Nie miałem łopaty, dlatego przystanąłem nad jednym z dołków i zacząłem wygładzać ścianki, podkopując to, co jeszcze można było podkopać.
-Reszta grupy pewnie chciałaby być na ich pogrzebie.- powiedziałem. -Poczekajmy z tym do jutra.
Ian zobaczył, że Joachim mu pomaga. Był skory do pomocy, po tym co mu uczyniono. Pastor podał mu łopatę. - Tak będzie łatwiej.
Sam zaś zaczął wybierać ziemię rękami. Pomysł z odłożeniem pogrzebu był dobry, ale miał pewien dość poważny minus. - Jaka jest pewność, że wrócą jutro?
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Spojrzałem pastorowi w oczy.
-Nie ma pewności. Jeśli nie wrócą do nocy, zrobimy pogrzeb bez nich.
Wreszcie doły były odpowiednio przygotowane, a trupy przykryte kocami. Zacisnąłem powieki.
-Nic tu po mnie. Idę nad jezioro.- burknąłem w stronę ludzi, choć nie wydawało mi się, by mogło to kogoś cokolwiek obchodzić. Wycofałem się tyłem i już moment później biegiem puściłem się między drzewami, by cały swój żal i ból zatopić w lodowatej wodzie. Nie spodziewałem się, że na wyspie będzie aż tak trudno.
Podszedłem do grobów i spojrzałem w dół.
-Głębokie - przeszło mi przez myśl. - Pastor się nie obijał.
W pobliżu grobów leżały kokosy. Rozbiłem jeden w nich i wypiłem słodkie mleczko. Następnie idąc w ślady Ian'a udałem się na spoczynek do szałasu.
Ian w przebudził się rano wyjątkowo rześki. Mimo głębokiego żalu i rozpaczy zasnął wyjątkowo szybko i spał jak suseł. Widocznie dało o sobie znać duże zmęczenie i przeszarżowanie możliwości organizmu. Wstał i wyszedł z szałasu. Starał się być cicho, by nie zbudzić innych. Wszyscy zasługiwali na odpoczynek. Zastanawiał się czy ktokolwiek trzymał wartę. A może wszyscy uznali, że nie warto? Że wrogów i tak nie da się powstrzymać? Z tymi myślami Davies udał się do zapasów owoców i wziął sobie dwa jabłka, które szybko i bardzo skrupulatnie spałaszował. Następnie udał się w stronę grobów: dwóch pustych i jednego pełnego. Uklęknął na 2 kolana i zaczął się modlić na głos. -Pater noster qui es in caelis,
sanctificetur nomen tuum;
adveniat regnum tuum;
fiat voluntas tua sicut in caelo et in terra;
Panem nostrum quotidianum da nobis hodie;
et dimitte nobis debita nostra, sicut et nos dimittimus debitoribus nostris;
Et ne nos inducas in tentationem;
sed libera nos a malo.
Amen.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Jean który nie sypiał ostatnio najlepiej podszedł niezauważenie do Iana, a gdy ten skończył modlitwę, przeżegnał się trzymając w palcach krzyżyk, który miał na szyi, a na koniec go ucałował. Osób które wyruszyły na północ tak długo nie było...
- Myślisz że wrócą? - zagadnął. - Tyle śmierci wokół... To miejsce jest dziwne. Co robiłeś zanim się tutaj znalazłeś? Mam na myśli ostatnie chwile.
Ian spojrzał na Jeana. Jego serce uradowało się, gdy zobaczył, że mężczyzna również pomodlił się, że też ma krzyżyk. Pastor powstał i stanął naprzeciwko mężczyzny. Patrzył mu prosto w oczy. Ich spojrzenia połączyły się niesamowitą więzią troski, cierpienia i nadziei. - Wrócą, jestem tego pewien. Mam tylko nadzieję, że wszyscy. Niestety oni nie zastaną nas w takiej sytuacji jak zostawili...
Davies mimowolnie spojrzał na groby i dwa niezakopane ciała. - Ostatnia rzecz jaką pamiętam to moja sypialnia. Kładłem się spać. Następne wspomnienie to już spadanie na tą przeklętą wyspę. A Ty co pamiętasz?
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Jean potrzebował w końcu się zwierzyć. Pastor wydawał się odpowiednią ku temu osobą.
