Patrzył jak nigdy, prosto w moje oczy. Zrobiłam to samo. W takich chwilach zazwyczaj mało się myśli o ważnych rzeczach, skoro więc tak staliśmy, posłałam Joachimowi najbardziej szczery i miły uśmiech, na który mogłam sobie pozwolić. A to, czy właśnie teraz ktoś kona w męczarniach, albo użera się ze Starkiem nawet dla mnie stały się zmartwieniem tak małym, że można było je strzepnąć niczym pyłek z ramienia. Z tak bliskiej odległości czułam jego ciepło, które jakimś cudem przechodziło i na mnie. Rejestrowałam dokładnie każdy ułamek sekundy, starałam się dokładnie zapamiętać sposób, w jaki na mnie patrzył, uśmiech, jaki wtedy malował się na jego twarzy, a to wszystko w słabym świetle księżyca.
No dobra idziemy zabić Starka - nim Nikola zdążył się powstrzymać już wypowiedział te słowa. Teraz nie mógł się wycofać. Ruszył więc za szaloną dziewczynkę mając nadzieję, że ta mimo wszystko się opamięta.
- Raczej o własny tyłek..-dopowiedziałam cicho odprowadzając Martina wzrokiem. Taka była prawda, gdyby teraz zaproponowano mi wolność w zamian za wydanie tej grupy zrobiłabym to bez wahania. Nigdy nie obiecywałam, że będę dogłębnie poświęcać się tej grupie. Zostawiłabym ich gdyby nie kierował mną strach przed samotnością; och a ile kiedyś dałabym za samotność? Co się ze mną dzieje.. Tak czy owak była to grupa na której mi nie zależało, na której prawie mi nie zależało. Kiedy Kanadyjczyk zniknął z zasięgu mojego wzroku rozłożyłam się na fotelu, podsuwając plecak pod głowę który tymczasowo robił za moją poduszkę. Z nudów zaczęłam nucić włoską kołysankę i rozglądać się za Becky i boskim Rodionem.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
W momencie, w którym zbliżyłem usta do jej ust, zawiał silniejszy wiatr i drzewa obsypały nas deszczem liści, wyjątkowo zielonych jak na taki mrok. Noc była jednak tak ciepła, że jeszcze bardziej rozpaleni, złączyliśmy się z sobą powoli. Moje dłonie błądziły nieprzetartymi jeszcze szlakami po jej plecach. Tchnęliśmy w siebie żywym ogniem, tak mi potrzebnym od jakiegoś czasu, pożądanych od momentu, w którym ujrzałem ją po raz pierwszy. Czułem wyraźnie jej mięśnie pod palcami: z początku napięte, rozluźniały się z każdą sekundą. Czułem, jak jej serce pulsuje mocno troszkę niżej niż moje. Palce Catherine rozsmarowywały skórę na moim karku. Mimo że byliśmy już dorośli, nasze połączone usta drżały, jakbyśmy robili coś złego.
Możliwość wzięcia prysznica po tak długiej przerwie była dla mnie czymś niesamowitym. Kilka minut normalności pozwoliło mi przypomnieć sobie czas gdy byłem naprawdę szczęśliwy. Nie spodziewałem się wtedy, że kiedykolwiek moim marzeniem będzie możliwość umycia się w normalnych, ludzkich warunkach. Po ubraniu się wróciłem do pokoju, w którym znajdowała się większość ludzi. Wszedłem cicho by nie zbudzić tych, którzy już spali i usiadłem na ziemi, opierając się o fotel. Zamknąłem oczy i przy kołysance nuconej przez Bea dość szybko zasnąłem.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Kiedy wreszcie po raz pierwszy musnęliśmy się wargami, poczułam, jak powolutku uginają się pode mną kolana. Na szczęście trzymał mnie pewnie w swoich ramionach, jakby ostatnią rzeczą, jakiej by teraz chciał było to, żebym mu uciekła. Krew coraz szybciej krążyła w moich żyłach i tętnicach, co sprawiało, że moje ciało mocno pulsowało. Zarzuciłam mu ręce na ramiona. Kolejne liście spadały na nasze głowy, ale żadne z nas się tym nie przejmowało. Drżącymi rękoma dotykałam jego szyi, karku, pleców chcąc nacieszyć się tym wszystkim na zapas. Przymknęłam oczy, a moje ciało raz po raz przechodziły delikatne, miłe dreszcze.
