//chciałabym bardzo przeprosić za moją nikłą aktywność w ciągu ostatnich dwóch dni, a raczej jej prawie ogólny brak zachciało mi się szkoły ze stuletnią tradycją to teraz mam za swoje, po prostu nie ogarniam z lekcjami. Mam nadzieję, że jutro/pojutrze wróci wszystko do normy i będę normalnie pisać. Wybaczcie mi.
dwa, taka czysto techniczna uwaga. Jeśli posługujemy się mapą zamieszczoną w uniwersum, zakładamy, że jest ona dość podobna do tej z losta, tak? Jeśli więc ze strzały do katamaranu jest trzy kilometry, to wychodzi, że całą wyspę można obejść w dwie godziny Jakoś tak mi to nie daje spokoju, ale to tylko moje chore rozmyślania
Dzięki za uwagę, już poprawiłem to na mapce.
Gdy rozbitkowie zajęli się nieznajomą, postanowiłam wykąpać się porządnie, pierwszy raz od kilku dni. Nie chciałam robić tego przy strumyku obok obozu, czułam się tam skrępowana i wstydziłam się kąpać w tym miejscu. Ruszyłam więc przed siebie, przecinając dżunglę na wskroś. Nigdzie mi się nie spieszyło, nikt nie czekał na mnie w Strzale. Stawiałam kroki powoli, ale ostrożnie. Przeżuwałam jednocześnie powoli gumę do żucia o smaku cynamonowym, którą wyciągnęłam z jednej z paczek. Była obrzydliwa, ale nie zwracałam teraz na to uwagi. Po godzinie, może półtorej, marszu, usłyszałam charakterystyczny dźwięk wody, uderzającej o kamienie. Moment później zza pagórka wyłonił się niewielki wodospad. Uśmiechnęłam się wesoło i momentalnie rozebrałam się do naga. Jako pierwsze wyprałam na brzegu swoje ubrania. Rozwiesiłam je równomiernie na skałach, żeby wyschły. Niesamowicie nieprzyjemne to było uczucie, chodzić od kilkunastu dni w tym samym: bielizna już przecierała się w strategicznych miejscach. Wreszcie wskoczyłam do wody spodziewając się, że dno będzie płytkie. Nie umiałam pływać i ogromnym darem losy było to, że przeżyłam katastrofę 815: ktoś wyciągnął mnie z wody. Gdyby nie to, już dawno byłabym wtedy na dnie.
Dno jednak płytkie nie było. Serce stanęło, gdy nie wyczułam podłoża. Zaczęłam szamotać się w wodzie, próbując czegoś złapać. Przypadkowo uderzyłam głową o kamień. Poczułam, jak lepka, ciepła krew zalewa mi szyję. Przed oczyma stanęły mroczki, a płuca zalała ciepła fala. Wyrzucona na brzeg, naga, straciłam przytomność.
Cele:
-uratujcie Valerie
-jeśli nie, znajdą ją Inni
Nie miałam powodu by nie wierzyć Jennifer. Przecież sama przypłynęłam na tą wyspę. Wiem, że posiada kontakt ze światem zewnętrznym i mieszkałam w całkiem przyzwoitym domku. Tak więc słuchałam po drodze co ciemnoskóra ma do powiedzenia, ale nie musiałam zobaczyć katamaranu żeby dopiero uwierzyć. Dlatego też, gdy usłyszałam wszystko co chciałam dyskretnie zboczyłam z kursu. Potrzebowałam chwili samotności. O ile dobrze zapamiętałam z pierwszych dni szkolenia i poznawania wyspy, może jakąś godzinę stąd znajdowała się mała, bardzo urokliwa kaskada. Nie namyślając się długo ruszyłam w tamtym kierunku. To był jeden z tych rajskich dni na wyspie kiedy temperatura była idealna. Szłam żwawo, napawając się widokiem niezwykle bujnej zieleni. W tej chwili brakowało mi tylko jednego. Człowieka. Brakowało mi kogoś z kim mogłabym dzielić tą chwilę. Jakiejkolwiek bliskiej, przyjacielskiej osoby. Było mi przykro, że nie jestem w stanie z nikim tutaj nawiązać miłych relacji. W sumie mogłam już się przyzwyczaić. Uprawianie medycyny nie pomaga przy zawieraniu przyjaźni. Może dlatego, że życie i śmierć widać na twarzach chirurgów cały czas. Może dlatego, że przyglądając się umieraniu każdego dnia, jestem zmuszona wiedzieć, że życie, każda minuta to pożyczony czas. Tak więc może dlatego chirurgów wszyscy postrzegają jako dziwaków, jednak mimo wszystko są to ludzie, których chcesz mieć po swojej stronie, kiedy masz naprawdę przechlapane.
