Mike na ostatnie słowa Angelique z podniecenia sięgnął po papierosa i nerwowo go zapalił, zaciągając się intensywnie. Chwilę później poczuł rozluźnienie i podszedł do monitorów.
- Niech no im się przyjrzę bliżej - mruknął pod nosem. Widok innych przedstawicieli rasy ludzkiej niż Angelique na żywo, zdawał mu się ostatnimi czasy czymś niemożliwym. Teraz czuł, że ma ich na wyciągnięcie ręki.
Pochwycił w drugą dłoń broń i spojrzał wymownie na Angelique, unosząc chytrze lewą brew ku górze.
Edytowane przez Gooseberry dnia 22-06-2012 23:12
Angelique odpowiedziała mu uśmiechem i odchyliła rozcięcie swojej sukienki. Przy udzie miała przyczepiony sztylet, który ładnie prezentowała się na tle jej zgrabnej nogi...
We are all evil in some form or another, are we not?
Gavin podszedł do ciała Willa i przystanął przy nim.
- Łopata nie powinna być potrzebna. - mruknął po czym spojrzał wymownie na Loorę, która stała z tylu grupy nieco przerażona. Widząc to dziewczyna kiwnęła głową i skupiła się na ziemi. Za pomocą swojej mocy uniosła w górę masę ziemi, ukazując wam dużą dziurę idealna na grób.
- Dziękuje, Looro - mruknął Gavin, po czym ukucnął obok Willa i zasłonił mu oczy powiekami.
Mike przez dłuższą chwilę zatrzymał się na jej odkrytej części ciała. - Co Ty wyprawiasz? - obruszył się, jednocześnie nie odrywając od niej wzroku, po czym przejechał lufą broni po jej udzie, kończąc pozorną wędrówkę na sztylecie - zakryj się lepiej- rozkazał - mówiłem Ci już, że Twoje triki mnie nie bawią..
Podniósł brwi z wrażenia widząc jak kolejna osoba ujawnia swoją nieprzeciętną moc. Można było ją określić jako "moc robienia dziur w ziemi", ale dla Davida była to w tym momencie "zdolność ekspresowego wykopywania grobów" i tak postanowił ją zapamiętać. Akurat wydawała się być nad wyraz przydatna. Uznając, że problem "pogrzebu" Willa został już rozwiązany zupełnie bez słowa usiadł pod pierwszym lepszym drzewem i zaczął się gapić nie wiadomo gdzie.
Angelique zakryła udo i spojrzała wściekła na Mike'a. Oczywiście. - powiedziała, jakby do siebie, odwracając wzrok w stronę monitora. Jakaś dziewczyna akurat robiła dziurę w ziemi. Mogłaby od razu zrobić taki jeden dla siebie. - mruknęła.
We are all evil in some form or another, are we not?
Nikt inny jednak nie wykazał zainteresowania jej pytaniem, jednak uczucie ciągłego bycia ignorowaną było tak powszechne, że nawet tego nie zauważyła. Ciało Willa spoczęło w grobie. Przydałyby się jakieś kwiaty, chociażby w ramach symbolicznego gestu.
- Will był spokojnym, cichym facetem. Niewiele zdążył nam o sobie powiedzieć. Miejmy nadzieję że tam, gdzie jest teraz jest mu lepiej niż na tej cholernej Arenie. - powiedziała nieco podniesionym tonem, nie dbając jednak o to czy ktokolwiek ją słucha. Czuła że są to winni zmarłemu mężczyźnie. Chciała również, żeby ludzie oglądający Igrzyska zobaczyli, że jeszcze do końca nie zdziczeli. Możliwe, że organizatorzy będą chcieli teraz zmusić ich do zmiany myślenia na to mniej humanitarne. - I jeżeli mnie teraz słyszysz, suko, to aż mi Ciebie żal. Nie wiesz z kim zadarłaś. - zakończyła robiąc groźną minę, mimo iż prawdopodobieństwo że kobieta wciąż ukrywała się w krzakach było praktycznie zerowe. Tak naprawdę wszyscy byli niemal kompletnie niegroźni, nieudolni w radzeniu sobie z niebezpieczeństwami Areny, ale nieznajoma nie musiała tego wiedzieć.
