Hector upadł razem z Denzilem. Na szczęście główny cios przyjął murzyn i nic kapitanowi się nie stało. - Wstawaj, Ty cherlawy niewolniku! - krzyknął, jednak Bissessar nie ruszał się. A więc tak oto Bernard stracił swoją własność. Barbossa, chcąc nie chcąc, wyszedł za Freyem na brzeg. Zaczął się przyglądać poczynaniom Sparrowa.
Sparrow dziwił się mocno gałęzi, którą trzymał. Była śliska i wydawała dziwne syczenie, to go lekko niepokoiło, dlatego podniósł głowę do góry, by się jej przyjrzeć. -sssssssssssssssssss - natychmiast wydał taki dźwięk, widząc głowę węża, która spoglądała na niego łakomie, liczył, że uda mi się z nim dogadać lecz nic na to nie wskazywało. Zaczął się w ramach ucieczki bujać na owym stworzeniu, w ostatniej chwili przed ukąszeniem z rozbujanego węża skoczył i wylądował obok swojego starego druha Barbossy, który przez cały czas się jemu przyglądał.
-Wow - tak skomentował swój wyczyń, spoglądając na Hectora, nadal w formie był kapitan Sparrow. Frey w najlepsze chciał rozpalić w środku dżungli ognisko i sobie ucztować, Jack miał zamiar to wykorzystać do swoich celów. -To my może pójdziemy po drewno, a ty tutaj zajmij się swoim wężem Walterze, zaraz wrócimy - powiedział, biorąc pod ramię Barbossę, miał zamiar wraz z nim ruszyć do źródła młodości zostawiając dziada Frey samego w dżungli na pastwę Lionów czy innych stworzeń...
Edytowane przez Jack Sparrow dnia 30-08-2011 14:13
Jack Sparrow razem z swoim towarzyszem Hectorem Barbossą opuścili niedołężne, ledwo palące się ognisko Frey'a, nad którym na małym, cienkim patyku był obwiązany wąż, w celu upieczenia. Kapitanowie nie mogli się nadziwić tej prymitywnej, aczkolwiek skutecznej metodzie starego Waltera. Niespodziewanie kapitanowie Czarnej Perły stanęli w miejscu, widząc jaskinię ze źródłem...
-Źródło młodości Hectorze, w końcu osiągnęliśmy nasz cel, który w naszej wcześniejszej egzystencji uświęcał inne mniejsze cele oraz większe jak pamiętasz, do pewnych celów dążyliśmy by wypełnić kolejne cele, lecz to wszystko było tylko planem, dzięki któremu jesteśmy przy naszym ostatnim celu - zgodnie z tradycją Sparrow musiał gadać głupoty, jego przemowa nie mogła się skończyć na samym stwierdzeniu gdzie są. -Aaaaach, Jack, Jack Jack... - Hector położył pomarszczoną dłoń na ramieniu Sparrowa i spojrzał na niego dobrodusznie. W końcu Jack będzie piękny i młody. - głośno sam do siebie powiedział Hector, po chwili dodał -Chodziło mi o małpkę oczywiście... - po tej ich krótkiej rozmowie pobiegli w stronę jaskini i zaczęli pić z jej źródła, stając się dzięki temu nieśmiertelnymi do czasu...
Frey w skupieniu dłubał sobie w czym popadnie. W zębach, uszach, w nosie i między palcami u stóp. Był to jeden z jego ulubionych sposobów zabijania wolnego czasu. A traz, gdy stanie się nieśmiertelny będzie miał go baaaardzo dużo. Trzeba będzie znaleźć nowe rejony do dłubania, he. - pomyślał i poprawił swoją pieczeń. Tymczasem obok obozowiska Freya pojawił się Czarnobrody wraz ze swoimi zombiakami, którzy wiedli w kajdanach większość załogi Czarnej Perły: Urugwajczycy, NPC Furfona, Liona i Other, postacie graczy, które jeszcze żyły,a dużo ich zostało wbrew pozorom -To co stary przyjacielu, gotowy jesteś? - spytał się. Dla niego Frey wyglądał na gotowego, ale do umierania, a nie do tego, co planowali.
