Lars, jak tylko zobaczył, kogo będzie miał do towarzystwa, zaczął się rozglądać za jakąś kryjówką. Niestety stajnia to nie bunkier, a chyba tylko kilkumetrowej grubości ściany byłyby w stanie zatrzymać wściekłą Cynthię. Postanowił więc zgrywać luzaka, który się niczym nie przejmuje. Kopnął leżący na ziemi kamień i wzruszył ramionami. - Chyba szykują dla nas jakąś nową rozgrywkę. Nie wiem, ja się na razie nudzę... - odpowiedział i znudzonym gestem przeciągnął dłonią po włosach.
We are all evil in some form or another, are we not?
- Atrakcje? Coś poszło nie tak, hosty miały prawdziwe kule i celowały w ludzi, tych prawdziwych!
Cynthia czekała, aż służby porządkowe wszystko ogarną.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Cudem dobiegła do stajni, chociaż nie do końca chciało jej się wierzyć komukolwiek w parku w tamtym momencie. Wydawało się, że człowiek, który do nich mówił, nie był hostem. Tylko dlaczego w ogóle przejmował się gośćmi, i to jeszcze takimi? - Co tu się dzieje? To są jakieś jaja? Macie coś do picia?
William dobiegł do stajni i bardzo szybko rozjaśnił wątpliwości Cheryl. Po prostu potrzebował pomocy. Nie odpowiadając póki co na pytania, zdjął marynarkę i rozerwał koszulę, ujawniając jątrzącą się ranę na lewym ramieniu. Natychmiast wyciągnął małą buteleczkę jakiegoś mocnego trunku z wewnętrznej kieszeni marynarki i podał ją blondynce. - Weź to - powiedział, a widząc niechęć w jej oczach dodał: - Chcesz żyć? To bierz to i mi pomóż! Jestem waszą jedyną nadzieją na opuszczenie tego piekła.
Usiadł na ziemi, oparł się o kostkę słomy i wycedził: - Polej na ranę - a po chwili zmusił się do tego, by dodać: - Proszę.
Edytowane przez Man in Black dnia 29-05-2019 18:02
- Ja mogę - Lars wyrwał Williamowi buteleczkę i wypił większość, a reszta polał jego ranę. - Nie można tak marnować alkoholu - skomentował. - Piekła? - zainteresował się po chwili i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu swojego ziomka Lucyfera.
We are all evil in some form or another, are we not?
Chris już był pewien, że zaraz wraz z młodą kobietą zostaną postrzeleni, a jego bardzo ciekawe życie się zakończy. Jednak na ratunek przyszedł im William, Chris kojarzył go tylko z tego, że był akcjonariuszem, ale więcej szczegółów na jego temat nie znał. Gdy wbiegł do stajni pierwsze co zrobił to zaczął głęboko oddychać siadając na ziemi. Nie tego się spodziewał, a na pewno nie tego oczekiwał.
- Cholera, on zaraz zginie, a hosty tu będą - powiedział, chociaż wątpił w to, czy było to dostatecznie głośno, czuł się niemalże cały mokry. W środku oprócz niego i blondynki była jeszcze jedna kobieta, mężczyzna z dłuższymi włosami i on. Wyglądał dziwnie i raczej nie był gościem - Hej, kim ty jesteś?
Miał lekkie obawy, czy ten koleś z makijażem nie wyskoczy zaraz na nich. Wstał i zaczął się przechadzać, patrząc na pozostałych był jedyną osobą w tym gronie, która potrafiła myśleć, w końcu ukończył najtrudniejsze studia na świecie, był prawnikiem. Jednak z jego myślenia wyrwał go William, który wbiegł.
- Pomóż mu! Szybko! - powiedział pośpieszając blondynkę. - Na pewno musisz wiedzieć, co tutaj się wydarzyło, jesteś akcjonariuszem, co oznacza, że znasz ten park jak własną kieszeń i na pewno wiesz jak stąd wyjść i dotrzeć do naszego świata.
Zdawał sobie sprawę, że to była ich jedyna nadzieja, tym bardziej, że w ciągu całej tej sytuacji jeszcze nikt nie przyszedł im pomóc.
- Dlaczego do jasnej cholery nie ma tu służb porządkowych - zaczął mówić sam do siebie pod nosem nie mogąc powstrzymać się od natrętnego chodzenia. Jestem prawnikiem, nie komandosem, chcę do domu. Pomyślał błagalnym tonem. Kompletnie nie przejął się tym, że Lars zaczął ,,opatrywać'' Williama, było mu wszystko obojętne.
Edytowane przez April dnia 29-05-2019 18:09
Akecheta, widząc zbliżającego się Williama, bezszelestnie opuścił stajnię tylnym wyjściem i ruszył z powrotem w wir walki, gdyż widział kolejne osoby w potrzebie (Wojciech, Frederick, Uchechi i Joel).
