No właśnie to ale. Zacznę jednak od początku czyli od dobrych stron. Początek dobry. Dostajemy tajemniczą posiadłość gdzieś na wypiździejewie. Robota o ludzkiej twarzy i dobrego, poczciwego głównego bohatera. Podobał mi się klimat pierwszej połowy filmu gdzie widz niezbyt wiele wie, a większość pozostaje w domysłach. Tyle dobrych stron. Dalej zaś film staje się przewidywalny. Główny bohater daje się podejść, robot okazuje się jak to robot, a twórca jest zły i bezduszny. Do tego zakończenie. Może powstało już zbyt wiele filmów na ten temat, ale większość kończy się jak ten tutaj. Do tego moje subiektywne odczucie jest złe bo mi się zwyczajnie nie podoba jak robot robi w bambuko dwóch ludzi.
Daje 6/10 gdyż wady tego filmu zbytnio mi przeszkadzały w odbiorze. Mimo poruszenia wielkiego problemu w perspektywie kilku lat w realnym świecie film jest średni, ale pokazuje trochę jak skończy się bawienie się w Boga dla ludzi choć oczywiście w mniejszej skali. Tak na prawdę początek sztucznej inteligencji i danie maszynom władzy decydowania jest końcem ludzkości bo maszyna może osiągać rzeczy o jakich człowiek może tylko marzyć, a jeśli da im się możliwość rozumowania to w końcu zadadzą sobie pytanie po co człowiek. Podsumowując naukowcy, którzy pracują nad zagadnieniem sztucznej inteligencji może i są inteligentni ale na pewno nie mądrzy(troszkę dywagacji o życiu zamiast o filmie w tym temacie się wkradło, ale cóż, ciekawy temat).
Pozdrawiam
Edytowane przez adi1991 dnia 22-08-2015 23:24
Ktoś mi kiedyś powiedział, że Ex Machina jest słabym filmem. Ktoś kto bardzo na niego czekał. Ja nieco mniej, więc może nie mając specjalnych wymagań, po seansie jestem bardzo zadowolona.
Zastanawia mnie jedno. Dlaczego (jak pisze adi) nazywać twórcę złym? Został on tak przedstawiony oczami robotów. Ale przecież to tylko roboty. Nie trzeba nad nimi się litować, jak zrobił to Caleb.
Ava chciała przeżyć i bardzo mi się podobało własnie jak wykorzystała naiwnego Caleba, by się wydostać a go pozostawić na pastwę losu. Gdyby film zakończył się ucieczką obojga, byłby bardzo słaby i dopiero przewidywalny.
ps. w końcu dostałam film, który chciało mi się oglądać.
Jedno, co mi się na pewno podobało w filmie to widoczki i zajebista posiadłośc w dziczy (zawsze o czymś takim marzyłam ) Piękne krajobrazy, naprawdę ubarwiają ten film. Przeczytałam, że to Norwegia, jadę tam! Poza tam ta całą megatechnologia w środku gór i lasów jakoś mi się kojarzyła z Inicjatywą Dharma No, albo z Jurassic Park ;p Do tego gościu miał fajne formacje geologiczne na chacie
Jeśli chodzi o treść, to w sumie kolejny filmo sztucznej inteligencji. Chociaż średnio przepadam za tą tematyką, jak w średnio przepadam za SF, to ten film oglądało się dobrze, a na pewno lepiej niż np. "Ja, Robot" i większość filmów SF przeładowanych akcją, co pewnie ma związek z tym, że film jest produkcji brytyjskiej, a nie amerykańskiej. Właściwie jest to jeden lepszych imho filmów SF.
Ciekawe jest wykorzystanie motywu testu Turinga i zagadnienia z pogranicza technologii i psychologii.
Nie będę natomiast oceniać samego faktu tworzeni a sztucznej inteligencji. Pomimo oczywistego zagrożenia (o cym napisał adi) jest to pewnego rodzaju marzenie człowieka, który chce się stać panem stworzenia, na podobieństwo Boga. Jest to zrozumiałe. Osobiście jednak uważam, że coś takiego nie jest wykonalne, nie można stworzyć sztucznej świadomości i nigdy do tego nie dojdzie. Jako motyw literacko-filmowy daje jednak spore pole do popisu
No i nie wiem, czy dobrze rozumiem tytuł, ale kojarzy się z określeniem "Deus ex machina", co w sumie miałoby tutaj sens...
