Od razu pożałowałem pytania.
- Nie, nie widziałem Jacoba - potwierdzając jej słowa czułem się gorszy od tej delikatnej i pięknej dziewczyny siedzącej obok mnie. Ona spotkała się z nim wielokrotnie, a ja pomimo tego co robiłem dla wyspy nie mogłem nawet na niego spojrzeć.
- Kiedy będę mu potrzebny, wezwie mnie. - sam nie wierzyłem w swoje słowa.
Widząc Jasona wynoszącego skrzynię moje szanse na zabranie dynamitu wzrosły. Scarlett jednak ciągle mnie obserwowała. Nie musiałem tego zauważyć, sama przypominała o swej obecności wykonując różne gesty. Ciągle przeszukiwałem Czarną Skałę. Wtedy dostrzegłem Mozza, który zrzucił jakąś wazę na ziemię. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna usłyszała dźwięk tłukącego się naczynia. Znaczyło to, że istnieje on nie tylko w mojej głowie! Chociaż raz jest przydatny. Udając, że nie zwracam uwagi na lewitujące przedmioty znalazłem następne pudło. Szybko wyciągnąłem jedną laskę dynamitu i schowałem ją w kieszeń. - Znalazłem kolejną skrzynię! - Mozzie zniknął, a ja zadowolony wyniosłem dynamit przed statek. Zastanawiałem się, kto będzie obiektem mojego doświadczenia. Nie chciałem nikogo narazić na niebezpieczeństwo. Byłem pewny, że wyspa nie pozwoli na zabicie jednego z kandydatów. Odpadała April, nie miałem serca, aby to ona była "królikiem doświadczalnym". Wykluczyłem także Mer, a zarazem Joshuę siedzącego obok niej. Swoją drogą, chyba świetnie się dogadują. Odrzucając kolejne osoby, pozostał tylko Sawyer, który nie był mi bliski. Ważne, że jest kandydatem. Krzyknąłem - Słuchajcie! Postaram się udowodnić wam, że nie jesteśmy tutaj przypadkowo. Wyspa sprowadziła nas tu, nie pozwoli nam także zginąć. Jednak jest jeden wyjątek. Zabije nas, kiedy sama będzie tego chciała. Wyspa, Jacob, nazywajcie to jak chcecie. Przyjmijmy, że Jacob ochrania wyspę, więc to on nas wybrał. Koniec teorii. Pokażę wam, jak to wygląda w przykładzie. - Szybko wyciągnąłem laskę dynamitu z kieszeni i mówiąc - James! Łap! - rzuciłem nią w Sawyera. Wszyscy przerażeni patrzyli na mnie, jak na zabójcę. Laska jednak nie wybuchła. Leżała obok nogi Forda. - Wierzcie mi, lub nie. Starałem wam się to pokazać, żebyście nie mieli wątpliwości. - podszedłem do James'a, zabierając dynamit szepnąłem. - Przepraszam, że wypadło na Ciebie. Byłem całkowicie pewny, że nie stanie Ci się krzywda. Rzuciłem laskę dynamitu daleko od nas. Wybuchła. - Jak widać, nie jest to niewypał.
Edytowane przez grzechuuu dnia 20-04-2010 19:56
Emily wzięła skrzynkę z dynamitami. Stanęła przy wyjściu z Czarnej Skały, gdy Neal rzucił dynamit w stronę Sawyera. Zdusiła okrzyk i patrzyła z przerażeniem na lecącą w kierunku Jamesa laskę. Czas jakby zwolnił. Po chwili, która wydawała się wiecznością dynamit spadł na ziemię i... nic się nie stało.
- Neal- wyszeptała Emily.- Chcesz na wszystkich pozabijać?- nie docierały do niej tłumaczenia w stylu "byłem całkowicie pewny, że nie stanie ci się krzywda". Dziewczyna nie wierzyła w przeznaczenie. A Sawyer miał po prostu szczęście.
Postawiła skrzynkę z dynamitami kilka metrów od Meredith i Josha.
- Nie wiem jak przetransportujemy to wszystko do Świątyni- westchnęła.
-Taaaa, wezwie...- burknęłam bez przekonania. Josh chyba sam nie bardzo wierzył w to co mówi. Zawiesiliśmy się przez chwilę i w ciszy myśleliśmy chyba o tym samym, o Jacobie. To dziwne aczkolwiek miłe milczenie przerwał Neal wymachując dynamitem na wszystkie kierunki i wygłaszaniu swojej teorii. Po chwili laska dynamitu poleciała w stronę Sawyera, który siedział niedaleko mnie. Nie wydobyłam z siebie żadnego dźwięku, jedynie rozdziawiłam buzię w szoku. Jeszcze większy szok przeżyłam gdy rzucony dynamit nie wybuchł przy mężczyźnie. Mimo to podbiegłam do Neala.
