Amaranta napisał/a:
Żadnych przerw!
Ja męczę Ai no mukidashi... ale nadrobię
ten film jest boski, nie ma co męczyć, poczekaj, aż dojdziesz do filmu Flaka
właśnie go zaczęłam oglądać i zastanawiam się, co gorsze, oglądać dalej czy jednak pouczyć się do obrony... Film nadal jednak lepszy od Big Bang
We are all evil in some form or another, are we not?
szczerze to widząc wasze oceny się zaniepokoiłem, ale oczywiście wyszło, że niepotrzebnie, bo film jest bardzo dobry
Jak wyżej napisałem: spodziewałem się jakiejś ciekawej akcji z tym związanej, a nie że tak sobie po prostu wyjdą
Opis na filmwebie rzeczywiście słaby, a "ucieczka" z więzienia to masakra i wyjątkowa niedołężność. Jak zobaczyłem jak po prostu wyszli i cała scena ucieczki trwa parę sekund to już ostatecznie się załamałem.
Wyjątkowo łatwo daliście się strollować, czy jak tam tę scenę Jarmuscha inaczej nazwać. Ten reżyser niewątpliwie jest trollem, który sporą część ze swoich kreatywnych sił włoży w to, żeby się od różnych kanonów odciąć i nie pokazywać tego czego widz by oczekiwał, czyli choćby właśnie konkretnej ucieczki. Umówmy się, ile razy widzieliście amerykański prison film z misternym planem, schematycznym konfliktem ze strażnikami albo z obowiązkowym gwałtem w dupe? Pewnie co najmniej kilka. Stąd zlekceważenie takich zabiegów wydaje się być chybione i rozminięte, ale nie jest i dla mnie jest to dość oczywiste Wychodzą z celi i nagle ni stąd ni zowąd zsuwają sie po jakimś sznurze do ścieków, naprawdę fajna drwina, którą niektórym ciężko przeżyć Z innych smaczków tego typu można wymienić banalne wpadki, które doprowadziły do ich schwytania (w normalnych filmach jak choćby Skazanym na Shawshank czy Zielonej Mili musiałyby to być bardzo poważne powody), ogólnie fajnie to sobie Jarmusch wymyślił. Inne to nonsensowna scena z i scream you scream we all scream for ice cream, no naprawdę to miało taką moc i przesłanie(), że to zdanie można sobie wytatuować.
Jesli kogoś ta scena nie śmieszyła, no to już trudno Innym elementem tej układanki był domek Włoszki ot tak teatralnie sobie stojący pośrodku nicości. Schemat kina drogi, w którym zwykle znajduje się coś czego się szuka został tym razem uproszczony do maksimum (nie da się tego bardziej banalnie pokazać niż archetyp chaty i kobiety) i również wg mnie wypadł fajnie. Ciekawostka- Benigni i Braschi poznali się na planie, pobrali się 5 lat później i są razem do dziś Ogólnie przez to wszystko film można uznać za typowy film Jarmuscha i porównanie z Truposzem jest właściwie, bo dość podobny klimat a nawet fabuła, no i zgodzę się, że Dead Man był lepiej zrobiony z niepowtarzalnym klimatem nihilistycznego westernu, stąd 10 i kadr z filmu w mojej filmwebowej profilówce. Pokusze się jeszcze o porównanie z Kawą i papierosami, gdzie Jarmusch w podobnie ironiczny sposób obsadza gwiazdy kina w rolach nawet niezbyt ekscentrycznych postaci tylko po prostu przypadkowych osób, które gadają przy stolikach o dupie Maryni i o niczym więcej.
No ale wracając
Po drugie czemu w tym filmie się nic nie dzieje? Całość jest powolna, bardzo powolna, wręcz sztuczna i nienaturalna, ale w takim całkowicie złym i niesmacznym stylu.
Film nie istnieje po to aby "coś się działo", ani żeby był "szybki", chyba że mi wyjaśnisz, że po to istnieje. Sztucznie i nienaturalnie?, ależ ten film był bardziej realistycznie nakręcony od powiedzmy 90% filmów, zwykle ociekających muzyką, schematami i innymi wartościami dodanymi, które przypominają ci, że to wyprodukowany film, a nie zapis kamery-ducha niczym z prawdziwych wydarzeń jak tutaj, więc oczywiście nie rozumiem tego zarzutu. Co do reszty epitetów to kwestia gustu, tak jak to:
Po trzecie ten film nie wywołał u mnie kompletnie żadnych emocji (no chyba, że znudzenie i chęć wyłączenia tego syfu). Zero uśmiechu, zero wczucia się w cokolwiek.
