Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego. Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?! Dobby po chwili namysłu odpowiedział: - Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz! - Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i...
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
- Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i... Zakłóciła spokojny sen wuja Vernona. Vernon pociągnął nosem i ostatni raz chrapnął, gdy głośne słowa "miotła w odbycie" doleciały do jego uszu. Tego już było za wiele. Harry dobrze wiedział, że zarówno "miota" jak i "odbyt" to sowa zakazane w domu wujostwa. Vernon postanowił raz na zawsze...
We are all evil in some form or another, are we not?
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
- Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i...
Zakłóciła spokojny sen wuja Vernona. Vernon pociągnął nosem i ostatni raz chrapnął, gdy głośne słowa "miotła w odbycie" doleciały do jego uszu. Tego już było za wiele. Harry dobrze wiedział, że zarówno "miota" jak i "odbyt" to sowa zakazane w domu wujostwa. Vernon postanowił raz na zawsze skończyć ze swoim marnym życiem. Wszedł na balkon, wspiął się na jego balustradę i skoczył na główkę. Na szczęście dla Vernona, ZGREDEK (NIE DOBBY, wtf!) był czujny i stworzył magiczną trampolinę, od której wuj Harry'ego odbił się i wylądował na płocie, nadziewając się na sztachetę pewną szlachetną częścią ciała.
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
- Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i...
Zakłóciła spokojny sen wuja Vernona. Vernon pociągnął nosem i ostatni raz chrapnął, gdy głośne słowa "miotła w odbycie" doleciały do jego uszu. Tego już było za wiele. Harry dobrze wiedział, że zarówno "miota" jak i "odbyt" to sowa zakazane w domu wujostwa. Vernon postanowił raz na zawsze skończyć ze swoim marnym życiem. Wszedł na balkon, wspiął się na jego balustradę i skoczył na główkę. Na szczęście dla Vernona, ZGREDEK (NIE DOBBY, wtf!) był czujny i stworzył magiczną trampolinę, od której wuj Harry'ego odbił się i wylądował na płocie, nadziewając się na sztachetę pewną szlachetną częścią ciała.
Vernon! Co ty robisz ze sztachetą w odbycie! - usłyszał piskliwy głos ciotki Petunii. Z zatroskaną miną podbiegła do męża, którego oblicze wyrażało tylko jedno: "Kill Harry Potter!"
Przenikliwy umysł Harrego połączył wszystkie fakty w całość i zanim wuj zdążył spełnić swoją prośbę, aportował się za pomocą Zgredka do swojego ulubionego, zaraz po Hogwarcie, miejsca, czyli do szopy, tj. domu Weasleów.
We are all evil in some form or another, are we not?
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
- Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i...
Zakłóciła spokojny sen wuja Vernona. Vernon pociągnął nosem i ostatni raz chrapnął, gdy głośne słowa "miotła w odbycie" doleciały do jego uszu. Tego już było za wiele. Harry dobrze wiedział, że zarówno "miota" jak i "odbyt" to sowa zakazane w domu wujostwa. Vernon postanowił raz na zawsze skończyć ze swoim marnym życiem. Wszedł na balkon, wspiął się na jego balustradę i skoczył na główkę. Na szczęście dla Vernona, ZGREDEK (NIE DOBBY, wtf!) był czujny i stworzył magiczną trampolinę, od której wuj Harry'ego odbił się i wylądował na płocie, nadziewając się na sztachetę pewną szlachetną częścią ciała.
Vernon! Co ty robisz ze sztachetą w odbycie! - usłyszał piskliwy głos ciotki Petunii. Z zatroskaną miną podbiegła do męża, którego oblicze wyrażało tylko jedno: "Kill Harry Potter!"
Przenikliwy umysł Harrego połączył wszystkie fakty w całość i zanim wuj zdążył spełnić swoją prośbę, aportował się za pomocą Zgredka do swojego ulubionego, zaraz po Hogwarcie, miejsca, czyli do szopy, tj. domu Weasleów. Państwo Weasleyowie oddawali się akurat uciechom cielesnym a Harry aportował się w szafie w ich sypialni. Spomiędzy uchylonych drzwiczek obserwował intymną scenę rozgrywającą się między małżonkami.
- Jesteś pewna, że mam się nie zabezpieczać? - spytał zasapany pan Weasley.
- A czy naturalne metody planowania rodziny nas kiedykolwiek zawiodły? - odparła jego żona.
- Nie. Nasza rodzina jest zupełnie zwyczajnych rozmiarów. 2+1. - ironizował pan Weasley.
- Nie gadaj tylko pi... - na szczęście w tym momencie Zgredek kichnął głośno, ratując niepełnoletnie uszy Harry'ego przed przekleństwem.
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
- Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i...
