- Dobra, dobra, już nic nie mówię... - mruknął niezadowolony wciąż oglądając się. Nagle poczuł jak na coś nadepnął. Zatrzymał się, przykucnął i zaczął obmacywać ziemię. Jego dłoń nagle napotkała coś, wziął to do ręki i przyjrzał się temu. - Co u robi jakiś naszyjnik?
- Myślę, że powinniśmy wrócić do obozu, pójść po broń, gdyż w samolocie była. Miałem już ją zamiar zabrać, ale wtedy musiałem ratować swoje życie... i wtedy powinniśmy wrócić i iść dalej. - odparł czekając na reakcję Sawyera.
- Dobra, dobra, chodźmy w takim razie. - odparł Paul podążając dalej ciemną dżunglą. - Nie mógł jej daleko zaciągnąć, w końcu była w ciąży, a to tak dawno nie było. Zresztą on też nie zna terenu, więc musi być gdzieś tutaj w pobliżu.
- Nie wiem, tylko głośno myślę... - odparł do Sawyera, dziwnie brzmiała pochwała z jego ust. - E... dzięki, ty też nie jesteś taki zły. Jednak to jest kobieta, była jedną z nas i wypadałoby jej poszukać. Najważniejsze żeby ją odnaleźć.
Sam nie wierzył w to co mówił, jakoś stracił jakąkolwiek nadzieję, że odnajdą blondynkę, nawet przez to wszystko zapomniał o diamentach. Sprawa faktycznie była poważna, a jakoś nikt się tym zbytnio nie przejął.
- Stare monety. - skłamał szybko Paulo, nie mógł powiedzieć, co tam było. Nagle go olśniło. Przypomniał sobie właz, który widział przy samolocie. - W sumie, jesteśmy blisko tego samolotu, może byśmy się tam przeszli? Może tam znajdziemy coś ciekawego...
- Nie będę Ci niczego pokazywał, z całym szacunkiem, ale są trochę warte. - odparł, musiał się go pozbyć, gdyby zobaczył, co tak naprawdę jest w woreczku... w pamięci próbował odtworzyć sobie drogę do samolotu, po ciemku było to trochę trudniejsze, ale nie do wykonania. - Zaraz będziemy na miejscu...
- Proszę bardzo... - odparł bardzo pewnie brunet. Wiedział, że Nikki nic nikomu nie powie, bo wtedy wszyscy ich okradną. Właśnie weszli do miejsce, gdzie samolot, który jeszcze niedawno wisiał leżał na ziemi. Paulo podszedł bliżej wraku i zaczął szperać poszukując broni. Zastanawiał się, czy powiedzieć Sawyer'owi o znalezisku, którego tutaj dokonał...
Nagle mężczyzna znalazł przy ciałach dwie sztuki broni. Wzdrygnął się, gdy pomyślał o tym, że musi grzebać w trupach. Podał jedną Sawyer'owi i nawet nie czekał na to, aż przyjmie ją. - Kiedy byłem wczoraj w samolocie widziałem tutaj dziwny właz.
- Tam jest... wybacz panie idealny, ale nie codziennie znajduje się jakiś dziwny właz w dżungli. - odparł trochę wściekły, chciał pomóc i nawet wyjawił to co widział, a tu taka niespodzianka. - Tylko teraz będziemy mieć chyba problem z dostaniem się tam, ponieważ na chwilą obecną wejście do tego tarasuje samolot.
- Nie wiem, nie mam pojęcia, widziałem to tylko raz i to dosłownie przez sekundę. W ogóle proponuję rozbić obóz i przespać się, jest już i tak późno i nic nie znajdziemy. - odpowiedział zrezygnowany Paulo.
Człowiek bez nazwiska był bardzo zły, chciał już iść spać... chociaż trochę odpocząć... tak bardzo tego potrzebował, kolejny dzień zapowiadał się bardzo ciężko.
- Znajdziemy ją, a raczej wątpię, aby byłam tam na dole, a jeżeli tam są to przeszukamy to rano, kiedy będzie bezpieczniej. - odparł ziewając. - Nie wiem jak ty, ale ja tu rozbijam obóz!
Edytowane przez Paulo dnia 27-09-2011 01:12
- Sam jesteś lamerem! - wykrzyknął Paulo. - Jak chcesz to przeszukuj ten właz ja idę spać! Nie znajdziemy niczego po ciemku, a po drugie jestem zmęczony! Dobranoc!
Wykrzyknął narzucając na siebie ciepłą kołderkę. zły...
Charlie przenocował nie w swoim namiocie, ale blisko obozowiska Shannon jakby chcąc ją pilnować, aby mu nie uciekła. Przypomniał też sobie o Walcie, ale na razie nie widział nigdzie psa, więc nie miał pomysłu jak go odnaleźć.