- Koleś, porąbało Cię do reszty?! Chcesz nas zabić?!- warknęłam wściekła, popychając go do tyłu.
- Cześć śpiąca kaleko. - Lincoln z uśmiechem powitał Suzanne. - Nikt jeszcze z Czarnej Skały nie wrócił. Zostałem tutaj z Tobą, żeby mieć Cię na oku. I chyba dobrze zrobiłem bo ktoś mógłby Cię ukraść, tak twardo spałaś.
Elena w spokoju obserwowała Neala, który przeprowadził swój nietypowy eksperyment. Wyglądało to naprawdę komicznie, gdy mężczyzna rzucał laskami dynamitu do swoich towarzyszy.
- Niezła akcja - pochwaliła Neala. Jednak natychmiast przestała się uśmiechać, gdy zobaczyła miny rozbitków. Prawie wszyscy wyglądali na przerażonych. Meredith natomiast podbiegła i popchnęła mężczyznę. Elena zaczęła się oddalać od Neala. Nie chciała, aby ktoś pomyślał, że miała z tym coś wspólnego. Stanęła przy skrzynkach z dynamitem, przyglądając się Czarnej Skale. Żałowała, że nie udało jej się znaleźć żadnego rumu na pokładzie statku.
Edytowane przez Amelia dnia 20-04-2010 20:34
Suzanne wstała powoli. Chwilę wcześniej podniosła się tak szybko, że teraz lekko kręciło się jej w głowie.
-Dlaczego nie poszedłeś z nimi? Dałabym sobie radę, przecież nie jestem...- machnęła ręką. -Mniejsza. Patrz, stoję bez kul. Noga widocznie się goi.- mruknęła.
- Zostałem bo tak mi sumienie podpowiadało. Ale faktycznie z Tobą coraz lepiej. - Lincoln dla pewności jednak złapał Su pod rękę. - Może mały spacer na dziedziniec dla rozruszania nogi, hmm? - zaproponował, podnosząc wysoko brwi.
/ja już znikam. pzdr /
Edytowane przez Lincoln dnia 20-04-2010 21:10
Pobyt na wyspie zmienił mnie niesamowicie. Ciepły, czuły i zabawny Neal zniknął w tym wymagającym miejscu. Skupiłem się tutaj głównie na zadaniach, prawie zapominając o uczuciach. Gdybym mógł wybrać jeszcze raz, nigdy nie zdecydowałbym się na przybycie tutaj. Badania naukowe, jasne. Słowa Meredith chyba na zawsze pozostaną w mojej głowie. Miała rację. Dzięki jej wypowiedzi wreszcie zrozumiałem, że nie mogę przekładać ludzkiego życia nad sprawy związane z wyspą i przeznaczeniem. Nawet, jeśli jestem całkowicie pewny powodzenia. Zdołałem wydusić z siebie jedynie jedno słowo, które wypowiedziałem ledwo dysząc - Przepraszam za to. - Wiedziałem, że to nie wystarczyło aby przekonać resztę. Nie wystarczyło także, żeby wyrazić niebezpieczeństwo, na jakie naraziłem James'a. Ze spuszczoną głową oddaliłem się w cień. W głębi duszy wiedziałem jednak, że oprócz zdziwienia kandydaci zrozumieli trochę. Pewnie wcześniej rozważali taką opcję. Teraz potwierdziły się tylko ich myśli. Sposób był na prawdę okrutny. Jednak nie widziałem innego. Z jednej strony żałowałem tego, co zrobiłem. Z drugiej natomiast nie. Toczyła się we mnie pewnego rodzaju walka dwóch stron. Nie wiedziałem, która przewyższa. Nie miałem pojęcia, która zwycięży.
/Również spadam/
Edytowane przez grzechuuu dnia 20-04-2010 21:23
Suzanne uśmiechnęła się, czując silną rękę mężczyzny przy swoim ramieniu. Wolnym krokiem udali się w stronę dziedzińca. Zastanawiali się przy tym, za ile wrócą ich towarzysze. Rozmawiali jednocześnie o tym, co znaczy dla nich bycie kandydatami. Doszli wspólnie do wniosku, że muszą postarać się wydostać z wyspy jak najszybciej.
Suzanne przez cały ten czas zastanawiała się, dlaczego Lincoln został z nią- Lincoln, nie Daniel, Jason, Emily, Kate... Teoretycznie najbliższe jej osoby. Prychnęła, gdy ta myśl przeszła jej przez głowę- przywiodła tym samym zdziwione spojrzenie mężczyzny.
Po jakimś czasie udali się do kuchni, gdzie zrobili jajecznicę ze szczypiorkiem. Rozmyślając o tym, co robiliby teraz, gdyby samolot się nie rozbił, jedli ją popijając herbatą.