-Nie... Nie powinienem był.- usłyszałem głos dochodzący z mojej krtani, zanim zdążyłem się w ogóle zorientować, że oderwaliśmy się od siebie i znów stoimy naprzeciwko. Jej dłonie drżały, splecione z moimi dłońmi. Na policzkach wystąpiły lekkie rumieńce, dodając jej jeszcze więcej uroku. Włosy uroczo roztańczyły się na wszystkie strony. W jej oczach nie widziałem już radosnego, jasnego księżyca. Odbijałem się w nich ja sam, a zaraz za moją sylwetką w tym odbiciu widziałem też rozczarowanie. Wiedząc, że będę żałował tych słów do końca życia, powiedziałem cicho, głosem wręcz błagalnym:
-Nie chcę Cię skrzywdzić, Cath....- przejechałem palcami po jej wystających kościach policzkowych. Tak bardzo chciałem jej powiedzieć o wszystkim...
-Nie chcę Cię skrzywdzić.- powtórzyłem zamiast tego. -A tak niewątpliwie będzie, jeśli zrobimy teraz to, o czym marzę, od kiedy Cię zobaczyłem.- pocałowałem ją lekko w czubek czoła. -Przepraszam.
Na początku chciałam mu przerwać, powiedzieć, że dobrze się stało. Ale potem zaczął kolejne słowa wbijać jak sztylety w moje ciało. Potem jeszcze sypał sól na te rany, głaszcząc mnie po twarzy, a ja wiodłam głową, szukając jego opuszków palców. Pocałował mnie w czoło. Nie mogłam powstrzymać łez. Leciały ciurkiem po policzkach, a potem kapały na koszulę. Gdyby nie to, że przed chwilą przeżyłam najpiękniejszą chwilę na wyspie, pewnie bym tak nie zareagowała. Odsunęłam się od niego delikatnie. Modliłam się, żeby zaraz powiedział, że żartuje. - Dlaczego mi to robisz? - spytałam łamiącym się głosem. Nie płakałam na głos, postanowiłam zachować to dla siebie. Spojrzałam na niego z nieukrywanym bólem.
Kiedy w chatce zapanowała cisza którą przerywały jedynie ciche podchrapywania i oddechy spadochroniarzy postanowiłam się wykąpać. Cichutko, aby nikogo nie obudzić pomknęłam w stronę łazienki A więc to tak pachną mężczyźni- uśmiechnęłam się do siebie wchodząc do pomieszczenia. W powietrzu rozchodził się zapach mydła, może nie jakiegoś luksusowego, ale było to mydło, a mydło w dżungli to diament. Czuć też było mężczyzną, często ich obserwowałam już zapomniałam jak to ładnie mogą pachnieć. Rozkoszowałam się chwilą, moje ciało potrzebowało choć odrobinę normalności, musiałam zapewnić je, że jeszcze nie wszystko stracone, można się normalnie zachowywać mimo tego, że mieszka się w lesie tropikalnym. Kąpiąc się tak obiecałam sobie, że nie zdziczeję, pozostanę taka jaka jestem, nie pozwolę na to bym przez tą dzicz stała się nieczułą suką; którą w zasadzie jeszcze nie dawno byłam. To dziwne, ale jak na razie wyspa mnie zmieniła na dobre, tak sądzę. Po dokładnym myciu wróciłam na swoje miejsce i dosyć szybko zasnęłam..