- Ja zasypiałem w więzieniu. Zamknęli mnie, poszedłem spać a obudziłem się tutaj. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie jestem jakimś drabem. Wiele lat temu aby ratować rodzinę przed śmiercią głodową, ukradłem bochenek chleba. Złapano mnie, zamknięto a że próbowałem uciec, spędziłem tam wiele lat. W tym czasie moja matka zmarła - mówiąc to, zasmucił się jeszcze mocniej. - Po wyjściu z więzienia byłem zły na cały świat, straciłem wiarę. Nie trwało to jednak długo. Gdy ukradłem pewnemu księdzu srebrną zastawę stołową, wykorzystując jego gościnność, a potem mnie złapano, ów ksiądz wstawił się za mną mówiąc że te srebra mi podarował! Rozumie pastor? Okradłem człowieka, a ten się nade mną ulitował! Od tamtej pory żyłem pobożnie, dzięki Bogu stałem się wpływową osobą, pomagałem biednym. Jednak ostatnio dowiedziałem się, że ktoś jest sądzony za jakąś kradzież i dokładają mu oszustwo handlowe, a przypisywano mu moje nazwisko. Wiedząc że sądzą niewinnego, pojechałem na rozprawę i przyznałem się. Okazało się, że kiedyś przypadkiem oszukałem kogoś w sklepie, spiesząc się. A nasze kochane Prawo zamknęło mnie ochoczo ze względu na to że przecież już siedziałem w kiciu kiedyś...
Tu Valjean przerwał. Wyciągnął z kieszeni zdjęcie. Po chwili znów się odezwał pokazując fotkę Ianowi:
- Nie wiem skąd się to wzięło. Nigdy nie widziałem tej dziewczyny ale na odwrocie ktoś prosi mnie o jej uratowanie. Z tekstu wnioskuję że jakiś więzień mi to włożył do kieszeni. I... pisze że porwali ją na jakąś wyspę. Wyspę! Rozumie pastor?
Pastor był zdziwiony z tak nagłego zwierzenia Jeana. Widocznie mężczyzna od pewnego czasu dojrzewał to tej decyzji. Może ogrom śmierci, strach spowodowały, że się otworzył. Może chciał się zabezpieczyć i wtajemniczyć kogokolwiek w swój sekret. - Nie mnie jest osądzać ludzi, więc nie musisz mi się tłumaczyć. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, które za dobre wynagradza, a za złe karze.
Następnie Ian przyjrzał się fotografii. Widniała na nim jakaś kobieta. Pastor był przekonany, że nigdy jej nie spotkał. A co jeśli jest gdzieś na tej wyspie? Jeżeli ich pobyt tutaj to poważna intryga? W jakiś sposób Jean ma związek z tym miejscem. Ktoś już wcześniej wiedział, że on zostanie tu zrzucony. - To co mi opowiedziałeś jest niesamowite. Zrób jak chcesz, ale myślę, że powinieneś podzielić się tymi informacjami ze wszystkimi. To może być klucz do rozwiązania zagadki, to może przyczynić się dla nas wszystkich.
Może inni też mają takie sekrety? Ian uznał, że szczerość Jeana może rozwiązać innym języki, że wyjawią swoje potencjalne tajemnice. - Jeśli oczywiście nie chce o tym opowiadać innym to obiecuję, że ja dochowam tajemnicy.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Propozycja opowiedzenia wszystkim o fotografii zaskoczyła Jeana. Czy mogła ona być naprawdę tak istotna? Czy fakt, że akurat on dostał tą fotografię był istotny? Czy też otrzymał ją bo los sprawił że akurat się znalazł w więzieniu?
- Pozwolisz że przemyślę to. Nie myślałem wcześniej że może to mieć jakiś wpływ na to co się tutaj dzieje. Ale kto wie. Tymczasem pójdę na spacer, a wieczorem podejmiemy decyzję - Jean pożegnał Iana dotykając kapelusza i przyjaźnie skinął głową, po czym oddalił się.
