Nie, to nie możliwe. Nie mógł tego zrobić... nie... nie wierzę. Dlaczego? Dlaczego do jasnej cholery mi się to przytrafiło? Ledwo co uwierzyłam kolejnemu mężczyźnie, a on tym samym zdradził mnie. Co zrobiłam nie tak? Przecież tak mi mówił, że mnie kocha, gdzie się podziały jego obietnice? Teraz już nic nie warte słowa. Chciała już teraz tylko wiedzieć, czy to prawda. Stała w bezruchu nawet płaczący Aaron ją nie ruszał. Jej oczy zrobiły się szkliste, a po policzkach zaczęły spływać łzy. Jedna po drugiej. Nie chciała na niego patrzeć, czuła teraz do niego obrzydzenie.
- Czy to prawda? Czy to prawda, co on powiedział? - zachrypnęła wpatrując się ciągle w taflę wody. Prosiła w duchu aby zaprzeczył, ale czy można brać jego słowa na poważnie? Dostała drgawek, zamknęła oczy. Próbowała się w tym momencie uspokoić choćby tylko po to, aby dostać odpowiedź na pytanie zanim się rozpłacze, zanim wpadnie w atak gniewu. - Pytam czy to prawda!?
Gdy otworzyłam oczy, mieszkanie Widmore'a wyglądało tak, jakby nigdy nic nie stało się w środku. Odpaliłam kolejnego papierosa i usiadłam po turecku na ziemi, wcześniej wciągając spodnie.
-Muszę wrócić do swoich. - oznajmiłam. Rzuciłam okiem na Mona Lisę, która grzecznie oglądała z kąta pokoju. -Zadbasz, by trafiła z powrotem do Luwru?
- To nie jest Twoja wina. To nie jest niczyja wina. Ona sama nie wie czego chce. Pamiętasz wtedy na frachtowcu? Była pierwsza do ucieczki. A teraz postanawia zostać na wyspie. Próbowałem z nią porozmawiać, ale to jak zderzenie się ze ścianą. Wiem, że to trudne, ale spróbuj o niej nie myśleć. - objąłem ją jedną ręką i lekko przytuliłem do siebie, powoli idąc za Oscarem i Claire.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
- Nie tym razem. - odpowiedziałem, uśmiechając się nieznacznie. - Ile razy się widzimy, tyle razy mnie wykorzystujesz. Jesteśmy kwita, zrobiłem dziecko, zabrałem je. Do widzenia, Vallie. - mruknąłem i wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Momentalnie zrobiło mi się słabo, poszedłem więc za domek i usiadłem pod ścianą. Głowę schowałem między kolanami, żeby się dotlenić i oddychałem głęboko.
Oscarowi zrobiło się gorąco, ale nie miało to nic wspólnego z tym, że są na tropikalnej wyspie. Jego ręce zaczęły drżeć... To nie może tak się skończyć... Dlaczego Keamy jest takim jebanym skurwysynem...
- Eee... - jęknął najpierw, jeszcze nie wiedział co jej odpowiedzieć. Skłamać? I tak nie uwierzy, już widzi jak się zestresował. A będzie miała podejrzenia przez długi czas. Powiedzieć prawdę? Wtedy po prostu go opuści. To był bez wątpienia najgorszy moment Oscara od momentu katastrofy samolotu. Nie spodziewał się, że wszystko może prysnąć w jednej chwili. - Byłem wstawiony i zestresowany, w dodatku ona mnie uwiodła, eee... tak, to prawda - starał się spojrzeć w jej oczy ale nie mógł, bo pewnie prześwidrowałyby go na wylot. Czuł jak wszystko dookoła wiruje, a także w jego wnętrzu, wszystko mu się w środku skręciło.
Już otwierała usta, żeby powiedzieć coś jeszcze kiedy Matt ją objął. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczuła się naprawdę bezpieczna dlatego nie odezwała się, opierając głowę o jego ramię. Postanowiła spróbować nie myśleć o Valerie, tak jak jej radził Matt. Nadal bardzo zależało jej na dziewczynie, jednak pierwszy raz spojrzała na to co je łączyło jak na coś toksycznego, co ją niszczyło. Widocznie dane im było, żeby ich drogi się rozeszły.
Po pewnej chwili spojrzała na jego twarz, a szczególnie na włosy.
- Wiem co zrobimy. Dredy! - szepnęła teatralnie, po czym roześmiała się.
Kiedy doszli do plażu od razu wyczuła, że wydarzyło się coś niedobrego. Tak naprawdę nie musiała się niczego domyślać, widząc zapłakaną, trzęsącą się ze złości Claire. Przyglądała się tej scenie bez słowa, nie podchodząc bliżej.