PS: Martin znów spał z otwartymi ustami. ()
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Nie spodziewałem się, że weźmie to do siebie aż tak mocno. Coś się we mnie złamało w momencie, w którym po jej policzku poleciała pierwsza z łez. Przy kolejnych czułem się coraz gorzej. Najtragiczniejsze jednak było to, że nie mogłem powiedzieć jej prawdy, choćbym nie wiem jak bardzo chciał. Pragnąłem teraz tylko jednego: przerwać to wszystko, pstryknąć palcami i znaleźć się znowu w Nowym Jorku. Najlepiej z nią u boku... Delikatnie starłem z jej policzków łzy.
-Gdy to wszystko się skończy.- zacząłem niepewnie. -Gdy uciekniemy z tej wyspy... Obiecuję Ci, że zrobię wszystko, żebyś czuła się szczęśliwa. I będę Cię wielbił tak, jak na to zasługujesz.- paciorki łez na jej długich rzęsach zniknęły; przestała płakać na momencik, lecz policzki dalej lśniły od łez. -Znamy się tylko, a może aż cztery tygodnie. Nie było chwili, w której nie myślałbym, jak bardzo chciałbym Cię dotknąć, być z Tobą... Ale nie mogę. Nie teraz. Może gdy wrócimy do domu, nie będziesz chciała na mnie spojrzeć, ale... Będę czekał. I będę przepraszać Cię za dzisiaj tak długo, aż wreszcie mi wybaczysz.- westchnąłem. Nasze palce ciągle były splecione. Powoli rozprostowałem rękę. -Odprowadzę Cię do chatki, dobrze?
//pufff, no to mamy pierwsze ckliwe posty. 1:0 dla nas.
Mimo dość słabych warunków do snu, dzisiejszej nocy spało mi się bardzo dobrze. Chyba ani razu się nie obudziłem, a gdy wstałem rano byłem całkiem wypoczęty. Podniosłem się z ziemi i rozejrzałem się po pokoju. Na fotelu jeszcze spała Beatrice, która chyba miała całkiem przyjemny sen bo na jej twarzy malował się uśmiech. Wyszedłem na zewnątrz i postanowiłem zrobić krótką przebieżkę po okolicy.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Kiwnęłam głową i wróciliśmy do centrum wyspy. Podczas drogi nie patrzyłam na niego, jedynie jego dłoń złączona z moją przypominała mi o jego obecności. Układałam wszystko sobie po kolei, stawiając kolejne kroki po nierównym podłożu. Po pewnym czasie uznałam, że nie ma sensu tego rozpamiętywać. Musiał mieć swoje powody, skoro tak szybko przerwaliśmy i tyle. Niech zostanie tak, jak było. Najbardziej na świecie próbowałam pozbyć się tego, co przed chwilą starałam się jak najlepiej zapamiętać. To nie było jednak takie proste. Zacisnęłam usta w wąską linijkę. Otarłam resztki łez z twarzy. Zdążyłam się uspokoić przed wyjściem na polanę. Wtedy znowu musiałam na niego spojrzeć. Wszystko wróciło i chyba cudem powstrzymałam się od wspięcia się na palce i dotknięcia jego ust swoimi. Delikatnie oswobodziłam swoją dłoń z uścisku, nie odrywając wzroku od jego smutnych oczu. Nagle odwróciłam się i wyszłam na polanę. Pojedyncze osoby kręciły się wokół chatki. Korzystając z tego, że jeszcze część osób śpi, weszłam po cichu pod prysznic. Kąpiel zdecydowanie była mi potrzebna. Kolejny dzień oznaczał kolejne konflikty, próby dowiedzenia się czegokolwiek i próby przetrwania, a nie to, o czym cały czas myślałam. Przebrałam się i wyszłam na dwór.
Dzisiaj wstałem późno, jak zawsze. Spojrzałem na schowek, w którym leżała gitara. Komu ja ją miałem dać ? Jennifer ! Ubrałem się i wyszedłem na zewnątrz na poszukiwania dziewczyny. Stała niedaleko wejścia do chatki razem z Iv i Dakotą. Znowu mnie zjebią, że im przeszkadzam w rozmowie.