Zasnęłam skulona w pozycji embrionalnej. Kiedy się obudziłam, było mi okropnie zimno, oczy dalej miałam zapuchnięte od płaczu i za bardzo nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Zdawałam sobie sprawę, że muszę wziąć się w garść. Trzeba się jakoś trzymać, bo nie pierwsza to śmierć i nie ostatnia. Nigdzie nie mogłam znaleźć Joachima, więc napisałam mu kartkę swoim idealnie równym, prawie kaligraficznym pismem: Teraz jesteśmy kwita. Dzięki za wczoraj. Cath i włożyłam mu ją do jego plecaka. Potem poszłam nad jezioro. Dopiero woda stamtąd orzeźwiła mnie i byłam już bardziej do życia. Nie chciałam iść na pogrzeb. Znowu pewnie zaczęłabym płakać, za dużo emocji przez ostatnią dobę. Skierowałam się na delikatne wzgórze, z którego dobrze widziałam laboratorium. Patrzyłam tępo w dal i rozmyślałam. Cały czas do moich myśli wracało pytanie: Kto będzie następny? Widok ciał kolejnych ludzi przewijał się niczym film w moim umyśle. Nerwowo rwałam trawę z ziemi i przesypywałam zielone kawałki przez palce.
Gdzie spędziłem dzisiejszą noc? Sam chyba nie umiałbym odpowiedzieć na to pytanie. Długo kąpałem się w jeziorze. Czułem do siebie wstręt i nawet lodowatej wodzie nie udało się go ze mnie spłukać. Myślałem o tym, co dzieje się z grupą, która wyruszyła na północ. Czy już ktoś ich złapał? Czy cierpią?
Nad ranem obudziłem się u stóp laboratorium. Nawet nie pamiętam, bym tam szedł. Promienie słoneczne rozgrzały skórę, a włosy wchłaniały poranną rosę. Westchnąłem i wstałem pospiesznie, zaczynając zbierać owoce dla całej grupy.
Ian postanowił zacząć pogrzeb. Nie mógł dłużej czekać i patrzeć na zwłoki dwójki towarzyszy. - Zaczynamy ceremonię! - krzyknął, by każdy mógł o usłyszeć.
Robił to już po raz drugi na tej wyspie. Kto wie ile razy jeszcze? Wsadził bezpiecznie ciała poległych do wykopanych dołków. Otworzył Biblię w odpowiednim miejscu i zaczął czytać. Wiedział, że nie może odprawić normalnego pogrzebu, gdyż brakuje mu brewiarza i kilku niezbędnych narzędzi, zresztą nie wszyscy są wierzący. Zmarłym należy się jednak godny pochówek.
- Słowa Ewangelii według Świętego Jana. Chwała Tobie Panie.
Mężczyzna liczył, że drugie zdanie wypowie ktoś oprócz niego. Potem wziął głęboki wdech i zaczął wyraźnie czytać.
-Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat Łazarz chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: "Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz". Jezus usłyszawszy to rzekł: "Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą". A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza. Mimo jednak że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: "Chodźmy znów do Judei!" Rzekli do Niego uczniowie: "Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?" Jezus im odpowiedział: "Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeżeli ktoś chodzi za dnia, nie potknie się, ponieważ widzi światło tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła". To powiedział, a następnie rzekł do nich: "Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić". Uczniowie rzekli do Niego: "Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje". Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie. Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: "Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego!" Na to Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: "Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć".
Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już do czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów i wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga". Rzekł do niej Jezus: "Brat twój zmartwychwstanie". Rzekła Marta do Niego: "Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym". Rzekł do niej Jezus: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?" Odpowiedziała Mu: "Tak, Panie! Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat".
Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: "Nauczyciel jest i woła cię". Skoro zaś tamta to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać. A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł". Gdy więc Jezus ujrzał jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: "Gdzieście go położyli?" Odpowiedzieli Mu: "Panie, chodź i zobacz!". Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: "Oto jak go miłował!" Niektórzy z nich powiedzieli: "Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?"
A Jezus ponownie, okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: "Usuńcie kamień!" Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: "Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie". Jezus rzekł do niej: "Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?" Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: "Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał". To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: "Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!" I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: "Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić!".
Mężczyzna skończył czytać i przymknął na chwilę Świętą Księgę.
- Oto Słowo Pańskie! Chwała Tobie Chryste.
