agusia- Josephine Violet Andzia- Ivette "Iv" Collins Amelia- Sonia Cornell April- Rebecca ''Becky'' Soprano Arctic- Tim Jacobsen Lion- Stuart Reed lolsonmag- John Shadow martwy- Joachim Nott MietowyJohnatan- Johnny Chicken
Mr Nothing- James Jared Hawke
Mumin- Alexandra "Lexie" Violet
Nicka- Jennifer Firestone panda- Catherine Joyce Ryan- Ryan McDonald Umbastyczny- Ian Davies
blanca- Blanca Capraano Diego- Jean Valjean mrOTHER- Jessie Pinkman Octopus- Susan Delgado shimano- Mr.Grivies
uśmiercony NPC status nieznany Mroczna dolina Czarne Wzgórze Kotlina Niezgody Gniewna Wyżyna
Szybki pęd wiatru otwiera Wam oczy. Widzicie jedynie malutkie mroczki, nieprzyjemne, mieniące się w oczach. Dookoła jakieś krzyki, niezrozumiałe i niewyraźne. Ktoś łapie Was pod ramię i mocnym pchnięciem zrzuca w dół. Oczy szybko przyzwyczajają się do jasności: teraz już widzicie, że spadacie w dół, lecicie jak kłody w kierunku oceanu. Coś uwiera Was w pachy; czyżby spadochron...? Silnie pociągacie za niego i faktycznie, już moment później lekko dryfujecie w powietrzu, smagani podmuchami wiatru. Pod Wami wyrasta wyspa, a siła wiatru niesie Was na południową jej część.
UWAGI:
-Blanca Capraano nie zdołała otworzyć swojego spadochronu. Woduje w oceanie: pomóżcie jej.
CELE:
-Odnajdźcie się.
-Pomóżcie Blance.
-Ktoś może wylądować na drzewie, w jeziorze, whatever; ale nie róbcie z siebie od razu superbohaterów.
Walka o tytuł Mistrza Przetrwania właśnie się rozpoczęła.
Od siebie powiem: dajcie czadu, ekipo.
Ian Davies poczuł silny podmuch powietrza. Zbudził się, ale nie otwierał oczu. Pomyślał, że ktoś sobie z niego żartuje. Wiatr był jednak zbyt mocny, a jego ciało stało się jakby bezwładne. Otworzył oczy i przeraził się. Spadał w dół. Jego ciałem miotało we wszystkie strony, czuł ból. W końcu zorientował się, że ma na sobie plecak, pewnie spadochron. Po krótkiej szamotaninie pociągnął za linkę, raczej odruchowo, jak to widział na filmie. Poczuł nagłe szarpnięcie, gdy jego opadanie zostało spowolnione. Z tej wysokości nie mógł określić czy wyląduje w wodzie czy na lądzie. Wiedział już jednak, że nigdy w życiu nie powtórzy skoku ze spadochronem. Było do niekomfortowe i dość bolesne. Zbliżał się do ziemi i nie wiedział jak wyhamować. Zamknął tylko oczy i z impetem uderzył o podłoże. Na szczęście upadek zamortyzowały gęste zarośla. Mężczyzna zaczął się rozglądać.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Błyskawiczny pęd wiatru porwał mi włosy do tyłu- a raczej do góry. Jakby ktoś mi się teraz przyglądał uznałby, że zaraz miałyby mi odpaść- jak peruka. Ja natomiast leciałam w dół. Wprawdzie spadochron jest otworzony, lecz "opadam" jest zbyt delikatnym słowem. Opadają profesjonalni spadochroniarze, ja natomiast zostałam brutalnie zrzucona z samolotu. Tak, z samolotu- przecież kładłam się spać po wykładach?! Mój Boże, że też mam czas myśleć nad takimi rzeczami? Właśnie lece na pieprzonym spadochronie na jakąś wyspe! Jezus maria to jest wyspa, skąd ja tu się wzięłam? I jak ja stąd uciekne do domu?
Wciąż lecę. Gdzieś w niedalekiej przestrzeni powietrznej na tę samą wyspę lecą inni spadochroniarze. Może oni będą wiedzieli o co tu chodzi? Zaczynam się bać o swoje zdrowe zmysły. Bo albo to nie dzieje się naprawdę, albo coś nie tak z moją pamięcią.