-Eee Jennifer ? Mogę cię prosić na chwilę ? - spytałem dziewczyny. Nie chciałem gadać z nią przy dziewczynach. Ukradkiem patrzyłem na Ivette. Byłem na nią zły, że nie chcała edytować swojego posta poniżej.
A Ivette... to znaczy ja, wcale nie zwróciłam uwagi na nadchodzącego Jareda, tudzież Jamesa, który targał ze sobą jakąś gitarę. Wciąż czekałam na reakcję Dakoty, której przecież powiedziałam prawdę. No, może niecałą. Dopiero kiedy ów blondyn zwrócił się do Jennifer, obrzuciłam go krótkim spojrzeniem. Byłam zła, że kazał edytować mi posta, bo wtedy mogłabym się odezwać, a w tym wypadku nie mogę!
Are you, are you
Coming to the tree
Where they strung up a man they say murdered three
Strange things did happen here
No stranger would it be
If we met up at midnight in the hanging tree
- Nie, nie kupuj tego. Jest ohydne. - usłyszałem za sobą głos. Stałem w wielkim centrum handlowym, przed jedną z kolorowych witryn sklepowych. Były tam na manekinach zwiewne i bardzo seksowne koszule nocne. Czerwone, czarne... od koloru, do wyboru.
- A już sobie Ciebie w niej wyobraziłem... Seksownie byś w niej wyglądała - odpowiedziałem z uśmiechem. Emma zrobiła ostrą minę, wpatrując się prosto w moje oczy. Nie lubiłem, gdy tak robiła. Tym wzrokiem mnie rozbrajała.
- Chodźmy już stąd... nogi strasznie mnie bolą - usłyszałem tylko wymówkę i już byłem prawie ciągnięty do wyjścia z budynku. Lubiłem to. Ten jej cudowny, nieprzewidywalny charakter. Po chwili przedarliśmy się przez tłumy wchodzących ludzi i poczułem ostatnie promienie słońca.
- Seans jest za pół godziny. Jeszcze jest sporo czasu. - szedłem z nią za rękę, co chwilę na nią zerkając. Mógłbym tak się w nią wpatrywać godzinami, a i tak by mi się nie znudziło.
- Nie chcę iść na ten durny film. Wolę robić coś bardziej... pożytecznego - powiedziała z grzesznym uśmieszkiem na twarzy, który mógł oznaczać tylko jedno. Odwzajemniłem uśmiech. Pocałowałem ją namiętnie w usta, czując jej słodki smak.
- To chodźmy robić coś pożytecznego. - powiedziałem i razem za rękę pobiegliśmy przez miasto, zakochani.
~~~~~~~~~~~~~~
Poczułem, że coś tutaj nie gra. Otworzyłem oczy i zamiast twarzy Emmy, zobaczyłem sufit. Kurwa. Podniosłem się wypoczęty. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że na moich ustach gości uśmiech. Dalej rozpamiętywałem sen. Sen, który dobrze mógłby być rzeczywistością. Witaj w prawdziwej rzeczywistości, gdzie wszędzie na Ciebie czyhają. Wyszedłem na zewnątrz. Było tam kilka osób. Przeszedłem obok Catherine, kompletnie ją ignorując. Coś mi mówiło, że nie mogę z nią rozmawiać, bo Joachim będzie zazdrosny. Skierowałem swe kroki w stronę Ivette.
- Siema laski i nie tylko. Iv, zapraszam Cię na specjalny spacer po dziczy, gdzie zobaczysz same fantastyczne rzeczy i nie tylko. Przyjmujesz zaproszenie ? - zagadnąłem z uśmiechem na twarzy, co chwilę zerkając na Jamesa. Pewnie się chłopak irytuje, że mu wyrwę laskę.
Lol, Tim i Ivette. A bierz ją. Będzie potem płakał przez to dziecko szatana. Hmm, ciekawe jakby wyglądał płaczący Tim... Zauważyłem, że chłopak co chwilę się na mnie patrzy - Stary, nie gap się tak na mnie bo sobie coś pomyślę. A tak na serio to nie będę zły jeśli sobie pójdziesz gdzieś z Iv. Nic nas nie łączy. Tylko grzecznie !
