Nieznana mała wioska, na malutkiej wyspie morza Karaibskiego. Brodaty mężczyzna kierował się do jedynej karczmy w tym miejscu, w której zwykle panowały pustki. Obskurny mały lokal, śmierdzący smrodem jego gospodarza. Mężczyzna zajął wolny stolik, a barman od razu przybiegł z butelką rumu. Takich szczyn nie pił nigdy w swoim długim życiu, a już wiele wiosen miał na karku....
-Co to ma być, szczurze lądowy? Spalić ci tą wiochę?! Wiesz kim jestem?! Biegiem po najlepszy trunki bo... - dopiero jak barman przysunął święcę rozpoznał swojego gościa. Padł plackiem na ziemię, błagając o wybaczenie. Okrutna legenda o Czarnobrodym doszła nawet na takie odludzie jak tutaj. Po chwili wybiegł na zewnątrz, bełkocząc, że zaraz przyniesie najlepsze trunki. Drzwi do tego chlewu ponownie się odtworzyły, tym razem weszły dwie zakapturzone postacie, które od razu dosiadły się do kapitana. -Dobre wieści, panie, przynoszę. Wybuchła wojna między Francją a Anglią, Lord Cutler Beckett zgromadził całą flotę i ruszył do walki. Morza będą bez jego opieki... - powiedziała osoba, kobieta, jak wskazywał głos. Kaptur zasłaniał jej twarz, żeby jej nikt nie rozpoznał. Tylko sam Czarnobrody wiedział, kim ona jest. Druga osoba parsknęła śmiechem, a skomentowała tę wieść tak:
-- Niejaki Walter Frey chce zbierać nową załogę, na Tortudze za 8 tygodni zaczną. Dałem mu mapy do skarbu, stary z podniecenia omal nie dostał zawału. - palnął, pierwsza rzecz jaka mu przyszła do głowy. Dodał jeszcze: -Reszta kapitanów pirackich jakby się ukryła, czekają na coś...
-Kto to ten Frey? - spytał Czarnobrody, pierwszy raz słyszał to nazwisko, jakaś łajza pewnie, która myśli, że jak ma statek, to jest już piratem i dewiantem. Niektórzy wstyd przynosili ich organizacji...
-Stary pryk, nikt nie chce u niego służyć. Przez całe życie niczego nie splądrował, za to mocny w gębie, potrafi bajki pisać o sobie i jego statku. Mówią na niego Stary Dewiant... -Wystarczy, to nasza jedyna szansa. Skorzystamy z jego usług by osiągnąć nas cel... Co słychać w Port Royal? -spytał się kobiety, musiał tam się dostać po jedną rzecz, którą zostawił dawno temu...
-W związku z wojną został tam tylko jeden statek, dowodzi nim bodajże Norrington. Młody, żądny sławy, lecz z jakiegoś powodu go Beckett nie zabrał na wojnę. Zabawia się z pannami na salonach, z braku załogi, gdyż ma problem z nią. Większość najlepszych ludzi zabrał mu jego dowódca by mordować żabojadów. - odparła, lubiła nawet młodego Jamesa. Miała parę snów o nim...
-No to wszystko się doskonale układa. Szepnij w takim razie słówko o piratach, o tym Frey'u, jak będziesz w Port Royal. Młody pomyśli pewnie, że dzięki zniszczeniu tamtej hołoty pirackiej zdobędzie sławę, na pewno się nie powstrzyma. Jak tylko on ruszy w pościg, to ja wpadnę do Portu, pogadam w końcu z gubernatorem... - Czarnobrodego ostatnio denerwowało, że w listach pościgowych nie było wzmianki o tym, że jest dewiantem. Teraz udowodni temu Angolowi, że się grubo myli... - To wszystko, dopilnuj, żeby ten Frey miał porządnych ludzi na swojej łajbie, jak spotka się z Norringotem, to ma go pokonać... - Czarnobrody skierował te słowa do mężczyzny, wstał i ruszył na poszukiwanie gospodarza lokalu, któremu najwyraźniej zachciało się bawić w chowanego. Na jego nieszczęście ta wyspa była mała. -Ech, jak ja to zrobię... -rzekł mężczyzna w płaszczu, gdy tylko Czarnobrody opuścił ten chlew. Sam też wstał i ruszył czym prędzej, po krótkiej chwili kobieta to samo zrobiła...