Wokół Paulo i Jamesa rozległy się dziwne szepty. Dochodziły ze wszystkich stron i sprawiało to wrażenie, że panowie zostali otoczeni. Niestety nie dała się wyłapać znaczenia słów, ale jedno było pewne. Szepty były coraz głośniejsze i ich źródło się zbliżało.
Tori zaczęła chodzić rano po plaży ze smutną twarzą. W obozie zobaczono brak Claire i Walta. Póki co nikt nie przejął się zbytnio Johnem i Tomem. Muszę o nich powiedzieć innym. Dziewczyna spała bardzo dobrze, bo słyszała kłótnie Nikki i Paulo, Paulo i Jamesa i cieszyło ją, że potrafi namieszać. Nie cieszyło jej jednak, że nie może zaciągnąć nikogo do łóżka. Złamasy. Tori stanęła na środku plaży i zaczęła wrzeszczeć niby ze strachu. - Tom i John zniknęli! Ich też ktoś porwał! A Sawyer i Paulo nie wrócili! Pewnie też im się coś stało...
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Otworzyła leniwie oczy, wyobrażając sobie, że budzi się w swoim mieszkaniu w LA. Tak, za chwilę otworzy okno i do jej uszu dobiegną dźwięki miasta.
Szybko jednak opuściła sferę marzeń, bowiem puste miejsce obok, przypomniało jej o okropnościach wyspy. Claire wciąż nie było. Przyszło jej jednak do głowy, że jeśli znaleźli ciężarną w nocy, nie chcieli budzić Shannon i zabrali do innego namiotu... "Pewnie już nie żyją, ona i Ethan nie mieli szans w tej dżungli" - Pomyślała wychodząc z namiotu.
- Ej, ty... - Zagadała do jednej ze statystek. - Wczoraj wieczorem Sawyer i ten drugi poszli szukać Claire i Ethana, wrócili już?
- Nie, nie ma ich. - Odpowiedziała statystka, po czym wróciła do swoich statystkowych zajęć.
Shannon musiała jakoś się odprężyć, wzięła więc mały ręcznik, kocyk należał już do Hugo, i rozłożyła go na plaży. W krzakach przebrała się w strój kąpielowy, a ciało wysmarowała filtrem. "O tak, to na pewno pomoże mi nie myśleć o złych rzeczach." - Myślała rozkładając się na ręczniku, lecz jakaś wrzeszcząca frajerka nie dała jej odpocząć. Rozchyliła powoli powiekę, to była Tori.
Edytowane przez shan dnia 27-09-2011 14:53
Przerażony Paulo natychmiast wstał, obudziły go jakieś dziwne szepty, był przerażony, natychmiast podszedł do Sawyera i zaczął go szturchać.
- Słyszysz?! Słyszysz to?! - zapytał, nie mógł się opanować. - Musimy uciekać! Jesteśmy otoczeni!
Tori zauważyła, że Shannon znowu się opala. Niewiarygodne, wszystko jej zwisa i powiewa nawet w takich okolicznościach. Bluefield postanowiła zepsuć jej ten głupi uśmieszek, więc wcieliła się znowu w rolę słodkiej idiotki i podeszła do niej. - Cześć Shannon. Podziwiam Cię, nawet w tak trudnych chwilach potrafisz o siebie zadbać. Jesteś moją idolką!
Victoria wiedziała, że musi stosować inną taktykę niż z Paulo. - Ostatnio tyle się dzieje, że nie miałam czasu porozmawiać z Twoim bratem. A wczoraj usłysza... nie, nie powinnam tego mówić.
Dźwięki nasilały się i dochodziły ze wszystkich stron. Były dziwne, jakby pierwotne i dzikie, na pewno niezrozumiałe.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Słuchaj, Sawyer i ten drugi poszli do dżungli na własną odpowiedzialność. Moim zdaniem Claire i Ethan już nie żyją... a Tom i John. - Westchnęła. - Teraz nie ma komu polować... w sumie mnie starczą owoce. - Przewróciła się na brzuch i zaszczyciła Tori wzrokiem. - Co usłyszałaś? hm? Mnie możesz powiedzieć... - Uwielbiała plotki w każdej postaci.
- Ale nie powinnam, bo to dotyczy Was. Ciebie i Twego brata.
Tori odwracała wzrok i zaczerwieniła się, jakby się trochę krępowała. - Obiecaj, że nikomu nie powiesz. Wczoraj usłyszałam jak przy ognisku kilka osób rozmawiało o Was. Ale musisz mi obiecać na swój idealny wygląd, że nic nie powiesz. Mogłabym mieć nieprzyjemności i Ci ludzie, od których to niechcący usłyszałam również.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Oh, proszę cię, komu mam powiedzieć? Z częścią ludzi nie gadam, bo nie chcę. Część, na to nie zasługuje. - Zwróciła wzrok w stronę Arzta. - No, dawaj. Jestem coraz bardziej ciekawa! - Shannon chciała się dowiedzieć, jakie to oszczerstwa ludzie wymyślają na nią, zazdroszcząc jej wyglądu i kasy.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.