Upadłam na kolana. W pierwszej chwili nie rozumiałam, co się właściwie stało i czy m sobie na to zasłużyłam. Gdy jednak Czarny Pan posadził przy sobie Eve, a mi kazał przynieść sztućce, poczułam, ze tego już za wiele. Po raz pierwszy złość owładnęła moim umysłem, złośc skierowana w pewnej mierze do Niego. Rece mi zadrżały, jakby się wyrywały, by zadusić Evę. Tak jest, Panie. - powiedziałam chłodnym głosem. Oczywiście nie zamierzałam się zajmować Glizdogonem. Zbiegłam do piwnicy, otworzyłam drzwi i całą złość wyładowałam na biednym Peterze. Incarcerous! - krzyknęłam i Pettigrew został omotany liną. Jęzlep! - to żeby przestał się drzeć. Następnie z wściekłością rzuciłam kilka cruciatusów. Po wszystkim wyszłam i trzasnęłam drzwiami, aż dwór zatrząsł się w posadach.
We are all evil in some form or another, are we not?
-Scabior już taki jest, lecz docenicie go. Swoją robotę wykonuje doskonale. Kiedyś znów mu pomożecie. Jak już będziecie w szkole, czasami będę was wzywał, będę potrzebował was osobiście na moje wyprawy. Ciebie też Bello -rzekłem głośniej, właśnie opuściła piwnicę, machnięciem różdżki zmniejszyłem stół, tak że był teraz 4 osobowy, a Bella mogła siedzieć naprzeciwko mnie. Wyciągnąłem w jej stronię rękę, Eva, Bella i Cyzia mogły zauważyć pierścień na sygnet, którego wcześniej nie było. Rzekłem do Belli -Czarny Pan wybacza tobie, zważywszy na twoje wcześniejsze czyny. Usiądź z nami. Oby to twoje zachowanie wcześniejsze było pierwszy i ostatni raz...
Spojrzałam niepewnie. Dziękuję, mój panie. - powiedziałam i usiadłam ostrożnie naprzeciwko Czarnego Pana. Moje policzki lekko się zaróżowiły. Nie od dziś było wiadomo, że darzę Go uczuciem. Nie odważyłam się jednak odezwać nic więcej, by nie narażać się na jego gniew.
We are all evil in some form or another, are we not?
-Bello, pragnę poznać twoją opinię o Scabiorze, wiem już co o nim myśli Eva i Narcyza. -rzekłem, właśnie zajadałem się kurczakiem, które zrobiły skrzaty. Uśmiechnąłem się do niej, ja już zapomniałem o wcześniejszej sytuacji, w przeciwieństwie do niej która na pewno będzie rozpamiętywała. Nie chciało mi się tego sprawdzać nawet za pomocą legimencji, może kiedyś dla kaprysu to zrobię. Wygodnie oparłem się o fotel, zastanawiając się czy nie wezwać Nagini. -Bello, powiedz nam jeszcze co dokładniej zrobiłaś z Peterem że tak cicho siedzi?
Chciałam powiedzieć, że przecież może sam sprawdzić, co o nim sadzę. Nie ważyłam się jednak tego powiedzieć. Spojrzałam odważnie w jego oczy. W przeciwieństwie do większości, nie odwracałam wzroku, gdy na mnie patrzył. Scabior... Scabior to dobry najemnik. Wysoko sobie ceni swoją pracę. - zaczęłam powoli, jakby się zastanawiając, co ja o nim sądzę. Jednak jego wierność jest tyle warta, co aktualna pensja. - dokończyłam. Panie! Ja bym na niego uważała! - dodałam. Jeśli zaś chodzi o Petera to... - tu uśmiechnęłam się. Nie będzie nam przez jakiś czas przeszkadzał. Dałam mu trochę czasu do namysłu. Omal nie roześmiałam się, wyobrażając sobie rozmyślającego Glizdogona.
We are all evil in some form or another, are we not?
Milczałam, kiedy rozmawiał z Bellą. Wolałam zająć się jedzeniem. Słuchałam uważnie wypowiedzi Lestrange i Narcyzy. Ta pierwsza będzie musiała się opanować w Hogwarcie, pomyślałam, przeżuwając kolejny kęs jakiegoś mięsa. Będę musiała na nią uważać w Hogwarcie po tym, co się dzisiaj stało. Postanowiłam się nie zniżać do jej poziomu i jej nie dogryzać. Czarny Pan nie byłby zadowolony. Kiedy Bella zaczęła prawie ostrzegać Voldemorta, prawie zakrztusiłam się jedzeniem. Była prawie tak samo zuchwała jak ten Scabior, jak mogła się tak odzywać? Spojrzałam kątem oka na zegar nad kominkiem. Miałam jeszcze trochę czasu na zakupy na Pokątnej. Zamknęłam swój umysł szczelnie, On już chyba nie będzie chciał nic sprawdzać.