Zakłóciła spokojny sen wuja Vernona. Vernon pociągnął nosem i ostatni raz chrapnął, gdy głośne słowa "miotła w odbycie" doleciały do jego uszu. Tego już było za wiele. Harry dobrze wiedział, że zarówno "miota" jak i "odbyt" to sowa zakazane w domu wujostwa. Vernon postanowił raz na zawsze skończyć ze swoim marnym życiem. Wszedł na balkon, wspiął się na jego balustradę i skoczył na główkę. Na szczęście dla Vernona, ZGREDEK (NIE DOBBY, wtf!) był czujny i stworzył magiczną trampolinę, od której wuj Harry'ego odbił się i wylądował na płocie, nadziewając się na sztachetę pewną szlachetną częścią ciała.
Vernon! Co ty robisz ze sztachetą w odbycie! - usłyszał piskliwy głos ciotki Petunii. Z zatroskaną miną podbiegła do męża, którego oblicze wyrażało tylko jedno: "Kill Harry Potter!"
Przenikliwy umysł Harrego połączył wszystkie fakty w całość i zanim wuj zdążył spełnić swoją prośbę, aportował się za pomocą Zgredka do swojego ulubionego, zaraz po Hogwarcie, miejsca, czyli do szopy, tj. domu Weasleów. Państwo Weasleyowie oddawali się akurat uciechom cielesnym a Harry aportował się w szafie w ich sypialni. Spomiędzy uchylonych drzwiczek obserwował intymną scenę rozgrywającą się między małżonkami.
- Jesteś pewna, że mam się nie zabezpieczać? - spytał zasapany pan Weasley.
- A czy naturalne metody planowania rodziny nas kiedykolwiek zawiodły? - odparła jego żona.
- Nie. Nasza rodzina jest zupełnie zwyczajnych rozmiarów. 2+1. - ironizował pan Weasley.
- Nie gadaj tylko pi... - na szczęście w tym momencie Zgredek kichnął głośno, ratując niepełnoletnie uszy Harry'ego przed przekleństwem.
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat...
Edytowane przez mrOTHER dnia 17-09-2014 01:56
[quote]mrOTHER napisał/a:
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
- Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i...
Zakłóciła spokojny sen wuja Vernona. Vernon pociągnął nosem i ostatni raz chrapnął, gdy głośne słowa "miotła w odbycie" doleciały do jego uszu. Tego już było za wiele. Harry dobrze wiedział, że zarówno "miota" jak i "odbyt" to sowa zakazane w domu wujostwa. Vernon postanowił raz na zawsze skończyć ze swoim marnym życiem. Wszedł na balkon, wspiął się na jego balustradę i skoczył na główkę. Na szczęście dla Vernona, ZGREDEK (NIE DOBBY, wtf!) był czujny i stworzył magiczną trampolinę, od której wuj Harry'ego odbił się i wylądował na płocie, nadziewając się na sztachetę pewną szlachetną częścią ciała.
Vernon! Co ty robisz ze sztachetą w odbycie! - usłyszał piskliwy głos ciotki Petunii. Z zatroskaną miną podbiegła do męża, którego oblicze wyrażało tylko jedno: "Kill Harry Potter!"
Przenikliwy umysł Harrego połączył wszystkie fakty w całość i zanim wuj zdążył spełnić swoją prośbę, aportował się za pomocą Zgredka do swojego ulubionego, zaraz po Hogwarcie, miejsca, czyli do szopy, tj. domu Weasleów. Państwo Weasleyowie oddawali się akurat uciechom cielesnym a Harry aportował się w szafie w ich sypialni. Spomiędzy uchylonych drzwiczek obserwował intymną scenę rozgrywającą się między małżonkami.
- Jesteś pewna, że mam się nie zabezpieczać? - spytał zasapany pan Weasley.
- A czy naturalne metody planowania rodziny nas kiedykolwiek zawiodły? - odparła jego żona.
- Nie. Nasza rodzina jest zupełnie zwyczajnych rozmiarów. 2+1. - ironizował pan Weasley.
- Nie gadaj tylko pi... - na szczęście w tym momencie Zgredek kichnął głośno, ratując niepełnoletnie uszy Harry'ego przed przekleństwem.
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek...
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
- Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i...
Zakłóciła spokojny sen wuja Vernona. Vernon pociągnął nosem i ostatni raz chrapnął, gdy głośne słowa "miotła w odbycie" doleciały do jego uszu. Tego już było za wiele. Harry dobrze wiedział, że zarówno "miota" jak i "odbyt" to sowa zakazane w domu wujostwa. Vernon postanowił raz na zawsze skończyć ze swoim marnym życiem. Wszedł na balkon, wspiął się na jego balustradę i skoczył na główkę. Na szczęście dla Vernona, ZGREDEK (NIE DOBBY, wtf!) był czujny i stworzył magiczną trampolinę, od której wuj Harry'ego odbił się i wylądował na płocie, nadziewając się na sztachetę pewną szlachetną częścią ciała.