Jack Sparrow (Casines)
Davy Jones (Flaku)
Jerry Pedziota (Flaku)
Marion Cotylard (Flaku)
Cristoforo Colombo (Michal)
Rose Light (chlaaron)
Selena Harper (Amelia)
Denzil Bissessar (Umbastyczny)
Justine Friday (Umbastyczny)
Richard Faraday (Kratos 16)
Hector Barbossa (Arctic)
Linda Mallory (Arctic)
Jasper Williams (Carmelka)
Elenore Taglione (Carmelka)
Gary Harrison (MietowyJohnatan)
Abraham Young (Mr Nothing)
Niewolnik Abrahama (Mr Nothing)
Stefan Dobradusza (Mr Nothing)
Vivianne Jones (Andzia)
Elias Donne (Andzia)
Emma Lefevre (Nicka)
Flower Badler (Lincoln)
Adam Dobradusza (Mr Nothing)
Tortuga, tawerna Pod Zapchlonym Tyłkiem
Jesteście na Tortudze. Ów port obiegła wieść, że niejaka Lily i pirat Zappa zbierają załogę na wyprawę, a wam przydałoby się trochę złota i przygody. Miejscem rekrutacji jest tawerna Pod Zapchlonym Tyłkiem i tam też zmierzajcie, ze swoich domów, z ulicy, a może już tam jesteście w jakimś doborowym towarzystwie. Nim przebędą Lily i Zappa, macie chwilę dla siebie, skosztujcie rumu i miejscowych dziewek (), możecie zacząć się poznawać. Możecie potańczyć, powszczynać bójki i co tam jeszcze wasza piracka dusza zapragnie.
Weszłam powoli do trawerny o obskurnej nazwie. Jasper kroczył tuż za mną niczym ochroniarz. W knajpie roiło się od piratów, godnych tylko zabicia. Ukryta pod kapturem ciemnego płaszcza przesunęłam się w kąt sali i czekałam na Lily i Zappe, oglądając kręcące się tu towarzystwo.
Czarny kot spacerował po porcie i ganiał za myszami.
- Choć kotku - powiedział do niego podstarzały, około 50-letni mężczyzna o urodzie Indiany Jonesa, po czym wziął go na ręce i poszedł dalej w stronę tawerny o jakże poetyckiej nazwie "Pod Zapchlonym Tyłkiem". Mężczyzna zauważył, że sporo osób przybyło dziś do tego lokalu. Gary - bo tak się nazywał mężczyzna - usiadł przy jednym ze stolików.
- Jak mam go rozpoznać? - pomyślał sobie Gary. - Wiem tylko, że nazywa się Zappa i ma wąsy.
Gary zaczął rozglądać się dookoła. Pośród gości tawerny dużo miało wąsy.
- Lepiej, jeżeli kogoś się zapytam... - pomyślał, po czym wciąż z kotem na rękach wstał i zaczął się rozglądać za kimś godnym zaufania...
Barbossa szedł ciemnymi, zatłoczonymi przez szczurów lądowych uliczkami Tortugi. Co chwilę ktoś wpadał na niego i odwrotnie. Śmierdzące kundle! Skwitował krótko i wszedł do tawerny "Pod Zapchlonym Tyłkiem". To jedyne miejsce, w której zbierała się hołota piracka. Było tutaj kilku ludzi. Hector rozejrzał się po pomieszczeniu i udał się w stronę wolnego miejsca. Usiadł przy jednym ze stolików, wykładając na stół nogi. Wyciągnął zza pazuchy zielone jabłko i wgryzł się w jego soczysty miąższ. Wyśmienite.