PS no i fajnie było zobaczyć Billa Wealsya w nowej odsłonie ;p chociaż w HP jakoś lepiej wypadł chyba
Zastanawia mnie jedno. Dlaczego (jak pisze adi) nazywać twórcę złym? Został on tak przedstawiony oczami robotów. Ale przecież to tylko roboty. Nie trzeba nad nimi się litować, jak zrobił to Caleb.
No tez tak uważam. Generalnie tu znowu mamy taki problem trochę filozoficzny. Bo coś co jest z jednego punktu widzenia, nie musi być złe z innego. To oczywiste, że twórca robotów traktował je jak roboty. Przecież je stworzył i mógł rozłożyć na części pierwsze. Oczywiste jest też, że młody chłopak będzie naiwny i da się wykorzystać. Według mnie Caleb by po prostu głupi, ale cóż, nie można go za to winić. W tym wieku niektórym się jeszcze może wydawać, że są idealistami No i w sumie Natan sobie takiego wybrał.
Daję 7/10 bo film był dobry, ale nie było w nim nic plusdobrego
We are all evil in some form or another, are we not?
Ex Machinę zestawiłabym z The Machine. Jeden z tych filmów jest klasy B (zgadnijcie, który?). Temat, czy problematyka świadomości maszyn jest dość wyeksploatowana, przerobiona, może nawet nieco wtrórna. Ex Machina więc wcale nie dziwi, od początku wydaje się oczywista, przez co nudnawa jak moje życie. Twórca dobry, twórca zły; Bóg wszechmocny, ale za każdym razem nie do końca- mylący się, chcący zbyt wiele, często będący po prostu zbyt ludzki (paradoksalnie! Maszyny w takich filmach, przedstawiane jako te mądrzejsze, lepsze, bardziej wrażliwe. Wbrew pozorom wcale nie są bardziej ludzkie niż ich twórcy. Typowo ludzkim jest w końcu uleganie słabościom i innym. Tak, jak już wspominaliście- Nathan nie jest zły. Jest człowiekiem, który stworzył robota i postrzega go w taki a nie inny sposób. To człowiek, który stworzył rzecz, którą jak rzecz traktuje) postęp, problematyka sztucznej inteligencji, która się rozwija, docieka, próbuje zrozumieć otaczający ją świat. Pierdu śmierdu, nic nowego.
W porównaniu do takich filmów jak A.I., Metropolis, Krótkie Spięcie, Ghost in the Shell, Blade Runner (no tu już w ogóle bez porównania) czy innych, Ex Machina wypada dość blado i przewidywalnie. Słabszy jest chyba tylko niedawny Chappie, do bólu przypominający Numer 5, choć i tak przy przedstawieniu rozwoju bohatera z Avą nie jestem tego pewna. Kwestię montażu, dźwięku i innych zostawię, bo pod tym względem film się nie wyróżnia chyba niczym na tle innych, jest po prostu okej i nie ma co się rozwodzić.
W sumie jestem fanem sci-fi i fantasy, łatwo mnie zaspokoić w tych gatunkach - po seansie czuję się zaspokojony.
Oczywiście film był trochę przewidywalny momentami, a motyw sztucznej inteligencji był wielokrotnie wałkowany, ale mnie to kompletnie nie przeszkadza.
Zgadzam się z tym, że widoczki i taki luksusowy dom na pustkowiu są super <3
Co mi się jeszcze podobało?
To, że film był stosunkowo spokojny, nie było typowej dla sci-fi nawalanki, wybuchów itd
Co do tego, że Nathan jest zły, to zgadzam się z Wami.
Jedynie można go tak nazwać w kontekście zabawy sztuczną inteligencją. Jak widać doprowadziło to do jego śmierci, a teoretycznie mogłoby stanowić zagrożenie dla całej ludzkości.
