Ted zareagował gwałtownie, kopnął w twarz tego który mu całował stopy i wybił mu 2 zęby, lecz tamten się nie obraził, trzymał w dłoni wybite 2 zęby i patrzył na Teda z uwielbieniem gdyż uznał że doznał łaski Boskiej, po chwili coś krzyknął przez co cała gromada podbiegła do nich i podnieśli na rękach, niosąc swoich Bogów do największego i najlepszego domku w kształcie ziemniaka....
Przez chwilę myślałem, że Gigi mówi na serio. Po odzyskaniu wzroku jakby wstąpiły w nią nowe siły i propozycja polowania wydawała się nawet prawdopodobna. Uśmiechnąłem się gdy powiedziała, że to żart i zabrałem się za zbieranie drewna. Suche gałązki ułożyłem na kupce obok drzewa, na którym był zawieszony balon i podpaliłem je zapalniczką, którą w pierwszym dniu po przybyciu na wyspę odpaliłem papierosa Lil. Ogień obejmował swoim zasięgiem kolejne gałązki, tworząc piękny widok. Oparłem się o kosz i zamyślony przyglądałem się ognisku.
/teraz na pewno dobranoc
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
- Cormac zrozum... my możemy nie przeżyć następnego skoku! - Rzuciła przypominając sobie słowa tajemniczego mężczyzny jakiego spotkała z Eleną i Lilliane w dalekiej przeszłości. Szli dość szybko przez dżunglę kierując się w stronę plaży z, której widać było wyspę Hydrę.
- Słuchajcie... nie sądzicie, że w tamtych miejscu na plaży mogą być numerki?
Edytowane przez shan dnia 10-11-2010 10:30
// pozwolę sobie trochę poprowadzić akcję w naszej grupie April pisała, że można sterować numerkami
Wraz z Richardem ciągnęliśmy łódkę. Dziewczyny zaś szły po bokach i nasłuchiwały oraz rozglądały się. Wszyscy byliśmy zamaskowani liśćmi, łódź również. Nagle zza krzaków wyskoczył numerek. Był trochę dziwny. Ubrany w stary, wyświechtany garnitur, miał ogromnych rozmiarów okulary i garbił się lekko. Na nasze nieszczęście miał karabin. - Jestem tu jako jedna z pułapek. Nie zabiję Was jeśli wykonacie moje zadanie.
Patrzyłem na niego lekko zdziwiony. Póki rozmawiał było dobrze. Już dawno mógłby po prostu nas zabić. - Zadam Wam 2 zagadki, a za każdą błędną odpowiedź strzelę komuś w nogę.
Wyjął kawałek pergaminu z kieszeni. - Aha, jedna zagadka jest dla facetów, a druga dla dziewcząt. Macie stanąć osobno. Próby porozumiewania to nagły zgon z kulką w mózgu. Posłuchaliśmy faceta i stanęliśmy w odległości kilkunastu metrów od siebie. Ja z Richardem i Leslie z Ashley. Zastanawiałem się czy jeśli zacznę uciekać facet zajmie się mną i reszcie uda się nawiać... - Zagadka dla kobiet: "To widać, ale tego nie ma, a gdy to jest w beczce, to beczka robi się lżejsza". Powodzenia. Teraz zagadka dla mężczyzn: "Włóczęga chodzi po parku i stwierdza, że nie posiada papierosów. Ponieważ jest włóczęgą, nie ma również pieniędzy. Ale od czegóż jest głowa? Nasz włóczęga zaczyna zbierać niedopałki. Bibułkę ma w kieszeni, a doświadczenie go uczy, że z siedmiu niedopałków można zrobić jednego papierosa. Po pewnym czasie uzbierał 49 niedopałków. Włóczęga ma bardzo regularne przyzwyczajenia i pali jednego papierosa dokładnie co 3 kwadranse. Na ile wystarczy mu uzbierany zapas. "
Nasza zagadka była śmiesznie łatwa, a dziewczyn średnia. Ale ja byłem matematykiem przyzwyczajonym do o wiele trudniejszych łamigłówek. Ciekawe jak sobie poradzą. Przydałoby się, żeby nikt nie miał postrzelonej nogi. Bez konsultacji z Richardem powiedziałem: - Odpowiedź to 5 godzin i 15 minut. Czterdzieści dziewięć niedopałków dadzą siedem papierosów, ale te z kolei dadzą siedem nowych niedopałków, co da jednego nowego papierosa.