Vernon! Co ty robisz ze sztachetą w odbycie! - usłyszał piskliwy głos ciotki Petunii. Z zatroskaną miną podbiegła do męża, którego oblicze wyrażało tylko jedno: "Kill Harry Potter!"
Przenikliwy umysł Harrego połączył wszystkie fakty w całość i zanim wuj zdążył spełnić swoją prośbę, aportował się za pomocą Zgredka do swojego ulubionego, zaraz po Hogwarcie, miejsca, czyli do szopy, tj. domu Weasleów. Państwo Weasleyowie oddawali się akurat uciechom cielesnym a Harry aportował się w szafie w ich sypialni. Spomiędzy uchylonych drzwiczek obserwował intymną scenę rozgrywającą się między małżonkami.
- Jesteś pewna, że mam się nie zabezpieczać? - spytał zasapany pan Weasley.
- A czy naturalne metody planowania rodziny nas kiedykolwiek zawiodły? - odparła jego żona.
- Nie. Nasza rodzina jest zupełnie zwyczajnych rozmiarów. 2+1. - ironizował pan Weasley.
- Nie gadaj tylko pi... - na szczęście w tym momencie Zgredek kichnął głośno, ratując niepełnoletnie uszy Harry'ego przed przekleństwem.
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek zaczął fotografować łokieć Harry'ego. Nagle...
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Było upalne lato, gorący niedzielny dzień. Harry leżał pod oknem swojego domu, gdyż niedziela była jedynym dniem, kiedy wuj Vernon pozwalał mu wychodzić z komórki. Obok Harrego leżała dziewczyna z Portoryko, która przyjechała do Dudleya na wymianę uczniowską. Juanita wygrzewała się i popijała koktajl bananowy. Dursleyowie nauczyli ją, że ma traktować Harry'ego jak śmiecia i służącego.
- Potter! Przynieś mi butelkę brandy z barku twojego wuja! - rozkazała, przerzucając kolejną stronę katalogu Avon.
Harry, który akurat zajęty był czochraniem bobra starał się ją ignorować. Podczas ostatniej wizyty w zoo okazało się, że jest nie tylko wężousty, ale i bobrousty. Następnie udał się nad pobliską rzekę i zaprzyjaźnił z bobrem Arkadiuszem, który porzucił swoje żeremie i przeprowadził się na Privet Drive 4. Potter wiedział jednak, że musi być posłuszny i usługiwać dziewczynie, więc...
wstał leniwie i powlekł się domu. Czuł się rozdarty. Nie wiedział, czy bardziej boi się gniewu Dudleya, który na niego spadnie, gdy zignoruje prośbę dziewczyny, czy wuja Vernona, kiedy dowie się o znikającej butelce brandy. Nagle Harry przypomniał sobie, że jest czarodziejem, a co więcej, że ma w pokoju pelerynę niewidkę, którą kupił w jednym z lumpeksów na Pokątnej. Od razu skierował swoje kroki do pokoju, tak właśnie nazywał swoją komórkę. Kiedy jednak uchylił jej drzwi zorientował się, że ktoś grzebał w jego POKOJU. Wszystkie jego nic niewarte śmieci leżały w jeszcze większym nieładzie niż zawsze. Dodatkowo nigdzie nie było peleryny niewidki.
- O nie, magiczne przedmioty nie powinny dostać się w ręce mugoli. Teraz ... Apple podpatrzy technologię i wypuści na mugolski rynek iPelerynę a potem...
Harry nie dokończył jednak tej myśli, gdyż zauważył w rogu pokoju coś dziwnego.
Dobby! - z jego ust wydarł się zduszony krzyk. Harry przestał ufać skrzatowi, odkąd dowiedział, że był on biologicznym ojcem Draco Malfoya. Co tutaj robisz?!
Dobby po chwili namysłu odpowiedział:
- Szukałem nagich fotek Hermiony z dormitorium dziewczyn w Hogwarcie. Wiem, że je masz!
- Już nie mam! Wymieniłem je z Dudleyem na kanapkę z szynką. Nie wiesz jak to jest codziennie wpierdalać salceson!
Kłótnia Zgredka i Harry'ego była bardzo głośna i...
Zakłóciła spokojny sen wuja Vernona. Vernon pociągnął nosem i ostatni raz chrapnął, gdy głośne słowa "miotła w odbycie" doleciały do jego uszu. Tego już było za wiele. Harry dobrze wiedział, że zarówno "miota" jak i "odbyt" to sowa zakazane w domu wujostwa. Vernon postanowił raz na zawsze skończyć ze swoim marnym życiem. Wszedł na balkon, wspiął się na jego balustradę i skoczył na główkę. Na szczęście dla Vernona, ZGREDEK (NIE DOBBY, wtf!) był czujny i stworzył magiczną trampolinę, od której wuj Harry'ego odbił się i wylądował na płocie, nadziewając się na sztachetę pewną szlachetną częścią ciała.