Wiatr wiał mi w twarz. Nie wiedziałem co się dzieje. Bałem się. Poczułem, że mam coś na plecach. Na szczęście Okazało się, że to spadochron. Pociągnąłem za linkę. Spadochron się otworzył. Ale strach nie ustał. Może to dlatego, że stało się to tak nagle. Wylądowałem bez przeszkód.
Jean zbudził się - otworzył oczy i nie był pewien co się dzieje. Spadał. Ale to było bardzo realne. Jednak co dziwne, był ubrany inaczej niż przed zaśnięciem. Miał też coś na plecach, jakby plecak. I miał przy sobie inne dziwne przedmioty. Mimo to, jedno nie ulegało wątpliwości: już nie śnił.
Miał na sobie jakieś szelki ze sznurkami. Pociągnął za jeden z nich i nagle coś szarpnęło go w górę. Spojrzał i zobaczył czaszę spadochronu.
- Wielkie nieba - wyszeptał. Jednak nic teraz nie mógł zrobić. Czekał jedynie aż wiatr zniesie go gdzie zechce. Na szczęście obyło się bez twardego lądowania - trafił w gąszcz jakichś krzaków, w których miękko osiadł, lecz cały sprzęt mocno się w nie zaplątał, tak że ciężko się było wydostać.
Jean szarpał się, aż do jego świadomości doszedł ciężar i sztywność jakiegoś przedmiotu u boku. Nóż! Tkwił spokojnie w pochwie na pasku. Tylko skąd się tam wziął? Strażnicy przecież mu go odebrali.
- Nie ważne - westchnął, po czym porozcinał materiał spadochronu i w końcu się wydostał. Rozejrzał się dookoła i zobaczył ludzi. Zobaczył morze. Zobaczył plażę. I usłyszał wrzaski...
Stuart poczuł chłodny powiew na twarzy. Otworzył oczy i zobaczył dość dziwny obrazek - zbliżającą się do niego taflę wody z zieloną wyspą po środku. Taa... Nagle oprzytomniał. Spada prosto w dół, na prawdę. Zanim zdążył pomyśleć o czymkolwiek, poczuł panikę. No to świetnie, zaraz umrę... ale wymacał nagle jakąś kamizelkę z uchwytem. Spadochron? Nic mu więcej nie pozostało, więc pociągnął i nagle zwolnił gwałtownie, choć zdawało mu się, że poderwało go do góry. Poczuł małą ulgę i zaczał rozglądać się w dół. Wyspa... Ale przypadek... Stuart dopiero teraz zauważył, że obok niego lecą inni ludzie. Co ja tu robię z nimi? Czy to jakiś wspaniały żart obsługi urugwajskiego hotelu? Znowu spojrzał w dół, oczekując miękkiego lądowania.
Poczułam wiatr. Silny wiatr, który sprawił, że moje powieki rozchyliły się mimowolnie. Przed oczami miałam niewyraźne plami, zamrugałam kilkakrotnie, ale nic to nie dało. Poranki po imprezach nie należały do najprzyjemniejszych. Jednak... coś mi nie pasowało. Coś było nie tak. Czy już kompletnie zwariowałam, czy dookoła faktycznie dało słyszeć się krzyki i czyjeś niezrozumiałe i niewyraźne jąkania. Nagle poczułam, jak ktoś gwałtownie łapie mnie za ramię. Oślepiło mnie mocne światło słoneczne. Niemal zachłysnęłam się powietrzem. Leciałam w dół, prosto w ocean. Wytężając wzrok, zauważyłam wyspę. Strach całkowicie mnie sparaliżował. Przerażona, zaczęłam panicznie rozglądać się dookoła. Poczułam coś. Spadochron? Przecież nie wiedziałam nawet, jak otwiera się to paskudztwo! Na chybił trafił pociągnęłam za jakiś sznurek, dyndający z prawej strony i o dziwo otworzył się. Odetchnęłam z ulgą. Umiałam pływać, lecz nie wiedziałam, czy poradzę sobie w oceanie. Przez głowę przebiegła mi myśl : co się dzieje? To pewnie sen. Za chwilę się obudzę... Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, gdyż właśnie zbliżałam się niebezpiecznie do lądu. Wciągnęłam ze świstem powietrze, i pozwoliłam spadochronowi robić swoje. Opłaciło się. Po chwili wylądowałam na ziemi cała i zdrowa.