Myśli o tym jakbym wyglądał w dredach przerwał widok zapłakanej Claire i przerażonego Oscara. - Co się stało? - zapytałem od razu, stojąc w miejscu. Spojrzałem jak Camila podbiega do Claire i wbiłem wzrok w Oscara.
/eee mremka, może zostawmy ich samych. Mają sobie trochę do wyjaśnienia
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Camila i Matt widząc że między Oscarem i Claire jest jakiś konflikt postanowili zostawić ich samych, dlatego bez słowa oddalili się na drugą część plaży.
Edytowane przez mremka dnia 08-12-2011 00:24
Nie... Tylko nie to... Zamknęła oczy i przełknęła głośno ślinę. Stało się to czego najbardziej się bała. Spojrzała na niego z pogardą w oczach. Wytrzymaj jeszcze chwilę, proszę Cię, zaraz się rozryczysz, ale jeszcze daj sobie parę sekund.
- Świetnie się bawiłeś z nią? Moim kosztem? - zapytała zaciskając pięści. Miała ochotę go uderzyć, ale nie potrafiła. Czuła do niego straszny żal, ale wciąż go kochała. Musiała się szybko obrócić, bo była już blisko płaczu. - Leć do niej, bo Cię potrzebuje! Prześpij się z nią! A nie rób innym nadziei! Co tutaj jeszcze do cholery robisz?!
Ledwo to wypowiedziała i pędem rzuciła się do dżungli. Minęła Camilę i Matta, ale nie byli jej w stanie dogonić. Była teraz jak w transie, biegła przed siebie nie zważając na gałęzie, na to że było już ciemno, na płacz własnego dziecka. Chciała być jak najdalej od tego miejsca.W końcu zatrzymała się wiedząc, że tutaj nikt jej nie usłyszy. Teraz ona już także ryczała i to bardzo głośno. Upadła na kolana bardzo mocno trzymając Aarona. Nie potrafiła odpowiedź na pytanie, co takiego zrobiła, że on ją zdradził. Zawsze starała się jak mogła, a on jednak... pomimo tego... z trudem łapała powietrze. Czuła jak nagle zrobiło jej się zimno, a ona cała się telepała. Tak, kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, silniej odczuwamy nieszczęście innych; uczucie nie rozprasza się, lecz skupia.
- Wiesz co się mogło stać? - zapytałem, oddalajac się z Camila od Claire i Oscara. Co chwile oglądałem się za siebie ciekawy tej sytuacji.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Oscar i Claire zawsze wydawali jej się być parą niemalże idealną, szczególnie że rozmawiała o ich uczuciach zarówno z Shelley'em, jak i z Littleton. Co mogło się stać, i to na tyle poważnego że ich związek tego nie przetrwał?
- Nie mam pojęcia, ale musiał ją jakoś skrzywdzić. Dlaczego zawsze, prędzej czy później, ten moment po prostu przychodzi? - westchnęła, kiedy Claire z płaczem pobiegła w stronę dżungli, nie oczekując jednak odpowiedzi.
Oscar był już cały mokry, możliwe, że także od kilku łez. Mimo, że czuł się psychicznie najbardziej fatalnie jak tylko można, to jeszcze wciąż łudził się, że nie wszystko stracone. Claire nie powiedziała jeszcze, że zrywa z nim, i że nie chce go więcej widzieć na oczy, chociaż ucieczka to dżungli mogła być tego wyrazem (ale nie musiała). Nie zdążył jej zatrzymać i nie wiedział gdzie pobiegła, było ciemno. Jednak też wciąż ją kochał, zmieniło się jedynie tyle, że nie byli w tym momencie razem. Na trochę miękkich nogach ruszył do dżungli. Nie wiedział jak znajdzie ja w ciemności, może usłyszy jej płacz albo coś takiego. Wciąż miał nadzieję. Kroczył więc przez krzaki i drzewa, co jakiś czas krzycząc drżącym głosem "Claaairree!".