- Ty masz naprawdę przechlapane!- wypowiedziałam ostatnie słowa na głos, gdy zza krzaków ujrzałam Valerie na brzegu. Podbiegłam szybko do nieprzytomnej dziewczyny, która miała ranę na głowie. Czym prędzej zaczęłam ją reanimować, nie wiadomo ile była nieprzytomna. Mogła już mieć spore niedotlenienie mózgu.
- No dalej mała, oddychaj...oddychaj dla mnie- mówiłam, uciskając raz po raz. Nie mogłam pozwolić żeby umarła bo bez wątpienia zostałabym o to posądzona.
Na moment znów wróciłam do Francji. W długim, beżowym płaszczu biegłam do metra, które miało zawieźć mnie do pracy. W domu, niewielkiej klitce z jednym pokojem i kuchnią został... właściwie nie wiedziałam, kto tam został. Nie pamiętałam jego imienia. Wbiegłam do podziemia. Metro jeszcze nie przyjechało. Dysząc lekko, oparłam się o automat z tymbarkami. Jakaś mała dziewczynka chciała do niego podejść, ale zagradzałam jej drogę. Nie dbałam o to.
-Ty masz naprawdę przechlapane!- usłyszałam głos, dochodzący jakby z oddali. Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu, oświetlanym jarzeniówkami. Ludzie chodzi w jedną i drugą stronę, potrącając się, nie patrząc sobie w oczy. Ze zdziwieniem spojrzałam na dozorcę, który gwizdał w gwizdek i rozpraszał ludzi z miejsca, w którym chciał umyć usmoloną podłogę.
-No dalej, oddychaj...
***
Zakasłałam. Niesamowicie bolała mnie przy tym głowa. Mimo że dzień był gorący, było mi strasznie zimno. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Od razu w myślach pojawiły się katastroficzne wizje, jakoby spada na mnie automat z tymbarkami, albo metro rozwala się na kawałki poprzez bombę, trzymaną pod płaszczem jednego z pasażerów. Otworzyłam powoli oczy. Nade mną przeleciał ptak, duży i kolorowy. Ptak w metrze...? Podniosłam się lekko. Strasznie, strasznie bolała mi głowa, było mi niedobrze. Nade mną klęczała blondynka.
-Shosanna.- wychrypiałam, poznając ją. -Dlaczego jestem naga?
- Co?- pisnęłam zaskoczona. Dopiero, gdy Valerie zadała pytanie zauważyłam, że faktycznie jest naga. Nie wiedzieć czemu speszyłam się i szybko odwróciłam wzrok- eeee...dobre pytanie. Zgaduję, że pewnie chciałaś się wykąpać?- dokończyłam niepewnie, utrzymując wzrok tylko na jej twarzy- uwierz to nie ja Cie rozebrałam, Twoje ciuchy nie są mi potrzebne... chociaż!- podniosłam głos na koniec i zerwałam się na równe nogi- kawałek Twojej koszulki się przyda. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko...- mówiąc to zaczęłam odrywać jeden rękaw. Widząc zdziwioną minę Valere, wyjaśniłam- przyda się na Twoją głowę bo nie wiem czy zdajesz sobie sprawę ale masz mocno rozwaloną głowę...- zrobiłam poważną minę i podeszłam bliżej dziewczyny, bacznie przyglądając się ranie- o Boże Boże! Nie ruszaj się... widze mózg!- udawałam powagę, wskazując palcem.
Gdyby nie to, że było mi tak niedobrze, ze zdziwieniem patrzyłabym na to, co robi dziewczyna, a tak po prostu siedziałam sztywno, z błędnym wzrokiem wpatrzonym w wodospad. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie, co się stało. Czy to możliwe, że Shosanna próbowała mnie zabić a widząc, że przytomnieję, udawała świętą? Och, Vall, przestań sobie wmawiać.
Gdy dziewczyna rzuciła uwagę na temat mózgu, skrzywiłam się lekko.