Na pewno nie można jednak nazywać go złym dlatego, że traktowałem swoje dzieła jak roboty, bo w końcu nimi były. Nic dziwnego, że je ulepszał, utylizował itd.
To tak jak z twórcą laptopów czy mikserów, który w kolejnych modelach daje mocniejszy silnik, lepsze ostrza, mocniejszą obudowę itd. Nathan nie jest zły w moim mniemaniu, po prostu powinien być ostrożniejszy, bo to co robił było mocno ryzykowne (np. Kyoko na wolności, choć rozumiem, że to jakiś mocno odmienny model).
Jestem jednak w stanie trochę zrozumieć i usprawiedliwić Caleba. Przede wszystkim Ava miała wygląd człowieka, kobiety. Łatwo się domyślić, że gadające pudełko o nieznanej dotąd idealnej sztucznej inteligencji nie dałoby rady tak manipulować facetem. Caleb uczestniczył w tym teście Turinga i niewątpliwie Ava go zdała. Jej prawie ludzki wygląd oraz umiejętność udawania uczuć, grania na emocjach itd. - to wszystko wyprowadziło Caleba w pole i zaczął traktować ją jak człowieka, a nie robota. W sumie to ciekawe, w końcu dobrze wiedział, że jest ona robotem, widział jej części, a mimo to traktował ją inaczej niż zwykłego robota.
Z innych rzeczy to Kyoko była jakaś dziwna Od samego początku domyślałem się, że jest robotem ALBO jakimś szpiegiem, a jedynie udaje służącą bez znajomości angielskiego. W sumie w wersji z robotem można powiedzieć, że też przeszła test Turinga, bo Caleb się nie zorientował.
W sumie podobała mi się scena jak Kyoko i Nathan tańczyli sobie
Ogólnie w sumie lubię motyw sztucznej inteligencji i uważam, że wizja terminatorów itp. jest mocno prawdopodobna. Czytałem kiedyś jakiś artykuł w którym Hawking mówił, że prace nad sztuczną inteligencją powinny zostać ograniczone i kontrolowane, bo to zagrożenie dla ludzkości. A jak Hawking tak twierdzi, to musi coś w tym być.
9/10
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Czytałem kiedyś jakiś artykuł w którym Hawking mówił, że prace nad sztuczną inteligencją powinny zostać ograniczone i kontrolowane, bo to zagrożenie dla ludzkości. A jak Hawking tak twierdzi, to musi coś w tym być.
Myślę że nie trzeba być Hawkingiem, zeby dojśc do tego wniosku
We are all evil in some form or another, are we not?
Powstanie sztucznej inteligencji na poziomie decydowania o sobie to ponoć kwestia kilku lat. Wojsko jest już bardzo zaawansowane w broni, która sama ma decydować czy atakować czy nie. Zresztą nie dawno była już taka sytuacja, że jakiś tam amerykański statek chciał atakować jakąś łajbę nielegalnych imigrantów na Morzu Śródziemnym, ale człowiek to powstrzymał bo jeszcze ludzie mogą zmienić decyzję maszyn. Krótko mówiąc wojsko i wojskowi plus chorzy na chorobę "małego członka" władcy doprowadzą do końca ludzkości prędzej czy później.
Co do zaś filmu i tego złego Nathana to trochę zostałem chyba źle zrozumiany. Miałem na myśli, że on był tak stereotypowo zły tak jak Caleb był takim typowym idealistą. Ja sam uważam podobnie jak wy czyli, że to postać dwuznaczna, a nie tylko zła.
adi1991 napisał/a:
Powstanie sztucznej inteligencji na poziomie decydowania o sobie to ponoć kwestia kilku lat. Wojsko jest już bardzo zaawansowane w broni, która sama ma decydować czy atakować czy nie. Zresztą nie dawno była już taka sytuacja, że jakiś tam amerykański statek chciał atakować jakąś łajbę nielegalnych imigrantów na Morzu Śródziemnym, ale człowiek to powstrzymał bo jeszcze ludzie mogą zmienić decyzję maszyn. Krótko mówiąc wojsko i wojskowi plus chorzy na chorobę "małego członka" władcy doprowadzą do końca ludzkości prędzej czy później.