//widzisz Linc, jakoś się zgrać nie możemy Jutro będę na chwilę koło 16, później dopiero 19-20.
Elena była kompletnie zszokowana zachowaniem Neala. Najpierw rzuca dynamitem, przekonany o powodzeniu swojego eksperymentu, a teraz wystarczyło, że Meredith powiedziała mu kilka nieprzyjemnych słów, a Neal zaczął przepraszać i wyglądał, jakby było mu głupio. Nie mogła uwierzyć, że Neal tak szybko się poddał. Była pewna, że będzie bronił swoich racji. Wiedziała, że ona by tak zrobiła.
- Przestańcie się denerwować i wracajmy do Świątyni. - powiedziała do wszystkich - A jak wrócimy, to możemy wszyscy zagrać w rosyjską ruletkę, bez obawy, że ktoś z nas zginie. - wypaliła, zanim zdążyła pomyśleć, że w tej sytuacji jej żart chyba jest nie na miejscu.
Sawyer, który mało nie eksplodował, szybko odskoczył od laski dynamitu. Był tym faktem nieźle oburzony. Od razu krzyknął w kierunku mężczyzny:
- Koleś, postradałeś zmysły? Co z Tobą jest nie tak?! - zapytał, lecz nie usłyszał żadnej odpowiedzi z ust Neala. James postanowił go tym razem nie tykać, ale na pewno nie darzy go już sympatią.
Zobaczyłem Mer, która w ciągu kilku sekund stała już koło Neala krzycząc na niego. Caffrey się wycofał, jednak Mer nie wyglądała na uspokojoną. Szybko podniosłem się z trawy i złapałem ją mocno za ramiona.
- Spokojnie... - szepnąłem. - Nikomu nic się nie stało.
Kobieta obserwowała cała sytuację z daleka. Pierwsze co jej przyszło na myśl to teoria, że Neal się źle poczuł. Najpierw wypytuje mnie o kolesia, który nie istnieje, a teraz rzuca dynamitem- pomyślała i poczuła ulgę, że to ona nie była ofiarą tego eksperymentu. Na początku mężczyzna był kontent z siebie, ale po słusznej uwadze Meredith uspokoił się.
- Tak popieram Elenę mamy to co chcieliśmy, wracajmy już- powiedziała obawiając się, że komuś jeszcze uroi się jakiś głupi pomysł.
Odsunęłam się nieznacznie od Neala, słysząc jego przeprosiny. Byłam wzburzona, aż kipiałam w środku. Już nabrałam powietrza aby wyrzucić z siebie kolejną porcję niekoniecznie przyjemnych słów, gdy spostrzegłam skruszenie Neala. Pomyślałam, że i tak pewnie reszta też mu dołoży więc się wycofałam. Poza tym ktoś próbował mnie powstrzymać, chwytając za ramiona. Usłyszałam cichy głos Josha, który niewątpliwie mnie uspokoił. Odetchnęłam i uległam mężczyźnie. Uśmiechnęłam się przelotnie do niego i odwróciłam do reszty.
- Ok, chodźmy stąd...- powiedziałam obojętnym tonem i uśmiechnęłam się krzywo do Eleny- naprawdę zabawne...- skomentowałam jej, jak dla mnie, niezbyt udany żart. Lubiłam ja ale nie wiedziałam, że lubuje się w czarnym humorze. Od razu uprzedziłam ekipę, że nie mam zamiaru choćby najmniejszym palcem dotykać skrzynek z dynamitem. Ruszyłam koło boku Josha.
- Hmm... czasami nie panuję nad emocjami- rzuciłam, wzdychając.
Wkurzony Sawyer poszedł jako pierwszy. Co chwila oglądał się za siebie, czy wszyscy za nim poszli. Obok niego szedł Dean, który wskazywał drogę powrotną do Świątyni, na końcu szła grupka niosąca dynamit. James spojrzał na Neala z pogardą i odwrócił wzrok, mknąc przez gęsto usytuowane drzewa.
Złapałem ją mocno spodziewając się kolejnego wybuchu złości jednak jej napięte mięśnie nagle przestały stawiać opór i uległy mojej sile.
- Hmm... czasami nie panuję nad emocjami - usłyszałem i uśmiechnąłem się pogodnie.
Zaintrygowała mnie jej natychmiastowa reakcja na wybryk Neal'a. W jednym momencie z delikatnej i kobiecej osoby zmieniła się niesamowicie. Wykorzystując moment, w którym oglądała skrzynki z dynamitami pozwoliłem sobie spojrzeć na nią uważnie już drugi raz dzisiejszego dnia. Figlarny kosmyk wciąż opadał na jej ramię i znowu powstrzymałem chęć okręcenia go w okół palca, tym razem było dużo ciężej, bo nie mogłem zasłonić się brakiem Sawyera.