Vernon! Co ty robisz ze sztachetą w odbycie! - usłyszał piskliwy głos ciotki Petunii. Z zatroskaną miną podbiegła do męża, którego oblicze wyrażało tylko jedno: "Kill Harry Potter!"
Przenikliwy umysł Harrego połączył wszystkie fakty w całość i zanim wuj zdążył spełnić swoją prośbę, aportował się za pomocą Zgredka do swojego ulubionego, zaraz po Hogwarcie, miejsca, czyli do szopy, tj. domu Weasleów. Państwo Weasleyowie oddawali się akurat uciechom cielesnym a Harry aportował się w szafie w ich sypialni. Spomiędzy uchylonych drzwiczek obserwował intymną scenę rozgrywającą się między małżonkami.
- Jesteś pewna, że mam się nie zabezpieczać? - spytał zasapany pan Weasley.
- A czy naturalne metody planowania rodziny nas kiedykolwiek zawiodły? - odparła jego żona.
- Nie. Nasza rodzina jest zupełnie zwyczajnych rozmiarów. 2+1. - ironizował pan Weasley.
- Nie gadaj tylko pi... - na szczęście w tym momencie Zgredek kichnął głośno, ratując niepełnoletnie uszy Harry'ego przed przekleństwem.
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek zaczął fotografować łokieć Harry'ego. Nagle drzwi do szafy wyleciały z zawiasów z hukiem, gdy Hermiona rzuciła na nie zaklęcie Alohomora. Od zamachnięcia się różdżką dziewczynie zjechało ramiączko od biustonosza.
- Harry, co ty tu robisz? Miałeś przylecieć dopiero jutro! - powiedziała zawiedziona, że Harry swoim przybyciem zepsuje tradycyjną orgię u Weasleyów odbywającą się w każde wakacje, gdy Harry jest jeszcze u wujostwa.
Wtedy do sypialni wpadł kolejny z grona dostojnych gości na orgii...
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek zaczął fotografować łokieć Harry'ego. Nagle drzwi do szafy wyleciały z zawiasów z hukiem, gdy Hermiona rzuciła na nie zaklęcie Alohomora. Od zamachnięcia się różdżką dziewczynie zjechało ramiączko od biustonosza.
- Harry, co ty tu robisz? Miałeś przylecieć dopiero jutro! - powiedziała zawiedziona, że Harry swoim przybyciem zepsuje tradycyjną orgię u Weasleyów odbywającą się w każde wakacje, gdy Harry jest jeszcze u wujostwa.
Wtedy do sypialni wpadł kolejny z grona dostojnych gości na orgii... czyli Szalonooki Moody, który dzięki swojemu magicznemu oku mógł podlgądać wszystkich nawet jeśli byli ubrani. Postukując swoją drewnianą noga podszedł do Harrego i zlustrował go od stóp do głów. Hoho! Wiedzieliście, że Harry nie nosi bielizny? - zwrócił się do pozostałych. Majtki Dudleya są na mnie za duże... - tłumaczył się Harry, którego twarz oblała się rumieńcem.
We are all evil in some form or another, are we not?
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek zaczął fotografować łokieć Harry'ego. Nagle drzwi do szafy wyleciały z zawiasów z hukiem, gdy Hermiona rzuciła na nie zaklęcie Alohomora. Od zamachnięcia się różdżką dziewczynie zjechało ramiączko od biustonosza.
- Harry, co ty tu robisz? Miałeś przylecieć dopiero jutro! - powiedziała zawiedziona, że Harry swoim przybyciem zepsuje tradycyjną orgię u Weasleyów odbywającą się w każde wakacje, gdy Harry jest jeszcze u wujostwa.
Wtedy do sypialni wpadł kolejny z grona dostojnych gości na orgii... czyli Szalonooki Moody, który dzięki swojemu magicznemu oku mógł podlgądać wszystkich nawet jeśli byli ubrani. Postukując swoją drewnianą noga podszedł do Harrego i zlustrował go od stóp do głów. Hoho! Wiedzieliście, że Harry nie nosi bielizny? - zwrócił się do pozostałych. Majtki Dudleya są na mnie za duże... - tłumaczył się Harry, którego twarz oblała się rumieńcem. - Słuchajcie, słuchajcie! - powiedział uroczyście Artur spoglądając na swój znaleziony na śmietniku mugolski zegarek casio, który wyświetlał godzinę 12:00. - Za chwilę przybędzie gość specjalny. Podpisaliśmy tymczasowe zawieszenie broni ze Śmierciożercami, aby mógł się tutaj pojawić...