-Bardzo zabawne. Źle to wygląda?
Mówiąc to, zauważyłam kamień, o który musiałam zahaczyć: był zakrwawiony.
- No wiesz... jestem kardio, a nie neurochirurgiem ale myślę, że Cię z tego wyciągnę- uśmiechnęłam się miło do dziewczyny- ale w międzyczasie możesz mi powiedzieć co się stało? Jesteś w stanie sobie to przypomnieć?
Pokręciłam powoli głową.
-Nie mam pojęcia. Ostatnie, co pamiętam, to jak szłam przez dżunglę i żułam gumę cynamonową. Była obrzydliwa.
Sięgnęłam ręką po ubrania i szybko je na siebie naciągnęłam. Ostrożnie dotknęłam głowy. Ciepła jeszcze rana pulsowała bólem.
-Wiesz, którędy do obozu?
Kurde, już nie wiem jaka jest pora dnia. Miał być nowy dzień, ale Valerie z Melanie mają jeszcze dzień wczorajszy, więc grupa z Jennifer powinna dopiero teraz iść na nocleg Więc chodźmy
Podobnie jak Melanie, nie miałem powodu by nie wierzyć Jennifer. Wiedziałem, że wyspa ma w sobie coś magicznego, ale żeby nie można było jej opuścić? Jako rozbitek zapewne bym w to nie uwierzył, ale jako Inny miałem podstawy by sądzić, że tak może być. - Musimy się bardziej pospieszyć. - zwróciłem się do grupy, przyspieszając kroku. Chyba wszyscy chcieli wrócić przed nocą do obozu.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
- On ma rację. Lepiej spędzić noc w Waszym schronie, niż tu w dżungli. Chyba, że ja zostanę w swoim starym miejscu? - zapytała na żarty, ale nie zaznaczając tego uśmiechem. Jennifer również przyspieszyła kroku. Postanowiła też zrobić porządek z włosami, które od jakiegoś czasu ją irytowały i zwinnym ruchem związała je gumką.
Dzień był niezwykle męczący więc chyba każdy marzył o tym by móc usiąść przy płonącym ognisku i spokojnie przy nim posiedzieć. Odległość do Strzały była już niewielka więc grupa wędrowała nieco spokojniej, pewna tego, że wróci o czasie. - Ten instruktaż... - zacząłem pytanie do Jennifer. - O co z nim dokładnie chodzi?
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
- Na wyspie znajduje się jakieś ukryte miejsce, które swego czasu było siedzibą Widmore'a. Najprawdopodobniej tam znajdują się informacje w jaki sposób można opuścić wyspę. Bo można to zrobić, ale według określonych współrzędnych. - ledwo co Jennifer odpowiedziała, oczom grupy ukazały się znajome tereny, wśród których wybudowana była Strzała. - Jesteśmy na miejscu. - zakomunikowała grupie oczywistą rzecz.
Zmrużyłem oczy słysząc o ukrytym miejscu na wyspie. - Czyżby chodziło o Płomień? Łabędzia? A może o jakąś inną stację? - różne myśli przelatywały przez moją głowę. Nie zadręczałem się tym, tylko od razu zacząłem zbierać drewno na ognisko przed bunkrem. Mimo ostatniego incydentu z udziałem Laury i Adama nie miałem zamiaru barykadować się w środku. Usiadłem przed ogniskiem i wyciągnąłem przed siebie dłonie, ogrzewając je.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Po długiej drodze w końcu dotarliśmy do obozu. Powoli zbliżała się noc. Byłem bardzo zmęczony, więc usiadłem przy ognisku, które wcześniej rozpalił Matt. Dużo myślałem o tym wszystkim, o Jennifer, Katamaranie, a także o tym tajemniczym Widmorze i jego instruktarzu. Ciepło płynące z ogniska właśnie ogrzewało całe moje ciało. Dawno nie czułem się tak dobrze...
- Tak, wiem- odpowiedziałam. Zostaliśmy z Mattem tak dobrze przeszkoleni, że naprawdę ciężko byłoby mi się zgubić- ale lepiej jeszcze tu chwile zostańmy, posiedź troche. Nie chce żebyś mi zemdlała podczas marszu- wyjaśniłam, siadając obok Valerie. Założyłam ręce na kolana i westchnęłam ciężko.