- Spokojnie, ze mną nie musisz się denerwować. - tylko na tyle udało mi się powiedzieć.
Jakoś sztuczka z nożem nie przekonała szatynki. Wciąż filtrowała go wzrokiem, mając na uwadze każdy, nawet najmniejszy jego ruch. Była pewna, że to nie to chował skrupulatnie w kieszeni, nie, z pewnością nie miała omamów. Mimo swoich podejrzeń, postanowiła udawać, że kit, który jej wcisnął wyjaśnił całą sprawę. Zezowała na niego, opierając się o ścianę Black Rock. Jej skupienie rozproszył dźwięk tłukącego się szkła. Momentalnie odwróciła wzrok w kierunku, skąd dobiegał, tym samym nie zauważając szybkich ruchów Neala.
- Co to było? - szepnęła zaskoczona, lecz ten tylko wzruszył ramionami.
Jej obawy okazały się jednak słuszne, gdyż Caffrey, jakby w jakimś amoku, zupełnie nie przemyślając jakie mogły być konsekwencje nieroztropnego czynu, wyrzucił laskę dynamitu w stronę Jamesa. Scarlett zamarła w bezruchu. Chciała rzucić się na ratunek w jego kierunku, ale nie było na to czasu.
Dynamit jednak nie odpalił. Poczuła jak krew w niej buzuje. Zareagowała podobnie do Meredith.
- Neal, jak mogłeś?! - rzuciła się w jego kierunku, agresywnie szturchając - Wiesz jak to się mogło skończyć?! - zbliżyła się do niego tak, że ich twarze niemal się stykały - Kompletnie zwariowałeś?! - zmarszczyła brwi, przeszywając go długim, nieprzerywanym spojrzeniem.
Straciła do niego zaufanie. Kłamał jej przed momentem w żywe oczy. A więc dobrze widziała, że to dynamit chował do kieszeni...
/dobranoc /
Edytowane przez Gooseberry dnia 20-04-2010 22:44
April feerycznie i z uśmiechem na ustach przemierzała przez dżunglę. Nie miała pojęcia co w ogóle wywołało w niej euforię. Przez tą całą akcję nikt praktycznie się do siebie nie odzywał- dawało się jedynie usłyszeć jakieś strzępki rozmów, przez co cała grupa szła posuwiście. Chciała jak najszybciej znaleźć się w Świątyni, April uznała, że nie potrzebnie się tutaj fatygowała; zwłaszcza, że przed oczami miała trochę inną wizję- tą pesymistyczną, w której dynamit jednak wybucha. Kątem oka zerknęła na Neala, który szedł z tyłu i na dodatek wyglądał na trochę speszonego całym zajściem. Co mu w ogóle strzeliło do głowy...- zamyśliła się omijając jakiś kamień, o który w drodze do Czarnej Skały mało brakowało, a by się wywróciła. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać w jakim celu potrzebny jest im dynamit, bo w końcu tajemniczy mężczyzna nic konkretnego nie powiedział. Jak zwykle- podsumowała w myślach, ale jakoś jej to nie przeszkadzało- przyzwyczaiła się do tego, że nikt niczego nie tłumaczy i nie sprawiało jej to problemu. Jak w wojsku, wykonać znaczy wykonać- próbowała po raz kolejny samą siebie przekonać, że postępuje słusznie.
Po kilkugodzinnej rozmowie w kuchni, Lincoln pożegnał się. Suzanne udała się na dziedziniec. Szła powoli, podpierając się o ścianę. Noga już jej nie bolała, a może nie czuła bólu? Usiadła na kamyku wielkości koła samochodowego, który znajdował się obok jeziorka przy wejściu do Świątyni. Od kiedy zabiła jedną z kur, nie widziała tu żadnej innej, choć przed tym wydarzeniem plątało się ich tu kilka.
Suzanne pomyślała, że ma ochotę na alkohol. Przypomniała sobie smak wódki, którą pili na frachtowcu. Zaśmiała się na myśl o tym, co ponoć robiła później... A potem przypomniało jej się jeszcze coś. Fala gorąca napłynęła do jej głowy, rozchodząc się nieprzyjemnie po całym ciele. Jej oddech był teraz przyspieszony, czuła pulsowanie serca. Coś, o czym próbowała przypomnieć sobie od dawna, nagle wtargnęło do jej głowy, od tak... Właściwie nie była pewna, czy to realne wspomnienie. Może przyśniło jej się to, może kiedyś widziała film z podobnym zakończeniem?
Suzanne bowiem przypomniała sobie, jak znalazła się w wodzie. Co gorsza, po jej głowie biegało teraz jedno zdanie: "Daniel... Chodźmy zrobić coś szalonego."
Jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.