Numerek popatrzył na mnie ze złością. - Macie szczęście. Wasza kolej panienki...
// powodzenia z zagadką vV i Arctic
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Oni są wszędzie. Pilnują, żeby nasze śmierci były długie i bolesne. Nawet teraz jestem pewien, że ktoś nas obserwuje. - odparł i obrócił się. Miał rację, kilkadziesiąt metrów na wschód od miejsca w którym się znajdowali stał numerek, cicho skradając się w ich stronę. Josh był szybszy i postrzelił mężczyznę w kolano. Na nowo rozpoczął się pościg, bo widocznie ranny numerek komunikował się z pozostałymi.
/możemy sobie wpaść na moment do Perły czy jest do czegoś potrzebna?
Tylko co zdążyłem oprzeć się o kosz i usnąłem. Zmęczenie musiało dać o sobie znać prędzej czy później. Nawet doskwierający głód i pragnienie przegrały ze snem. April i Emma chyba równie szybko usnęły co ja. Ciepło jakie dawało ognisko i wszechobecna cisza sprzyjała regeneracji sił. Obudziłem się nad świtem, a raczej coś mnie obudziło. Otworzyłem nieznacznie oczy i ujrzałem czyjąś sylwetkę. Ten ktoś właśnie skradał się do naszego obozu. Zachowałem spokój i nie dałem po sobie poznać, że już nie śpię. Zauważyłem, że reszta towarzyszy twardo śpi. Serce biło mi coraz szybciej. To był Numerek, teraz już nie miałem wątpliwości. Ta wstrętna i charakterystyczna morda... Mimo, że szedł wprost na mnie zachowałem spokój, udając, że jeszcze śpię. Dopiero gdy stanął obok mnie na wyciągnięcie rąk, zareagowałem zdecydowanie i złapałem go za nogi i pociągnąłem, przewracając na ziemię. Zdecydowanie nie spodziewał się takiej reakcji. Padł jak długi i to teraz ja miałem nad nim kontrolę. Postawiłem nogę na jego szyi i z wyczuciem ją przyduszając, zapytałem - Czego chcesz od nas sku*wysynu? - On jednak milczał. Zacząłem go dusić tak, że z trudem oddychał, ale to niewiele pomagało. Milczał jak grób. - Ku*wa! - zakląłem na tyle cicho, by nikogo nie obudzić. Złapałem się dłonią za głowę i zacząłem zastanawiać się co teraz. Nie wiem co mi przyszło do głowy, ale odpuściłem mu. Zdjąłem nogę z jego ciała i pozwoliłem mu wstać. Złapałem go jeszcze na koniec za koszulę i przyciągnąłem w swoją stronę - Jeszcze raz, jeszcze raz... - wycedziłem przez zęby i zasadziłem mu takiego kopa, że aż się skulił z bólu. Pewnie popełniłem błąd, ale puściłem go wolno. Ciężko to było zrozumieć bo teraz już na pewno Numerki nie odpuszczą. Odprowadziłem go wzrokiem, patrząc jak zgięty ucieka w stronę dżungli i zabrałem się za dalszą konstrukcję balona. Trzeba się było spieszyć, a że towarzysze wciąż spali, samotnie wziąłem kosz i zacząłem go ciągnąć po ziemi na polanę.
/streszczenie: noc za nami, jest świt, do obozu przyszedł Numerek, którego zdecydowałem się ostatecznie puścić wolno i zabrałem się za konstrukcję balona/
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Emma obudziła się rześka i wypoczęta. Myślała, że trochę późno, ale tak naprawdę prawie wszyscy spali. Poza Liamem. Kosza balonu też nie było. Nie zastanawiając się dłużej wstała i poszła pozbierać trochę owoców na 'śniadanie'. Rozglądając się po dżungli napotkała na polanie mężczyznę z częścią balonu. Emma podeszła do niego. W ręku miała parę mango. - Sam to tu przytargałeś? - Zdziwiła się Collins. Nie czekając na jego odpowiedź rzuciła w jego stronę owoc. - Łap. Czas na przerwę. Pewnie siedzisz tu od bladego świtu. - Sama też zaczęła się zajadać jednym.
