Daj mi spokój ty dewiancie. - krzyknął Bernard do Toma - Moja żona nie żyje i nie mów mi że żyje bo to nie prawda. - Po chwili zwrócił się do Johna - Ale czemu chcesz iść na bagno? Jeszcze nas ten dewiant potopi albo co gorsza kogoś tam spotkamy.
Powiedzmy, że czegoś szukam. - Locke uśmiechnął się i zacisnął sznurki u plecaka. Był gotowy do drogi. Ruszajmy. - powiedział. Nie wiedział, ze Boon już się znalazł. Właściwie wolał szukać bagna niż Boona.
/Jakby co, to Locke idzie, a nie śpi, kiedy mnie nie będzie. A teraz dobranoc! /
We are all evil in some form or another, are we not?
-Wiem gdzie jest takie miejsce, mogę was tam zaprowadzić - ostatecznie utopią tam Bernarda i kozę, jeśli nadal będzie przeciwko niemu. Nie rozumiał czemu nazwano go dewiantem, przecież nic złego nie zrobił. -Bernardzie, nie wiesz czym jest ta wyspa. Widzisz Locke'a? Przed katastrofą był inwalidą, gorszym od ciebie. Jeździł na wózku a teraz widzisz jak sobie hasa. Twoja żona znów będzie żyć, jeśli uwierzysz w wyspę. Jeśli uwierzysz we mnie. Chodź, dołącz do nas - Tom czuł się jak Imperator Palpatine namawiający Luke'a na Ciemną Stronę Mocy.
Siedziałam na ziemi pośrodku czekolad, mydeł i groszków ptysiowych i nagle coś mi się przypomniało. Dzień, w którym rozwaliłam sobie głowę i w którym zjadłyśmy z Shosanną grzybki... Może to tylko wytwór mojej głowy, a może faktycznie powiedziała do mnie wtedy: To ja, Melanie?
Pokręciłam głową przecząco, by wyzbyć się tych myśli i minęłam Camilę bez słowa, klepiąc ją lekko po ramieniu.
Obok Matta i Mortena pojawił się Walt. Chłopiec mało nowych ludzi znał, najmilsze wspomnienia z Ogonowcami miał związane z Mortenem i jego pomocą na lotnisku.
-Gdzie my jesteśmy? - spytał się patrząc w twarz Mortena, nie wiedział ze ten chciał odbyć rozmowę z Mattem. Walt jeszcze nigdy nie był w Łabędziu, więc kompletnie nic o tym miejscu nie wiedział.
Bernard po słowach Toma tylko podejrzliwie spojrzał na niego lecz nie odezwał się ani jednym słowem. Nie miał zamiaru wierzyć w ani jedno słowo tego dewianta lecz zamierzał z nim iść mimo, że był już trochę stary i lekko niedołężny. Puścił więc kozę wolno bo nie chciał by wpadła ona do bagna i czekał od teraz spokojnie by kroczyć za łysym Johnem.
Camila niewiele spała tej nocy, myśląc o tym co powiedział jej Morten. Czy to możliwe, żeby wśród nich był szpieg? Wydawało jej się to tak nieprawdopodobne, że wręcz niedorzeczne. Za długo tworzą obóz by nie wyczuć, że ktoś jest wobec nich nieszczery - dawno już by się ujawnił, robiąc im krzywdę. Ale czy na pewno? Słowa Goodwina ją niepokoiły. Sugerowały że dwóch Innych było już w obozie ogonowców, a to przecież wykluczone - już prędzej uwierzyłaby, że ktoś z plażowiczów tylko udaje rozbitka, no ale nie u nich! Mortena odrzucała od razu, to on starał się zdemaskować ewentualnych szpiegów i nie wyglądało jej to na grę aktorską. Matt to samo - byli blisko i była przekonana że nie potrafiłby jej okłamywać aż tak bardzo. Valerie? Odpada. Oscar? Bernard? Westchnęła głęboko.
Doszła do wniosku, że Goodwin po prostu chciał ich skłócić. Zmusić do rzucania na siebie podejrzeń. Grupa zgrana to grupa silna, więc ludzi którzy sobie nie ufają dużo łatwiej złamać. Przecież wśród nich nie było żadnej Melanie! Nie miała pojęcia jakby zareagowała, gdyby ktoś z ogonowców okazał się jednym z Innych. Poczuła się winna, że chociaż przez moment tak pomyślała.