// możecie do reszty dołączyć w dowolnej chwili, tylko coś napiszcie obojętne jak, mógł Was pomóc Akecheta, mogliście uciec sami.
Mężczyzna w czerni zasyczał z bólu, po czym spojrzał na Larsa spod kapelusza, którego zapomniał zdjąć. - Właśnie wypiłeś 40-letni rum. Nie mogę wyobrazić sobie większego marnotrawstwa - stwierdził z lekką pogardą w głosie.
Gdy ból ustąpił, zaczął opatrywać ranę kawałkiem urwanej koszuli.
- Musimy stąd uciekać. Tym razem to wszystko dzieje się naprawdę. Ford odblokował jebany Labirynt - mówił do siebie, ubierając się z powrotem. W końcu zwrócił się do Chrisa. - Masz rację, znam ten park. Pomogę wam, jeśli wy pomożecie mi. Póki co jesteśmy zdani tylko na siebie. Proponowałbym rozpocząć od znalezienia jakichś koni. Pieszo daleko nie uciekniemy - zaproponował.
/ jak mam grac kreatywnie laska ktora ma siano w glowie xd swoja droga poki co wszyscy tutaj maja jakies normalne ludzkie reakcje, jak nie w MP tylko w zyciu xd
Zamiast pomagać, Cheryl stała jak sparaliżowana. Po tym, jak ten obrzydliwy kuc zabrał jej alkohol, zaczęła w stajni szukać czegoś czystszego niż przepocona koszula do opatrzenia rany. Robiła to zupełnie mechanicznie przez rozkaz mężczyzn, sama nigdy nie wpadłaby na to, żeby mu pomóc. W końcu nie wiedzieć czemu, w stajni znalazły się jakieś wiszące na sznurku stare prześcieradła. Zdjęła jedno z nich, urwała kawałek i podeszła do nieznajomego. - Zaraz się znowu zabrudzi, jeśli tym się obwiążesz. - powiedziała zaskakująco rzeczowo, za chwilę jednak przechodząc znowu w histerię: - Konie? Jakie konie? Zaraz spadnę i się zabiję! Gdzie jest ochrona?! Powiedziano mi, że szef ochrony zjawi się od razu, kiedy cokolwiek będzie nie tak! Czy Wy wiecie, jak Delos ryzykuje takimi zagrywkami? Będziecie skończeni w internecie! - krzyczała typowi praktycznie do ucha, po czym szarpnęła mu mocno rękę, kiedy wiązała supeł. Wbrew pozorom, mówiła całkowicie poważnie, ale chyba nikt tego tak nie odebrał. - Chcę ochrony. Gdzie jest najbliższy punkt, w którym znajdziemy kogokolwiek, kto może nam pomóc? Jezu, przecież ja nie umiem nawet celować tym... Tym! - nie do końca wiedziała, jak poprawnie nazwać broń pod jej pończochą, więc machnęła sukienką niczym laski na polskich studniówkach, żeby pokazać im rewolwer.
Willliam wysłuchał krzyków Cheryl, lecz każde wypowiedziane zdanie powodowało na jego twarzy lekki, szyderczy uśmiech. - Dziewczynko... Nie ma żadnego punktu ochrony. Delos nie planowało tej zagrywki. To wszystko zrobił on - skwitował, zakładając, że Cheryl zrozumie, że chodzi mu o Forda. - Nie ma czasu na pogawędki. Wychodzimy tyłem i idziemy w kierunku wzgórza na południu. Jakiś kilometr dalej powinna być stajnia z końmi dla gości parku, może nawet znajdzie się jakiś wóz.
Poprawił kapelusz i poszedł przodem, dzierżąc w prawej dłoni naładowanego shotguna.
//będę wieczorem
Edytowane przez Man in Black dnia 29-05-2019 19:22
Dolores miała nadzieję, że w stajni będzie jakiś porządny mustang, jakiś czystej krwi arab, który poradzi sobie z jej bioderkami. Nie wiedziała czy w całym Delos będzie wystarczająco szerokie siadło, ale najwyżej pojedzie na oklep. - No to chodźmy, lepiej iść póki nie wiedzą, że tu jesteśmy i są zajęci sobą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- W drogę! - zarządził Lars. Sprawdził magazynek rewolweru i wyszedł za Williamem. W uszy wsadził słuchawki (które udało mu się przemycić) i włączył "Cross My Heart And Hope To Die " w zapętleniu, które idealnie pasowało do marszu przez dziki zachód. Nawet poczuł się jak gość na teledysku, choć to bardziej William go przypominał.
Przy okazji zaczął sobie nucić pod nosem refren piosenki (bo tylko to znał na pamięć):
I will get away with murder
I will get away with crime
It's the innocence I rape
I won't stop until I'm done
We ain't coming for forgiveness
We're not paying for our sins
We betrayed you our sweet Jesus
We have chosen hell on earth
We are all evil in some form or another, are we not?