Liam z trudem przeniósł kosz balona spod drzewa na polanę. Kosztowało go to sporo wysiłku, ale niedawne spotkanie z Numerkiem dodało mu zapału by zrobić to jak najszybciej. Chwilę później zaczęły się budzić kolejne osoby. Jako pierwsza wstała Emma. - Tak, musimy się spieszyć, każda chwila jest ważna. - odpowiedział i złapał rzucony w jego stronę owoc. - Dzięki. - odparł i natychmiast ugryzł sporej wielkości kawałek mango. - Jak się w ogóle nazywasz i skąd się tu wzięłaś? - zapytał, wycierając dłoń o spodnie. - Ja jestem Liam. - przedstawił się i wyciągnął dłoń.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Zanim zdążyły się zastanowić, dlaczego naleśniki były niewypałem, usłyszały strzały. Gdy Lil krzyknęła "Padnij!", Elena bez wahania jej posłuchała. Najwyraźniej nie były same w Dharmaville, tak jak podejrzewały. Stołówka została otoczona przez kilka Numerków.
- Może znajdziemy tu jakąś broń? - zapytała i zaczęła się czołgać w kierunku szafek. Otwierała wszystkie drzwiczki po kolei w nadziei, że znajdzie coś, co pomoże jej pokonać napastników, a przynajmniej ich obezwładnić. W pewnym momencie trafiła na szafkę pełną bobu. - Bobem to my raczej tej bitwy nie wygramy.... - zaśmiała się, mimo że sytuacja w cale nie była zabawna.
- Jestem Emma. - Uścisnęła dłoń Liama. - Tak właściwie to byłam jedną z nieznajomych, ale od nich uciekłam. Nie chciałam być taka jak oni. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Później był ten przebłysk i spotkałam Gigi i Jeffa w jednej ze stacji Dharmy. - Spojrzała na jedzącego mężczyznę. - Ty jesteś jednym z pracowników Dharmy, prawda? - Ugryzła swoje mango.
Na myśl, że Liam i Gigi żartują o polowaniu zrobiło mi się nieco... dziwnie. My dzięki polowaniom na zwierzęta żyliśmy. Upolowanie dzika, królika czy innego zwierza było czymś niezwykle prostym, ale byłem już bardzo zmęczony więc zadowoliłem się owocem.
Wstałem dosyć późno, słyszałem rozmowy Emmy i Liama, gdzieś dalej też śpiewał ptak. Przetarłem zmęczoną twarz rękoma chcąc ją obudzić. Chwiejnym i jeszcze zaspanym krokiem udałem się w stronę dwójki.
Tymczasem na przeciw tubylcom wyszedł Bernard. Był już w postaci starego pryka i gdy tylko zobaczył jak ludzie traktują Dores i Edgara szybko nakazał im ich puścić i powiedział im o tym że są to mordercy i grzesznicy. Na te słowa wszyscy szybko pouciekali do swoich domków pozostawiając Bernard wraz z dwójką grzeszników samych. Wtedy Bernard przemówił do Dores i Edgara:
- Nie przekabacajcie tych ludzi na zło! Dałem im szczep ziemniaków tropikalnych i mają je hodować w pokoju i szczęściu. Jeśli chcecie tu zostać musicie pomóc w plonach. Inaczej możecie stąd odejść i przestać demoralizować tych ludzi!
- Miło mi Cię poznać Emma. - Liam uścisnął dłoń blondynki, przyglądając się jej trochę nieufnie gdy mówiła o tym kim jest. - Tak, jestem z Dharmy. Strasznie się to jednak wszystko popieprzyło u nas. Nawet nie wiem gdzie są teraz moi znajomi, ale to jednak temat na dłuższą rozmowę... - odpowiedział i kątem oka zaobserwował, że Jeffrey również już wstał. - Bierzmy się do roboty! - powiedział energicznie, chcąc tym samym zmobilizować znajomych do pracy. - Emma, poprzywiązujesz sznurki od balonu do kosza? - zapytał, kierując się w stronę konstrukcji.