Lucius siedział przy jednym stoliku , w milczeniu obserwował wszystkich w karczmie. Nie lubił tłoku, jaki tam panował, syf i brud, z pełną bandą awanturników. Niektórzy patrzyli na niego jak na gorszego, już był zbyt stary by im udowadniać, że się mylą. Zappa i Lily kazali mu wcześniej przybyć do karczmy i przebadać ludzi, których będą rekrutowali. Nie zauważył nawet, jak nad jego głową przeleciał nóż i wbił się w drewno. Tego było już za wiele, wstał i ruszył w poszukiwaniu tego, który sobie bezczelnie rzuca nożami nad starym Luciusem. Jego jedyną bronią była butelka rumu, nie chciał wywołać burdy w tym miejscu...
Richard leżał spity rumem do upadłego, gdy jakiś włóczęga szturchnął go przez przypadek kijem. Obudziwszy się spojrzał na świat, lecz rum jeszcze nie wyparował mu z głowy, szybkim acz bardzo chwiejnym krokiem udał się do tawerny ,,Pod Zapchlonym Tyłkiem" chcąc upić się jeszcze bardziej.
- Jasper - mruknęłam do towarzysza i kiwnięciem głowy wskazałam ciemnoskórnego dziadka, nad którego głową przed chwilunią przeleciał nóż. - Zaczyna się. Przygotuj broń. - poleciłam mu i przesunęłam się bezszelestnie na drugą stronę karczmy.
W ciemnym kącie siedziała nikomu nieznana postać. Slatero trzymał głowę w dłoniach i patrzył w stół. Kiedy usłyszał świst lecącego noża, jego wargi poruszyły się bezgłośnie. Być może przeklął sprawcę, a może go pochwalił. Po chwili sięgnął po stojący przed nim kubek pełen rumu i pociągnął łyk.
Klęłam pod nosem raz o raz, przeklinając swój los. Kiedy dostałam się na statek, myślałam, że moje życie odmieni się, tak samo, jak ja sama. Jednak po ogladaniu śmierci miałam już gdzieś to, jak złym byłam człowiekiem. Moje nastawienie zmieniło się także po konfrontacji z piratami. Chociaż byli obrzydliwymi szumami, to jednak taki styl zycia mi się podobał.
Kiedy przybiliśmy do portu w Tortudze, do mych uszu szybko doszła wieśc o niejakim Zappie, zbierjącym załogę. Czułam, że to moja szansa. Wypytując po drodze ludzi, szybko dotarłam do Tawerny... pod Zapchlonym tyłkiem. Tak, pomyślałam, patrząc na to miejsce, które idealnie oddawało nastrój okolicy. Weszłam do środka, choć nie bez obrzydzenia. Zasiadłam przy jednym ze stolików, obserwując wchodzących. Byłam pewna, że każdy wchodzi tu tylko w jednym celu: w interesie do Zappy.
Wzdrygnęłam się lekko, kiedy do mych uszu doszedł świst przelatującego w powietrzu noża. Spojrzałam tam, gdzie chyba zaczynało się coś dziać.
-Super - powiedziałam pod nosem, podekscytowana.
Gdy wszedł do środka wypity wczorajszego wieczora rum dał osobie znać, odwrócił się lecz nie zachował równowagi i przewrócił się na stojący nieopodal stolik. Wszyscy zwrócili na niego swój wzrok.
Lily stała oparta o burtę okrętu. Słony wiatr szarpał jej i tak już potargane włosy. Widziała z oddali port. Tortuga. - powiedziała do siebie. Zatęskniła już za stałym lądem pod stopami. Miała tez ochotę napić się rumu, gdyż na jej statku zawsze go brakowało...
We are all evil in some form or another, are we not?
-Ty szczurze lądowy, nigdy więcej nie rzucaj nożami w Luciusa Crossa, służę nad Outlaws' Reveng! - krzyknął prosto w twarz młodemu żółtkowi, który wraz z swoją gromadą zabawiali się w najlepsze przy ogromnym stole. Wzmianka o statku wywołała u nich salwy śmiechu, co bardzo obraziło starego Luciusa. Nie pozwoli na takie traktowanie jego okrętu, który był dla niego domem. Butelka rumu wylądowała na głowie młodego azjaty, który padł na stół przewracają wszystko na nim. Ta gromada nie była zadowolona z tego...
