- No sam widzisz, steruje sobie wiatrem... - wskazał na zgaszone ognisko, sugerując, by Emma zapaliła je ponownie. - Ta dziewczyna, którą spotkałeś to zapewne Cissy. Odłączyła się od nas jakiś czas temu... Chyba nic jej nie jest? - zastanowił się przez chwilę.
Po chwili Emma stanęła przed nim. - Możesz się przesunąć? Chciałbym upiec wiewiórkę - rzekł.
Po dość długim marszu zdecydowała się na chwilę odpoczynku. Wyciągnęła z plecaka bułki i zaczęła je jeść, odgryzając z trudem kolejne kęsy. Nie były pierwszej świeżości, ale przynajmniej były jedzeniem. Wbrew wskazaniom trenera, Cissy zawsze przychodziła na treningi najedzona i własnie wtedy osiągała najlepsze wyniki. Teraz, permanentnie głodna, z ciągłym uczuciem ssania w żołądku czuła się jak bez nogi, albo przynajmniej z kontuzją.
I wtedy wpadł jej do głowy pomysł. Skoro jej "towarzysze" z grupy postanowili się sformować w mini-społeczność, na pewno mają zapasy wody i jedzenia. Ona miała cały plecak mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy. Włożyła do ust resztę bułki, otrzepała ręce i wstała. Czas na mały handel.
David spenetrował właśnie wzrokiem martwą wiewiórkę, która zwisała z jego bełty nad rozpalonym ogniskiem. Wtem zamyślił się na chwilę, a jego moce po raz kolejny dały o sobie znać. Znowu nieświadomie pojawił się podmuch, który jednak nie był na tyle mocny, by zgasić ogniska. - Ojej!
- Wy to już opanowaliście? Ja musiałem sobie dosyć mocno wpoić, że nie chcę, aby ta Cissy mnie widziała. - zamilkłem na moment, obróciłem wiewiórkę i po chwili dodałem zanosząc się ze śmiechu. - Widzielibyście jej minę - zacząłem rechotać (nie jak żaba, Lajon) na wspomnienie tego incydentu:
If you don't take drugs probably you have other addictions.
Cissy odrapała się po ranie, niechcący ją rozdrapując. Strużka świeżej, ciepłej krwi spłynęła po jej szyi, tworząc powiększającą się plamę na jasnej koszulce. Teraz przynajmniej góra jej ubioru komponowała się z zakrwawionymi wcześniej spodniami.
Nie musiała długo szukać grupy, gdyż już z daleka wyczuła zapach ogniska. Byli naprawdę nieostrożni: jeżeli gdzieś w okolicy krążą ci szaleńcy, którzy na dzień dobry podrzynają gardła, ich biwak może zakończyć się zaskakująco nieprzyjemnie. Wkroczyła pewnym krokiem na polanę, wyciągając jednak przed siebie maczetę. Wyglądała jak antyterrorystka z kiczowatego serialu kryminalnego, która wkracza na akcję.
- Witam. Chciałabym porozmawiać, jeżeli nie macie nic przeciwko. - powiedziała wyjątkowo spokojnie, jednak wciąż trzymając w pogotowiu maczetę.
Odchrząknąłem na widok dziewczyny, z której przed chwilą się śmiałem. Spojrzałem na nią i wyprostowałem się w miejscu. Podrapałem się w tył głowy i skierowałem wzrok na tańczące płomienie.
If you don't take drugs probably you have other addictions.
Szwedka aż poskoczyła.
- Cissy! Cissy, po co ci ta maczeta? Dlaczego jesteś zakrwawiona? Co się stało? Wszystko dobrze? O czym chcesz rozmawiać? - zasypała ją od razu pytaniami. Nie podeszła do niej blisko, bo się nieco jej bała.
Cissy uciszyła Emmę gestem ręki. Chyba nikogo nie brakowało: wszyscy siedzieli przy ognisku jak starzy znajomi.
- Cała ta dżungla pełna jest pojebów z mocami dużo potężniejszymi niż wasze. Jedna panna próbowała mi wczoraj poderżnąć gardło. - odpowiedziała, wskazując palcem na ranę na szyi.
- Gra się zaczęła, nawet jeżeli tego nie chcemy, i udawanie że jesteśmy tutaj na obozie harcerskim niczego nie zmieni. Mam sztylet, który chętnie wymienię na wodę i coś do jedzenia. Zainteresowani?
Do Emmy wciąż nie bardzo docierało to o czym powiedziała właśnie kobieta. Jako że sama nie odczuła tutaj przemocy ze strony innych, to uważała, że żadnego prawdziwego zagrożenia nie ma.