Klęczała bezsilna na ziemi ciągle rycząc, głośno jakby ktoś właśnie zrobił jej coś strasznego, ale przecież właśnie tak było! Nigdy w życiu się nie zakochała, nigdy się tak nie zaangażowała, ale to ją przerosło. Oscar właśnie wyrządził jej straszną krzywdę. Nie wiedziała teraz co ma ze sobą zrobić, na pewno nie chce tam wracać. Nie chce teraz widzieć jego twarzy, nie chce go w ogóle widzieć. Niech leci sobie do Valerie, przecież każdego po kolei może wykorzystywać. Ale w sumie po co mu była głupia blondynka na dodatek z dzieckiem... Te myśli jeszcze bardziej ją dołowały. Strasznie zależało jej na tym mężczyźnie, ale już teraz tylko w czasie przeszłym. Ból przeszywał ją od środka, rozrywał jej serce na drobne kawałeczki. W tym momencie przypomniała sobie wszystko co do tej pory przeżyła z nim. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie jego. Jej palce ześlizgujące się po brwiach, nosie ,ustach... mocno zarysowany podbródek. Kompletna ciemność wyostrzała jej zmysły- palce zsuwające się niżej, dotykały szyi, ramion, torsu, czuła jego zapach, ciepło, szalone bicie serca.
Otworzyła oczy i uświadomiła sobie, że jego tutaj nie ma i już nigdy przy niej go nie będzie. Musi go sobie wybić go jak najszybciej z głowy, ale zdawała sobie sprawę, że to teraz niemożliwe. Już drugi raz głupia panna Littleton uwierzyła mężczyźnie i już drugi raz ją oszukał. Jednak teraz to bolało zdecydowanie bardziej niż za pierwszym razem. To był ostatni raz kiedy popełniłaś ten błąd, ostatni... nigdy więcej. Zaczęła kołysać Aarona, który ciągle płakał, ale on także nie potrafił się uspokoić.
- Cichooo, błagam, już wszystkoo w porządku, słyszysz mniee? - mówiła zachrypniętym głosem, co słowo robiąc przerwę na oddech.
Gdy tylko za mężczyzną zatrzasnęły się drzwi, zaczęłam gorączkowo myśleć. Wyrzuciłam już z pamięci to, co stało się przed momentem. To była jedna z tych cech, którą zawsze u siebie ceniłam: w jednym momencie umiałam zapomnieć o całym bólu i skupić się na celu, który sobie wyznaczyłam. Chciałam jak najlepiej dla rozbitków. Ufałam, że skoro Ben obiecał odesłać ich do domu w zamian za wydanie Widmore'a, tak właśnie będzie. Zdawałam sobie jednocześnie sprawę z tego, jak bardzo mój plan może mi się nie udać. Jeśli rozbitkowie odkryją, że kłamię, zrobią mi krzywdę. Nie przetłumaczę im wówczas, jaka jest prawda, bo wezmą to za kłamstwo. I to takie z najniższej półki.
Wstałam nagle, podnosząc się tak szybko, że niemal zakręciło mi się w głowie. A może to skutek działania środka? Nie byłam w stanie sama się pobić, a musiałam wyglądać na pokiereszowaną, chcąc być prawdomówna. W sekretnym pokoju znalazłam kilka cegieł, które spakowałam w paczuszkę. Pod szafę podsunęłam krzesło i położyłam je na górze, wkładając wcześniej do środka sznurek. Stanęłam pod szafą, podniosłam głowę i za ten sznurek mocno pociągnęłam. Owe cegły spadły na moją twarz, tak jak się spodziewałam: podbijając oko i rozwalając wargę, z której natychmiast trysnęła krew. Już przestałam czuć ból. Podeszłam do lustra i uśmiechnęłam się lekko. Wyglądałam wypisz-wymaluj tak, jakbym właśnie uciekła Innym.
-Zostań tu, skarbie.- zwróciłam się do Mony Lisy, która jak zawsze wpatrywała się we mnie czujnym wzrokiem i tajemniczo się uśmiechała. -Wrócę wkrótce.
Nie odwracając się do tyłu wyszłam z podziemnego bunkra, kierując się wprost przed siebie, nie mając przecież pojęcia, dokąd poszli rozbitkowie.
Oscar zaczął wydzierać się rozpaczliwie "Claire, Claire!", ale nie było odzewu. W końcu bez kompletnej orientacji w terenie rzucił się w jakieś krzaki. Pomyślał sobie, że najlepiej jeśli przyjdzie zaraz niedźwiedź polarny i go pożre, tak będzie najlepiej dla wszystkich (dla Claire, dla niego, dla niedźwiedzia). Jeśli Claire nie będzie chciała go znać, to nie ma po co wracać Kahaną. Zaczął płakać. Zostanie Innym, w ciągu kilkunastu lat awansuje wysoko w ich hierarchii i pozna tajemnice wyspy... To tylko na mnie czeka... Jestem zbyt wielki skurwielem żeby przebywać z normalnymi ludźmi w normalnym świecie.