Ian postanowił przejść do kolejnego etapu. - Zebraliśmy się tutaj, żeby pochować siostrę i brata naszego zmarłych w szczególnie okrutnych okolicznościach. Przedwieczny Boże, miłosierny Ojcze, który masz o nas myśli o pokoju a nie o utrapieniu, dziękujemy Ci za wszystko, co uczyniłeś zmarłej siostrze i bratu naszemu, a przez nich i nas obdarzyłeś. Pokrzep nas mocą Swego Ducha Świętego, byśmy się nie smucili jako cl, którzy nie mają nadziei, lecz z całą ufnością polecili zmarłych w Twoje łaskawe ręce i pewni byli w nadziei, że ich wskrzesisz do życia wiecznego w radosny dzień zmartwychwstania. Spraw, by nam ich odejście posłużyło do pilnego szukania tego, co jest w górze, gdzie mieszka Chrystus, i do wiernego wytrwania w wierze -- przez tegoż Syna Twego, Pana i Zbawiciela naszego. Amen.
Pastor po raz kolejny otworzył Biblię, tym razem na Starym Testamencie.
- A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień? Ościeniem zaś śmierci jest grzech, a siłą grzechu Prawo. Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Mężczyzna zamknął księgę i odłożył ją, żeby mu nie przeszkadzała. Ściskał tylko krzyż. - Może ktoś chce powiedzieć coś od siebie, zanim przejdziemy dalej i zakończymy?
// przepraszam, że pogrzeb prawie taki sam jak uprzednio, ale brak weny i czasu
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Razem z Mariah przeszłam kilka kilometrów, bez słowa. Ani ja się nie odzywałam, ani ona. Ale... do czasu. Uświadomiła mi, że będzie czekać w miejscu, które całymi siłami woli starałam się zapamiętać. Miałam czas do następnego dnia, do piętnastej. Inaczej... Jennifer, Johnny, Lexie, Tim, Susan i Jared zginą. Nie zwlekając ani chwili rzuciłam się sprintem przed siebie. Wydawało mi się, że poruszam się w dobrym kierunku. Po kilku przebiegniętych kilometrach trafiłam nawet na drzewo, na którym pozostawiła swój ślad Lexie. Pochyliłam się i złapałam kolan, dysząc ciężko. Nie miałam już sił na bieganie, ani na myślenie. To wszystko zaczynało mnie powoli przerastać. Usiadłam pod drzewem podkulając nogi. Wszystko działo się tak szybko. Jeszcze niedawno przechodziłam tędy z Nimi, a teraz? Ich los leżał w moich rękach. Nie chciałam brać na siebie tej odpowiedzialności. To było dla mnie zdecydowanie za trudne. Oparłam głowę na kolanach i przymknęłam powieki. Kiedy ponownie je otworzyłam było już ciemno. Zasnęłam? KURWA! Nie, nie... to niemożliwe. Spanikowana podniosłam się do pozycji siedzącej. Miałam sama przemierzać dżunglę w nocy? Do jutra może być za późno. Miałam czas jedynie do piętnastej! DO PIĘTNASTEJ! Powtarzałam sobie te słowa w głowie jak mantrę, przeciskając się między chaszczami. Nie miałam noża, nie miałam wody, nie miałam jedzenia. Ile jeszcze? Krótka chwila relaksu zregenerowała jednak moje siły i sprawiła, że poczułam w sobie moc. Dojdę do nich!
Zleciało to niespodziewanie szybko. Podczas marszu po prostu wyłączyłam swój umysł, wsłuchując się w odgłosy nocy, głównie zwierzęta, w szum drzew. Po jakiejś godzinie takiego nasłuchiwania najzwyczajniej w świecie przestałam się bać. Wiedziałam, że w każdej chwili Oni mogą mnie dopaść, ale mimo wszystko czułam niewyobrażalny spokój. I w końcu po kilku godzinach solidnego marszu, między drzewami dojrzałam światełko. Ogień! To oni! W końcu udało mi się dotrzeć do jeziorka, do naszej grupy. Podekscytowana i przerażona zarazem, przyspieszyłam kroku. Już po kilku chwilach mogłam dostrzec zarysy ich sylwetek. Stali zebrani w niewielkiej grupce. I kiedy nareszcie wybiegłam z dżungli, stając przed nimi, zamurowało mnie. Stali nad czymś... czy to były kolejne doły? Kolejne ciała? Kolejni zabici? Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Pierwszy raz podczas pobytu na tej wyspie, poczułam łzy na policzku. Bo i tu, przy jeziorku, przy grupie, wszystko na mnie spłynęło. Dzieci, tajemniczy ludzie, zamknięcie przyjaciół i kolejna śmierć, której miałam nadzieję nigdy tu nie spotkać. Zakryłam dłonią usta, bezradnie osuwając się na ziemię. Spojrzałam po twarzach zebranych. - Zamknęli... ich... - powiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie w głosie i łzy. Niestety bezskutecznie. - Jeśli... nie wrócimy... do piętnastej to ich zabiją! Lexie, Jennifer, Tima, Johnny'ego, Jareda i Susan! - ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się na dobre. To wszystko było dla mnie takie nierealne. Przecież jeszcze niedawno byli tu, rozmawiali ze mną i z innymi. A teraz zmarł ten facet, biorący narkotyki. Poczułam kujący ból, gdy przypomniałam sobie, jak go potraktowałam. Podniosłam wzrok na pozostałych. Szklistym wzrokiem przyglądałam się każdemu z osobna.