Are you, are you
Coming to the tree
Where they strung up a man they say murdered three
Strange things did happen here
No stranger would it be
If we met up at midnight in the hanging tree
Okropny hałas, powodujący prawie pękanie bębenków. świst powietrza. Otworzyłam oczy, bo to z pewnością nie była Amazonia. Włosy odgarnął mi wiatr. O cholera. - przemknęło mi tylko przez myśl. Więcej już nie analizowałam, nie było na to czasu, choć pytania z każdą sekundą przybliżającą mnie do ziemi mnożyły się. Z przerażoną miną pociągnęłam za linkę i zaczęłam powoli opadać na ląd. To jakiś koszmar, to po prostu jakiś koszmar... Otaczały mnie przeraźliwe krzyki. A więc nie byłam sama. Nie zdążyłam jednak nawet się obejrzeć, bo okazało się, że ląd jest blisko. Stanowczo zbyt blisko. Coś podpowiadało mi tylko, żeby nie lądować na sztywne nogi, bo przecież nie wytrzymają ciężaru. W ostatniej chwili lekko je ugięłam. Wiatr zawiał mocniej, a liście drzew zaczęły ocierać się o moje ciało. Nagle z impetem uderzyłam o gałęzie. Wylądowałam w jakiś krzakach. Na szczęście chyba jednak poza otarciami nic mi nie było. Jęknęłam cicho. Serce biło jak szalone. Spadochron znalazł się gdzieś obok. W długie, pofalowane włosy wplątały się liście. Szepcząc pod nosem wiązanki przekleńnstw, powoli wydostawałam się z krzaków przy akompaniamencie krzyków innych ludzi.
Ian przeszedł próbował powstać, jednak z powodu bólu zastygł w pozycji "na czworaka". Nagle usłyszał jakieś krzyki i wrzaski, widział również, że w powietrzu jest jeszcze kilku spadochroniarzy. Cała sytuacja mocno go zastanawiała, ale zaczął działać instynktownie. Ruszył w stronę szumu oceanu - to właśnie tam ktoś krzyczał. Pewnie nie tylko ja nie umiem sterować spadochronem.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Otworzyłam powiekę i rozejrzałam się, nie mogłam w nic uwierzyć. Przed chwilą jeszcze spałam w swoim ogromnym i wygodnym łóżku, a teraz? To musi być sen, to na pewno jest sen- przeszło mi przez myśl. Wstałam i otrzepałam się. O dziwo zachowywałam powagę, w końcu to tylko moja wyobraźnia, zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze. Czekałam na to... i czekałam. Minęła minuta, dwie i nic, szczypnęłam się w łydkę i wtedy zrozumiałam. TO NIE BYŁ SEN! Zaczęłam krzyczeć na cały głos, nie mogłam się opanować. Nie mogłam zrozumieć, co tutaj się do jasnej cholery dzieje, jak ja się tutaj znalazłam? Wydawało mi się to niemożliwe, po prostu niewiarygodnie.
- Pomocy!- krzyknęłam, a mój donośny głos rozniósł się.
- Czy to sen? - pomyślał Johnny Chicken. Spadał z dużej wysokości w stronę błękitnego oceanu. Nagle zorientował się, że jakiś sznurek dynda przy jego ręce. Pociągnął go i wtem otworzył się spadochron. Pomimo spadochronu lądowanie w gęstych, zielonych zaroślach Johnny odczuł dość boleśnie.
- O moje pisanki! - jęknął. Dla pewności sprawdził czy w banjo jest całe i ruszył w stronę wody...