Ja się uśmiechałem często oraz sympatyzowałem z bohaterami.
To, że takie "prostackie" filmy mają w sobie taką magię to dowodzi jak sprawnym reżyserem jest Jim. Mogę się założyć, że gdyby inny twórca dostał taką samą fabułę do nakręcenia, to nie miałby pojęcia jak to zrobić żeby to było ciekawe (oczywiście zaznaczycie, że to wcale nie jest ciekawe, no a ja postawię kropkę, bo o gustach się nie dyskutuje, a w moją wrażliwość akurat to trafia).
Warto wyróżnić również:
- kolor
Po pierwsze czemu ten film jest czarno biały? Jest z 1986 przecież. Jeśli miał to być jakiś "zabieg artystyczny" to jak dla mnie nieudany, niezrozumiały i bezsensowny.
Na plus fajny klimat, co akurat podkręca fakt że film jest czarno biały. Nie wiem jak można się przyczepić akurat do tego xD Jest wiele filmów czarno białych robionych w erze kolorowej, nawet mam jeden w ulubionych wyprodukowany 2 lata temu. Co w tym złego?
Może Umbie chodziło to, że dopiero co wyszliśmy z ery czarno-białej, a ten już do niej wraca. Co innego, jak się robi taki film po 2000 - wtedy to już jest uważane za zabieg artystyczny ;p
A co do czerni i bieli to się czepiam, bo nie rozumiem użycia tego stylu tutaj. Do samego braku koloru nic nie mam, można tym stworzyć ciekawy klimat i podkreślić styl/przekaz. A tutaj? To wygląda na element wzięty z dupy, na zasadzie "a jebnę film czarno-biały".
Po pierwsze to uważam, że w 1986 zabieg z czernią i bielą był bardziej odjechany niż dzisiaj, właśnie dlatego, że z perspektywy 1986 roku nie minęło zbyt wiele czasu od lat 60. A dziś już możemy mówić o tym, że jest to modne wśród ciekawszych reżyserów żeby taki film zrobić. No na pewno Jarmusch nie był jakimś wynalazcą tego stylu vintage, bo szlaki przetarli wcześniej Woody Allen ("Manhattan" ), David Lynch ("Eraserhead" ) czy Martin Scorsese ("Wściekły byk" ).
Frankenweenie - jedyny czarno-biały film animowany
No takich jest oczywiście niewiele, ale nie przesadzajmy
Po drugie Umba jednocześnie podkreśla, że czerń i bieli może stworzyć ciekawy klimat, natomiast tutaj jest to ponoć wzięte z dupy, co jest dla mnie sprzeczne ze sobą. Ten film w kolorze by wyglądał zdecydowanie głupawo. Po co stylizowali sceny na nakręcone ze 25 lat wcześniej i po co akcja miała miejsce w nocnym wyludnionym mieście? Po to aby dodać liryzmu i wynieść banalną historię do rangi jakiejśtam niezwykłej opowieści. Tim Burton używa do tego powiedzmy baśniowej oprawki, bo jego filmy takie są. Jarmusch używa surowej oprawki, bo jego filmy takie są. To już w ciągu tygodnia w szkole filmowej zdążyłem usłyszeć dygresję wykładowcy o tym, że Jarmusch nie opowiada zdarzeniami, tylko obrazami i tutaj nie ma żadnej dyskusji. A w kontekście przekazu, to Down by Law na pewno mówi jak to kino drogi o pewnym poszukiwaniu, pustce, samotności, nicości i niepewności. Pewnie film cytuje jakichś klasycznych bitników (Tom Waits grający w tym filmie jest nazywany ostatnim bitnikiem), ale nie czytałem nic, więc nie mogę podać przykładu. Utwór otwierający film i zamykający to dwie piosenki Waitsa z jego słynnego albumu Rain Dogs, który traktuje o brudnym, smutnym i ulicznym życiu Nowego Jorku. Naprawdę nieciekawie by takie motywy prezentowały się w kolorze.
- same zdjęcia: oczywiście są głowną zaletą filmu. Filmy czarno-białe są zwykle dużo ładniejsze od kolorowych, a ten film jest ładniejszy niż większość czarno-białych (moje ulubione to te w zbożu).
-postacie i gra aktorska: oczywiście to i to bardzo fajne. Nawet nie chcę się domyślać ile dialogów było improwizowanych, bo pewnie sporo. Benigni jest spoko więc Flaku nie pierdol. Luriego za bardzo nie znam, ale pokazał się z mocnej strony, a Waits to muzyk, więc co właściwie można mu zarzucić. Dobrze zagrał siebie.
