- Więc miałeś je przez cały ten czas?! - Pisnęła, z trudem powstrzymując chęć, by nie krzyczeć na cały bunkier. Choć i to, nie oddałoby w pełni jej złości. - Trzymałeś je zakopane w jakieś brudnej ziemi i pozwoliłeś bym oskarżała Sawyera i resztę? Co ty sobie myślałeś? One są również moje! - A jeśli Paulo chce sobie przywłaszczyć diamenty? - Zaprowadź mnie do nich, muszę je zobaczyć!
- Nie miałem ich wtedy, kiedy podejrzewaliśmy Sawyera, dostałem je zdecydowanie później, kiedy Tom opuścił plaże przeszukałem jego obóz i je znalazłem i tego samego dnia, kiedy poszliśmy szukać Claire schowałem je. Przykro mi Nikki, diamenty to moje jedne zabezpieczanie przed tym, że mnie nie zostawisz. - odparł Paulo odwracając się do niej i uśmiechając się. - Teraz zobaczymy jak bardzo mnie kochasz.
Mężczyzna odszedł na bok dołączając się do osób pijących whisky na początku przedstawiając się.
Ja widziałem twoją kozę. - przyznał się Hugo. Tam. - wskazał palcem w stronę plaży. Ale mi uciekła. - spojrzał na swoje buty. Było mu trochę wstyd, że nawet głupia koza jest od niego zwinniejsza.
Maia zaśmiała się. Czyżby alkohol już zaciemniał jej myślenie?
- Lol, ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że spędziłyście z Arielle, Boonem i Waltem trochę czasu. - rzuciła. - Na początku było nas 48, ale została nas tylko garstka. Część zginęła przez Czarny Dym. Wiecie o co chodzi? Widziałyście 'to'? - zapytała, po czym wróciła do historii. - Na początku zorganizowaliśmy się dość dobrze, czekaliśmy na pomoc, ale z czasem... ta wyspa stała się przerażająca. - głos lekko jej zadrżał. - Zaczęły się porwania i morderstwa... - urwała, a przed jej oczami pojawiło się ciało Kate. Nie chciała dalej ciągnąc tego tematu. - Rozbitkowie odkryli jeszcze Perłę, ale nie wiem nic więcej o tej stacji.
Oderwała się w końcu od brata.
Uszczęśliwiona zdała sobie sprawę ze swojego stanu. Przetłuszczone włosy, brudne ubrania. Jak może tak wyglądać, mając do dyspozycji te wszystkie cudeńka, jakie mieści w sobie "Łabędź"?!
Zostawiła więc brata, by oswoił się ze stacją. Sama udała się do łazienki, gdzie miała zamiar oderwać myśli, od ponurych wydarzeń, które nawarstwiały się od momentu, w którym odpłynęła tratwa.
Rozebrała się i weszła pod ciepłą wodę, która obmyła jej skołatane ciało. Pachniało siarką, a ciśnienie słabło momentami, ale jak na warunki tej wyspy, to i tak były luksusy.
Gdy już spłukała z siebie mydło i szampon, który z pieczołowitością wcierała w brudne włosy, osuszyła się jednym z białych ręczników, mających ośmiokątny znak "DHARMA".
Niestety, musiała się ubrać w swoje stare ubrania, które miała na sobie, jeszcze w momencie opuszczania plaży. Będzie trzeba wybrać się po walizkę, może wyśle Boone'a?
Wychodząc z łazienki i kierując się w stronę łóżka, zatrzymała wzrok, na trzech nowych, które popijały alkohol z Maią i Arielle. Shannon, która miała dość postrzegania jej osoby, jaką bezużyteczną, co dało się jej we znaki pod nieobecność Boone'a, miała w planie obrać nieco inną taktykę w stosunku do nowych.
Choć mankamenty ich urody, prosiły się o komentarz, Rutherford zdawała sobie sprawę, że ta trójka musiała zaliczać się do rozbitków, którzy nie dbali o wygląd podczas przebywania na wyspie, jak większość zresztą. Poza nią musiały wyglądać lepiej, jak każdy, nawet ona.
Z o wiele bardziej pozytywnym myślami, niż ostatnio, położyła się spać na jednym z "Łabędziowych" łóżek. Kolejna namiastka domu...
Sięgnęła po szklankę napełnioną przez dziewczynę. Wychyliła spory łyk alkoholu. Przyjemne, drażniąco-piekące ciepło zaczęło rozchodzić się po jej ciele. Kiedy ostatnio piła? Nie pamiętała, i w sumie średnio ją to interesowało. Upiła jeszcze jeden łyk, opróżniając szklankę. Pomyślała jak w tej własnie chwili alkohol zabija jej komórki nerwowe i nie wiedzieć czemu strasznie ją to rozbawiło. Zupełnie jak ta wyspa, która zabijała ich po kolei. Możliwe nawet że to ona będzie następna. Obracała pustą szklankę w dłoniach, wpatrując się w nią ze skupieniem.