Przez chwilę Sonia miała wrażenie, że to jeden z tych snów, gdy człowiek spada w dół z ogromnej wysokości. Gdy tylko otworzyła oczy, zadała sobie sprawę, że nie znajduje się w swoim łóżku. Szok jaki teraz doznała był tak wielki, że nie wiadomo jak udało jej się otworzyć spadochron i nakierować go tak, żeby wylądować na wyspie a nie w oceanie. Wylądowała w pobliżu wielkiego drzewa, zaliczając dość bolesny upadek. Dźwignęła się na nogi, drżącą ręką podpierając się pnia drzewa. Stała w bezruchu przez dłuższy czas, rozglądając się dookoła, zbyt przerażona żeby zrobić krok do przodu.
Otworzyłem oczy i nie mogłem opanować krzyku, jaki wydobywał się z mojego gardła. Spadałem. Pode mną rozciągała się ogromna puszcza - a przynajmniej tak mi się wydawało. Zrobiło mi się niedobrze, serce podskoczyło mi do gardła. Wtedy poczułem na sobie plecak. Odruchowo szarpnąłem za linkę, otwierając spadochron. Zatrzymałem się na chwilę w powietrzu, by po chwili powoli spadać w dół. Byłem bezpieczny, przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak wiedza, a strach to co innego. Zrobiło mi się niedobrze, więc zamknąłem oczy. Czekałem, aż poczuję grunt pod stopami. Coś szarpnęło, poczułem drapanie na twarzy, rękach, praktycznie całym ciele. Później wszystko jakby się uspokoiło. Otworzyłem powoli oczy. Otaczała mnie wokół zieleń. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że wisiałem 3 metry nad ziemią. Wiedziałem, co mam zrobić. Jednym ruchem odczepiłem się od spadochronu. Poczułem ból, jednak świadomość bycia bezpiecznym była nieoceniona. Leżałem na ziemi, wśród zarośli, rozglądając się dookoła siebie.
No nie, lecę prosto do wody- jakaś dziewczyna spadała w sam środek ciemnego błękitu. Nie miała tyle szczęścia co ja, bo ja już wiem, że wyląduje w płytszej wodzie. Jeszcze trochę i cała będę mokra...
Czubki butów zetknęły się z taflą wody. Wygląda ło to jak ptak pikujący w wodę po upatrzeniu jakiejś zdobyczy, delikatnie hacząc szponami o wodę. Teraz dziewczyna, zahamowana przez opór wody, cała do niej wleciała- Jedyne czego się bała, to nie zaplątać się w spadochron. Na czworaka wyczuła miękki piach dna- nie dbała o nic, tylko o wydostanie się na suchy piach. Tam może się zaplątać i tydzień próbować się uwolnić, ale nie tutaj, nie w wodzie. Przecież nie umie pływać.
Udało się.
Spadochron wraz z Reedem zaczął lecieć w stronę plaży... Znakomite miejsce na lądowanie... Stuart znowu oglądnął się dookoła - część osób znalazła się niedaleko niego, a spora grupa innych jest gdzieś w oddali... Ale nie mógł przyjrzeć się dokładnie, bo wiatr sprawił, że oczy zaczęły mu łzawić. Przetarł je ręką i znów spojrzał w dół... Nie był już nad plażą, a nad wodą. Nie zdążył skręcić mimo, że się wiercił i sterował spadochronem; wziął głęboki wdech i wpadł do wody.
Stało się to tak nagle. James położył się zmęczony spać a w następnej chwili leciał już w powietrzu. Z początku myślał, że to jeden z jego koszmarów, z którego zaraz powinien się obudzić, jednak nie. Gdy przez dłuższą chwilę się nie budził, próbował nawet się szczypać po ramieniu jednak nawet to nic nie dawało. Przerażony, chwycił za linkę od spadochornu, który dopiero przed chwilą zauważył. Teraz leciał powoli w stronę jakiejś wyspy. Już dawno się zorientował, że nie on sam leci w kierunku lądu. W niewielkich odległościach od niego byli inni ludzie krzyczący przeraźliwie. Nie trwało to długo gdy James uderzył nogami o kamienie (rozdzierając sobie przy tym spodnie) blisko jakiegoś jeziorka. Pośpiesznie zdjął z siebie spadochron i rozejrzał się. Był zupełnie sam. Z daleka dobiegały wrzaski innych spadochroniarzy. Chcąc się dowiedzieć o co tu chodzi pobiegł w stronę, z której dobiegały krzyki.