Ledwie zdążył dokończyć swoją wypowiedź a szyba w sypialni pękła wybita przez szybko poruszający się obiekt w kształcie dymu. Gdy dotarł on do środka pomieszczenia zaczął formować się w kształt sylwetki.
Na środku pokoju pojawił się...
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek zaczął fotografować łokieć Harry'ego. Nagle drzwi do szafy wyleciały z zawiasów z hukiem, gdy Hermiona rzuciła na nie zaklęcie Alohomora. Od zamachnięcia się różdżką dziewczynie zjechało ramiączko od biustonosza.
- Harry, co ty tu robisz? Miałeś przylecieć dopiero jutro! - powiedziała zawiedziona, że Harry swoim przybyciem zepsuje tradycyjną orgię u Weasleyów odbywającą się w każde wakacje, gdy Harry jest jeszcze u wujostwa.
Wtedy do sypialni wpadł kolejny z grona dostojnych gości na orgii... czyli Szalonooki Moody, który dzięki swojemu magicznemu oku mógł podlgądać wszystkich nawet jeśli byli ubrani. Postukując swoją drewnianą noga podszedł do Harrego i zlustrował go od stóp do głów.
Hoho! Wiedzieliście, że Harry nie nosi bielizny? - zwrócił się do pozostałych.
Majtki Dudleya są na mnie za duże... - tłumaczył się Harry, którego twarz oblała się rumieńcem.
- Słuchajcie, słuchajcie! - powiedział uroczyście Artur spoglądając na swój znaleziony na śmietniku mugolski zegarek casio, który wyświetlał godzinę 12:00. - Za chwilę przybędzie gość specjalny. Podpisaliśmy tymczasowe zawieszenie broni ze Śmierciożercami, aby mógł się tutaj pojawić...
Ledwie zdążył dokończyć swoją wypowiedź a szyba w sypialni pękła wybita przez szybko poruszający się obiekt w kształcie dymu. Gdy dotarł on do środka pomieszczenia zaczął formować się w kształt sylwetki.
Na środku pokoju pojawił się... Glizdogon, który pomylił szopę Weasleów z dworem Malfoyów. Coś takiego mogło się przydarzyć tylko komuś pokroju Petera. Całkiem oszołomiony spoglądał na nagie, sflaczałe ciało Artura, który wyglądał, jakby by na kogoś czekał i tym kimś nie był wcale biedny Peterek.
We are all evil in some form or another, are we not?
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek zaczął fotografować łokieć Harry'ego. Nagle drzwi do szafy wyleciały z zawiasów z hukiem, gdy Hermiona rzuciła na nie zaklęcie Alohomora. Od zamachnięcia się różdżką dziewczynie zjechało ramiączko od biustonosza.
- Harry, co ty tu robisz? Miałeś przylecieć dopiero jutro! - powiedziała zawiedziona, że Harry swoim przybyciem zepsuje tradycyjną orgię u Weasleyów odbywającą się w każde wakacje, gdy Harry jest jeszcze u wujostwa.
Wtedy do sypialni wpadł kolejny z grona dostojnych gości na orgii... czyli Szalonooki Moody, który dzięki swojemu magicznemu oku mógł podlgądać wszystkich nawet jeśli byli ubrani. Postukując swoją drewnianą noga podszedł do Harrego i zlustrował go od stóp do głów.
Hoho! Wiedzieliście, że Harry nie nosi bielizny? - zwrócił się do pozostałych.
Majtki Dudleya są na mnie za duże... - tłumaczył się Harry, którego twarz oblała się rumieńcem.
- Słuchajcie, słuchajcie! - powiedział uroczyście Artur spoglądając na swój znaleziony na śmietniku mugolski zegarek casio, który wyświetlał godzinę 12:00. - Za chwilę przybędzie gość specjalny. Podpisaliśmy tymczasowe zawieszenie broni ze Śmierciożercami, aby mógł się tutaj pojawić...
Ledwie zdążył dokończyć swoją wypowiedź a szyba w sypialni pękła wybita przez szybko poruszający się obiekt w kształcie dymu. Gdy dotarł on do środka pomieszczenia zaczął formować się w kształt sylwetki.
Na środku pokoju pojawił się... Glizdogon, który pomylił szopę Weasleów z dworem Malfoyów. Coś takiego mogło się przydarzyć tylko komuś pokroju Petera. Całkiem oszołomiony spoglądał na nagie, sflaczałe ciało Artura, który wyglądał, jakby by na kogoś czekał i tym kimś nie był wcale biedny Peterek. - Parszywek! - pisnął Ron i przytulił się do spoconego, śmierdzącego kanałem i denaturatem Glizdogona.