Mike wytężył wzrok, dostrzegając na ekranie Gavina. Nie odezwał się do Angelique. Milcząc, dokończył papierosa i stanął w gotowości, wciąż kontrolując sytuację na monitorze. Gdy tak przyglądał się majaczącej nieco zamazanej sylwetce mężczyzny, przypomniała mu się Ginny. Ciekawe czy także tutaj dotrą - pomyślał. Zastanawiał się, jaką postawę przybierze w konfrontacji z ludźmi. Czas spędzony w chatce zmienił go diametralnie. Przekształcił się w dziwaka, odizolowanego od społeczeństwa. Wyostrzyły mu się instykty, przybierając czasem postać typowo zwierzęcych. W końcu Angelique też miewała odchylenia od normalności. Nie, zdecydowanie nie był tym samym człowiekiem, co kiedyś.
I ten zapach. Wciąż nie dawał mu spokoju i drażnił jego nozdrza.
Wszystko działo się tak szybko. Nagłe pojawienie się jakiejś kobiety, śmierć mężczyzny z drugiej grupy, któremu nawet Kat nie mogła już pomóc, różne reakcje ludzi zarówno tych, których znała, jak i reszty. Leah nie zdążyła nawet się zorientować, a zdążyli pochować Willa. Sama jednak walczyła teraz z myślami. To był chyba taki moment, w którym to wszystko ją przytłoczyło. W jej głowie kłębiła się masa pytań. Czy to się nigdy nie skończy? Kto będzie następny? Dlaczego to właśnie ona musi tu być? Dlaczego to się w ogóle dzieje? W umyśle tworzył się czarny scenariusz i w tej chwili nie potrafiła dostrzec jakiegokolwiek pozytywnego punktu w najbliższej przyszłości. Mieli gdzieś iść? Mieli jakiś cel? Po co w ogóle próbować go zrealizować? Przecież wiadomo jak to się skończy... wszyscy zginą. Jeśli na ich drodze nie staną kolejne krwiożercze stwory to pojawi się coś lub ktoś inny, jak ta kobieta, która zabiła Willa. Szkotka usiadła na ziemi, opierając się o drzewo i podciągnęła nogi pod brodę. To wszystko było dla niej zbyt przytłaczające.
Mamy czas, zanim się tutaj dowleką. - powiedziała Angelique, odrywając wzrok od monitora i przenosząc go na Mike'a. Przez chwilę bacznie mu się przyglądała. Nigdy nie zastanawiała się nad jego dziwacznym zachowaniem. Wyglądał, jakby coś go dręczyło. Kobieta wzruszyła tylko ramionami i sięgnęła po orzeszki. Położyła nogi na blacie (poła jej sukienki osunęła się nieco, ukazując kawałek nogi...) i zaczęła się opychać, gapiąc się w ekran. Ci ludzie okazali się jednak dość nudni. Ich głównym zajęciem było siedzenie pod drzewami. Dlaczego tu nie ma głosu. - powiedziała z pełnymi ustami, machnąwszy ręką w stronę monitora. Można by chociaż posłuchać, o czym rozmawiają. Jeśli w ogóle rozmawiają.
We are all evil in some form or another, are we not?
Po krótkim "pogrzebie" Cissy gotowa była do dalszej drogi, jednak reszta porozsiadała się pod drzewami, widocznie przybita śmiercią Willa. Usiadła koło najbliżej znajdującej się Leah, w oczach której blondynka dostrzegła coś na kształt strachu. A może tak jej się tylko wydawało?
- Spoko, nie zrobię Ci krzywdy, mm...- urwała, gdyż zdała sobie sprawę że nie wie jakie imię nosi kobieta. - Widzisz, nawet nie wiem jak masz na imię. - uśmiechnęła się przepraszająco. Przez chwilę obie milczały. - Co z tego, że my zawieramy jakieś pakty o nieagresji, skoro i tak po Arenie latają nabuzowane agresją pojeby. Musisz mi wybaczyć, ale przeklinam jak się denerwuję. - wytłumaczyła Leah, tak jakby nie przeklinała w sytuacjach mniej stresowych.
