Serce Harry'ego waliło tak mocno, jak jeszcze nigdy w życiu. Zdawał sobie sprawę z tego, że teraz wszystko zostanie rozstrzygnięte i słowa przepowiedni w końcu się spełnią. Nie wiedział, czy horkruks został ostatecznie zniszczony, ale musiał wierzyć w to, że Voldemorta da się teraz zabić. Czarny Pan nie tracił czasu i natychmiast podniósł rękę do góry, rzucając śmiertelne zaklęcie. Harry nie miał szans się obronić. Padł na ziemię, mocno uderzając głową o posadzkę. Czuł, jak serce powoli się uspakaja i przestaje bić. W jego umyśle postawiła się ostatnia myśl. Dotyczyła ona Rona. Harry wydając z siebie ostatnie tchnienie uwierzył, że Ron zostanie kiedyś Ministrem Magii.
Dumbledore wkroczył powoli do Wielkiej Sali, z różdżką w ręku. Stanął przed ciałem Harry'ego. Rozejrzał się po sali, po chwili kucnął przy Potterze.
- Przepraszam Cię, Harry. Za wszystko. - szepnął i wyjął z jego kieszeni złoty znicz, który sam mu kiedyś dał. Dyrektor wyprostował się i stanął przeciw swojemu przeznaczeniu...
Prawie cały Hogwart był opustoszały. Gdzieniegdzie dało się słyszeć odgłosy rzucanych zaklęć, jednak walka była skończona. Poplecznicy Voldemorta triumfowali w Hogwarcie oraz w całym Świecie Magii. Korytarze i błonia Hogwartu były wyścielone ciałami poległych czarodziejów - członków Zakonu, śmierciożerców i uczniów. Jednak w Wielkiej Sali nadal rozgrywał się zaciekły pojedynek, między Lordem Voldemortem - Panem Czarnej Różdżki, a Albusem Dumbledore'em - najpotężniejszym czarodziejem tych czasów. Czerwone i zielone promienie śmigały nad głowami walczących, nie dało się rozszyfrować który zwycięży. Żaden nie chciał się poddać, każdy walczył, by wygrać. Jednak w jednej chwili różdżka Dumbledore'a wyleciała z ręki właściciela. Dyrektor stał zaskoczony po środku sali, bezbronny przed Czarnym Panem.
- Przegrałeś, starcze. Wszyscy Twoi ludzie nie żyją. Ja mam Czarną Różdżkę, ja rządzę w Ministerstwie, a Harry Potter nie żyje. To koniec. - powiedziała postać w czerni.
- Przegrana będzie tylko wtedy, gdy się poddam, Tom. A oboje wiemy, że tylko śmierć może tego dokonać. - odpowiedział spokojnie Dumbledore. Stał pośrodku sali, samotny, lecz zarazem odważnie, jakby niczego się nie bał.
- Byłeś głupcem, że rzuciłeś mi wyzwanie. Nikt nie zdoła mnie pokonać. Mnie, Wielkiego Lorda Voldemorta, który jest Panem Śmierci. - zadudnił lodowaty głos.
- Kiedyś zrozumiesz swój błąd, Tom. Jednak wtedy będzie za późno, by zawrócić z tej ścieżki. Żal mi Ciebie. Tak bardzo mi Ciebie żal. - odpowiedział Dumbledore. W ręku ściskał kamień wskrzeszenia, który wcześniej zabrał z ciała poległego Pottera.
- Pokłoń się śmierci, Dumbledore. - powiedział i wycelował w starca Czarną Różdżkę. Zielony promień ruszył w stronę dyrektora, jednak w tym samym czasie pojawił się feniks Fawkes. Płomienie ogarnęły Dumbledore'a, by po chwili profesor znikł. Voldemort stał sam w Wielkie Sali. Po chwili ruszył na dziedziniec Hogwartu. Stali tam Bellatriks Lestrange, jego córka i Peter Pettigrew. Voldemort triumfujący szedł dumnie przez dziedziniec. Uniósł ku górze Czarną Różdżkę. Na niebie pojawił się Mroczny Znak. Czarny Pan zwyciężył.
