Lion napisał/a:
Kurde mogłem zamiast Ran dać Ostatniego samuraja z Tomem Cruisem, przynajmniej by była dziewiątka od adiego za wspaniały niepatetyczny i zwięzły film samurajski z normalnymi postaciami i bez żadnych koni
tam też był patos ale jako, że ja jestem z kultury łacińskiej to bardziej podchodzi mi film opowiadany z tej perspektywy, poza tym podałeś chyba jeden z wyjątków gdzie patos mi nie przeszkadza(a tam go dużo)
co do zaś tego co mnie wkurzało to te konie to był taki przykład, a nie już się czepiacie każdego słowa napisanego przez mnie
Ja sie nie kieruje obiektywizmem, ja po prostu mam dobry gust
Nie chce się powtarzać, ale twój obiektywizm jest podświadomy i wynika z dużej liczby obejrzanych filmów i ogólnej wiedzy i widać go w ocenach na fw i recenzjach tutaj (chociaż sądzę, że nawet go nie odrzucasz świadomie tylko tutaj tak pierdolisz, że jesteś niby w sto procent subiektywny). Właściwie twoje oceny są bardziej zdroworozsądkowe/rozumowe niż emocjonalne. Chyba wszystkie uznane filmy masz wysoko ocenione, więc przykro mi ale takie przypadki nie istnieją, bo nie da się lubić wszystkiego co jest uznane przez ogół (co nie znaczy, że nie można tego docenić).
przypomne, że według typów MBTI wasza czwórka to thinkerzy (INTJ, ISTJ, INTP i IxTP), a ja jestem jedynym feelerem (INFP)...
według funkcji MBTI ty i Fred używacie przede wszystkim introwertycznego myślenia "logiki" (Ti), ja przede wszystkim introwertycznego czucia "autentyczności" (Fi), a adi z Otherwoman mają też Fi, ale w dalszej kolejności.
za to według enneagramu mamy dwie osoby z triady rozumu (5w4), dwie z triady serca (4w5) i adi z triady brzucha (1w9)
Przecież mi w MBTI zazwyczaj wychodziło ISFP na różnych źródłach (chyba tylko raz miałem ISTP), ale chyba sobie zrobię jeszcze, bo dawno nie robiłem. Co do enneagramu to mam 5w4
Kolejny się znalazł. Będzie teraz pierdolił że wie lepiej ode mnie czemu mam takie oceny, a nie inne. Coraz więcej raka w tym klubie niestety. Widać jakie piętno pozostawia na tobie szkółka filmoznawców gdzie zmuszają biedną młodzież do obiektywnej argumentacji i wciskania innym jedynego słusznego kitu xD
Przecież mi w MBTI zazwyczaj wychodziło ISFP na różnych źródłach (chyba tylko raz miałem ISTP), ale chyba sobie zrobię jeszcze, bo dawno nie robiłem
Testy to testy. Poza tym ISFP się nie kierują obiektywizmem który próbujesz chamsko wpychać innym ludziom, gnoju, po prostu nie ma takiego czegoś.
Ja sie nie kieruje obiektywizmem, ja po prostu mam dobry gust
Nie chce się powtarzać, ale twój obiektywizm jest podświadomy i wynika z dużej liczby obejrzanych filmów i ogólnej wiedzy i widać go w ocenach na fw i recenzjach tutaj (chociaż sądzę, że nawet go nie odrzucasz świadomie tylko tutaj tak pierdolisz, że jesteś niby w sto procent subiektywny). Właściwie twoje oceny są bardziej zdroworozsądkowe/rozumowe niż emocjonalne. Chyba wszystkie uznane filmy masz wysoko ocenione, więc przykro mi ale takie przypadki nie istnieją, bo nie da się lubić wszystkiego co jest uznane przez ogół (co nie znaczy, że nie można tego docenić).
Nom. Poza tym Lion ma dodatkową wiedzę o samym filmie, bo się tym interesuje. Większość z nas ocenia jednak za zasadzie podobał mi się/ nie podobał, a nie "forma jest bardziej miejska i mnie progresywna", "było parę ciekawych motywów typowych dla New Hollywood", "zalążek New Holywood" itd.
We are all evil in some form or another, are we not?
A ja tylko napiszę, że nigdy nie rozumiałem, że ktoś prywatnie ocenia jakiś film lepiej bo gra tam jakiś aktor czy reżyser reżyserował bo miał inne filmy dobre. Wiadomo, że ja sam nie walnął bym takich "recenzji" jak tutaj dla szerszej publiczności ale dla mnie ocenianie to czysty subiektywizm, a jak ktoś uważa że jest obiektywny to za przeproszeniem pierdoli bez sensu bo nikt nie jest obiektywny, a prawda jest zależna tylko od tego kto ją głosi w takich sprawach.