Are you, are you
Coming to the tree
Where they strung up a man they say murdered three
Strange things did happen here
No stranger would it be
If we met up at midnight in the hanging tree
Ian dokończył pogrzeb, zakopując groby i śpiewając pieśń. Nagle do obozu wróciła Ivette. Pastor miał w sercu istną mozaikę uczuć. Czuł jednocześnie strach i ukojenie, radość i smutek. Cieszył się, że Ivette udało się wrócić, ale inni... Davies wysłuchał kobiety i zmartwił się jeszcze bardziej. To oczywiste, że muszą ruszyć w podróż. Muszą pomóc pozostałym. - Oczywiście, że pójdziemy. Musimy się spieszyć. Niech każdy spakuje do swojego plecaka owoce. Mogą się przydać.
Po chwili jego torba oprócz kilku prywatnych gadżetów mieściła w sobie tuzin jabłek, kilka gruszek i kiwi.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Ale... wy nie rozumiecie! Nie znacie całej historii! - krzyknęłam, ocierając z policzków łzy. Wzięłam głęboki oddech i stanęłam przed wszystkimi. - Natrafiliśmy na domek. Tam... były dzieciaki. Chłopiec i dziewczynka. To oni z nami pogrywali, manipulowali nami. Tak, i ta dziewczynka to właśnie Mariah. Oskarżają nas o kradzież ciała ojca z laboratorium. - skrzywiłam się mimowolnie na wspomnienie bladego, krwawego trupa. - Powiedzieli, że zabili go jacyś ludzie. I, że przez nich tu jesteśmy. Dlatego mamy zebrać całą grupę i... zabić tych ludzi. - niepewność pojawiła się w moich oczach. Mamy wybić ludzi, których nie znamy, o których nic nie wiemy? To było niedorzeczne. - Jak ktoś chce iść, niech idzie. Jak nie, zostańcie. Ale tutaj nie jest bezpiecznie. Mogą dorwać was zarówno te dzieciaki, jak i Ci ludzie. Ale pozostawiam, to wam, ja idę ich uwolnić! - powiedziałam z mocą, a moje oczy zabłysły złowrogo, gdy przypomniałam sobie, co bachory im zrobiły.
Are you, are you
Coming to the tree
Where they strung up a man they say murdered three
Strange things did happen here
No stranger would it be
If we met up at midnight in the hanging tree
- Musimy pójść wszyscy. Nie możemy pozwolić, żeby im się coś stało.
Ian powiedział to szybko i pewnie. Wiedział, że tak trzeba zrobić. Był jednak zszokowany historią Ivette. - Oczywiście nie zabiję nikogo i nie pomogę nikogo zabić, a nawet będę utrudniał.
Pastor miał nadzieję, że inni wyrażają podobne poglądy. - To bardzo dobra okazja, żeby się w końcu dowiedzieć czegoś istotnego.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Zdążyłam wrócić do obozu, kiedy pojawiła się tam Ivette. Usłyszałam całą historię, opowiedzianą dosyć nieskładnie. Nie dziwiłam się jednak, to było normalne w jej stanie. Każdy teraz był roztrzęsiony. Podeszłam do dziewczyny. - Idę z wami. Ktoś jest ranny? - spytałam smutnym głosem, pakując owoce do plecaka. Upewniłam się, że dalej mam scyzoryk przy sobie. Nie wytrzymałabym, gdyby ktoś jeszcze zginął.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.