- Claaaaaaaaaire! - wrzasnął jeszcze parę razy, bardziej dlatego, że ponosiła go rozpacz, niż dlatego, że oczekiwał, że go usłyszy. Teraz już stracił nadzieję na cokolwiek. Nie mógł uwierzyć dlaczego to się stało, był w miarę dobrym człowiekiem. Chwila zabawy z francuską latawicą i jego kobieta życia przepada. Kobieta z którą miał spędzić całe życie i piec faworki na święta. Kobieta, która była i wciąż jest najważniejsza na całym świecie. Przeturlał się jeszcze głębiej w krzaki, tak, żeby gałęzie go uwierały i poprzecinały jego skórę. Stopniowo uspokajał się.
Edytowane przez Lion dnia 08-12-2011 01:17
Spędziła noc pod drzewem, ale nawet nie zasnęła. Słyszała jak Oscar wykrzykuje jej imię, ale nawet nie reagowała. Postanowiła, że się z nim zobaczy. Nie dlatego, aby mu wybaczyć, ale chciała znać szczegóły jego postępowania i aby wiedział jak bardzo ją skrzywdził. To było dla niej trudne, ale w końcu pora wszystko wyjaśnić.
Ilana stawiała kolejne kroki po równo ustrzyżonym trawniku w Dharmaville. Ludzie co chwilę mówili jej 'Dzień dobry', na co ona odpowiadała ciepłym uśmiechem. Po chwili stała już przed drzwiami domku Benjamina Linusa. Związane włosy, nowe jeansy i czysty podkoszulek było tym, o czym od kilku dni marzyła, więc trudno jej było uwierzyć, że miała to na sobie. Bez zastanowienia zapukała śmiało w drzwi, czekając na powitanie gospodarza.
Oscar obudził się w południe. Wygramolił się z krzaków, był cały obdrapany, a do tego brodaty i rozczochrany. Nie wiedząc nawet gdzie jest plaża zaczął iść przed siebie.
Camila sama dobrze nie wiedziała, kiedy zasnęła. Obudzona przez szum fal podniosła się cicho i ruszyła w stronę oceanu. Podciągnęła nogawki do kolan i przez dłuższą chwilę stała na brzegu, pozwalając falom obmywać jej stopy, coraz bardziej zapadając się w wilgotnym piasku. Słońce przyjemnie ogrzewało jej twarz dlatego przymknęła oczy, przez moment po prostu nie myśląc o niczym.
Kiedy w końcu odwróciła wzrok w kierunku plaży, uderzyło ją to że poza Mattem nikogo na niej nie było. Przez ostatnich kilka tygodni przyzwyczajona była raczej do tego, że ciągle przebywali w grupie, co prawda dużo mniejszej niż tuż po katastrofie, ale na pewno nie w duecie.
Przypomniała sobie płaczącą poprzedniego wieczoru Claire, więc wykoncypowała że Oscar zapewne pobiegł za nią. Czemu jednak do tej pory nie wrócili? Bez względu na to czy pogodzili się, czy nie - w końcu nadal nie wiedziała o co tak naprawdę się pokłócili - dużo bezpieczniej dla nich byłoby, gdyby jednak spali na plaży.
Byli już tak blisko celu, i akurat teraz ich nieliczna grupa musiała zacząc się sypać. Poczuła złość, tak jakby nie mogli załatwiać swoich osobistych dramatów już w drodze do domu zamiast gubiąc się w dżungli, a po chwili poczuła się z tego powodu bardzo głupio: jeżeli Claire faktycznie została zraniona przez Oscara, potrzebowała wsparcia, a nie pretensji o opóźnianie opuszczenia wyspy. Nadal nie zapomniała jej tego, jak pocieszała ją gdy okazało się że Matt jest jednym z Innych, a odkąd Valerie odeszła Littleton była jej jeszcze bardziej bliska niż do tej pory.
Westchnęła i korzystając z faktu że Matt jeszcze śpi ruszyła niepewnie w kierunku dżungli. Postanowiła że jeżeli nie znajdzie blondynki w przeciągu kilku minut to wróci na plażę, obawiając się tego że mogłaby się po prostu zgubić.
- Witaj.
Powitanie rozległo się za plecami Ilany. Richard podszedł do kobiety, a na jego ustach usadowił się delikatny uśmiech. - Benjamin jest teraz bardzo zajęty, ma wiele obowiązków w związku z zaistniałą sytuacją, a dodatkowo ta żałoba...
Alpert wpatrywał się w kobietę z ciekawością - nie widział jej wcześniej, ale słyszał o niej od Jacoba. -"What lies in the shadow of the statue?"
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.