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
- Okey, nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się do Liama. Powiedziawszy natychmiast wzięła się do roboty. Wzięła pierwszy sznurek i zaczęła wiązać. Później następny i następny ... i tak bez końca.
/zw.
Edytowane przez chlaaron dnia 10-11-2010 17:49
Ashley przez ostatni czas była emocjonalnie nieobecna. Ciągle była rozkojarzona, nie mogła się na niczym skupić. Wiedziała, że musi dotrwać i dojść do Hydry, jednak to było trudne. I jeszcze bez Josha, bez swoich bliskich ludzi, z którymi żyła tutaj tyle lat... . Weź się w garść - wmawiała sobie. Musiała dać radę, nie tylko dla siebie, ale też dla Josha. Wtedy ku jej zdumieniu pojawił się numerek zadając dziwne zagadki. Stała obok Leslie, wpatrując się w trawę i rozmyślając nad rozwiązaniem. To widać, ale tego nie ma, a gdy to jest w beczce, to beczka robi się lżejsza... - powtórzyła sobie w myślach. Nigdy nie lubiła takich zagadek, irytowały ją, jednak wydawało jej się, że rozwiązanie jest bardzo oczywiste. Powtórzyła sobie jeszcze raz treść pytania. Chłopacy odpowiedzieli i bacznie przyglądali się ich postępom. Ashley spojrzała nerwowo na twarz Leslie, jednak nic nie mogła odczytać z jej twarzy. Ona chyba też nie wiedziała. Zerknęła na zadowolonego z siebie numerka z lekkim uśmiechem na twarzy. Musiała zaryzykować. Najwyżej zostanie postrzelona. Nasza odpowiedź brzmi: Dziura - rzekła, świdrując wzrokiem numerka.
Ucieszyłem się kiedy Ashley przemówiła, bo miała rację. Jak mogłem myśleć o niej, że jest idiotką? Obiecałem sobie, że z nią pogadam, ale nie było czasu. - Dobra odpowiedź.
Numerek opuścił broń i zniknął za drzewami. - Dobra robota. Musimy się spieszyć. Nie wiadomo ilu tych psychopatów się tutaj czai.
Ciągnęliśmy dalej łódź i w końcu zjawiliśmy się na plaży. Mieliśmy już wchodzić do wody kiedy pojawił się numerek w stroju płetwonurka. On też miał karabin. - Znowu mamy przesrane - skwitowałem.
// może niech ktoś dalej wymyśli
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
/Nie nadążam za wami... Z postu April zrozumiałam, że Aleprt okazał się sojusznikiem numerków (lub numerki sojusznikiem Alperta), a ze swojego, że jestem nieprzytomna Ale pewnie po prostu jak zwykle nie ogarniamm/
Leslie czuła jak po jej ramieniu spływa delikatna smużka krwi. Bolało.
Wtem pojawił się numerek- płetwonurek. Celował do nich, jednocześnie powoli się zbliżając.
- Czy któreś z was wierzy numerkom?- wyszeptała Leslie, zwracając się do towarzyszy.- A co jeśli na Hydrze czeka nas zasadzka? Czy śmiertelni wrogowie mówią do swoich nieprzyjaciół "dobiegnijcie tam i tam, a wszystko będzie"...
- Milczeć!- przerwał jej płetwonurek.
Podniósł do góry karabin. Przez chwilę trwali w ciszy.
- Gdzie jest Jacob?- spytał tamten, powoli cedząc każde słowo.- Ja nie będę się z wami bawił jak tamta banda głupców! Gdzie jest Jacob!?- ryknął.
Blondynka spojrzała na Ashley, Richarda, Bryana... Przelać w ich oczy cały swój plan tak, by nie zauważył tego wróg... W kupie siła! On miał broń, ale był jeden. Wystarczyło obiecać mu to, co chciał, zaprowadzić, nie pozwolić na porozumienie się z kimkolwiek, wezwanie posiłków... Do tego odrobina szczęścia i jednego numerka mniej. W razie czego można zawsze dodatkowo improwizować. Uniosła znacząco brew do góry.