- Miał być Sam-Wiesz-Kto. - powiedział zniesmaczony Artur to spoglądającej na niego groźnie żony. - Miał być Sam-Wiesz-Kto!
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek zaczął fotografować łokieć Harry'ego. Nagle drzwi do szafy wyleciały z zawiasów z hukiem, gdy Hermiona rzuciła na nie zaklęcie Alohomora. Od zamachnięcia się różdżką dziewczynie zjechało ramiączko od biustonosza.
- Harry, co ty tu robisz? Miałeś przylecieć dopiero jutro! - powiedziała zawiedziona, że Harry swoim przybyciem zepsuje tradycyjną orgię u Weasleyów odbywającą się w każde wakacje, gdy Harry jest jeszcze u wujostwa.
Wtedy do sypialni wpadł kolejny z grona dostojnych gości na orgii... czyli Szalonooki Moody, który dzięki swojemu magicznemu oku mógł podlgądać wszystkich nawet jeśli byli ubrani. Postukując swoją drewnianą noga podszedł do Harrego i zlustrował go od stóp do głów.
Hoho! Wiedzieliście, że Harry nie nosi bielizny? - zwrócił się do pozostałych.
Majtki Dudleya są na mnie za duże... - tłumaczył się Harry, którego twarz oblała się rumieńcem.
- Słuchajcie, słuchajcie! - powiedział uroczyście Artur spoglądając na swój znaleziony na śmietniku mugolski zegarek casio, który wyświetlał godzinę 12:00. - Za chwilę przybędzie gość specjalny. Podpisaliśmy tymczasowe zawieszenie broni ze Śmierciożercami, aby mógł się tutaj pojawić...
Ledwie zdążył dokończyć swoją wypowiedź a szyba w sypialni pękła wybita przez szybko poruszający się obiekt w kształcie dymu. Gdy dotarł on do środka pomieszczenia zaczął formować się w kształt sylwetki.
Na środku pokoju pojawił się... Glizdogon, który pomylił szopę Weasleów z dworem Malfoyów. Coś takiego mogło się przydarzyć tylko komuś pokroju Petera. Całkiem oszołomiony spoglądał na nagie, sflaczałe ciało Artura, który wyglądał, jakby by na kogoś czekał i tym kimś nie był wcale biedny Peterek.
- Parszywek! - pisnął Ron i przytulił się do spoconego, śmierdzącego kanałem i denaturatem Glizdogona.
- Miał być Sam-Wiesz-Kto. - powiedział zniesmaczony Artur to spoglądającej na niego groźnie żony. - Miał być Sam-Wiesz-Kto! Może... przysłali go w zastępstwie! - zakomunikowała Hermiona, która jako jedyna w tym towarzystwie potrafiła myśleć. Spojrzała na Petera, żeby uzyskać potwierdzenie tych słów. Widok, który ujrzała zniesmaczył ją. Ron i Glizdogon...
We are all evil in some form or another, are we not?
Weasley'owie nagle zastygli niczym sparaliżowani Petrificusem totalusem. Kiedy jednak uświadomili sobie, że nadal mogą wydobywać z siebie odgłosy, zaczęli przeraźliwie krzyczeć, licząc na wywabienie podglądacza z szafy. Niestety, efekt był odwrotny od zamierzonego, bo do pokoju zleciały się kolejne osoby - Ron oraz Hermiona, w samej bieliźnie. Zgredek natychmiast wyjął aparat i zaczął fotografować mole siedzące na starym surducie Artura Weasley'a.
- Tam fotografuj. - Harry dźgnął go łokciem na co Zgredek zaczął fotografować łokieć Harry'ego. Nagle drzwi do szafy wyleciały z zawiasów z hukiem, gdy Hermiona rzuciła na nie zaklęcie Alohomora. Od zamachnięcia się różdżką dziewczynie zjechało ramiączko od biustonosza.
- Harry, co ty tu robisz? Miałeś przylecieć dopiero jutro! - powiedziała zawiedziona, że Harry swoim przybyciem zepsuje tradycyjną orgię u Weasleyów odbywającą się w każde wakacje, gdy Harry jest jeszcze u wujostwa.
Wtedy do sypialni wpadł kolejny z grona dostojnych gości na orgii... czyli Szalonooki Moody, który dzięki swojemu magicznemu oku mógł podlgądać wszystkich nawet jeśli byli ubrani. Postukując swoją drewnianą noga podszedł do Harrego i zlustrował go od stóp do głów.
Hoho! Wiedzieliście, że Harry nie nosi bielizny? - zwrócił się do pozostałych.
Majtki Dudleya są na mnie za duże... - tłumaczył się Harry, którego twarz oblała się rumieńcem.