Otherwoman napisał/a:
Nom. Poza tym Lion ma dodatkową wiedzę o samym filmie, bo się tym interesuje. Większość z nas ocenia jednak za zasadzie podobał mi się/ nie podobał, a nie "forma jest bardziej miejska i mnie progresywna", "było parę ciekawych motywów typowych dla New Hollywood", "zalążek New Holywood" itd.
No Ty i adi oceniać bardziej na zasadzie podobał mi się/nie podobał, dlatego wspomniałem o tym podziale na osoby bardziej subiektywne i obiektywne (tak w uproszczeniu)
Wiedza nie determinuje tego, że ktoś jest obiektywny... Jak to będziecie w stanie pojąć, to będzie super Jakby Flaku napisał, że ja Frd i on WIEDZĄ więcej o filmie, to by w ogóle nie było tej gadaniny. Ja moge wiedziec wszystko i obejrzec 10000 filmów, ale przy mojej ostatecznej ocenie zawsze najważniejszy głos ma to czy w filmie jest coś co mnie dotyczy i czy znajduje w nim cząstkę siebie samego. Osoby które odbierają mi mozliwosc osobistej oceny i wmawiają że oceniam tak jak ogół mogą sie pierdolnąć w łeb, bo gówno wiedzą Jak chcecie moge pisac 2-linijkowe recenzje "fajne bylo to, a to nie", może wtedy uniknie się takich chorych dyskusji
A ja tylko napiszę, że nigdy nie rozumiałem, że ktoś prywatnie ocenia jakiś film lepiej bo gra tam jakiś aktor czy reżyser reżyserował bo miał inne filmy dobre. Wiadomo, że ja sam nie walnął bym takich "recenzji" jak tutaj dla szerszej publiczności ale dla mnie ocenianie to czysty subiektywizm, a jak ktoś uważa że jest obiektywny to za przeproszeniem pierdoli bez sensu bo nikt nie jest obiektywny, a prawda jest zależna tylko od tego kto ją głosi w takich sprawach.
adi o dziwo ma rację poza tym o tym juz pierdolilismy w shoutboxie kiedys...
Edytowane przez Lion dnia 09-10-2016 22:13
Lion napisał/a:
Wiedza nie determinuje tego, że ktoś jest obiektywny... Jak to będziecie w stanie pojąć, to będzie super Jakby Flaku napisał, że ja Frd i on WIEDZĄ więcej o filmie, to by w ogóle nie było tej gadaniny. Ja moge wiedziec wszystko i obejrzec 10000 filmów, ale przy mojej ostatecznej ocenie zawsze najważniejszy głos ma to czy w filmie jest coś co mnie dotyczy i czy znajduje w nim cząstkę siebie samego. Osoby które odbierają mi mozliwosc osobistej oceny i wmawiają że oceniam tak jak ogół mogą sie pierdolnąć w łeb, bo gówno wiedzą Jak chcecie moge pisac 2-linijkowe recenzje "fajne bylo to, a to nie", może wtedy uniknie się takich chorych dyskusji
Ja cały czasy mówię o MNIEJ i BARDZIEJ obiektywnym ocenianiu (w stosunku np do adiego i otherw) a nie o czystym, chłodnym obiektywizmie, więc też nie pierdol. Pełny obiektywizm w sztuce nie istnieje, bo każda ocena jest przefiltrowana przez wrażliwość oceniającego. I oczywiście, że wiedza nie determinuje tego, że ktoś jest obiektywny, ale na pewno temu sprzyja, bo ktoś kto widział więcej/wie więcej ma lepsze porównanie. Ja nikomu nie odbieram możliwości osobistej oceny, ale nie wszystko jest TYLKO kwestią gustu.