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że miałam omamy wzrokowe i James wcale nie trzyma w ręku gitary. Czekałam tylko, aż weźmie Jennifer za rękę i jako wesoła para wpadną w podskokach do chatki. Taak, to byłoby dosyć zabawne. Kreśliłam właśnie kółeczka po miejscu, w którym powinien znajdować się czip, kiedy usłyszałam znajomy głos. Podniosłam wzrok i spojrzałam ze zdziwieniem na Tima. Mogłam się mylić, ale chyba nie darzył mnie jakąś szczególną sympatią. Może robił to, żeby dopiec Jamesowi? A ja znowu o tym Jamesie! Dziewczyno, wyrzuć go ze swoich myśli, bo się wykończysz. Zanim odpowiedziałam, rzuciłam krótkie spojrzenie Dakocie. Dziewczyna patrzyła się w jeden punkt, zapewne szukając w głowie odpowiednich słów. A może po prostu zasnęła z otwartymi oczami? - No jasne. - odpowiedziałam Timowi po dłuższej chwili z cieniem uśmiechu. - Muszę rozprostować kości. Chyba za długo tak siedziałam. - i faktycznie, kiedy podniosłam się z miejsca, poczułam lekki ból kręgosłupa. Nic dziwnego, w sumie cały czas się obijałam. Nie obdarzając Jamesa choćby jednym spojrzeniem ruszyłam przed siebie, byle jak najdalej od chatki.
Are you, are you
Coming to the tree
Where they strung up a man they say murdered three
Strange things did happen here
No stranger would it be
If we met up at midnight in the hanging tree
- Myślałem, że lubisz facetów. No, chyba, że starszych, to przepraszam... - odpowiedziałem Jamesowi. Zazdrosny, aż uszy mu się trzęsą.
- No to skoro idziemy, to do dzieła - powiedziałem do Iv z uśmiechem. Gestem ręki wskazałem, by dziewczyna szła pierwsza. Ruszyłem za nią. Gdy byliśmy już trochę oddaleni, wypadało coś powiedzieć.
- Gość Ci podpadł, czy to taka gra wstępna ? - zagadnąłem.
Nikola cały czas podążał za małą dziewczynką która o dziwo miała świetną kondycję i potrafiła iść bardzo szybko. W końcu po kilkudziesięciu godzinach nieustannego marszu dotarli do miejsca z którego było widać chatkę. Nikola jednak nie był w stanie powstrzymać dziewczynki gdyż strasznie się zmęczył podczas drogi i nie miał już siły.
Cały czas byłam z Ivette i Dakotą. Tak szczerze mówiąc najchętniej wylałabym te wszystkie emocje, które siedziały w moim sercu i głowie, a które teraz na nowo zagotowały się. Obraz zabitej matki; mamy, kobiety, która mnie urodziłą i obdarzyła miłością. Która została zabita przez jakiegoś pijackiego koleżkę mojego skur*ysyńskiego ojca. Dlaczego ludzie dobrzy odchodzą? Dlaczego sprawiewiedliwośc nie wyszła z puszki Pandory?! Przysłuchiwałam się opowieściom. Współczułam głęboko Ivette, lecz nie wydobyłam z siebie ani jednego słowa. Za bardzo bałam się, że z mej krtani wyrwie się szloch, kiedy tylko otworzę usta.
Wtem do stolika podszedł James. W jego oczach dostrzegłam dziwny, świeży błysk. Poprosił mnie na chwilę. Byłam mu troszku wdzięczna, że nie muszę siedzieć z dziewczynami przy stoliku i wysłuchiwac ich smutnych historii, wpadając w coraz głębszego doła. -Wybaczcie na chwilę - powiedziałam, zaś James'a zapytałam - Co się stało? - popatrzyłam mu prosto w jego oczy koloru nieba, w których odbijała się moja twarz.
//Mr Nothing, miło z Twojej strony, ale... czemu ta gitara jest klasyczna?
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.