- Ehhh...nic o Tobie nie wiem, ani Ty o mnie- wymamrotałam, patrząc na wzburzoną wodę- znaczy mam na myśli, że wiesz... eee... mogłybyśmy się poznać. Wydaje się jakby wszyscy dobrze się znali, a ja była gdzieś na uboczu...
Krótkie podsumowanie: Valerie i Melanie znajdują się w pewnej odległości od obozu, przy wodospadzie. Zaś reszta grupy z Jennifer są w Strzale lub gdzieś w pobliżu jej. Wczoraj wróciliście z wyprawy do katamaranu, którym przypłynęła kobieta. Odnaleźliście go i usłyszeliście od Jennifer, że kilkakrotnie próbowała opuścić wyspę, ale za każdym razem wracała na nią. Postanowiła dołączyć do Waszego obozu z nadzieją, że pomożecie jej odnaleźć instruktaż w jaki sposób można ją opuścić. Jennifer wie, że wyspa ma jakieś tajemnicze właściwości bo jej zaginiony mąż - Henry Gale współpracował z Charlesem Widmorem. I Widmore ukrył gdzieś na wyspie zapisane współrzędne, którymi należy się sugerować by odpłynąć z wyspy. Jeżeli jesteście nimi zainteresowani to wypytajcie o to kobietę. Będzie się to wiązało zapewne ze zmianą obozu.
Zamuła rzeczywiście jest, kilka osób nie ma dostępu do internetu albo wolnego czasu, ja też w ostatnich dniach miałem go mniej i dlatego stoimy w miejscu. Jeżeli taka sytuacja będzie się utrzymywać, to będziemy z Umbą reagować. A póki co - wykazujcie się inwencją
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
//a można pójść do katamaranu i sobie nim popłynąć?//
Chyba nie będzie to problemem. Tylko tego samego dnia, albo najpóźniej nazajutrz byś wrócił w to samo miejsce.
Edytowane przez Lincoln dnia 06-10-2011 20:06
Nie chciałem tracić już więcej czasu. Trzeba było coś robić, by wreszcie wydostać się z tej wyspy. Ale czy ja na pewno chciałem się z niej wydostać? Sam nie wiem. Powrót do szarej rzeczywistości? Nie zastanawiałem się nad tym. Tutaj chociaż na chwilę mogłem zapomnieć o śmierci żony. Życie w normalnym świecie straciło już dla mnie sens. Może to było moje przeznaczenie? Może to, że leciałem tym samolotem i, że rozbiłem się na tej wyspie było mi pisane? W głowie rodziło mi się tysiące pytań. Ale nie to było teraz istotne. Cokolwiek chodziło mi po głowie, musiałem działać na rzecz grupy. Podszedłem więc do Jennifer. Właściwie to nie wiedziałem co powiedzieć. - Instruktaż... - wydusiłem w końcu z siebie. - Ten instruktaż... Jeśli go zdobędziemy, będziemy mogli opuścić wyspę. Może warto go poszukać? Nie wiesz gdzie może być?
/Ach. nie dałoby się nim popłynąć wokół wyspy aby natrafic na plaze plazowiczow? chociaz to pewnie sprzeczne z fabułą i dlatego nie można, co?/
- Zgadzam się, taki instruktaż byłby fajny, w końcu to nie byle co, ale klucz do opuszczenia tej wyspy.
/Plażowiczów już nie ma na plaży Ewentualnie można byłoby zrobić taką wycieczkę, ale nikogo nie spotykać i wrócić.
Edytowane przez Lincoln dnia 06-10-2011 20:15
-Zależy, co masz na myśli, mówiąc: poznać.- odpowiedziałam jej i uśmiechnęłam się lekko. -Ja nie lubię mówić o sobie, tutaj leży problem. Chyba, że Ty chciałabyś mi coś powiedzieć?- zmrużyłam lekko oczy.
- Jakbym wiedziała gdzie dokładnie jest, to od razu opuściłabym wyspę i nigdy byśmy się nie spotkali. - odpowiedziała, wpatrzona w zdjęcie Henry'ego (klik), by po chwili spojrzeć na Mortena. - Wiem, że Charles miał na wyspie wybudowany podziemny bunkier w pobliżu jakiegoś strumienia. Natrafiliście na coś takiego? - zapytała i po chwili schowała zdjęcie do kieszeni.