- Cissy... - zaczęła czule. - Mamy owoce i wodę i nie potrzebujemy się chyba za nic wymieniać. Bierz co chcesz. Usiądź z nami na spokojnie i opowiedz dokładnie co ci się właściwie przydarzyło...
- Tak? I co dalej? Jutro obudzę się bez ręki? - zapytała, przyglądając się podejrzliwie Emmie, opuszczając jednak maczetę. Była dosyć ciężka, a Cissy wciąż była osłabiona po utracie sporej ilości krwi.
- To że my...wy...zdecydowaliście żyć w pokoju, nie znaczy że reszta uczestników myśli podobnie. Hayden chce mieć zwycięzcę, a nie grupę zwycięzców.
Emma odetchnęła bezgłośnie, gdy blondynka opuściła broń.
- A ty co zadecydowałaś? Chcesz w pojedynkę żyć w tym lesie? Myślisz, że w taki sposób będzie ci łatwiej? Nasza grupa osób jest w miarę bezpieczna i nikt tu nie myśli o zgładzeniu przeciwników, a raczej o przetrwaniu lub o wydostaniu się stąd. Pozwól sobie pomóc. - Kobieta rzuciła w stronę Cissy swoją butelkę z wodą, zebraną jeszcze nad jeziorem.
- Skąd możesz wiedzieć, że nikt tu nie myśli o walce? - zapytała podniesionym głosem, ignorując butelkę wody. Jak Emma mogła być tak naiwna.. Cissy poczuła na czole drobne kropelki potu. Honorowym krwiodawcom daje się przynajmniej dziesięć czekolad, a jej nikt nie zapytał o zdanie czy chce spędzić noc wykrwawiając się gdzieś w środku dżungli. Narastająca przed oczami ciemność zasygnalizowała jej, że powinna jak najszybciej zakończyć rozmowę.
- Nie chcę nic za darmo. Nie chcę być niczyją dłużniczką, bo wiem jak w tym miejscu spłaca się długi. - po raz kolejny pokazała palcem ranę na szyi. Zarzuciła plecak na ramię i zacisnęła dłoń na maczecie. Nie zdążyła jednak nawet się odwrócić, gdyż osunęła się na ziemię, tracąc przytomność.
- Cissy! - pisnęła i podbiegła do niej. Podniosła z ziemi butelkę, którą dziewczyna przed chwilą zignorowała, otworzyła ją, wylała sobie nieco wody na dłoń i przystawiła do czoła oraz policzków Franceski.
- Czemu jesteś taka zawzięta... Już dobrze... No ocknij się, mała... - szeptała tuż nad nią. Pewnie jak się obudzi to ją odtrąci, ale trudno. Musi jej pomóc, wciąż pamiętała o czymś takim jak sojusz, w przeciwieństwie do swej sojuszniczki.
David tak przestraszył się nagłego pojawienia Cissy z maczetą w ręce, że aż bełta wypadła mu z ręki i najbliższe kilka chwil musiał spędzić na wyciąganiu wiewiórki z rozpalonego na dobre ogniska. Przy pomocy swojej genialnej mocy udało mu się to zrobić bez poparzenia i na tyle szybko, że owa wiewiórka była chyba wciąż zdatna do ewentualnego spożycia. W międzyczasie Cissy zdążyła się już pokłócić z Emmą i zemdleć. David oglądał sytuację z odległości kilku metrów.
Cissy odzyskała przytomność, czująć wilgotną dłoń Emmy na swojej twarzy. Wciąż jednak była bardzo słaba, a myśli w jej głowie kłębiły się w jedną nieposkładaną i nielogiczną całość.
- Teleportacja. I jakieś dziwne kule. - wymamrotała, nie kierując swoich słów do nikogo konkretnie. Przed oczami miała twarz kobiety, którą podejrzewała o zrobienie jej krzywdy. Zamrugała intensywnie, próbując się pozbyć tej wizji.
- A Ty jesteś przystojny, ale przez to zapewne jesteś frajerem. - machnęła ręką w kierunku Davida, po czym zapadła w głęboki sen, kładąc głowę na plecaku.
- Że niby co? - odparł równie zaskoczony jak i rozbawiony słowami dziewczyny David. O mało co, a jego wiewiórka znowu wpadłaby do ognia, jednak w ostatniej chwili utrzymał bełtę na odpowiedniej wysokości. Jednak nie mógł już liczyć na odpowiedź Cissy, gdyż ta postanowiła nagle sobie zasnąć. - Aha - skomentował i na dobre zajął się wiewiórką. Po chwili zwierzę wyglądało już na upieczone, więc oderwał kawałek mięsa na próbę i włożył do ust. - Nawet dobre... - pokiwał z uznaniem. - Chce ktoś?
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.