- Słuchajcie, słuchajcie! - powiedział uroczyście Artur spoglądając na swój znaleziony na śmietniku mugolski zegarek casio, który wyświetlał godzinę 12:00. - Za chwilę przybędzie gość specjalny. Podpisaliśmy tymczasowe zawieszenie broni ze Śmierciożercami, aby mógł się tutaj pojawić...
Ledwie zdążył dokończyć swoją wypowiedź a szyba w sypialni pękła wybita przez szybko poruszający się obiekt w kształcie dymu. Gdy dotarł on do środka pomieszczenia zaczął formować się w kształt sylwetki.
Na środku pokoju pojawił się... Glizdogon, który pomylił szopę Weasleów z dworem Malfoyów. Coś takiego mogło się przydarzyć tylko komuś pokroju Petera. Całkiem oszołomiony spoglądał na nagie, sflaczałe ciało Artura, który wyglądał, jakby by na kogoś czekał i tym kimś nie był wcale biedny Peterek.
- Parszywek! - pisnął Ron i przytulił się do spoconego, śmierdzącego kanałem i denaturatem Glizdogona.
- Miał być Sam-Wiesz-Kto. - powiedział zniesmaczony Artur to spoglądającej na niego groźnie żony. - Miał być Sam-Wiesz-Kto! Może... przysłali go w zastępstwie! - zakomunikowała Hermiona, która jako jedyna w tym towarzystwie potrafiła myśleć. Spojrzała na Petera, żeby uzyskać potwierdzenie tych słów. Widok, który ujrzała zniesmaczył ją. Ron i Glizdogon miziali się nosami, tak jak robili to, gdy funkcjonowali jeszcze w układzie zwierzak-właściciel.
- Ron! Przez tego człowieka zginęli moi rodzice! - krzyknął Harry zdumiony zachowaniem przyjaciela. Nie przejmując się zawieszeniem broni wyciągnął zza pazuchy różdżkę, wycelował w Glizdogona i krzyknął:
- Drętwota!
Niestety trafił idealnie w dotykające się czubki nosów obu panów przez co stopiły się one ze sobą.
Może... przysłali go w zastępstwie! - zakomunikowała Hermiona, która jako jedyna w tym towarzystwie potrafiła myśleć. Spojrzała na Petera, żeby uzyskać potwierdzenie tych słów. Widok, który ujrzała zniesmaczył ją. Ron i Glizdogon miziali się nosami, tak jak robili to, gdy funkcjonowali jeszcze w układzie zwierzak-właściciel.
- Ron! Przez tego człowieka zginęli moi rodzice! - krzyknął Harry zdumiony zachowaniem przyjaciela. Nie przejmując się zawieszeniem broni wyciągnął zza pazuchy różdżkę, wycelował w Glizdogona i krzyknął:
- Drętwota!
Niestety trafił idealnie w dotykające się czubki nosów obu panów przez co stopiły się one ze sobą. Ron i Glizdogon zaczęli szamotać się, próbując uwolnić się od siebie nawzajem. Hermiono! Pomóz! - piszczał Ron. Odsuńcie się, dzieci. - Moody rozepchnął na boki Harrego i Hermionę by mieć lepszy dostęp do poszkodowanych. W jego dłoni tkwił miecz Godryka Gryffindora. Hermiona, wciągnęła powietrze z przerażenia, wiedząc, co za chwilę nastąpi.
Szalonooki zamachnął się mieczem i błyskawicznie rozdzielił Rona i Petera. Ron nadal wrzeszczał, kiedy z jego nosa zwisała odcięta głowa Glizdka, którego reszta ciała osunęła się bezwładnie na ziemię, zalewając cały pokój krwią.
We are all evil in some form or another, are we not?
Może... przysłali go w zastępstwie! - zakomunikowała Hermiona, która jako jedyna w tym towarzystwie potrafiła myśleć. Spojrzała na Petera, żeby uzyskać potwierdzenie tych słów. Widok, który ujrzała zniesmaczył ją. Ron i Glizdogon miziali się nosami, tak jak robili to, gdy funkcjonowali jeszcze w układzie zwierzak-właściciel.
- Ron! Przez tego człowieka zginęli moi rodzice! - krzyknął Harry zdumiony zachowaniem przyjaciela. Nie przejmując się zawieszeniem broni wyciągnął zza pazuchy różdżkę, wycelował w Glizdogona i krzyknął:
- Drętwota!
Niestety trafił idealnie w dotykające się czubki nosów obu panów przez co stopiły się one ze sobą.
Ron i Glizdogon zaczęli szamotać się, próbując uwolnić się od siebie nawzajem. Hermiono! Pomóz! - piszczał Ron. Odsuńcie się, dzieci. - Moody rozepchnął na boki Harrego i Hermionę by mieć lepszy dostęp do poszkodowanych. W jego dłoni tkwił miecz Godryka Gryffindora. Hermiona, wciągnęła powietrze z przerażenia, wiedząc, co za chwilę nastąpi.