żeby nie było, ja nigdy nie twierdziłem, że jestem obiektywny bo ja jestem w całości subiektywny gdyż to ja oceniam nie bacząc na opinie innych bo do tego jest w końcu chyba ten klub
Lion napisał/a:
Wiedza nie determinuje tego, że ktoś jest obiektywny... Jak to będziecie w stanie pojąć, to będzie super Jakby Flaku napisał, że ja Frd i on WIEDZĄ więcej o filmie, to by w ogóle nie było tej gadaniny. Ja moge wiedziec wszystko i obejrzec 10000 filmów, ale przy mojej ostatecznej ocenie zawsze najważniejszy głos ma to czy w filmie jest coś co mnie dotyczy i czy znajduje w nim cząstkę siebie samego. Osoby które odbierają mi mozliwosc osobistej oceny i wmawiają że oceniam tak jak ogół mogą sie pierdolnąć w łeb, bo gówno wiedzą Jak chcecie moge pisac 2-linijkowe recenzje "fajne bylo to, a to nie", może wtedy uniknie się takich chorych dyskusji
Ja cały czasy mówię o MNIEJ i BARDZIEJ obiektywnym ocenianiu (w stosunku np do adiego i otherw) a nie o czystym, chłodnym obiektywizmie, więc też nie pierdol. Pełny obiektywizm w sztuce nie istnieje, bo każda ocena jest przefiltrowana przez wrażliwość oceniającego. I oczywiście, że wiedza nie determinuje tego, że ktoś jest obiektywny, ale na pewno temu sprzyja, bo ktoś kto widział więcej/wie więcej ma lepsze porównanie. Ja nikomu nie odbieram możliwości osobistej oceny, ale nie wszystko jest TYLKO kwestią gustu.
Ale kto mowi ze tylko kwestią gustu? tylko ty tu robisz jakies biało-czarne dychotomie. po prostu zaczales pierdolenie od tego ze wyzwałeś mnie od obiektywnej osoby, tak jak Otherwoman mnie kiedyś wyzwała od pracowitych. Zabolało mnie to, więc musiałem wyjasnic nieporozumienie. Skoro wszystko jest juz jasne, to możesz wypierdalać
Lion napisał/a:
Ale kto mowi ze tylko kwestią gustu? tylko ty tu robisz jakies biało-czarne dychotomie. po prostu zaczales pierdolenie od tego ze wyzwałeś mnie od obiektywnej osoby, tak jak Otherwoman mnie kiedyś wyzwała od pracowitych. Zabolało mnie to, więc musiałem wyjasnic nieporozumienie. Skoro wszystko jest juz jasne, to możesz wypierdalać
Kurde ja mówię ciągle o wypośrodkowaniu między obiektywizmem i subiektywizmem, a tu nagle ktoś mi zarzuca "czarno-białe dychotomie" eech... No ale tak przeczuwałem, że cię to dotknie, a jak jeszcze dojebałem z rozumowym i zdroworozsądkowym ocenianiem to pewnie dostałeś gorączki. Już wypierdalam
tak jak Otherwoman mnie kiedyś wyzwała od pracowitych
Nie wyzwałam cię od pracowitych. Napisałam tylko, że Flaku to opierdalacz, więc na pewno nie robił nic przy tabeli, a ty właśnie na zasadzie tej dychotomii dopisałeś sobie, że ciebie określiłam jako pracowitego
We are all evil in some form or another, are we not?
Film ten widziałam wprawdzie już pewnie z pięć razy,ale z chęcią obejrzałam go ponownie. W ogóle jestem zaskoczona, że nikt tego nie widział Dość często leciał w tv i zawsze go oglądałam, jak miałam telewizor. Mam go też na DVD.
Pomimo, że film po prostu uwielbiam z kilku powodów, o których dalej, mam trochę mieszane uczucia. Przede wszystkim zgodność z historią. Nie wiem dokładnie jak było, ale Amerykanie mają jednak pewną tendencję do wypaczania historii, a ich filmy historyczne należy traktowa z przymrużeniem oka. Kiedy zaś idzie o ich własną historię, pchają do filmu mnóstwo patosu, niejednokrotnie do pożygu. 1492 powstał w roku 1992, czyi na 500. rocznicę odkrycia Ameryki. Już po samym tym można przewidzieć, że film będzie ociekał patosem. I faktycznie tak jest, tyle że... w tym filmie akurat bardzo mi się to podoba Tak, wiem, że dopiero pisałam, że nie lubię patosu. Heh... no ale sa wyjątki. Jestem jednak pewna, że za to ten wyjątek odpowiada w dużym stopniu fenomenalna muzyka Vangelisa. I to właśnie ona jest pierwszym i najważniejszym plusem tego filmu Soundtracku z Wyprawy do raju słuchałam jakieś milion razy,a mimo nadal nadal robi na mnie wrażenie.