/Przepraszam, że ostatnie posty pisałem jak turbodymoman, ale spieszyłem się z myślą o MP 14 Mam nadzieję, że mi wybaczycie
Ronald Weasley siedział na fotelu przy biurku. Był już od pół roku ministrem magii, pod wpływem Imperius rzucone przez Bellatrix oraz mózgu, który znalazł w pamiętnej akcji w Departamencie Tajemnic. Był marionetkowym ministrem obecnego reżimu, sam z tego nie zdawał sobie sprawy. Jego największy skarb był na podwyższeniu za jego fotelem, leżał on na wielkie puszystej poduszce. To dzięki niemu Ron w końcu był bogaty i szczęśliwy. Przepowiednia Sybilii spełniła się...
Dumbledore siedział za biurkiem, skrobiąc coś na pergaminie. Obok na żerdzi siedział jego piękny feniks, a na krze ślepo drugiej stronie Zgredek.
- Coś panu podać, sir ? -zagadnął z uprzejmością skrzat domowy.
- Och nie, Zgredku, dziękuję. Już skończyłem. - odpowiedział Dumbledore, odkładając pióro. Włożył list do koperty, którą zalaminował. Albus wstał z miejsca i spojrzał przez okno na pola pokryte grubą warstwą śniegu. Ciekawe, jak wygląda teraz Hogwart, w zimie. Pewnie zjawiskowo. Przypomniały mu się świąteczne dekoracje, duchy śpiewające na korytarzach. Uśmiechnięci uczniowie, cieszący się z nadchodzących świąt. Piękne wspomnienia. Albus zasłonił okno kotarą i z powrotem usiadł na swoim wygodnym fotelu. Ogień wesoło brzęczał w kominku. Dumbledore zamknął powieki. Przed oczami wirował mu cały świat, całe jego życie. Dało się zauważyć jego lekki uśmiech na twarzy. W ręku trzymał kamień wskrzeszenia.
- Sir ? - zagadnął Zgredek, niosąc kubek herbaty na tacy. Jednak profesor ani drgnął. Dumbledore odszedł tam, gdzie wszyscy pozostali przyjaciele.
Siedziałem za tym biurkiem, za którym Dumbledore spędził tyle czasu. Teraz ja byłem dyrektorem miejsca, które obaj kochaliśmy. Hogwart, Dla mnie i dla niego było naszym jedynym domem. Tak samo też dla Pottera, ale ten już od pół roku był martwy, jego ciało gniło w Zakazanym Lesie, tak jak wszystkich jego towarzyszy. Panowałem nad całą Wielką Brytanią, teraz kolejnym krokiem było rozszerzenie na Europę. Liczba moich śmierciożerców rosła każdego dnia, do tego osób im podporządkowanych za pomocą Imperio czy po prostu zastraszeni. Marionetkowy rząd z tym kretynem Ronem ładną robił propagandę obecnej sytuacji, tak oszukiwali całe społeczeństwo czarodziei, że ci sami denuncjowali mugolaków i gnębili mugoli. Pomyślałem o Bellatrix, która pewnie w tej chwili pokazywała mojemu synowi, niemowlakowi jeszcze zaklęcia niewybaczalne. Zawsze trenowała je na Peterze, który okazał się ogromną lojalnością i w nagrodę został jej osobistym worem mięsa, na którym można wyżyć się. Wszystko było moje, Czarna Różdżka w końcu miała godnego Pana, tylko ciągle brakowało mi jednej rzeczy, wiedziałem że dziś znów będę musiał potraktować tych niedołężnych czarodziei, że kolejny raz nie udało się zrobić kamienia filozoficznego. Tego mi jedynie brakowało. Nagle coś się zmieniło, obróciłem się w fotelu i ujrzałem mojego wroga. Od pamiętnego pojedynku się nie widzieliśmy. Tylko teraz, on był na obrazie, na kawałku płótna, tyle po nim pozostało w przeciwieństwie do mnie. On był tylko historią, zapomnianą historią, gdy ja będę wieczny! Ja żyłem, on był trupem.
-Długo zdychałeś, stary pryku. Tego się nie spodziewałeś. - powiedziałem...