- Morderstwa, porwania. Zastanawiam się co takiego zrobiliśmy tym Innym, że traktują nas jako zagrożenie. Spaliśmy na ich plaży? Jedliśmy ich owoce? No to faktycznie, mea culpa - powiedziała, i pochyliła głowę, może nieco zbyt zamaszyście. Czuła jak alkohol zaczyna działać.
- Bardzo cię kocham, diamenty nie mają z tym nic wspólnego. - Wydusiła, widząc jak Paulo odchodzi w kierunku nowych. Zbyt długie przebywanie w "Łabędziu" z Tomem, Lockiem i tym Frankiem, zlasowało mu mózg. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, zajęła miejsca obok Paula i uśmiechając się, przedstawiła nowym.
Musi pokazać temu przygłupowi, że go kocha, jeszcze skrzywdzi jej skarb!
W szybkim czasie dosiadły się do nas jeszcze dwie osoby, mężczyzna i kobieta. Blondynka wyglądała na miłą, ale strasznie rozkapryszoną; jej chłopak ani pół raza się nie uśmiechnął i nie wywarł na mnie pozytywnego wrażania. Nie przeszkadzało mi to jednak, bo alkohol powoli uderzył do zmęczonego mózgu. Weszłam w ten cudowny stan, w którym wszystko jest lekkie, jasne i miłe dla oka.
-U nas też było całkiem ciekawie.- odpowiedziałam Mai. -Wylądowaliśmy w morzu. Wszystkie nasze bagaże poszły na dno, dlatego mamy na sobie tę samą bieliznę od dnia katastrofy.- widząc zniesmaczone miny Plażowiczów, zmarszczyłam nos i pokiwałam głową. -Tak tak. Jesteśmy jeszcze większymi hardcorami, niż Wam się wydawało, co? Większość z naszych się potopiła, a reszta umierała na naszych oczach. Samolot zatonął szybciej, niż w wannie znika piana po kąpieli. Potem przenieśliśmy się wgłąb dżungli, bo z plaży zaczęto nas porywać. Inni. Są mądrzy, skubane bestie. A, i jeden z nich był u nas. Zabiła go kobieta, którą następnie zabili oni. Ana-Lucia się nazywała, była sprytna, może za sprytna, żeby tu z nami zostać.- wypiłam jednym łykiem kolejną szklankę whisky.
- Za Anę Lucię! - zawołała Camila, unosząc szklankę ku górze. Czuła jakby cofnął się czas - znowu siedziała niby ze wszystkimi, a jednak wyobcowana; znowu ograniczała się do prostych zdań. Zaczynała mieć problemy z koordynacją ruchów i rozsądek podpowiadał, że niedługo będzie musiała zakończyć imprezę. Nie wiedziała jednak gdzie będą spać, dlatego dzielnie siedziała ze wszystkimi, podpierając głowę na zgiętej w łokciu ręce.
-Za Anę!- zgodziłam się i wypiłam piątą już szklankę whisky. Widząc Camilę, podpierającą się rękoma, zachichotałam jak nastolatka i spytałam wesoło:
-Będziesz rzygać? Bo jak chcesz to rzygaj, lepiej Ci będzie potem.
Jutro poszukamy twoich kóz. - chciał rozwiązać kompromisowo sprawę John. A teraz odpocznijmy. Otworzył drzwi do Łabędzia i gestem zaprosił Claire, Bernarda i Hugona, po czym sam wszedł z mroczne czeluście korytarza. Pociągnął za sobą drzwi i raz jeszcze wyjrzał przez szparę na ciemniejąca w mroku dżunglę. Po chwili odciął się od tego świata stalowymi grubymi drzwiami Łabędzia, które zgrzytnęły cicho na pożegnanie.
/i ja także: dobranoc/
We are all evil in some form or another, are we not?
Podczas gdy inni rozmawiali przy alkoholu, poznawali się, opowiadali o tym co się przydarzyło od momentu katastrofy, ja leżałem na dolnym poziomie piętrowego łóżka. Wyglądać to mogło jakbym był obrażony, ale tak w rzeczywistości nie było. Byłem w złym humorze, już nawet nie wiedziałem czym spowodowanym więc nie chciałem narzucać się innym i odstraszać swoim humorem. Wolałem poznać się z nowymi, będąc w lepszej formie. Przewróciłem się więc na bok, plecami do wszystkich i próbowałem usnąć, co nie było łatwe biorąc pod uwagę wszelkie hałasy.