Ulubione kawałki to oczywiście:
motyw przewodni, czyli Conquest of Paradise (01:22)
Hispaniola (motyw z czołówki filmu) (24:16)
Moxica and the Horse (29:10)
Na filmwebie znalazłam tez ciekawy komentarz odnośnie muzyki i treści:
A ja się nie zgodzę i uważam, że brak Złotego Globu i Oscara za tą muzykę dla Vangelisa to skandal. Dla mnie ścisła czołówka muzyki filmowej- po prostu genialna. A klimat sam opisałeś świetnie- brzmiało to niczym z filmu s-f, który rozgrywał się pod koniec średniowiecza. Dzięki temu rozumieliśmy wagę odkrycia dla współczesnych Kolumbowi ludzi. Gdybyśmy dziś odkryli jakąś planetę, a na niej kosmitów, to uwierz, że wstrząs byłby mniejszy niż w tamtych czasach. Zawaliło się wszystko- filary religii, nauki, sposób postrzegania świata. Cały europejski porządek rozsypał się z szybkością porównywalną do zmian geopolitycznych podczas II wojny światowej. A dopiero budujące się państwo- Hiszpania, staje się największym, najbogatszym i najpotężniejszym tworem na świecie. Tysiące statków płynie w obce nieznane wody, do obcych nieznanych miejsc, aby państwa na ich banderach nie straciły na znaczeniu. Od tego odkrycia nauka ruszyła do przodu, a Kościół (już jako nie ten nieomylny) zaczął tracić na znaczeniu. Pojawił się Michał Anioł, Leonardo da Vinci i Marcin Luter. Gdyby nie odkrycie Ameryki, to Ci trzej panowie nie mogliby tyle osiągnąć. Ogólny klimat, który się wytworzył umożliwił im odważniejsze ukazywanie swoich poglądów i odkryć. To było prawdziwe s-f i to w tak dawnej historii. Polecam przesłuchanie innych motywów muzycznych Vangelisa powstałych do tego filmu. Niektóre nie są tak przesiąknięte syntezatorem i mają albo klimat późnego średniowiecza, albo indiańskiej nieodkrytej Ameryki.
Bardzo fajna interpretacja.
Do tego Ridley Scott znany jest z tworzenia filmów S-F, więc wszystko pasuje.
Kolejnym plusem jest sama tematyka. Już pisałam przy Fitzcarraldo, że widzę pewne podobieństwa. Przede wszystkim chodzi mi tutaj o motyw podążania za marzeniami, które mogą wydawać się nierealne i absurdalne dla innych, przełamywanie pewnych schematów, wychodzenie naprzód przeciw przeciwnościom losu i tak dalej. Myślę, że mi tego brakuje, siły i motywacji do działań, i stąd moje uwielbienie dla takich tematów. Tak samo bardzo lubię prozę Jacka Londona, bo można w niej znaleźć coś podobnego. Drugim elementem zbliżającym te dwa filmy jest umiejscowienie akcji - w obu przypadkach Europejczycy wyruszają na kontynenty amerykańskie, które w tamtych czasach stanowią dzicz. Oprócz przyjemności oglądania białych plam, interesujące są także relacje pomiędzy przybyszami i miejscową ludnością. Z historii jednak wiemy, do czego dochodziło w związku z tymi relacjami. Co do samej Hiszpanii i konkwisty: ich zbrodnie popełnione w imię Kościoła i wiary w Boga pozostają do dziś jedynymi z największych zbrodni w historii, o czym warto pamiętać
Coś zaś do samego pomysłu płynięcia dookoła ziemi, mogę tylko powiedzieć, że Kolumb miał szczęście, że przyszło mu płynąć przez Atlantyk, a nie Pacyfik. W tym drugim przypadku... nie miałby większych szans...
Tu też fajne podobieństwo z Fitzcarraldo - w obu przypadkach, kiedy zaczynało się robić nieprzyjemnie, osoba prowadząca wyprawę spotyka się z buntem/niezadowoleniem swojej załogi, która swojego "szefa" uważa za szaleńca.
Jeszcze jedno małe skojarzenie między oboma filmami to wznoszenie dzwonu i wciąganie statku.
Kolejny plus, to piękne zdjęcia. Szczególnie uwielbiam te z okrętami. I tak, wiem, że są patetyczne, ale tutaj ten patetyzm jest zupełnie na miejscu.
Ulubiona scena to oczywiście dopłynięcie do lądu - scena podniosła do bólu, ale taka powinna być, bo to jest odpowiedni moment. Do tego jest w niej coś magicznego.
Oczywiście patetyzm jest mocno amerykański, ale jednak jest to inny jego rodzaj niż w jakimś shitowatym Armagedonie Poza tym i tak wolę już chyba ten amerykańki niż smoleński...
Ciekawe, jak też ta całą doniosłość odkrycia potem kontrastuje z późniejszymi wydarzeniami, grabieżą, prześladowaniami, rzezią itp...
Postacie.
