Stałem wpatrzony w Camilę z chęcią przerwania jej wypowiedzi. Widziałem jak się męczyła wypowiadając kolejne słowa i z jaką trudnością przychodziło jej powiedzenie o tym co siedzi jej w głowie. Nie zrobiłem tego jednak bo zapewne drugi raz taka sytuacja mogłaby się nie powtórzyć. Słuchałem więc i czułem jak coraz bardziej bije mi serce. Gdy skończyła mówić, wspominając o tym, że może mnie lubić bardziej, niż powinna, zrobiłem krok do przodu i objąłem ją. W jednym momencie zszedł ze mnie cały stres. Poczułem się spokojny, bezpieczny i szczęśliwy. Bałem się tego jaki może mieć do mnie stosunek, bo mój do niej od samego początku był jednoznaczny. - Daj mi szansę. - po kilkudziesięciosekundowym uścisku, cofnąłem się lekko i spojrzałem jej w twarz, wypowiadając te słowa. Nie myślałem teraz o tym, że ja jestem Innym, a ona rozbitkiem. Że to wszystko co się stało, mogło być zbyt dużym nadużyciem zaufania i w momencie poznania prawy, totalnie zmienić relacje.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
- Umarła dziewczyna, przybyli do nas rozbitkowie, a gdzieś po drugiej stronie wyspy żyje ich jeszcze czterdziestu.... A Ty sobie siedzisz, masz wszystko w dupie i chcesz whisky. Jak tak można? - spytał retorycznie, niemal rzucając w nią butelką, jednak ta szczęśliwe wylądowała w jej dłoniach.
Edytowane przez Lion dnia 09-10-2011 23:54
Pan Eko po tym jak był notorycznie niezauważany w ciemnych pomieszczeniach, zdecydował się odłączyć od grupy. Samotnie dotarł w okolice stacji Perła i tam rozpoczął budowanie drewnianego kościoła.
-No widzisz, różnica między nami polega na tym, że ja nie mam tego wszystkiego w dupie.- mruknęłam i upiłam spory łyk. Miałam podły nastrój, to był dziwny dzień. Zaczął się od rozwalenia sobie głowy na kamieniu, ciągnął się poprzez zjedzenie grzybków halucynogennych, skończył się na śmierci jednej z nas. -Tych kamer jest tutaj pewnie więcej. Weź rakietę i rozwal wszystkie, zanim następni psychiczni do nas doskoczą.
- Nie chce mi się - powiedział, już nawet nie podpierał się łokciem, tylko leżał na plecach na kanapie jak długi. - Gdy ci się znudzi picie, to możesz oddać mi butelkę, potrzebuję jej.
- Dziękuję, droga panno - Oscar upił sześć łyków po raz trzeci, teraz był szatanem. Szybko zdał sobie sprawę, że nie jest już do końca trzeźwy. - Wyglądasz jak pan Morten, czyli na bardzo zmęczoną. Może udasz się na spoczynek do sypialni, zabierając swój tyłek z mojej kanapy i dając mi należyte miejsce do odpoczynku? - mówił, bowiem musiał zginać nogi w kolanach aby się zmieścić.
Walt odnalazł ślady, które prowadziły do stacji Strzała a nie jak sądził mały chłopiec do bunkra, gdzie była reszta rozbitków. Ruszył w tamtym kierunku, wspominając czasy, gdy obok niego była Shannon i Vincent. Oni by go nie zostawili, oni by po niego wrócili...
Nie miała pojęcia, jak zareaguje Matt na jej nieskładną wypowiedz, dlatego gdy poczuła jak ją obejmuje jej nerwy odegrały prawdziwą symfonię. Położyła głowę na jego ramieniu, czując jak schodzi z niej cały stres, wszystkie negatywne uczucia, nagromadzone w niej z powodu wszystkich tych koszmarnych wydarzeń. Gdy usłyszała jego słowa, by dała mu szansę poczuła jak dreszcz przebiega przez jej ciało.
- Chyba otrzymałeś ją już jakiś czas temu .
Spojrzała mu w oczy i niespodziewanie roześmiała się. Nigdy nie potrafiła w takich sytuacjach zachować powagi, a swoją poprzednią wypowiedzią i tak pobiła swój osobisty rekord w wyznawaniu komuś co czuje.
- Jezu Matt, zachowujemy się jak dzieciaki - powiedziała ze śmiechem - Chodźmy spać - dodała, i po raz kolejny zachichotała, słysząc jak dwuznacznie zabrzmiała jej wypowiedz.