Numerek wystrzelił pod ich stopy. Rozległ się nieprzyjemny dźwięk.
- Gdzie jest ten sukinsyn!?- powtórzył natarczywie.
Podniosłem ręką i wskazałem nią na dżunglę. - Tam.
O dziwo numerek pobiegł w stronę drzew. Niestety w międzyczasie pojawił się numerek, który miał ogromnego jamnika. - Brawo Lucjusz, wytropiłeś ich.
Łódka była już na wodzie, ale nie zdążymy odpłynąć. Karabin kolesia był już w pogotowiu. - Jestem kolejną przeszkodą w drodze do stacji Hydra. Musicie wykonać zadanie. Za każdą nieudaną próbę Lucjusz zagryza tego matematyka. On nie może brać udziału w zadaniu. Chodź tu do mnie.
Podszedłem do niego i wziął mnie na muszkę. Następnie rozgarnął piasek i ujrzałem 6 długich patyków. - Weźcie je, macie z nich ułożyć 4 jednakowe kwadraty.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Zasnęłam najpóźniej ze wszystkich. Gdy zebrałam owoce i wróciłam do wspólnego obozowiska, wszyscy już spali. Nadziałam na średniej grubości patyk kilka papai i zarumieniłam je nad ogniem. Od samego ogniska nie mogłam oderwać oczu. Skaczące po drewnie iskierki i buchający w górę żar tak cieszył oczy, że choć powieki samoistnie opadały, nie chciałam zasnąć. Do snu utulił mnie dopiero koncert nocnych zwierząt.
______
-Dzień dobry, Stokrotko.
Przeciągnęłam się. Ognisko już całkiem dogasło. Przetarłam rękami zmęczone oczy. Poprawiłam ręką mokre od rosy włosy i podniosłam się. On natychmiast złapał mnie w talii i powoli, delikatnie zaczął całować. Zmrużyłam lekko oczy, kompletnie zatracając się w mężczyźnie; w Jego mocnym, silnym dotyku, w zapachu, w zaroście, który drażnił policzka. Jedna Jego ręka na moment gdzieś zniknęła. Coś w niej trzymał; ale cóż mogło mnie to obchodzić, skoro ciągle tonęłam w Jego objęciach...?
Poczułam nagłe szarpnięcie. On oddalił się. Padłam na kolana. Sukienkę na plecach oblała wielka plama krwi. Powiększała się z każdą sekundą... Nie mogłam złapać oddechu. Po chwili również z buzi zaczęła cieknąć krew. Ostatnią siłą sięgnęłam do tyłu. Z pleców wystawała długa rękojeść maczety. Z dżungli wyszły Numerki. Ostatnie co zarejestrowałam, to czerwona kałuża pode mną.
-Bardzo dobra robota. Tak jak obiecaliśmy; na przystani będzie czekać na Ciebie łódź podwodna... Powodzenia, Moser.
____
Obudziłam się zlana potem, z oczu ciekły łzy. Miałam dreszcze na całym ciele a podbródek skakał w dół i w górę... Mój pierwszy w życiu sen.
Leslie zrobiła wielkie oczy na widok głupoty poprzedniego numerka. Wyglądał na ostrego... i inteligentnego! Ale jak widać pozory mylą. Wzruszyła ramionami.
Następny. Z jamnikiem. Z zagadką. Dziewczynę zaczynali porządnie irytować ci wszyscy idioci. Tym bardziej, że ramię coraz mocniej bolało.
Ukucnęła obok patyków. Wpatrywała się w nie przez chwilę.
- Szczerze mówiąc wątpię w umiejętności Lucjusza...
Numerek chrząknął znacząco. Jamnik tez nie wyglądał na zadowolonego. Leslie niby przepraszająco pokiwała głową.
Nareszcie zbawienna myśl pojawił się w jej głowie. Ułożyła jeden, duży kwadrat, potem na środku zrobiła coś na kształt krzyża.
- Jeden, dwa, trzy, czteeeery- policzyła powoli z bladym uśmiechem na twarzy. Jakże te numerki były dziwne! Zamiast od razu zabijać, urządzały takie hece.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.