Ból sprawiał, że Ian lekko kuśtykał. Mężczyzna czuł jednak, że musi sprawdzić czy osoba, która jest źródłem krzyku tylko mocno panikuje czy może jednak potrzebuje pomocy. Dobiegł do plaży i wtedy zobaczył kogoś dziwnego. Jakiś mężczyzna w podobnym do niego wieku trzymał banjo. Czy to nie dziwne, że ktoś w takiej sytuacji gra sobie na takim instrumencie? Spróbował jednak wejść w nim szybki sojusz. - Hej! Też słyszysz ten kobiecy krzyk? Dochodzi jakby gdzieś od oceanu, ale nikogo tam nie widzę.
Fale wpływały na plaże. Ian rozglądał się, ale nie mógł ujrzeć krzyczącej kobiety. Mogło to oznaczać, że jej sytuacja jest bardzo zła.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Johnny kulejąc doszedł po plaży. Po drodze zastanawiał się nad bezsensownością tej sytuacji, a także o tym co zje na obiad. Widział jak inni ludzie spadali razem z nim. Musieli wylądować gdzieś niedaleko.
- Usiądę i poczekam na nich. W końcu kiedyś mnie znajdą... chyba.
Tak więc usiadł na ciepłym piasku i zaczął pogrywać na banjo w nadziei, że ktoś go znajdzie...
Jestem chuda. To nic nowego, od zawsze to wiedziałam. Jednak myślałam, że należę do w miarę silnych osób i nie tak znowu łatwo mnie powalić. Myliłam się, jeden silniejszy podmuch wiatru, jedno szybkie uderzenie w plecy i wyleciałam... Nie wiedziałam gdzie jestem, co się dzieje. Jaskrawe promienie słońca momentalnie zaatakowały moje oczy, powodując łzy. Nie mogłam nic dostrzec przez zaszklone oczy. Jedno jednak było pewne- lecę i to z piekielnie dużą prędkością. Nagle zorientowałam się, że mam na sobie spadochron. Szybkie szarpnięcie linki i wszystkie wnętrzności podeszły mi do gardła. Zaczęłam powoli opadać, gdy moim załzawionym oczom ukazała się ogromna, tropikalna wyspa. Albo ktoś dosypał mi coś do herbaty albo mam zajebiście wybujałe senne fantazje- pomyślałam. Jednak to wszystko wydawało się takie realne. Nie miałam wpływu na to gdzie wyląduje, w końcu nie jestem zawodowym spadochroniarzem. Nie wiem jak się takim sprzętem obsługiwać, jednak wiatr mi sprzyjał i wylądowałam na samym brzegu, jedynie po kostki wpadając do wody. Spadochron zakrył mnie całą. Nim zdążyłam się z niego uwolnić fala podmyła mi nogi i z impetem wpadłam do morza. Po kilku nieudanych próbach wstania, udało mi się. Rozkojarzona rozejrzałam się dookoła. Ku mojemu zaskoczeniu obok było całkiem wielu ludzi. Też ze spadochronami.
-Co tu się dzieje?!- krzyknęłam głośno. W tym momencie zobaczyłam jak jedna dziewczyna biegnie w stronę oceanu. Obróciłam się i spostrzegłam, że w wodzie ktoś się topi. Nie namyślając się długo zaczęłam również biec w jej stronę.
Ujrzałem oślepiające światło. Spojrzałem w górę, byli tam jacyś spadochroniarze. Poczułem przyjemną morską bryzę. Buty gdzieś zniknęły. Miałem między palcami ciepły, bardzo sypki piasek. Nagle ocknąłem się. Dotarło do mnie gdzie jestem. Plaża, morze, kilka całkiem ładnych dziewczyn i jacyś goście. Jedna z nich wyglądała jakby właśnie wróciła z jakiejś imprezy. Dobre miejsce na wakacje - pomyślałem. Nagle dostrzegłem coś w morzu. To kobieta. Wygląda jakby machała rękami. Topi się. Nie wiem co mną kierowało, ale uznałem, że to za dużo wrażeń i postanowiłem zignorować ją.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.