Szalonooki zamachnął się mieczem i błyskawicznie rozdzielił Rona i Petera. Ron nadal wrzeszczał, kiedy z jego nosa zwisała odcięta głowa Glizdka, którego reszta ciała osunęła się bezwładnie na ziemię, zalewając cały pokój krwią. Ze zwłok wysunęła się Nagini, która spokojnie, niezauważona pożerała Glizdogona od środka i wysyczała morsem: - Wiedziałem, że nie można wam ufać. Wasza śmierć jest blisko. Szczególnie twoja Potter!.
Może... przysłali go w zastępstwie! - zakomunikowała Hermiona, która jako jedyna w tym towarzystwie potrafiła myśleć. Spojrzała na Petera, żeby uzyskać potwierdzenie tych słów. Widok, który ujrzała zniesmaczył ją. Ron i Glizdogon miziali się nosami, tak jak robili to, gdy funkcjonowali jeszcze w układzie zwierzak-właściciel.
- Ron! Przez tego człowieka zginęli moi rodzice! - krzyknął Harry zdumiony zachowaniem przyjaciela. Nie przejmując się zawieszeniem broni wyciągnął zza pazuchy różdżkę, wycelował w Glizdogona i krzyknął:
- Drętwota!
Niestety trafił idealnie w dotykające się czubki nosów obu panów przez co stopiły się one ze sobą.
Ron i Glizdogon zaczęli szamotać się, próbując uwolnić się od siebie nawzajem. Hermiono! Pomóz! - piszczał Ron.
Odsuńcie się, dzieci. - Moody rozepchnął na boki Harrego i Hermionę by mieć lepszy dostęp do poszkodowanych. W jego dłoni tkwił miecz Godryka Gryffindora. Hermiona, wciągnęła powietrze z przerażenia, wiedząc, co za chwilę nastąpi.
Szalonooki zamachnął się mieczem i błyskawicznie rozdzielił Rona i Petera. Ron nadal wrzeszczał, kiedy z jego nosa zwisała odcięta głowa Glizdka, którego reszta ciała osunęła się bezwładnie na ziemię, zalewając cały pokój krwią. Ze zwłok wysunęła się Nagini, która spokojnie, niezauważona pożerała Glizdogona od środka i wysyczała morsem: - Wiedziałem, że nie można wam ufać. Wasza śmierć jest blisko. Szczególnie twoja Potter!. Ron darł się jeszcze bardziej, widząc, że jego ukochany szczur to tak naprawdę wąż. jednocześnie próbował oderwać od siebie ociekającą krwią głowę Glizdogona. Reducto! - krzyknęła Hermiona, usuwając tę nieprzyjemną narośl.
Moody zamachnął się mieczem, chcąc przepołowić Nagini, zamiast tego trafił jednak Artura w stopę.
We are all evil in some form or another, are we not?
Odsuńcie się, dzieci. - Moody rozepchnął na boki Harrego i Hermionę by mieć lepszy dostęp do poszkodowanych. W jego dłoni tkwił miecz Godryka Gryffindora. Hermiona, wciągnęła powietrze z przerażenia, wiedząc, co za chwilę nastąpi.
Szalonooki zamachnął się mieczem i błyskawicznie rozdzielił Rona i Petera. Ron nadal wrzeszczał, kiedy z jego nosa zwisała odcięta głowa Glizdka, którego reszta ciała osunęła się bezwładnie na ziemię, zalewając cały pokój krwią. Ze zwłok wysunęła się Nagini, która spokojnie, niezauważona pożerała Glizdogona od środka i wysyczała morsem: - Wiedziałem, że nie można wam ufać. Wasza śmierć jest blisko. Szczególnie twoja Potter!.
Ron darł się jeszcze bardziej, widząc, że jego ukochany szczur to tak naprawdę wąż. jednocześnie próbował oderwać od siebie ociekającą krwią głowę Glizdogona.
Reducto! - krzyknęła Hermiona, usuwając tę nieprzyjemną narośl.
Moody zamachnął się mieczem, chcąc przepołowić Nagini, zamiast tego trafił jednak Artura w stopę. Zrobiło się ogólne zamieszanie i wszyscy zaczęli się kotłować. Sytuację wykorzystali Śmierciożercy, który znienacka wpadli do domu Weasleyów. Efekt zaskoczenia został zmniejszony przez to, że widząc wyjedzoną od środka powłokę Glizdogona, napuchnięty nos Rona, siedzącego w szafie Pottera i Zgredka oraz nagiego, krwawiącego z kikuta stopy Artura nie przystąpili do ataku tylko zaczęli się głośno śmiać.
Sypialnię Weasleyów wypełnił złowrogi chichot Bellatrix, która powiedziała: