Szeroko otworzyłam oczy, gdy zobaczyłam, co dzieje się z Patty. Ledwo pogodziłam się z moją mocą, gdy nagle wyrodziła się jej- i naprawdę szczerze zastanawiałam się, która z mocy jest lepsza. Zaczął się zmieniać jej kolor włosów, nos wydłużył się, na policzkach wykwitły blade piegi. Zmieniła się też karnacja; nie minęło kilka sekund, a była już zupełnie inną kobietą.
-Stara, chyba umiesz zmieniać swój wygląd.- powiedziałam z podziwem.
- Nienienienienienie. Cholera, nie, nawet głos mi się zmienił... - westchnęłam zbulwersowana, i spróbowałam przejrzeć się w zapalniczce. Przecież lubiłam swój wygląd. Rysy twarzy, karnację, figurę... A teraz byłam wątłą, bladą blondynką z cienkimi włosami... Tak podobną do tej, która nie wiedziała, że ma ojca w mafii. - No ja pierdolę. - mruknęłam. Pomyślałam, żeby wrócić do poprzedniej postaci, więc myślałam o tym bardzo intensywnie, ale to na nic. Wkurzyłam się i wtedy od razu zmieniłam się z powrotem. - Albo mi się wydaje, albo moja moc zależy od moich emocji. Jeśli nauczymy się obie to kontrolować, to bajeczka, jesteśmy niezwyciężone!
Loora czuła się okropnie, wiedząc, że Patty pewnie jej teraz nienawidzi. Ona chciała tylko spróbować... Zasmucona usiadła na ziemi, wyciągnęła bułkę i próbowała nią podrzucać w górę i w dół. Niestety nie zawsze jej to wychodziło. Kilka razy bułka wydostała się spod jej kontroli i uderzyła ją w głowę. Kiedy indziej na przykład odleciała parę metrów dalej, zamiast do góry. Pochłonięta swoją zabawą, nawet nie zauważyła kiedy się podniosła i ruszyła przed siebie. Teraz stała oddalona od Leah dobre kilkaset metrów, ale na szczęście ją widziała. Wróciła czym prędzej do zaznajomionej brunetki i rozejrzała się w poszukiwaniu Leanne i Patty.
- Myślisz że to takie proste? Najpierw musiałabym się pewnie napalić, skoro to działa na emocje, czy coś... A potem cholera, chyba trochę niewygodnie z czymś dodatkowym między nogami, poza tym nie wiedziałabym w jakiej formie mam mówić, męskiej, czy... - dopiero po chwili zauważyłam, że tembr mojego głosu w tej wypowiedzi znacznie się obniżył do wibrującego, niskiego, męskiego. Cholera, dobre! - ... żeńskiej? - starałam się powiedzieć to po męsku, co zabrzmiało nieco czarująco. - Mam nadzieję że nie wyglądam jak ostatni idiota? - mruknęłam i kolejny raz wzdrygnęłam się na dźwięk swego głosu. I poczułam gdzieś tam na dole, że właśnie stałam się facetem. Przemiana była kompletnie bezbolesna, co aż mnie zdziwiło, mogłam zmienić płeć, wygląd w przeciągu kilku sekund. Pytanie tylko, ile mogłam to utrzymać...
Loora stała obok Leah czując się coraz gorzej. Chciało jej się płakać. Machnęła niedbale ręką, a potężny konar z drzewa obok po prostu odłamał się i spadł 5 cm od jej twarzy. Przerażona cofnęła się kilka kroków. Nie panowała nad swoją mocą co oznaczało, że będzie strasznie niebezpieczna zarówno dla siebie, jak i dla otoczenia...
//Dobra miśki, reszta fabuły jutro. Nie zabijcie się wzajemnie i nie róbcie nic nienormalnego z innymi postaciami, jeśli wiecie o co mi chodzi
Czemu ja jeszcze nie poznałam swojej mocy? - zastanawiała się Leah, obserwując poczynania pozostałych. Martwiła ją trochę ta niewiedza i niepewność, ale patrząc na to wszystko z optymizmem, doszła do wniosku, że niedługo na pewno się zorientuje jaką zdolność otrzymała, a skoro pozostali mieli tak świetne moce, jej nie może trafić się wiele gorsza. Co to by było za show, gdyby dostała coś nieprzydatnego? Pierwszy plus całego tego chorego pomysłu szalonego naukowca, aby zrobić z tych Igrzysk program telewizyjny. Jej rozmyślania przerwał nagły huk. Co się dzie...? - niespokojny wzrok Leah od razu powędrował w kierunku, z którego dochodził dźwięk, natrafiając na duży konar leżący na ziemi.
- To ty? - spojrzała na przerażoną Loorę. Zdała sobie sprawę jak niebezpieczne są ich moce, również (a może przede wszystkim) wykorzystane przypadkowo. Widząc, że dziewczyna nie jest w najlepszym stanie, odrzuciła jednak te myśli i próbowała ją pocieszyć. - Spokojnie, musisz trochę uważać z tą mocą, ale pomyśl jak jej posiadanie może ci wszystko ułatwić. - uśmiechnęła się, ale jej słowa chyba niezbyt pocieszyły Chorwatkę. - Myślę, że musisz się z nią trochę oswoić, nikt z nas przecież nigdy nie miał podobnych zdolności, ale przecież po pewnym na pewno nauczymy się jak nad nimi panować. - dodała. Miała nadzieję, że ma rację, choć wcale nie była pewna. Ale chyba tak to wygląda w książkach i filmach, no nie?
Gordon stał załamany w pobliżu grupy. Póki co nie wziął dla siebie żadnej broni. Po pierwsze nie umiał się takową posługiwać, a po drugie nie chciał. Wciąż miał złudne nadzieje, że nie będzie tego potrzebował. Przeżył jednak prawdziwy szok, gdy zobaczył, że u ludzi pojawiają się moce. To prawda! Też będę miał moc! Martell na boku gimnastykował swe ciało i umysł, ale nie działo się nic niezwykłego. Do przewidzenia. Nawet magiczne kulki nie sprawią, że stanę się kimś niezwykłym. Byłem, jestem i będę nikim. Mężczyzna nie chciał jednak być sam na takim pustkowiu i liczył, że ludzie z mocami będą go wstanie jakoś chronić. Zbliżył się więc do grupki, wyciągnął rękę w tłum, licząc, że ktoś się z nim przywita. - Hej, jestem Gordon Martell.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Hayden patrzył na leżącego przed nim mężczyznę. Czuł jak narasta w nim wściekłość. Wyciągnął przed siebie lewą rękę i z radością obserwował męczarnie ofiary.
W końcu dał sobie spokój i kucnął.
- Posłuchaj mnie uważnie... Jestem perfekcjonalistą i nie pozwalam na takie niedociągnięcia. - warknął, po czym powstał i kiwnął ręką na żołnierza obok.
- Zabierz tego zdrajcę tam gdzie jego miejsce...
Zbliżał się wieczór, kiedy ujrzeliście na niebie helikopter. Patrzyliście na niego gdy nagle ktoś wypadł z maszyny i spadł na ziemię na wschód od was.
Cele:
- ruszajcie w tamtą stronę
- znajdźcie osobę wyrzuconą z helikoptera.
Gordon poczuł się olany, bo stał z wyciągniętą dłonią i nic... Wtem zobaczył helikopter. - Szybko, musimy mu pomóc!
Martell zaczął panikować, ale coś sobie uświadomił i rzucił do jednej z kobiet. - Teleportuj się do niego! Będziesz tam przed nami i mu pomożesz.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Nagle przede mną wyrósł mężczyzna. Przystojny, rosły mężczyzna z lekkim zarostem i zadartym wysoko nosem. Tylko oczy się nie zmieniły i dostrzegałam w nich Patty: skutek niedokładnej przemiany?
-Stara... Stary... Jesteś... Wow!- krzyknęłam. -Jak to jest mieć penisa?- nim kobieta zdążyła mi odpowiedzieć, usłyszeliśmy dźwięk przelatującego helikoptera. Plany rozdzielenia się grupy spoczęły chyba na niczym, więc postanowiłam pomóc na tyle, na ile pozwalała mi moja moc. Skupiłam się, wyobrażając sobie mężczyznę, który wypadł z helikoptera, ale jedynie kropelki potu wystąpiły na twarzy.
-Chyba... Chyba nie mogę teleportować się w miejsca, których nie widziałam.- powiedziałam ze smutkiem. Wpatrzyłam się więc w punkt najbardziej wysunięty na wschód i już po chwili pojawiłam się tam, czując dziwne mrowienie w nogach, jakby zdrętwiały mi od długiego siedzenia. -Ale mogę to.- uśmiechnęłam się pod nosem. Grupa była jakieś pół kilometra za mną, więc miałam sporą przewagę.
Gordon zauważył, że kobieta teleportowała się trochę dalej. - Lepsze to niż nic. Szybko, musimy mu pomóc.
Martell zdawał sobie sprawę, że w tej grze chodzi niby o zabijanie. Póki co grupa jednak myślała rozsądnie i nikt nie rzucił się sobie do gardeł, więc mogli uratować kolejną osobę... Pobiegł więc w jego kierunku, zastanawiając się kiedy ujawni się jego moc.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Kilka razy przetransportowałam się miejsca na miejsce, aż wyprzedziłam moich towarzyszy o kilka kilometrów. Ostatnim jednak razem trzasnęło cicho i znalazłam się tuż obok nich, a gdy próbowałam teleportować się znów, moc odmówiła posłuszeństwa.