-He. - odparł starzec, a jego odpowiedź mogła znaczyć cokolwiek, bądź nic. Wstał żwawo, zostawiając węża na ogniu, po czym obaj piraci ruszyli w stronę źródła, po tropach kapitanów Czarnej Perły. -Pozbyłeś się tych dwóch durniów tymczasowo? Zabijać nie będziemy ich, przydadzą się nam jeszcze... - powiedział brodaty. Frey nie od razu odpowiedział. Nie lubił się z niczym śpieszyć. Przeżuwał w zębach zerwaną trawką, w końcu splunął obficie. Mieli utopić się w bagnie, lecz gnidy nadal żyją, he. - wciągnął smarka i wytarł nos brudnym rękawem. Właściwie można by powiedzieć, że to rękaw wytarł swoim nosem. Na jedno wychodziło. I tak są już martwi, he he khe khe khe - Frey zaczął krztusić się nadmiarem śliny.
W tym momencie obaj stanęli przed jaskinią, przed którą dopiero co stali inni dwaj piraci, lecz nieco młodsi: Jack Sparrow i Hector Barbossa. After you. - powiedział Frey i wskazał Czarnobrodemu wejście, sam zaś uśmiechał się pod nosem. Nie zamierzał wpaść w jakąś pułapkę. Czarnobrody też nie miał ochoty narażać swojej cennej brody, dlatego też wysłał swoje zombiaki przodem...
- Jack, widzisz? To jest właśnie prawdziwa woda Arctic, najczystsza i najlepsza w smaku, a nie jakieś badziewie z beczki. - powiedział Barbossa, który już wypił 2 litry ze źródła młodości, Sparrow z mniejszym entuzjazmem pił ten trunek, oczekiwał na rum odmładzający a nie wodę, choćby nawet taka wspaniała jak Arctic. Nagle usłyszeli kroki, zastosowali pierwszą i najlepszą zasadę piratów, polegająca na uciekaniu, a jako, że wyjściem z tego miejsca było zarazem wejściem, nie pozostało im nic innego jak schować się i podglądać przybyszów, z każdą chwilą byli coraz bardziej zaniepokojeni tym widokiem, ich załoga była w niewoli tak jak przewidywał Sparrow, a Frey jako stary pryk okazał się zdaniem Sparrowa zdradliwym starym prykiem, sprzymierzający się z innym brodatym starym prykiem, przy nich Pan Wells(którego notabene nie było wśród jeńców, tak samo jak Louise, Sykesa, Stokrotki i Juanita) wydawał się wzorem starych pryków. Czarnobrody wraz z Frey'em stanęli nad źródłem, za pomocą szabli obaj delikatnie zranili się w ręce, przez co ich starcze krople krwi wpadły do źródła młodości, z owej wody czuć było niesamowite ciepło bijące od niej, na swoje przerażenie kapitanowie Czarnej Perły ujrzeli, jak w tej chwili zombiaki wrzucały do źródła ich załogę, która w błyskawicznym tempie robiła się stara i umierała w męczarniach, gdy już ostatni człowiek zginął, źródło znów powróciło do swojego dawnego stanu, a Czarnobrody razem z Frey'em wkroczyli do niego, a gdy wyszli byli młodzi... -To była nasza załoga, wy mordercy! - krzyknęli jednocześnie Sparrow i Barbossa, Czarnobrody i Frey od razu zaczęli ryczeć ze śmiechu słysząc ich słowa, wydali jeden krótki rozkaz, po którym...
-Przynajmniej teraz możemy być spokojni, widzieliśmy jak ci młodzieńcy odpłynęli na statku, bojąc się związanych kapitanów Sparrowa i Barbosse - stwierdził związany Jack, ledwie pół godziny temu byli świadkami odpłynięcia młodego Czarnobrodego i również młodego(nadal brzydkiego) Frey'a. -Jack... Jack, w mojej kieszeni znajdziesz butelkę rumu...
Tymczasem Bernard i Louise żyli razem długo i szczęśliwie, mieszkając w chatce na bezludnej wyspie, wychowując gromadkę bachorów.
Sykes razem z Juanitą po stracie swoich ukochanych odnaleźli spokój, ich przeszłość nie pozwalała w żadnym cywilizowanym państwie żyć spokojnie, toteż ciągle oni podróżowali(a dokładniej uciekali)...
Stokrotka razem z Forlanem odnalazła wyspę, gdzie była ogromna hodowla rumaków, w końcu mogła każdego ujeżdżać, w tym tego Urugwajskiego...
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.