No ale ogólnie nie dziwie się, że można się tego filmu przestraszyć, bo Jarmush ma bardzo specyficzny styl. Bardziej skupia się na przedstawieniu jakiejś historii od A do Z niż na jej ogólnym znaczeniu przez co można odnieść wrażenie że jest o niczym
No według mnie ani fabuła ani treść nie mają zbyt wielkiego znaczenia u Jarmuscha. Ale to sam mówiłeś, że w jego filmach nic sie nie dzieję, ale może źle rozumiem to zdanie, że sie skupia na fabule
Generalnie spokojne 8/10. Bardzo się cieszę, bo Jarmusch to moje top10 reżyserów i tym filmem przekonał mnie do siebie jeszcze bardziej
Edytowane przez Lion dnia 09-10-2015 21:36
wysoka ocena, raczej ciekawa tematyka, a i klimat będzie mi przynajmniej bardziej pasował niż w amerykańskich filmach, do tego Lion i Flaku chcą obejrzeć, a nikt z klubu nie widział, życzę więc miłego seansu jak i sobie bo o filmie usłyszałem wczoraj
Lion napisał/a:
Wyjątkowo łatwo daliście się strollować, czy jak tam tę scenę Jarmuscha inaczej nazwać. Ten reżyser niewątpliwie jest trollem, który sporą część ze swoich kreatywnych sił włoży w to, żeby się od różnych kanonów odciąć i nie pokazywać tego czego widz by oczekiwał, czyli choćby właśnie konkretnej ucieczki.
No tak tylko że ja się odniosłem konkretnie do opisu na filmwebie, a nie do tego czego oczekiwałbym po Jimie. Sama scena w której oni po prostu wyszli jaka by absurdalna nie była to specjalnie mnie nie zdziwiła, bo to w końcu Jarmush. O czym zresztą wspomniałem. No chyba że filmweb strolował Jarmusha ale to już wyższy poziom Choć masz rację - dałem się poniekąd strolować, bo nie powinienem nawet Jarmusha o coś takiego jak normalna ucieczka z więzienia posądzić
Natomiast co do samej jakości tego trolingu to czy był on faktycznie tak fajnie przedstawiony to nie wiem. Moim zdaniem lepiej robił to w późniejszych filmach, w "Broken Flowers" gdzie skupił praktycznie całą historię na poszukiwaniu syna głównego bohatera po to by zakończy film w wiadomy sposób (bez spoilerów) albo w "Only Lover Left Alive" gdzie fajnie zabawił się chyba już totalnie zużytym schematem wampirów. W "Dead Man" też. No ale to kwestia gustu i nie ma o czym gadać.
Lion napisał/a:
Benigni jest spoko więc Flaku nie pierdol.
Nie widziałem jeszcze "La vita è bella" ale tutaj jak i w "Night on Earth" raczej mnie wkurwiał, a "Coffee and Cigarettes" nie pamiętam kogo grał więc pewnie za mało krzyczał (lol). Ale to też kwestia gustu i też nie ma o czym gadać.
No według mnie ani fabuła ani treść nie mają zbyt wielkiego znaczenia u Jarmuscha. Ale to sam mówiłeś, że w jego filmach nic sie nie dzieję, ale może źle rozumiem to zdanie, że sie skupia na fabule.
No tak napisałem oczywiście dla beki bo też nie uważam, że filmy robi się po to żeby coś się działo. Kilka dni byłem w kinie na "The Martian" i tak dużo się tam działo, że wyszedłem zmęczony. Ale wracając do tematu: chyba gdzieś natrafiłem na zarzut, że Jarmush kręci filmy o niczym i defacto jakby spojrzeć na np. "Down by Law" przekrojowo to nie jest to przecież jakaś bardzo spójna historia, liczą się tutaj bardziej pojedyncze sceny, bardziej to że historia po prostu jest niż to po co jest (lol). Chodzi mi o to że większość stara się coś opowiedzieć za pośrednictwem konkretnej historii, a Jarmush snuje sobie historyjkę po swojemu i ma wyjebane na jakieś głębsze wywody, co też by potwierdzało to łamanie schematów o których mówisz.
Lion napisał/a:
Wyjątkowo łatwo daliście się strollować, czy jak tam tę scenę Jarmuscha inaczej nazwać. Ten reżyser niewątpliwie jest trollem, który sporą część ze swoich kreatywnych sił włoży w to, żeby się od różnych kanonów odciąć i nie pokazywać tego czego widz by oczekiwał, czyli choćby właśnie konkretnej ucieczki.