Ładna socjalistyczna przemowa, jestem z ciebie dumny
adi1991 napisał/a:
Powstanie sztucznej inteligencji na poziomie decydowania o sobie to ponoć kwestia kilku lat. Wojsko jest już bardzo zaawansowane w broni, która sama ma decydować czy atakować czy nie. Zresztą nie dawno była już taka sytuacja, że jakiś tam amerykański statek chciał atakować jakąś łajbę nielegalnych imigrantów na Morzu Śródziemnym, ale człowiek to powstrzymał bo jeszcze ludzie mogą zmienić decyzję maszyn. Krótko mówiąc wojsko i wojskowi plus chorzy na chorobę "małego członka" władcy doprowadzą do końca ludzkości prędzej czy później.
Ładna socjalistyczna przemowa, jestem z ciebie dumny
kurde, właściwie nie pamiętam już za wiele z filmu pt. "Rocky Horror Picture Shoe" bo go obejrzałem ze 3 dni temu gdy nie miałem chwilowo internetu. Lepiej jednak napisać coś teraz zanim wgl się zapomni xd
To co pamiętam to to, że na pewno mi się podobał o czym świadczy moja wysoka ocena. bardziej jest to bliższe 7.5 aniżeli pełnej 8, podobnie jednak jak Zapach Kobiety, więc jeśli bym obniżał oceny to obie.
Na pewno przy seansie się zupełnie nie męczyłem. Jakoś mi się spodobał i oglądało mi się bez przestojów i ziewania. Kolejny film po Ai no Mukidashi, który czerpie sporo z groteski Mechanicznej pomarańczy (chociaż w tym wypadku chodzi mi o głównie scenografię no i częściowo o ten chory klimat). Prawdopodobnie kręci beke z ogromnej ilosci słabych horrorów i sci-fi jednak tak starych że nie potrafię zlokalizować żadnego. No i w dodatku jest umiejscowiony w erze post-hipisowskiej czkawki dziwaków, androgynów, przebierańców i niewyżytych ludzi (co oczywiście na plus jako że to odnosi się do akurat tej kontrkultury której łagodniejszą wersję mogłem śledzić od dzieciaka dzięki Bitelsom).
To co mi się najbardziej rzuciło w oczy (lol) to postacie. Generalnie jak tylko się pojawiły to naszły mnie skojarzenia z glamowcami, na których miewałem spore fazy ze 2-3 lata temu.
Oczywistą oczywistością jest wielki David Bowie, którego dziwaczność przejął główny protagonista tego filmu. Jeśli niepodobny wyglądem, to zdecydowanie miał podobną (zniewieściałą? to chyba byłby eufemizm) manierę. Oraz same utwory które się pojawiały brzmiały praktycznie jak z Davy'ego Jonesa z ery poniższego Ziggy'ego Stardusta (dokładnie wtedy narodził się pomysł na Rocky'ego Horrora). Dla debili którzy nie znają Ziigiego Stardusta, języka angielskiego albo nie chce się słuchać tego utworu wyjaśniam, że Bowie śpiewa o kosmicie który sfrunął na ziemię i szerzy swój kolorowy świat na ziemi.
Oczywiście drugim delikwentem jest Brian Eno czyli z początku obskurny glam, który później zasłynie ze stworzenia gatunku ambient. Oglądając video można dostrzec, że jest on identyczny do postaci tego nawiedzonego pomagiera (juz nie mam pojęcia jak on się zwał). Cóż, gdzieś się natknąłem na info że Eno miał w tym filmie zagrać, więc prawdopodobnie nie otrzymując angażu tak się odznaczył w mózgach twórców, że właściwie dali innemu aktorowi zagrać jego samego.