Mike rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę seksownej nogi Angelique, która przyciągała go swym powabem.
- Mówią - stwierdził rzeczowo, okrążając kobietę, by lepiej przyjrzeć się łydce od każdej możliwej strony - Czasem jednak słowa są zbędne - dodał, przejeżdżając wzrokiem po jej sylwetce - Nie powinniśmy tracić czasu na niepotrzebne ceregiele. Powinnaś się jakoś przygotować na ich przyjście a nie opychać tą karmą dla psów.
Edytowane przez Gooseberry dnia 23-06-2012 00:50
Zupełnie niespodziewanie obok Szkotki pojawiła się Cissy. Tak, właśnie Cissy: dziewczyna, której Leah zdecydowanie najbardziej się bała oraz wobec której była zawsze najbardziej nieufna. Ale chyba nawet to nie było już w stanie pogorszyć stanu szatynki.
- Leah. - mruknęła tylko swoje imię, nie będąc nawet pewna czy dobrze robi, że odzywa się do blondynki. Gordon wyraźnie ostrzegał ją przed nią, ale właściwie... jakie to miało teraz znaczenie? Przecież prędzej czy później i tak zginie, co może zmienić ta rozmowa z Cissy? No właśnie, nic. - Spoko, nie przeszkadza mi to. - westchnęła, nawet nie patrząc na Cissy. Wzrok miała wybity gdzieś przed siebie. - Mam dosyć tego wszystkiego, wiesz? Wierzymy, że dojdziemy do jakichś łodzi, że wrócimy do domów, że wszystko się dobrze skończy. I co? Nic z tych rzeczy! Cholera, czy nikt nie widzi, że giniemy jeden po drugim? To się nie skończy, zresztą dlaczego by miało? Robią z tego jakieś popieprzone widowisko i, zobaczysz, wszystko pójdzie tak jak oni tego zechcą. Jak Haydenowi się spodoba. - wyrzuciła z siebie wszystko, nawet nie zwracając uwagi, że sama zaczęła przeklinać. Pewnie dziwne było też to, że mówiła to właśnie Cissy. Ale cóż, akurat jej trafiło się usiąść dokładnie tu i teraz, obok Leah.
Cissy zauważyła, że Leah zdaje się unikać jej spojrzenia, dlatego również odwróciła wzrok, koncentrując go na swoich dłoniach. Wzdrygnęła się, widząc na nich ślady krwi. Właściwie do kogo należały: do niej, do mantykory, do Willa?
- Na pustyni zginęła ta laska od was, teraz zginął nasz Will. Dziwne, że w drodze do "bezpiecznego miejsca, z którego uciekniemy" nasze grono zmniejszyło się o dwie osoby. A co jeżeli Gavin specjalnie przeprowadza nas przez najbardziej niebezpiecznie miejsca? Może skoro sami nie chcemy się zabijać, to szuka okoliczności, które to zrobią za nas? - zapytała, wpatrując się w sylwetkę Gavina, stojącego w znacznej odległości od nich. - Wiem, że mnie nie lubicie. Sorry, ale nie jesteście zbyt dyskretni, szczególnie wasza koleżanka, która obiła mi twarzyczkę. Nie jestem tu, żeby się zaprzyjaźniać. Chcę wrócić do domu, tak samo jak Ty, Leah.
Leah również przeniosła swój wzrok na Gavina, myśląc nad słowami blondynki. Przez krótką chwilę ciszę przetrwały tylko ich oddechy, nawet reszta nie prowadziła między sobą żadnych dyskusji, których urywki mogłyby docierać do ich uszu.