Oj, Lajoś. To nie tak, że musiała zostać pokazana "tradycyjna więzienna ucieczka". Nawet fajnie, że chciano pokazać coś oryginalnego. Jak dla mnie pokazano wyjątkowy klops i coś dennego, co nie podobało mi się w najmniejszym stopniu. To już lepsza była ucieczka w "Nagiej broni" i skoki o tyczce
Lion napisał/a:
Inne to nonsensowna scena z i scream you scream we all scream for ice cream, no naprawdę to miało taką moc i przesłanie(), że to zdanie można sobie wytatuować.
No mnie ta scena raczej irytowała niż śmieszyła
Lion napisał/a:
Innym elementem tej układanki był domek Włoszki ot tak teatralnie sobie stojący pośrodku nicości. Schemat kina drogi, w którym zwykle znajduje się coś czego się szuka został tym razem uproszczony do maksimum (nie da się tego bardziej banalnie pokazać niż archetyp chaty i kobiety) i również wg mnie wypadł fajnie.
Domek na pustkowiu nie był dla mnie minusem, ale nie był też plusem i jego lokację uważam za zupełnie neutralną.
Lion napisał/a:
Film nie istnieje po to aby "coś się działo", ani żeby był "szybki", chyba że mi wyjaśnisz, że po to istnieje. Sztucznie i nienaturalnie?, ależ ten film był bardziej realistycznie nakręcony od powiedzmy 90% filmów, zwykle ociekających muzyką, schematami i innymi wartościami dodanymi, które przypominają ci, że to wyprodukowany film, a nie zapis kamery-ducha niczym z prawdziwych wydarzeń jak tutaj, więc oczywiście nie rozumiem tego zarzutu.
Oczywiście, że nie istnieje po to, więc nie ma czego tłumaczyć. W tym filmie jednak nic się nie dzieje, a DODATKOWO w żadnej innej sferze nie prezentuje sobą nic ciekawego, dobrego itp itd co podniosłoby moją ocenę ze słabego 2/10 na choćby 3/10. Wiadomo, że ocenianie filmów to kwestia gustu i tyle w temacie, ten film jest kompletnie poza moim gustem i nie mam zamiaru podnosić oceny za sam fakt użycia czerni i bieli, za nietypową ucieczkę czy parę innych scen, które może i "oryginalne" (choć tak nie uważam) to są dla mnie kompletnie nieudane.
Lion napisał/a:
Po drugie Umba jednocześnie podkreśla, że czerń i bieli może stworzyć ciekawy klimat, natomiast tutaj jest to ponoć wzięte z dupy, co jest dla mnie sprzeczne ze sobą. Ten film w kolorze by wyglądał zdecydowanie głupawo. Po co stylizowali sceny na nakręcone ze 25 lat wcześniej i po co akcja miała miejsce w nocnym wyludnionym mieście? Po to aby dodać liryzmu i wynieść banalną historię do rangi jakiejśtam niezwykłej opowieści.
Ja nie widzę sprzeczności. MOŻNA stworzyć klimat, ale tu go nie stworzono i tyle. Co do stylizacji na 25 lat wcześniej się nie wypowiem, bo nie oglądałem za bardzo filmów z tamtego okresu. Jak dla mnie brak kolorów to w tym filmie bezcelowe widzimisię reżysera, w którym inni próbują się doszukać ukrytego geniuszu, wyjątkowego artyzmu itd.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Ai no mukidashi... prawie się popłakałam jak skończyłam oglądać ten film. Ze szczęścia, że to już koniec!
To ja już wolę zombie bobry albo mordercze opony, serio. Niech się toczy ta guma przez całe 4 godziny po pustej drodze, bo to co mi kazaliście oglądać było tak bardzo pojebane!
Pierwsza część filmu była tak strasznie nudna i całość ratuje tylko Aya, bo przynajmniej element jakiegoś szaleństwa coś wnosił. Jakbym miała patrzeć tylko na pyski reszty, to chyba bym to wyłączyła w połowie i wypisała się z klubu.
Moje bębenki popękały i miałam ochotę mordować każdą postać, któa się darła. Najbardziej to Kaori (?), laskę księdza. Co za debilna postać? Lałabym po pysku i patrzyła czy równo puchnie.