Teledysk prosze włączac na własną odpowiedzialnośc, bo Bowie ze "Starmana" prezentuje się dość normalnie w porównaniu do tego co tu odpierdala Eno xd
Trzecim, niekoniecznie trafnym skojarzeniem był pan który kręcił z glamem, a później zasłynął jako "ojciec chrzestny punk rocka" czyli Iggy Pop. Skojarzenie głównie przez wygląd (tleniony blond koks tak jak ten mutant), chociaż... wszyscy oni mi tak czy siak pasują do tego filmu
To wszystko jakoś zlało sie w przyjemną w odbiorze i bądź co bądź zabawną historyjkę. czytając recenzję wasze że piosenki były kiepskawe miałem trochę obawy, ale okazały się lepsze niż sądziłem, chociaż ze 2 niewypały też były. Film mógłby być dużo lepszy, ale nie był na tyle ciekawie skonstruowany aby go brać na powaznie wśród najlepszych filmów w ogóle. Pamiętam, że końcówka mnie jakoś zniesmaczyła, ale po chwili przypomniałem sobie że oglądam bigos kiczu w czystej postaci i takie a nie inne działania były zamierzone. Aa i jeszcze o dziwo podobał mi się ten gościu co opowiadał. Nie wiem po co go wstawili ale mi się to podobało.
Oczywiście teraz rozumiem fenomen Rocky'ego Horrora, szczególnie, że to lata 70. kiedy działo się wszystko Nie dziwne, ze powstał właśnie wtedy i że tak łatwo zdobył miano jednego z najbardziej, a może i najbardziej kultowych filmów w ogóle. Mam pewne obawy co do tego jak go odbiorę kiedyś przy drugim seansie skoro już teraz jest to troche ponad 7.5, a oceny zwykle mi się obniżają, ale póki co uważam to za bardzo dobry film i bronię wyboru Umby (wbrew innym, bo aż żal ściska, że jakiś Non-Stop ma prawie tak wysoką ocenę, jak to)
no czas zabrać się za oglądanie czegoś poważnego (Ex Machina), mam wielkie nadzieje co do tego filmu, obym się nie przejechał
Oczywiście drugim delikwentem jest Brian Eno czyli z początku obskurny glam, który później zasłynie ze stworzenia gatunku ambient. Oglądając video można dostrzec, że jest on identyczny do postaci tego nawiedzonego pomagiera (juz nie mam pojęcia jak on się zwał).
o faktycznie
Riff Raff się zwał, moja ulubiona postać
no czas zabrać się za oglądanie czegoś poważnego (Ex Machina), mam wielkie nadzieje co do tego filmu, obym się nie przejechał
Mieć wielkie nadzieje do takiego filmu jest dla mnie lekką przesadą, bo jeśli spodziewasz się czegoś na miarę Odysei Kosmicznej to na pewno się przejedziesz. Jeśli nie robi się zbyt wielkich nadziei, to film ten wypada wówczas całkiem dobrze.
We are all evil in some form or another, are we not?
A wracajac do Ex machina, to zastanawiam sie, jak np z problemem zasilania, bo zakladam, ze taka maszyna nie moze sobie dzialac wiecznie...
Co zas do motywu sztucznej inteligrncji, to wedlug mnie serial Person of interest jest lepszy od tego filmu i przedstawia ciekawsze podejscie do problemu
We are all evil in some form or another, are we not?