- Nie sądzę. - odezwała się w końcu. - Na Arenie śmierć znajdowała nas od samego początku, nie tylko, gdy spotykaliśmy Gavina. Zresztą on starał się nam pomagać. Tym steruje ktoś inny, ktoś kto chce krwawego widowiska i to dostaje. I dostawać będzie, bo na tym mu najwidoczniej zależy. - odparła i wzięła głębszy oddech. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że przez ten czas, gdy mówiła o organizatorze Igrzysk zaciskała pięść tak mocno, że wbiła sobie w dłoń paznokcie. Rozprostowała palce, słuchając dalszych słów blondynki. Nie powiedziała nic więcej, gdy Cissy skończyła. Co o tym myślała? Coś podpowiadało jej, że dziewczyna nie jest wcale zła, ale z drugiej strony kto wie? Przed oczami stanęła jej karteczka ze słowami Gordona. Zdecydowanie mówiącymi, że Cissy jest gotowa walczyć na Arenie tak, jak tego chcą organizatorzy. Co jeśli jej słowa, że nie jest tu po to by się zaprzyjaźniać znaczyly właśnie to? Może to właśnie siedząca obok blondynka ją zabije? Zanim zrobi to kolejny stwór Haydena.
Leah i Cissy milczały, bo tak naprawdę żadna z nich nie miała ochoty na rozmowę. Blodnynka spojrzała na dłoń Leah, z której spływała cieniutka strużka krwi. Kolejny widok krwi, kolejny dreszcz i głęboki oddech celem uniknięcia zasłabnięcia. Teoretycznie każdy człowiek posiada jakąś przestrzeń osobistą, do której dopuszcza jedynie sobie najbliższych. Cissy nigdy nie potrafiła nauczyć się, że tej reguły powinna przestrzegać, dlatego chwyciła pewnie Leah za rękę, rozprostowując jej palce.
- Weź tak sobie nie rób! Przecież to musi boleć. - zauważyła niezwykle błyskotliwie, po czym wyciągnęła apteczkę z plecaka. Okazało się, że organizatorzy mieli dość osobliwe poczucie humoru: na jej zawartość składała się woda utleniona i dwie paczki husteczek higienicznych. Wypowiedziała parę słowa "zadowolenia" z tego powodu, wyciągnęła jedną chusteczkę i podała ją Leah. - Jest nasączona trucizną. Organizatorzy robią mi konkurencję, więc wracam do gry. - zwróciła się do Leah zachowując pokerową twarz. Żartowała, ale nie była pewna czy kobieta również tak to odebrała. Podniosła się i bez słowa oddaliła się od niej.
Zaskoczyło ją trochę zachowanie Cissy, ale nie dała po sobie tego poznać. Nie wyszepnęła ręki z uścisku blondynki, przyglądającej się jej lekko zakrwawionej dłoni i przyjęła od niej chusteczkę, którą dziewczyna znalazła w apteczce. Wcale nie przejęła się jej ostatnimi słowami i starła z dłoni strużkę krwi, odprowadzając wzrokiem dziewczynę. Czuła się trochę inaczej po tej rozmowie, jakby wyrzucenie z siebie wszystkiego i podzielenie się własnymi, pesymistycznymi przewidywaniami z kimś innym trochę pomogło jej ograniczyć kumulujące się w niej negatywne emocje. To nie to, że teraz wiedziała, że nie jest tu sama. Przecież mogło być dokładnie odwrotnie: dziewczyna nadal prawdopodobnie stanowiła zagrożenie, a nawet możliwe, że była gotowa grać zgodnie z zasadami Igrzysk, by wrócić do domu. To był raczej sam fakt, że wypowiedziała to wszystko na głos, że nie siedziało to już głęboko w niej, niszcząc od środka każdy ewentualny późniejszy przejaw pozytywnego myślenia czy nadziei. Część złych emocji jakby gdzieś uleciała. Nagle Leah poczuła się bardzo zmęczona. Chyba nie zwróciła na to wcześniej uwagi, zbyt dużo się działo, ale teraz wydawało jej się, że nie odpoczywała od wieków i jedyne o czym marzyła to sen. Zamknęła oczy i po chwili odpłynęła w zupełnie inny, lepszy i prostszy świat, tak różniący się od Areny.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.