- "Chyba otrzymałeś ją już jakiś czas temu." - zacząłem myśleć co miała na myśli. - Czy uważa, że jestem nieodpowiedzialny? Że nie można mi zaufać? To dlatego, że nie lubię fizyki? Ale przecież lubię gotować i ścielę rano łóżko... - chyba obecność Walta w obozie wpłynęła i na moją osobę, bo zacząłem sobie zadawać w myślach kilka pytań pod rząd, nie szukając na żadne z nich odpowiedzi. Zaśmiałem się jednak wraz z nią i niepewnie złapałem za dłoń, nim wyszliśmy z łazienki. - Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Zawsze. - podkreśliłem mocniej ostatnie słowo.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
-Dobrze, jak sobie chcesz.- mruknęłam, podniosłam się i splunęłam mu pod nogi. Kątem oka zauważyłam, jak Matt i Camila wychodzą z łazienki, trzymając się za ręce. Wyszczerzyłam się do dziewczyny i sama czmychnęłam do pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi. Upewniwszy się, że są zamknięte na zasuwkę, zsunęłam z siebie ubrania i podeszłam do lustra, pierwszy raz od dnia katastrofy widząc swoje odbicie.
Nie poznałam siebie. Schudłam co najmniej kilka kilogramów. Skóra na twarzy i ramionach niebezpiecznie się zapadła, oklejając kości. Rana na głowie, przewiązana prowizorycznym opatrunkiem, wylała, a cała koszula Shosanny była z krwi. Tłuste, od dawna niemyte szamponem włosy oklejały twarz. Podkrążone oczy żałośnie wpatrywały się w odbicie. Nie mogłam uwierzyć, że tak można zmienić się w tak krótkim czasie. Westchnęłam i uderzyłam pięścią w szafkę, stojącą obok. Nie ze złości. Z rozpaczy. Ściągnęłam z głowy opatrunek. Rana nie wyglądała źle. Oczyszczona już miała średnicę złotówki. Weszłam pod prysznic. Woda nie była ciepła, śmierdziała dodatkowo siarką, czułam się jednak jak nowonarodzona, gdy krople spadały na nagie ramiona i piersi. Ociekająca wodą zeszłam na puchowy dywanik i zaczęłam otwierać szafki w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Znalazłam cążki do paznokci, pilniczek, kilka innych higienicznych narzędzi, troszkę przeterminowanych już dawno kosmetyków, ręczniki, bieliznę i szlafrok. Wysuszyłam się, wskoczyłam w szlafrok, spiłowałam paznokcie, ogoliłam się. Z dziwnym spokojem siedziałam na środku łazienki w kłębach pary, patrząc w górę.
Oscar przez długi czas się śmiał po tym co ona zrobiła, po tym jak splunęła mu pod nogi. Śmieszyły go jej dawne słowa, że jest jedyną osobą, której może tu ufać, bo widziała go w fotelu samolotu. Albo to, że szuka Mona Lisy, lub, że chce go malować. Zaczęło go bawić, że na pajęczynie nie było żadnego pająka, bo pająki nie miały co jeść i pozdychały. Potem ucichł nagle i pomyślał, że jest idiotą. I znów zaczął się śmiać, prawie histerycznie. To co chciał osiągnąć - udało mu się. Nie pamiętał ani o Latynosce ani o tym całym cyklopie. Wyprostował nogi, przymknął oczy na moment, a potem uśmiechnięty od ucha do ucha patrzył znów w pajęczynę, nie było tutaj na czym innym zawiesić wzroku.
Edytowane przez Lion dnia 10-10-2011 00:48
Camila nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Gdy poczuła że złapał ją za rękę, ani przez chwilę nie myślała o tym, aby ją cofnąć. Na tle jego dużych dłoni jej drobna dłoń wyglądała na jeszcze mizerniejszą. Czuła się przy nim dziwnie bezpieczna, mimo iż znali się przecież tak krótko. Kątem oka zauważyła Valerie, która się do niej uśmiechnęła i odnotowała w myślach, że dawno nie rozmawiała z dziewczyną. Miała zamiar nadrobić te zaległości jak tylko się wyśpi. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Zawsze. Dziewczyna poczuła się wzruszona jego słowami. Pocałowała go w policzek, wyrażając tym prostym gestem całą wdzięczność jaką czuła względem Matta. Wpatrywała się chwilę w jego twarz.
- Dobranoc - powiedziała, uścisnęła jego dłoń po czym odwróciła się i skierowała w stronę jednej z sypialni. Była tak zmęczona, że podarowała sobie prysznic i zasnęła pierwszy raz od wielu dni nie czując że leży na twardym podłożu.