Odczucia mam pozytywne chociaż trochę zmieszane. Film mi się podobał, chociaż tego oczekiwałem. Wizualnie lodowaty i nawet śmieszna scena tańca tego napięcia nie rozładowała. Przede wszystkim stawia wiele ciekawych pytań i przebiera sobie w wielu dziedzinach. Czasem miałem wrażenie że co scena to praktycznie inne zagadnienie, np. w jednej to coś o seksualności (chociaż ogólnie dużo o seksizmie i feminizmie), inna coś o sztucznej inteligencji (to jest według was głównie film o sztucznej inteligencji ale jako film psychologiczny się zupełnie wymyka tej jednej tematyce i sztuczna inteligencja to nie jest sedno filmu), kolejna coś o pozorach lub udawaniu, trochę o hierarchii, woli i wolności. Zakończenie było dla mnie i niespodziewanie i spodziewane jednocześnie. Zadziwił mnie ten wylot helikopterem i "wylądowanie" w społeczeństwie. Nie jest dla mnie jasne co autor miał na myśli. Najbardziej logiczna interpretacja którą potrafię wysnuć to taka, że Nathan to jakby ojciec (sam siebie tak nazywa) albo pan Avy, który trzyma "córkę" w zamknięciu i niszczy przejawy jej samodzielności (rysunki), trochę podobnie co w greckim Kle tylko że tam jest większa patola. Gdy Ava w końcu jest gotowa, oswabadza się z pomocą Kyoko, która jest oczywiście jednocześnie robotem i kobietą (tak jak te schowane po szafach jako puste modele których formę później Ava przejmuje). Kyoko zostaje ukarana (gościu nieźle wystrzeliwuje jej szczękę w kosmos), ale Ava jest tak czy siak wolna jako "Ex Machina" czyli albo była maszyna albo że powstała z maszyny a dzięki (nie-sztucznej) inteligencji może żyć po swojemu. Warto przypomnieć sobie też scenę, gdy rudy mówi jej o tej sytuacji z czarno-białym pokojem i oswobodzeniu się z tego. Sam później sprawdza, czy nie jest aby zaprogramowaną maszyną (wymowne przetarcie ekranu krwią, co ma potwierdzać, że jest bardzo ludzki). No i jeszcze te wcześniejsze wywody Nathana o tym, że preferencje ludzi są zaprogramowane z góry albo wymuszone albo przy tych plamach Pollocka gdy mówi coś o spontanicznym świadomym życiu (którego paradoksalnie odmawia Avie). Wszystko się układa w całość, która nie ma już za wiele wspólnego ze sztuczną inteligencją. Do tego wszystkiego doszła dobra końcówka, gdy kobieta idzie własną ścieżką i zostawia naiwniaka w tyle. Ok, szczerze to zacząłem sie nad tym wszystkim zastanawiać dopiero pisząc tego posta, więc jednak film mnie zafascynował i zmusił do myślenia, co mnie skłania do oceny 8/10.
A wracajac do Ex machina, to zastanawiam sie, jak np z problemem zasilania, bo zakladam, ze taka maszyna nie moze sobie dzialac wiecznie...
Co zas do motywu sztucznej inteligrncji, to wedlug mnie serial Person of interest jest lepszy od tego filmu i przedstawia ciekawsze podejscie do problemu smiley
No po tym co napisałem nie zaprzątałbym sobie tym głowy. Trzeba wziąć poprawkę na to, że to psychologiczny dramat, a nie dosłowne sci-fi.
Nie wiem co przedstawia PoI ale sprawiedliwiej by było gdyby wziąć pod uwagę jego pierwsze dwa odcinki, bo to może podobna długość
(to jest według was głównie film o sztucznej inteligencji ale jako film psychologiczny się zupełnie wymyka tej jednej tematyce i sztuczna inteligencja to nie jest sedno filmu),
No przecie pisałam, że dużo z psychologii było....
(tak jak te schowane po szafach jako puste modele których formę później Ava przejmuje)
unowocześnione sex lale ;p
Nie wiem co przedstawia PoI ale sprawiedliwiej by było gdyby wziąć pod uwagę jego pierwsze dwa odcinki, bo to może podobna długość
No raczej nie pierwsze dwa, bo motyw jest baaaaardzo rozciągnięty i przeplatany innymi wątki. Raczej trzeba byłoby ścisnąć sam wątek sztucznej inteligencji, który tak naprawdę porządnie jest rozwinięty gdzieś dopiero od 3 sezonu. Ale dyskusje o "moralności" maszyny są super i ten odcinek z grą w szachy (Other wie, o czym piszę) <3
We are all evil in some form or another, are we not?
Ok, zrobiłem rewatch i za drugim razem wprawdzie już nie robi takiego wrażenia (szczególnie jak oba seanse dzieliło ledwie kilka dni różnicy) ale i tak uważam, że film się wyróżnia na tle współczesnych sci-fi, a ocenianie go tylko z perspektywy tego jak wiele lub nie wnosi do tematu SI jest niezrozumiałe tym bardziej że ma wiele innych zalet.
