się prawdziwa walka. Miałą ochotę go uderzyć, żeby otrząsnął się z iluzji w której niewątpliwie trwał. Nie ma żadnego my. My nie przechytrzymy Haydena, bo wszyscy dobrze wiedzą co trzeba zrobić, żeby wygrać. Podeszła do niego, zaburzając dystans który wyznaczył, patrząc na niego ze złością.
- Nie ufaj nikomu. Jesteś za mądry, żeby dać się zabić. - wyszeptała mu prosto do ucha, po czym odsunęła się na kilka metrów, słysząc czyjeś kroki. Chwilę później na polanie pojawiła się Emma. Widać było, że pierwsza śmierć z powodu morderstwa wpłynęła również i na nią. Ich spojrzenia się spotkały i przez kilka sekund trwały patrząc na swoje smutne, przerażone twarze, po czym niemalże w tej samej chwili posłały sobie słaby, chociaż bardzo pewny uśmiech.
- Pochowajmy go. Zapewne teraz patrzy na nas jego rodzina. Jesteśmy mu to winni. - westchnęła ciężko.
Zastanawiał się dlaczego mu to powiedziała. On chciał ją tylko pocieszyć. Naprawdę nie sądził, że kiedykolwiek będzie w stanie kogoś zabić. Nie przeszło mu to nawet przez myśl. Z całej grupy jeszcze najbardziej ufał tej dwójce, Emmie i Cissy. Na pewno miała rację mówiąc mu to, ale naprawdę uważał, że muszą się trzymać razem. - Tak... Ale trzeba jakoś wykopać dół. Chodźmy może najpierw po resztę... - rzekł sugerując, by udali się do pozostałych.
hoho, Pan Dorosły już zapomina o dzięcięcych świętach/
Cissy bez słowa ruszyła przez siebie. Wątpiła, że ktokolwiek miał łopatę lub jakiś inny sprzęt, w końcu po co organizatorzy mieliby im cokolwiek coś ułatwiać, dużo lepszą rozrywką dla mas będzie oglądanie jak zabijają się gołymi rękoma.
- Co to za prymitywny świat, "chleba i igrzysk!", jak w starożytnym Rzymie. - mruknęła bardziej do siebie niż do reszty, o dziwo nie przekręcając historycznego faktu.
Mokre plamy na koszulce nieprzyjemnie przylegały do ciała dlatego zdjęła ją, przerzucając przez ramię. Kiedy doszli do grupy, Cissy podeszła do Giliana, odwracając się plecami do Adrianny. Nawet jakby się starała, nie potrafiła nie patrzeć na jej dłonie, tak jakby kobieta nimi machała, mówiąc przy tym "patrz! zabiłam człowieka! Ty będziesz następna!". Paradoksalnie, jedyną osobą której teraz ufała był Gilian, i to tylko dlatego że miał pecha spotkać tę samą kobietę co ona.
- Jaki masz teraz plan? Idę z Tobą. - zwróciła się do niego, mocno zaciskając dłoń na pasku plecaka.
Po dotarciu do reszty David zatrzymał się, czekając aż podejmą jakąś decyzję. Kątem oka spoglądał na Adriannę. Przez chwilę w jego głowie pojawiały się dziwne myśli. Może ona też współpracuje z Haydenem? Przecież tak usilnie chciała, żeby szli już do tego wulkanu i robili dokładnie co każe ten szaleniec. Może tak naprawdę zabiła tego faceta z premedytacją i teraz tylko udaje? Może jest taka sama jak Anastasia i ten pajac w okularkach, którego imienia nie mógł sobie w tej chwili przypomnieć? Może oni są przeciwko nim? W głowie pojawiło mu się sporo pytań i podejrzeń. Spojrzał jeszcze raz na Adriannę. Zupełnie nie wyglądała na kogoś kto tylko gra...
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.