Siedziałam pośrodku łazienki, na marmurowych kafelkach, zawinięta w ręcznik do momentu, w którym nie wyschły mi włosy. Uczesałam je szczotką Eloise Hawking i dopiero wtedy znów spojrzałam w swoje odbicie. Tym razem uśmiechnęłam się na jego widok. Nie był to zbyt entuzjastyczny uśmiech, ale zawsze coś. Nie do wiary, jak wiele może zmienić jedna kąpiel! Skóra, wcześniej lekko zszarzała, teraz lśniła blaskiem. Pobyt na wyspie i zmęczenie zdradzały tylko cienie pod oczami i skóra opinająca się na kościach policzkowych, wskazująca na to, jak wiele schudłam w niedługim czasie. W szlafroku wymknęłam się do kuchni. Zjadłam sytą kolację i zaparzyłam herbaty miętowej. Buchający w powietrze dym osiadał wesoło na szklance w postaci kropel. Gdy wypiłam całość, zmorzył mnie sen. Wszyscy spali już snem sprawiedliwego w sypialni, w której mieściło się kilka kanap i główne, duże łoże małżeńskie, na moje szczęście niezajęte. Wyciągnęłam z szafy jakieś ubranie i narzuciłam je na siebie, jak najciszej, żeby nikogo nie obudzić. Eloise musiała być troszkę tęższą niż ja kobieta, tonęłam lekko w jej ubraniach. Wreszcie padłam na łóżko, zasłoniłam baldachimy, które niczym w Harrym Potterze oplatały całe łoże i przykryłam się kołdrą. Śmierdziała starością, była wilgotna, pewnie w środku zalegał się grzyb: ale to zawsze pościel i materac. Ledwo zamknęłam oczy, usnęłam, kołysana cichym pochrapywaniem Bernarda i dźwiękiem fontanny, dochodzącym zza zamkniętych drzwi.
Wczorajszy dzień był pełen skrajnych wrażeń. Na szczęście te, których doświadczyłem na zakończenie dnia były spełnieniem ukrytych pragnień. Chciałem być blisko niej, otaczać opieką, służyć pomocą, dzielić smutki i radości. Nie raz w swoim życiu się zakochiwałem, ale nigdy nie czułem tego, co teraz. Tego pragnienia szczęścia drugiej osoby, za które mogłem dać wiele, o ile nie wszystko co mogłem. Nie spieszyłem się, nie chciałem by przez jeden zbędny ruch wszystko prysło. Pozwalałem by znajomość z Camilą sama się rozwijała więc poczułem się niezwykle szczęśliwie gdy poczułem jej pocałunek. Spojrzałem na jej twarz i się uśmiechnąłem. Chciałem przybliżyć do niej swoją twarz, ale moment zawahania sprawił, że poprzestałem tylko na ściśnięciu dłoni. Wkrótce się rozeszliśmy. Nie wiem ile tej nocy spałem, ale zapewne maksymalnie z dwie godziny. Z ogromu wrażeń nie byłem w stanie zasnąć więc praktycznie całą noc przeleżałem. Wstałem z samego rana, zapewne przed wszystkimi i wziąłem pierwszy od tak dawna prysznic.
Dzisiaj ruszacie dalej wgłąb wyspy. Spotkanie z Plażowiczami będzie zapewne jutro.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Bernard tymczasem krzątał się po tej dziwnej stacji. Mimo jednego brzydkiego pomnika jakiegoś kolesia drugi był całkiem fajny gdyż przedstawiał postać młodej, ładnej kobiety. Bernard nie skupiał się zbytnio na nim tylko na sobie. Zrobił sobie i kozom coś do jedzenia. Wyspał się w normalnym łóżku. Jednym słowem coś co robił jeszcze kilka tygodni temu smakowało teraz jak prawdziwa delicja pośród zgniłych jabłek.
Po nocy spędzonej w wygodnym łóżku przebrałam się w czyste ubrania. Było mi tak dobrze, przez te parę dni strasznie tęskniłam za cywilizacją. W obozie mieliśmy jej mało i brakowało mi mojego domku z Dharmaville.
Wypoczęta i czysta weszłam do kuchni związując włosy w kucyk. - Czeszcz. - Powiedziałam niewyraźnie, gdyż w zębach trzymałam gumkę, którą po chwili użyłam do związania niedbałego kuca. Chwyciłam zielony kubek i nastawiłam wodę. Z szafki wyciągnęłam kawę, której parę łyżeczek wsypałam do kubka. - Chcesz kawy? - Spytałam Bernarda.
Edytowane przez chlaaron dnia 10-10-2011 15:28
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.