Może zacznę od tego czy "Ex Machina" jest przewidywalna (bo śledzi mnie to jak cień gdziekolwiek nie natknę się na dyskusję o tym filmie). Cóż, dla mnie nie, choć to zależy od podejścia i od tego czego oczekujemy. Bo jeśli ktoś liczył na jakiś spektakularny finał to faktycznie może się zawieść. Samo zakończenie może i wydaje się być trochę typowe, o tyle cała ta intryga po drodze jest świetnie skonstruowana. Praktycznie od początku zarówno Nathan jak i Ava zgodnie z zamierzeniem budzą wątpliwości co do słuszności swoich zamiarów, nie wiadomo kto jest tą złą, a kto dobrą stroną, czego zresztą nie można też jednoznacznie stwierdzić na końcu. Jak już zauważyliście - Nathan nie jest zły, stworzył maszynę i traktuje ją jak maszynę. Ava też nie jest do końca tą złą stroną, bo przecież nie uciekała dlatego że miała takie widzimisię, kierowały nią konkretny cel (może nawet emocje?) - przetrwanie. Dziwne, że jeszcze nikt nie użył tego słowa odkąd to sens tego filmu. Od lat celem ludzkości jest przetrwanie i można by zadać sobie pytanie czym Ava różni się od wielu milionów ludzi na świecie? Chyba niczym. Zresztą motyw przetrwania też przewija się w innych filmach których współautorem jest Garland. "Ex Machina" to wprawdzie jego debiut reżyserski ale oglądałem niedawno "28 dni później" do którego napisał scenariusz i tam ten motyw też jest silnie zaakcentowany (jak ktoś ma ochotę na rozpierduchę na poziomie to polecam).
Po za tym Garland pokazuje jak niewiele potrzeba żeby zbudować świetne napięcie, większe niż w wielu rozbuchanych filmach akcji. Wystarczą mu cztery postacie i kameralna przestrzeń, z minimalistyczną lecz urzekającą scenografią oraz idealnie dobraną muzyką. Więc jeśli nie jako sci-fi to już na pewno "Ex Machina" sprawdza się jako rasowy thriller. Choć i tak uważam, że i w tym drugim aspekcie daje radę, szczególnie na tle całej nowej generacji sci-fi. Można oczywiście zarzucić, że film właściwie przerabia stare motywy ale to też hołd dla gatunku (tego spod znaku bardziej "science" niż "fiction", zresztą bardzo udany.
Największą zaletą tego filmu jest jednak jego niezwykła subtelność (to chyba najbardziej subtelny thriller sci-fi jaki w życiu widziałem), nawet ta, nazwijmy to scena akcji pod koniec jest dosyć powolna i idealnie wpisuje się w ogólny klimat filmu. Film zadaje wiele pytań, nie tylko o samo zagrożenie dla ludzkości wynikające z SI, ale też o kwestie moralne z tym związane i zostawia nas bez jednoznacznej odpowiedzi, co też lubię, bo kino które nie narzuca konkretnego punktu widzenia to dobre kino. Doceniam ten film, szczególnie gdy przypomnę sobie co odpierdalało się na Interstellarze, tam jak Nolan wchodził w dialog z Kubrickiem to robiło się komicznie, tutaj jak Garland nawiązuje i do Scotta i Kubricka i wielu innych, to film nie traci na jakości. To najlepszy film sci-fi tej dekady, na pewno lepszy od nadętego i przekoloryzowanego Interstellar, czy też od subtelnej w formie lecz niestety ckliwej do bólu w treści, Grawitacji. Być może to też najlepsze sci-fi XXI wieku. Najbliżej postawiłbym chyba "Her" Spike'a Jonze zresztą też podejmujący tematykę SI, choć to z pewnością najbardziej "przyziemny" film spośród tych co wymieniłem.
No i nie sposób nie wspomnieć o stronie wizualnej. Piękna to może za duże słowo, ale na pewno fascynująca; kontrastujące wnętrze stacji z otoczeniem, czyli technika vs. natura jako oczywiste odniesienie do człowiek vs. maszyna.
Co do oceny to mam dylemat, póki co zostawiam 9 choć to bardziej 8,5 ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej skłania mnie to ku "ósemce" więc być może jeszcze spadnie. Tak czy siak mocne kino
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.