Peter nie rozumiał zachowania Belli. Jeszcze nie mógł się otrząsnąć po tych cruciatusach. W jednej chwili leci z nim na miotle (albo pod), a w drugiej wpada do piwnicy i go tak traktuje. Próbował się uwolnić, lecz na darmo. Dostrzegł przed sobą leżący nóż, którym zarżnął wcześniej bażanta. To była jego jedyna nadzieja. Zaczął czołgać się do ostrza. Chwilkę mu to zajęło i zaczął przecinać więzy. Szybko mu to poszło, w końcu już tyle razy go wiązano, że miał wprawę w przecinaniu sznurów. Sięgnął po różdżkę, jednak jej tam nie było. Zrobił taką minę: . Różdżka musiała zostać w spodniach... . Na szczęście się mylił, bo jej w ogóle nie wziął ze sobą do lasu, tylko zostawił w piwnicy ! Podreptał po różdżkę i szybkim ruchem ściągnął z siebie zaklęcie Jęzlepa, używając zaklęcia niewerbalnego (nie wiem czy to potrafi, ale niech będzie ). Zaczął za pomocą różdżki obdzierać z pierza bażanta, i zaczął go przypiekać, używając jakichś przypraw, które przywołał za pomocą Accio. Bażant był gotowy. Wyglądał bardzo smakowicie, a na dodatek Glizdogon wsadził bażantowi jabłko w dziób. Zapomniał o najważniejszym...nie wyciągnął wnętrzności z bażanta. Zaczął kierować się w górę, niosąc na srebrzystej tacy obiad. Zadowolony otworzył drzwi z piwnicy i nie zwracając uwagi na siedzących przy stole (ciągle był bez spodni) podał bażanta.
- Voila ! - powiedział przy tym i się ukłonił. To słowo gdzieś usłyszał w mugolskim telewizorze. Talerze już były na stole, także więc śmierciożercy mogli już jeść. Zadowolony Peter stanął w pewnej odległości od stołu i czekał na pochwały, jakim to on jest świetnym kucharzem.
W milczeniu obserwowałem całą trójkę, wierzyłem że im się uda, wykażą się wiernością i umiejętnościami, poradzą sobie w Hogwarcie wśród tej zgrai śmieci, jaka tam się zaległa. Już miałem im powiedzieć, co mają zrobić na Pokątnej, gdy znów się pojawił Peter, nadal bez spodni. Normanie bym stracił cierpliwość, Avada poleciałaby w jego stronę lecz nawet ten głupiec był mi teraz potrzebny. Machnięciem różdżki wyczarowałem mu spodnie, które same się założyły na nim. Zasyczałem groźnie, nie miałem zamiaru jeść tego, co on przygotował.
-Peter, jak miło że udało ci się uwolnić. Świadczy to o twoich wielkich czarodziejskich umiejętnościach, w nagrodę wysyłam ciebie do Hogwartu! Będziesz woźnym! -rzekłem, to było najlepsze rozwiązanie, Peter będzie daleko od mnie,a znając go Albus i jego fanclub będą mieli przez niego same problemy...
- Ddo Hogwartu ? - zagdakał Peter. To była najgorsza informacja, jaką ostatnimi czasy usłyszał. Z tego wszystkiego nawet nie zauważył, że ma na sobie już spodnie.
- Panie mój, tylko nie to ! Oni mnie tam zabiją, Dumbledore mnie zabije ! Tam jest też...Harry Potter ! On mnie zna, oni wszyscy zabiją biednego Petera ! - zaczął lamentować. Ze zdenerwowania zaczął znów obgryzać paznokcie. Miał nadzieję, że dostanie inną nagrodę, ale nie to...
-Milczy już! -krzyknąłem, machnięciem różdżki Peter zamilkł, nie mogłem wysłuchać jego błagań - Bella, Eva i Narcyza pomogą tobie, ochronią przez innymi. Masz im pomagać tam, zrozumiałeś? Do tego będziesz tam pracował, oficjalnie, chyba sobie dasz radę jako woźny. -rzekłem, zadowolony z siebie wstałem i spojrzałem na trio kobiet.
-Idźcie na Pokątną, a potem przygotujcie się do Hogwartu. Nie spóźnijcie się na pociąg. Jeszcze jedno, u Borgina będzie do odbioru paczka, weźcie ją i rozpakujcie w zamku -powiedziałem, wstałem i ruszyłem w stronę moich komnat...
Gdy tylko usłyszałam słowa Czarnego Pana uklęknęłam i odczekałam aż wyjdzie, po czym spojrzałam na Evę i Bellę, wciąż siedziały w bezruchu, ja jednak postanowiłam działać. Echo odsuwanego krzesła przeniosło się po całym pomieszczeniu, wstałam i ruszyłam najpierw do mojej komnaty mijając Glizdogona, który nie wyglądał na zadowolonego. Nie dziwię mu się właściwie, Potter na pewno znajdzie okazję żeby się na nim zemścić. Wyobraziłam już sobie lekcję mulgoznactwa... zachichotałam cicho. Później przyszła mi na myśl OPCM z Bellą. Ciekawe co na to nasz pupilek Dumbledore'a. Wzięłam z pokoju kilka potrzebnych i podręcznych rzeczy, narzuciłam na siebie czarny płaszcz, wzięłam proszek i wykrzyknęłam.
- Ulica Pokątna!
Kufer miałam już spakowany. Przywołałam go zaklęciem i razem z nim weszłam do kominka, obok którego leżało jakieś nieprzytomne dziecko. Odsunęłam je nogą z przejścia i za pomocą proszku Fiuu udałam się w "podróż" na Pokątną.
We are all evil in some form or another, are we not?