Gerard Depardieu świetnie spełnia się w swojej roli Kolumba, ale nie będę ukrywać znowu swojego subiektywnego widzimisię. Ulubioną postacią jest i zawsze był Moxica grany przez Wincotta. To była pierwsza rola, w której go widziałam (dopiero potem w Kruku, co nie jest dziwne, jako że powstał on dwa lata później) i od dziecka się nim jarałam. To była chyba w ogóle moja pierwsza w życiu fascynacja postacią filmową. Moxica jest nawet trochę podobny do Top Dollara, teraz jednak najbardziej kojarzy mi się z Lucjuszem Malfoyem Postać Adriana de Moxiki jest w tym filmie oczywiście przerysowana i ponoć nie ma zbyt wiele wspólnego z prawdziwym Moxicą, no ale... mi się tam podoba. Oczywiście w filmie Scotta został on przedstawiony na zasadzie opozycji w stosunku do Kolumba. Był takim trochę "głosem z lewej strony" (oczywiście nie chodzi mi o partie polityczne, tylko głosy dobra vs zła, niczym w Mickiewiczowych Dziadach). Stąd też jego charakteryzacja. W rzeczywiści wątpię, by ktokolwiek chodził w takim ubraniu przy tamtejszym klimacie. Wykorzystano jednak do tego prawdziwą postać Moxiki, który brał udział w rebelii przeciwko Kolumbowi. Warto dodać, że na tej samej zasadzie, jak z Moxiki zrobiono symboliczny czarny charakter, tak z Kolumba zrobiono nieskazitelnego bohatera. Moją ulubiona scena z Moxicą jest odcięcie ręki. W kolejnej scenie zostaje za to sądzony przez Kolumba. Tymczasem to właśnie Kolumb wprowadził drastyczne praktyki, jak np. odcinanie rąk.
I taka mała ciekawostka, że ta scena była w pewnym stopniu inspiracją do odcięcia palców Nicholasowi Scottowi w MP 30. Jeśli pamiętacie, Ben też kazał położyć mu rękę na stole (nie, nie pamiętacie... tylko adi z tej grupy może to pamiętać...)
Poza tym niektóre ze scen z MP Wielkiego Brata wzorowałam na scenach z Moxicą z tego filmu I jeszcze znowu to powiem - Wincott ma zajebisty głos <3
Pomimo różnych błędów, celowych zmian i dość silnej "amerykańskiości" tego filmu, należy on do moich ulubionych. Ocena: 8,3/10
We are all evil in some form or another, are we not?
W dużej mierze muszę zgodzić się z Otherwoman. Film ogląda się przyjemnie. Muzyka faktycznie jest bardzo dobra i właściwie oddaje dany moment ukazany w filmie. Co do tematyki to również ciekawa. Mimo świętoszkowatego Kolumba, który ponoć był w dużej mierze tyranem(tak do końca nie wiadomo jak było na prawdę gdyż zależy kto wydawał o nim opinię a wiadomo, że czasy były ciężkie i ludzie dla bogactw Nowego Świata robili straszne rzeczy). Spoko byli również bohaterowie poboczni choć dziwnie oglądało się akurat tą aktorkę w postaci królowej.
Ulubionym momentem w filmie było chyba samo odkrycie lądu i pierwsza jego eksploatacja. Bardzo podobały mi się ujęcia w tym miejscu. W szczególności samo schodzenie ze statków i powiewające flagi przyszłych okupantów.
Ogólnie więc cieszę się, że po mrocznych chwilach w klubie i dość słabych jak dla mnie filmach przyszło coś porządnego.
Lion, w tym filmie są głównie drzewa, stąd taka wysoka ocena ode mnie
Ogólnie więc cieszę się, że po mrocznych chwilach w klubie i dość słabych jak dla mnie filmach przyszło coś porządnego.
Co do tematyki to również ciekawa. Mimo świętoszkowatego Kolumba, który ponoć był w dużej mierze tyranem
Nom, właśnie o tym próbowałam napisać. Ogólnie wszyscy uczestnicy wyprawy zapewne byli tacy, jacy musieli być. A że potem walczyli między sobą, to też norma. Tymczasem tutaj rozdzielili bohaterów na czarnych (Moxica) i białych (świętoszkowatych ;p) (Kolumb ). No ale to tylko film i trzeba mieć na uwadze, że to fikcja, a nie jakiś dokument.
We are all evil in some form or another, are we not?
v6.01.15 © 2003-2005 | Original style by yassineb :: Ported for PHP-Fusion by: 
. Niektóre nie są tak przesiąknięte syntezatorem i mają albo klimat późnego średniowiecza, albo indiańskiej nieodkrytej Ameryki.