Jutro postaram się z Umbą jakoś zagospodarować Łabędzia, żeby wyszczególnić sypialnie itd.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Tymczasem Oscar się ocknął z drzemki. Usłyszał od razu jakąś rozmowę, okazało się, że to dziewczyny sobie piją i gadają. Pomyślał, że o jakichś babskich sprawach, więc postanowił się nie narzucać, tylko przemknął obok nich, aby wypróbować tutejsze prysznice. Prysznic niedawno był używany przez kogoś. Oscar rozebrał się i puścił ciepłą wodę...
Camila nie zdążyła mi odpowiedzieć: jej głowa upadła z głuchym plaskiem na stół i już moment później dziewczyna pochrapywała cichutko. Gdybym była trochę większa, pewnie przeniosłabym ją na łóżko, ale niestety nie dałam rady. Całe towarzystwo szybko się rozeszło i zostałam sama z butelką whisky, wpatrując się w głowę śpiącej dziewczyny, która unosiła się powoli w momentach, gdy dziewczyna oddychała. Wreszcie podniosłam się i otworzyłam szafę stojącą w boku. Trafiłam idealnie: wyciągnęłam z niej koc i położyłam go na Camili, żeby nie zmarzła w nocy. Następnie postanowiłam trochę wytrzeźwieć, skierowałam się więc w kierunku łazienki. Ktoś tam jednak już był, więc stałam cierpliwie pod drzwiami, czekając, aż prysznic się zwolni.
Było już późno w nocy, a Oscar rozluźniony pod wpływem prysznica nie spodziewał się tutaj nikogo. Wyszedł spod niego jakby nigdy nic i będąc nago zaczął szukać po szafkach jakiegoś ręcznika. W końcu znalazł, biały, puchaty, z logiem Dharmy. Wytarł się trochę niechlujnie, nie chciał się pozbywać tego orzeźwienia i opasał się ręcznikiem w pasie. Spojrzał w lustro. - Jezu Chryste! Czemu nikt mi nie powiedział, że wyglądam jak brodaty dziad? - rzekł. Miał więcej niż kilkudniowy zarost, podkrążone sine oczy i ogólnie nieciekawą minę, którą co gorsza miał przez cały czas, a myślał, że wygląda chociaż przyzwoicie. Zaczął szukać teraz po szafkach czegoś do golenia, znalazł jakąś saszetkę pełną jednorazowych żyletek. Nie były o dziwo używane, więc zaczął się golić podśpiewując starą folkową nowozelandzką piosenkę, ale śpiewać nie umiał, więc nucił wszystko w wysokości jednej nuty.
Czekając na zwolnienie prysznica, siadłam w kącie i oparłam się wygodnie o ścianę. Gdy drzwi rozsunęły się z trzaskiem, już miałam wstać i zacząć rozmowę, gdy zobaczyłam, że z prysznica wyłonił się Oscar. Nagi Oscar. Przypatrywałam mu się dobre kilka minut, zanim zagadnęłam :
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że Cię widać?
Mając na uwadze naszą ostatnią rozmowę, nie uśmiechnęłam się. Z moich oczu pewnie wiało pewnego rodzaju nienawiścią. Choć nie, nienawiść to złe słowo. Nie byłam w stanie go nienawidzić.
Oscar co było do przewidzenia aż podskoczył i się porządnie zaciął, akurat się kończył golić i trzymał żyletkę przy wardze.
- Valerie, och... - najpierw się uśmiechnął, że fajnie, że wpadła, ale przypomniał sobie, że już się niby nie lubią. No i... Od kiedy ona tu jest. Czy... - Siedziałaś tu cały czas? - powiedział, chwytając jakiś papier toaletowy i trąc świeżą ranę.
Kiwnęłam głową.
-Tak. I jeśli mam być szczera, powinieneś ogolić nie tylko zarost na twarzy.
Podniosłam się powoli i podeszłam do niego. Nieśmiało wyciągnęłam rękę i lekko musnęłam jego wargę. Krew momentalnie przeskoczyła na paznokieć mojego palca wskazującego. Wyciągnęłam waciki z apteczki powieszonej nad umywalką i podałam mu je.
-Co się wtedy stało? Po tym, jak umarła Ana?- spytałam bez ogródek.
Czyli widziała wszystko... Świetnie... Chyba nie mam się czego wstydzić, no ale... Dziwna sytuacja... - myślał sobie. Do tego zaskoczyło ją to pytanie, myślał, że każe mu się wynosić, bo pewnie czeka już długo. Z jej oczu na moment znikł pewnego rodzaju nienawistny wzrok, ale nadal nie był niczego pewien. Czego można być pewnym przy kobiecie? - Hmm... Jednooki zaczął uciekać, a ja dopadłem i zraniłem. Zostawiłem jego lub jego ciało w krzakach. Może to niezbyt miłe, ale to morderca. To wszystko - wytłumaczył, biorąc wacik i trąc krew, wpatrując się w tajemnicze oczy dziewczyny.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.