Cherrrie nie była oczywiście zachwycona tym pomysłem. Do tego od pół godziny nie widziała się w lustrze, a wyglądała pewnie jak miotła po tym biegu i dalej miała na sobie sukienkę o trzech warstwach. - Ja pierdolę. - westchnęła ciężko i wyszła ze stajni. - Halo? - zagadała do mężczyzny. - Ile jeszcze? I o co chodzi z tym labiryntem? Nie możemy po prostu wrócić pociągiem ze Sweetwater do domu?
- Labirynt... - westchnął William. Cały czas miał w głowie słowa, które Dr Ford powiedział mu w trakcie ostatniego spotkania. Labirynt nie jest przeznaczony dla Ciebie. On jest dla nich.
W normalnej sytuacji nie odpowiedziałby Cheryl, lecz gorączka, jakiej dostał z powodu rany, najwyraźniej rozwiązała mu język: - Ten świat jest moją własnością i znam w nim każdą sztuczkę poza tą ostatnią rzeczą. Środek labiryntu. Ukryty poziom tej gry, który spowodował, że gospodarze przestali postępować według reguł ustalonych przez Delos i zaczęli zabijać naprawdę - odpowiedział enigmatycznie. Miał co raz większy problem z konstruowaniem zdań. - Ford powiedział mi, że Labirynt jest dla nich. Mam zamiar to sprawdzić - dokończył, po czym nagle zmienił temat. - Jeśli chcesz wrócić do Sweetwater, droga wolna. Obawiam się jednak, że jedyne, co dojedzie do domu, to twoja głowa - zauważył. - Lepiej dla was by było skorzystać z innego wyjścia. A tego beze mnie nie zrobicie. Muszę odpocząć - dodał nagle i szarpnął za konia.
Nie było to najlepsze miejsce, by się zatrzymywać. Odgłosy trwającej w Sweetwater wojny pozostawiliście za sobą, lecz było już ciemno i nie widzieliście nic wokół. Przydałoby się trochę światła, lecz działa to w dwie strony - rozpalona pochodnia sprawi, że będziecie bardziej widoczni przez innych...
Człowiek w czerni usiadł na kamieniu, wziął bukłak z wodą, połowę wypił, a połowę na siebie wylał. Oczy miał czerwone. - Muszę odpocząć - powtórzył tak, jakby zapomniał, że już to mówił.
Edytowane przez mrOTHER dnia 30-05-2019 12:56
Zapłakana biegłam w bliżej nieokreślonym mi kierunku. Próbowałam uspokoić oddech, aby nie wydawać z siebie żadnego jęku, ale panika która mnie ogarnęła, nie pozwoliła na trzeźwe myślenie w tej sytuacji. Potknęłam się o wystający konar, a piach przykleił się do słonej od łez twarzy. Długa suknia nie była przystosowana do biegania, a ostrogi zaczepiały się ciągle o materiał uniemożliwiając mi szybkie poruszanie. Zginę- pomyślałam wydając z siebie histeryczny skowyt. Nie wiedziałam nawet gdzie szukać pomocy.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Uchechi nie musiała szukać pomocy - pomoc sama ją znalazła. Tajemniczy Indianin, zapewne sprowadzony przez krzyk rozpaczy, wyłonił się z ciemności. Zeskoczył z konia, wyciągnął rękę i powiedział: - Wstań, pomogę ci.
-AAAhh! -krzyknęłam najpierw widząc tylko oczy w ciemności. Dopiero później poczułam zapach stajni i siana. Indianin zeskoczył zgrabnie z konia i pomógł mi wstać. Złapałam za wyciągniętą dłoń wymalowanego mężczyznę. Jego strój w świecie Delos był imponujący -Musimy skierować się do wyjścia i wrócić pociągiem do rzeczywistości. Zna Pan drogę? -zapytałam obserwując czy nie nadchodzi niebezpieczeństwo.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
- Znam drogę. Jedyną drogę - odpowiedział krótko Akecheta. Wsadził Uchechi na konia i pogalopował w sobie znanym kierunku. Jechali w ciemnościach, lecz Indianin gnał tak szybko i bez zawahania, jakby jego oczy wyposażone były w noktowizor.
Po chwili usłyszeli odgłosy jakichś ludzi. Akecheta zatrzymał się, zsiadł z konia i pomógł Uchechi zrobić to samo. Następnie odczepił od siodła skórzaną torbę i dał ją mieszkance Gwatemali. - Tu jest woda i trochę owoców. Dołącz do tych ludzi - wskazał na Williama, Larsa, Cynthię, Cheryl i Chrisa. - Zostańcie przez noc tutaj, lub w domu, który znajduje się za rzeką. Nad rankiem, o samym świcie, wjedźcie na wzgórze. Jeśli to zrobicie, przeżyjecie - wydał polecenie i zaczął zbierać się do odjazdu...
Edytowane przez Akecheta dnia 30-05-2019 00:35
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.