-No to chyba byłoby na tyle.- jęknęłam. Spojrzałam w kierunku Gordona, który wyglądał na niesamowicie smutnego i niezadowolonego z życia człowieka. -Hej, co jest, facet?
- Nic, po prostu nie mogę się odnaleźć w tej chorej sytuacji.
Odpowiedział dysząc i biegnąc przed siebie. - Poza tym dołuje mnie to, że nie mam mocy, choć to może dziwne, bo mam wystarczająco wiele innych zmartwień.
Samoocena Martella jednak minimalnie wzrosła. Widok Leanne, której moc była jeszcze niedołężna poprawił mu samosąd.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Pobiegłam za Gordonem i nagle pogoda się zmieniła. Padał śnieg, który wpadał mi za kołnierz kombinezonu. Byłam na boisku w mojej starej szkole i biegłam po długiej bieżni.
-Kurwa, nie, to nie powinno tak działać!- jęknęłam i zatrzymałam się. Dookoła nie było nikogo; przy odległym budynku podstawówki jedynie woźny Willy odśnieżał podjazd. Skupiłam się mocno i znów zjawiłam się koło Gordona. -Na imię mi Lea.- powiedziałam do niego pogodnie, zupełnie tak, jakbym nie zniknęła na kilka sekund, strzepując jednocześnie z włosów puch śniegu, który zdążył się w nie wplątać.
Po jakieś godzinie szybkiego marszu wszyscy, którzy ruszyli na wschód, zobaczyli małą leśną polanę. Po środku niej leżał ciemnobrązowy but. Gdy spojrzeliście w górę, ujrzeliście młodego, przystojnego mężczyznę w białym kitlu. Cały był zakrwawiony i kurczowo trzymał się gałęzi, na której wisiał.
- Pomóżcie mi! - wykrzyknął drżącym głosem.
Edytowane przez Gilian dnia 20-05-2012 17:50
Mężczyzna nie zdążył mi odpowiedzieć, bo dotarliśmy na miejsce. Usłyszałam głośne sapanie: ktoś, do kogo należał brązowy but, musiał być bardzo zmęczony kurczowym trzymaniem się gałęzi.
-Spokojnie, ziom!- krzyknęłam do niego, nie zdając sobie sprawy, że właściwie w niczym mu to nie pomaga. Zwróciłam się do grupy dziarsko: -No, to ściągamy go.
Gdybym był narkomanem lub co najmniej nałogowym alkoholikiem to po ostatnich przeżyciach zapewne bym powiedział sobie: "nigdy więcej". A skoro nie byłem w stanie wyjaśnić tego upojeniem, próbowałem cokolwiek z tego wszystkiego zrozumieć, ale zwyczajnie nie dało się. Zwłaszcza, że działo się to szybko i nawet nie było zbyt dużo czasu na racjonalne myślenie. Po wylądowaniu na polanie, zaobserwowałem jak inne osoby chwytają różne rzeczy więc w takim owczym pędzie zrobiłem to samo. Chwyciłem butelkę wody, wśród sterty batoników "Lion" wypatrzyłem jeden batonik "Apollo", wziąłem również sztylet i jeden z kołczanów. W ogólnym chaosie zacząłem iść w niewiadomym kierunku, zaciskając przy tym pięści co było zapewne wynikiem stresu. Co mnie najbardziej zaskoczyło, w momencie gdy je ściskałem, wytwarzało się wokół nich dziwne, świecące na niebiesko pole. Bałem się i chyba dość widoczne było dla innych, że moje ciało lekko dygocze. Zapewne minęło już kilka dobrych godzin od momentu lądowania, ale kompletnie straciłem rachubę czasu i wydawało mi się, że to wszystko miało miejsce 10 minut temu.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
-Ej, Ty!- krzyknęłam do Kaspera [Kaspra? ] -Pomóż mi go ściągnąć!
Pokrwawiony mężczyzna ciągle kurczowo trzymał się gałęzi, jakby nie zdając sobie w ogóle sprawy z naszej obecności. Kasper spojrzał na mnie krzywo. -No, trzeba mu pomóc, człowieku, jazda!
Mimo, że od momentu lądowania widziałem kilka osób, dopiero ta kobieta, która teraz na mnie spojrzała, zwróciła się do mnie. Spojrzałem na nią krzywo i szybko kucnąłem, chowając się za wysoką trzciną. Z dygoczącym sercem chwyciłem w dłoń sztylet i nerwowo oczekiwałem na kolejną reakcję.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?