Maia siedziała teraz w kuchni zastanawiając się nad paroma sprawami. Co się stało z Mattem i gdzie był przez ten cały czas? Mogłam zapytać o to Claire. - pomyślała. Nie znała Payne'a, może potrzebował trochę pobyć sam ze sobą, ale żeby znikać na kilka dni bez słowa? To wydawało się jej dziwne. Jej przeszły jednak do pozostałych rozbitków z ekipy poszukiwawczo-ratunkowej. Zastanawiało ją parę rzeczy, więc postanowiła kogoś zapytać. Pierwsza osobą, jaką spotkała była Shannon.
- Hej. Wszystko w porządku? - uśmiechnęła się do niej. Blondynka wydawała się być przygnębiona, pewnie bała się o Boone'a. - Nie wiesz co z resztą ludzi, którzy też byli w ekipie ratunkowo-poszukiwawczej? - zapytała. - Nie wszyscy wrócili, prawda? Nigdzie nie widziałam Johna, tego starego pryka i Oscara. Nadal szukają Matta? Chyba ktoś powinien ich poinformować, że on już jest w bunkrze. - powiedziała. - Ale kto będzie się teraz zagłębiał w dżunglę... Ja bynajmniej nie mam na to ochoty. - dodała. Norweżka miała na razie dość przerażających zdarzeń, jak chociażby atak niedźwiedzia polarnego.
Oscar już nie spał od paru godzin. W nocy śniły mu się koszmary, głównie urywki z kasety z obejrzanego niedawno filmu, a przecież oglądał ten film już tyle razy! To wszystko mieszało się z tym, że budził się kilka razy w nocy zlany potem i miał wrażenie, że stoi nad nim martwy Bakunin. Ale gdy przymknął na chwilę oczy albo popatrzył w inną stronę - widmo znikało. Tak więc Oscar już nie chciał mieć więcej koszmarów i o 4 przestał próbować zasypiać, nie chciał oglądać ani tych koszmarów, ani Bakunina. Co mu strzeliło do głowy, żeby spać samemu na plaży... Gdy był już późny ranek, postanowił wrócić do The Swan. Drzwi były zamknięte, ale ktoś mu otworzył. Udał się do kuchni i zjadł śniadanie i wypił kawę.
Maia czekała na odpowiedź Shannon, gdy niespodziewanie usłyszała czyiś głos. Nie od razu zorientowała się, że to głos Boone'a.
- Słyszysz? - wyszeptała, próbując usłyszeć niewyraźne słowa wypowiadane przez brata blondynki. - Co on mówi?
Madeline która w miedzy czasie wyspała sie, umyła, przebrała i zrobiął poranną gimnastykę, teraz biegała wesoło w okolicy Łabędzia. Powinna dbać o odpowiednia formę.
Ćwiczenia zajęły jej kilka godzin, a gdy wróciła do bunkra, postanowiła przygotowac kanapki na śniadnie/przekąskę.
Znowu spałam w "moim" kącie. Zadomawiałam się tam powoli. Poza materacami i kocami przywlokłam tam półkę, kilka książek, jakieś ubrania, znalezione w szafach. Obudziłam się nagle, wyrwana ze snu i dyszałam ciężko, jakbym przez sen przebiegła kilkanaście kilometrów. Odrzuciłam śpiwór i w "pidżamie"- bokserkach i koszulce, ciasno opinającej się na nieosłoniętych piersiach, usiadłam w kuchni, drżąc jeszcze po koszmarze.
- Poszedłem szukać tego tam Boona i Matta, ale się zgubiłem w lesie i wróciłem. Ani śladu po nich - powiedział, nie mając pojęcia o tym, że obaj siedzą sobie w bunkrze. - Inni, którzy szukali wrócili już? Działo się tutaj coś w ogóle jak mnie nie było? - teraz zawinęła kolana pod brodę i nie mógł oglądać jej "pidżamy"...
-Nic się nie działo. Znaczy, Matt wrócił. Tyle. Nudne jest życie rozbitka. Od kilku dni zresztą tak boli mnie głowa, że ciągle śpię.- powiedziałam. Upiłam mleko z kartonu, które leżało na blacie i westchnęłam cicho. -Idziemy niedługo po katamaran chyba z Mortenem. Trzeba ruszyć stąd dupsko, zanim zapomnimy, jak wyglądają inni ludzie. I sklepy i hotele, i podziemne parkingi...
- Matt wrócił? Ach... - czyli on biegał po lesie, a ten sobie wrócił. - A gdzie on był? Skoro Tamci go nie porwali... Nie wiem czy pójdę z wami tam, na razie mam dość dżungli... I chyba tym katamaranem nie można zbyt daleko dopłynąć... - wyłożył na blat rewolwer, z którego zabił polarnego misia.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.