Wiecie co, ten film wywołał we mnie taką agresję... -.-
Choć wolę tłumaczenie "Wodnikowe wzgórze"... Dawno nie oglądałem jakiejkolwiek animacji, a tym bardziej takiej klasycznej jak ta. Przypomniały mi się stare dobre bajki typu Smerfy albo Muminki, a to już niewątpliwie jakiś plus
Co do samej animacji to jest oczywiście nieco archaiczna, ale wiadomo że nie ma się co czepiać odkąd to film z lat 70. Po za tym ma to swój klimat i nie wygląda źle.
Co do samego filmu to tak jak zostało już powiedziane: historia jest bardzo uniwersalna (właściwie można sobie wpisać w nią cokolwiek) co oczywiście jest jej siłą, bo uniwersalne opowieści zwykle nawet jeśli zestarzeją się wyglądem to treścią nadal będą aktualne, przez co się o nich gada i pamięta do dziś. Z tych niewymienionych alegorii można dodać znaną i lubianą propagandę demokratyczną Jednak co by to nie było, nie będzie specjalne wyszukane dlatego w tym przypadku liczą się bardziej środki niż cele, a te uważam że były fajne. Film wydał mi się z jednej strony bardzo sympatyczny, a z drugiej dosyć mroczny i na tyle brutalny, że nie wiem czy w ogóle można to uznać za film dla dzieci. Choć za moich czasów oglądało się Batmana, w którym też były mordy (i nawet chyba krew), a teraz to pewnie jest już wyższy poziom. Szkoda, że króliczki się nie ruchały, bo wtedy już na spokojnie można by to zakazać (sorry ale zawsze śmieszył mnie ten paradoks). Fabuła raczej prosta, ale wystarczająco ciekawa. Postacie spoko. Propsy dla ptaka, który nawet mnie rozśmieszył w kilku momentach. Na minus że przy pierwszym spotkaniu wyglądał bardziej jak najebany niż ranny, ale można to zrzucić na barki lekko niedołężnej animacji. No i też podobało mi się to powiedzmy silne uczłowieczenie świata królików przez co można było się z nim bardzo łatwo utożsamić. No ale wiadomo, że to nic nowego i szczególnego, choć może niekoniecznie łatwego do dobrego i wiarygodnego przedstawienia.
Moja ocena to 7. Ogólnie film mi się podobał, ale też jakoś szczególnie mnie nie ujął, więc raczej nic ponad dać nie mogę.
Propsy dla ptaka, który nawet mnie rozśmieszył w kilku momentach. Na minus że przy pierwszym spotkaniu wyglądał bardziej jak najebany niż ranny, ale można to zrzucić na barki lekko niedołężnej animacji.
Może z tym najebanym to była wersja dla dorosłych
ruchanka nie było ale były teksty o dupeczkach
no i mnie też zawsze to zastanawiało, że zabijanie jest spoczko, a seks to piekło i szatani ;p
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman napisał/a:
ruchanka nie było ale były teksty o dupeczkach
No właśnie zapomniałem, czyli jednak soft porno
no i mnie też zawsze to zastanawiało, że zabijanie jest spoczko, a seks to piekło i szatani ;p
No to jest absurd wykreowany głównie przez śmieszne media zwane telewizją (dobrze że to niebawem wymrze). Mordowanie na okrągło, ale jak człowiek chciał sobie zobaczyć namiastkę pornola to musiał czekać do 23:00 na tv4 i jeszcze się z tym kryć. No sorry, ale jeśli już to powinno być dokładnie na odwrót
To nie dotyczy tylko telewizji. Pamiętam, jak niektórzy uczestnicy konwentu byli mega oburzeni, że w fanfickach jest seks.
Albo, jak niektórzy się oburzają, że dzieci się bawią lalkami barbie w seks, a tymczasem jak się bawią w zabijanie to zawsze było ok, a w sklepach zawsze można było kupić zabawkową broń
We are all evil in some form or another, are we not?
Jak ja widze nasze gusty filmowe na podstawie ocenianych filmów:
Od najbardziej specyficznych do najbardziej meinstreemowych ustawiłabym nas tak:
Flaku
- fan filmów, "w których nic się nie dzieje" i antyfan filmów akcji
Lion Otherwoman
- zryte i dziwne filmy na propsie, z tym, ze Lion ma znacznie większa tolerancję i oprócz zrytych lubi filmy "w których nic się nie dzieje", niektóre filmy akcji też są spoko
Umbastyczny
- coś po środku: czyli odrobina zrytości odrobina normalności, byle w filmie cos się działo ;p
adi
- preferuje normalne filmy, chociaż niektóre o niewielkim stopniu dziwności też mu się podobają
Amaranta
- zero tolerancji dla zrytości
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.