Cele
-Możecie pomóc staremu Luciusowi w tej bójce, lub patrzeć jak dostaje łomot od 15 Azjatów.
Edytowane przez Lucius dnia 29-06-2011 19:41
Nagle jeden z wchodzących przewrócił się na jeden ze stolików. Musiał już być po niezłym chlaniu rumu. Rodzice, nie znając mojej natury, na pewno wymagaliby ode mnie, bym podeszła do nieznajomego i pomogła mu. Ale przeciez nie znali mojej prawdziwej natury. Nie domyśliliby się nawet, że ich biedna i nieporadna Emma może się szlając po takich miejscach. Siedziałam dalej na swoim miejscu, czekając, aż wydarzy się coś ciekawszego.
Dłuhgo nie musiałam czekać. Pewien starzec roztrzaskał butelkę, marnując rum, na głowie jakiegoś żółtka. Po krótkiej chwili zaczęła się bójka. Obawiałam się, że po raz kolejny moge być świadkiem śmierci, jednak nie zareagowałam. Nie sami załatwiają swoje sprawy. Westchnęłam głęboko, wdychając odór tawerny: zapach tytoniu, wymieszany z aromatem rumu i wilgocią.
Hector nie wytrzymał, gdy usłyszał świst przelatującego noża. Wstał i złapał pierwszego lepszego gościa za fraki. - Jestem kapitanem, kundlu! Należy mi się szacunek! - krzyknął do niego i rzucił nim przed siebie, trafiając w innego gościa. Tłum nagle ucichł, wpatrując się w Barbossę. - Chciał wypić cały rum! - powiedział, tłumacząc się. Pociągnął łyk z butelki i wyciągnął szablę z pochwy. Zaczęło się. Wszyscy zaczęli się bić z wszystkimi. Po prostu prawdziwa rozróba. Hector wskoczył w wir walki i bawił się na całego.
Widząc, ze staruszek wdał się w bójkę kiwnęłam na Jespera i razem ruszyliśmy na azjatów. Z pomocą dwóch sztyletów i zaskoczenia bez problemu zabiłam dwóch, po czym ukryłam się za drzwiami.
- ...no i wtedy wyskoczyli. Było ich dwudziestu. Byli uzbrojeni po zęby, a ja miałem tylko nóż. Pokonałem ich wszystkich i poderżnąłem gardła... ale do rzeczy: ruchasz się czy trzeba z tobą chodzić? - powiedział Gary, po czym został spoliczkowany przez niewiastę siedzącą przy nim. Gdy odchodziła dało się słyszeć pośród harmidru panującego w tawernie słowo palant. No cóż, tak bywa...
Kot z powrotem wskoczył na ręce Gary'ego. Właściwie to miał szukać Zappy, a nie uganiać się za kobietami. Kilku wyznawców szatana siedzących pod ścianą zapytało się go czy nie chciałby pożyczyć kota na czarną mszę, ale Gary zignorował ich. W końcu do baru weszła jakaś blondynka (Nicka). Gary od razu popędził w jej stronę i stanął przed nią. Szybko jednak się opanował. - Eeee... - zaczął nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. - Czy ty... A może... Znasz może Zappę? Takiego z wąsami? Poszukuję go.
Zappa wyszedł na pokład statku. Już prawie byli na miejscu. Zauważył Lily, opartą o burtę. Tak na prawdę to jej nie lubił. Nikogo tutaj nie lubił. Zawsze dbał tylko o swoje interesy i dobrze na tym wychodził, jest już pierwszym oficerem na statku, po śmierci tego starego dziadygi zostanie kapitanem. Oparł się także o burtę i wpatrywał w powiększające się wciąż miasto.
Denzil tuż po wejściu do tawerny zauważył konflikt murzyna i 15 Azjatów. Sam zastanawiał się co jest gorsze: 1 ogromna czarna kupa, czy 15 maleńkich, żółciutkich gówienek. Póki co wolał pozostać neutralny i usiadł w kącie, podczas gdy inni zaczęli się wzajemnie bić i mordować.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.