Jestem właśnie po seansie, więc kilka słów "na gorąco". Nie powiem pewnie nic nowego po za tym co już napisaliście. Będzie kilka odniesień do Waszych postów, ale nie chce mi się cytować (wybaczcie lenistwo).
Po pierwsze: film mi się podobał. Porządnie zagrana i zrealizowana biografia. Technicznie na wysokim poziomie. Na plus fajny, przydymiony klimat PRL'u czyli czasów, które ogólnie kojarzą się z szarością, ale też czasów w których ludzie potrafili się bawić i cieszyć życiem mimo wielu przeciwności, co ten film pokazuje. Po drugie: można było mieć obawy, że Bogowie to będzie tylko Kot i nic więcej, ale jak dla mnie aktorsko film podołał i na drugim planie jest na co patrzeć. Szczególnie Piotr Głowacki w roli doktora Zembali wyróżnia się. Przypomniał mi się odcinek u Wojewódzkiego z Głowackim, gdzie Wojewódzki chwalił go, że potrafi skraść drugi plan mimo pozornie małej roli i muszę przyznać teraz rację Kubie. Przy tak wyrazistej roli Kota dać się zapamiętać to wcale nie taka prosta sprawa. Teraz trzeba tylko czekać na jakąś pierwszoplanową rolę tego aktora, bo może być grubo. No i ogólnie wbrew temu co mówi adi skierowałbym siłę drugiego planu właśnie na tę młodszą część obsady czyli współpracowników Religii, a nie dinozaurów polskiego kina, którzy też oczywiście wypadli dobrze, ale ja np. nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Kotys w tym filmie to był po prostu Paździoch i nic więcej. Po trzecie: solidny plus za zakończenie. Kot patrzący się w lustro, w tle odgłos bicia serca, który informuje, że tym razem się udało, a zaraz potem odtworzona scena ze zdjęcia. Lubię takie pozornie nieefektowne zakończenia.
Teraz próba odpowiedzi na pytanie dlaczego film nie daje efektu "wow"? Bo to po prostu rzemieślnicza robota. Świetnie opowiedziana od początku do końca historia do której ciężko się o cokolwiek przyczepić. Historia która wzrusza kiedy ma wzruszać i bawi kiedy ma bawić, a nie na odwrót. Z humorem akurat jest tu różnie, bo dla mnie "oczko z kurw" to już prawie poziom polskiego kabaretu, ale np. wątek ze świnią był spoko i autentycznie mnie rozbawił. Nie mniej jednak to nie jest komedia i dowcipy to tylko dodatek, więc nie ma się co czepiać. Jako dramat biograficzny film niewątpliwie się broni. Ale (wracając do efektu "wow" ) to wciąż jest przede wszystkim rzemiosło, zrobione według pewnych schematów i pewnie dlatego nie kładzie na łopatki. No ale taki już jest urok filmów biograficznych i nie wiem czy dałoby się zrobić to lepiej (gorzej z pewnością). Coś jak filmy Wajdy: niby wszystko jest super, ale ciągle czegoś brakuje (dlatego Wajda nigdy u mnie nie dostał oceny wyższej niż 8). A co do niepolskiej muzyki: mi to nie przeszkadzało, ale myślę, że to trochę potwierdza kompleks polskości, bo to że robimy gorszą muzykę od zachodu to wiadome, ale w filmie o bohaterze PRL'u mogliśmy przecież dać własną. W sumie dopóki nie zaczęliśmy kopiować wzorców od zachodu to robiliśmy często filmy lepsze od nich, więc warto by się nad tym zastanowić.
Podsumowując: moja ocena wahała się gdzieś pomiędzy 7, a 8 ale ostatecznie daję tę drugą. 31 miejsce wszechczasów na FW i ogólne podniecenie niestety wynika trochę ze słabości polskiego kina, bo przecież podobnych filmów za granicą robi się mnóstwo. U nas niestety jest pod tym względem słabo i trzeba się cieszyć tym co jest. Tak czy siak, Bogowie to kino gatunkowe na wysokim poziomie i trzeba to docenić.
_________________________________________________
Jeszcze szybka weryfikacja moich ocen: obniżam "Filozofów" na 4. Moje zdanie na temat tego filmu nie zmieniło się ani na gorzej ani tym bardziej na lepiej, ale jest to najsłabszy film jaki widziałem w tym klubie i głupio mi stawiać go na równi z taką Enid albo nawet Non-Stop, które były jednak lepsze.
Nic odkrywczego od siebie nie dodam. Tak jak napisała bodajże Otherwoman (albo Lion): frywolna konwencja pasowała do filmu. Wydarzenia były na tyle dramatyczne, że ciężki klimat mógłby być zbyt przytłaczający. Ponadto nie oddawałby on podejścia bohaterów do sprawy. Mały Ze, a jeszcze bardziej dzieciaki, które potem go zabiły, przez większość swojego raczej krótkiego życia uważały to za zabawę i traktowały niczym dzień jak co dzień. A przecież patrzeliśmy na te straszne wydarzenia z perspektywy jednego z nich.
Mimo tego... osoba z zewnątrz, która nie chciała się angażować w walkę - taka jak Kapiszon - raczej powinna podchodzić do wojny gangów z większą ostrożnością, wręcz obawą, dlatego narracja (w sensie kwestii wypowiadanych przez Kapiszona, wyświetlających się tytułów "rozdziałów" na ekranie, które też były bardzo "luzackie" mogłaby być trochę bardziej poważna. Ale nie była to jakaś wielka strata. Mieliśmy kilka naprawdę mocnych scen - śmierć Bene i potraktowanie tej dziewczyny przez Ze, a potem śmierć Kurczaka. To wystarczyło.
A propos śmierci Kurczaka. Przy okazji Filozofów sporo narzekałem na "retrospekcje" i pokazywanie po raz kolejny wydarzeń, które już widzieliśmy. Stwierdziłem, że świadczy to o niedołężności reżysera. Tutaj jednak ten zabieg był bardzo potrzebny ze względu na mnogość bohaterów (w Filozofach mieliśmy 3-4 istotne postacie, tutaj co najmniej 10). Za bardzo wnikliwe podejście do historii "Miasta Boga" i dokładne rozwijanie nawet pobocznych wątków (np. historia meliny, w której sprzedawali skręty) - olbrzymi plus... Choć niektóre momenty bym skrócił i nie zgodzę się z Lionem, że mogli pokazać jeszcze więcej. Pokazali wystarczająco dużo.
Suma summarum, wrażenia mam takie jak adi - film nakłonił mnie do refleksji.Różne motywacje kierowały gangsterami, ale głównie była to chęć zemsty. Tymczasem zabójstwo z zemsty zawsze powoduje, że kolejna osoba ma powód do zemsty. I tak w kółko. Jeden gangster ginie, na jego miejsce przychodzi dwóch kolejnych - i żaden nie dożyje spokojnej starości. Zastanawiam się, jak ja bym postąpił na ich miejscu... Gdyby ktoś zabił mi całą rodzinę? Raczej bym się nie powstrzymał i chciał zemścić się na tej jednej osobie, która wyrządziła mi krzywdę, a potem zwiać. Ale ten film pokazał, że nie jest to takie proste.
Nie zmienia to faktu, że takich filmów jest mnóstwo - i brakowało mi tu czegoś, który wyróżniałby go w sposób szczególny.
Ja film obejrze ostatecznie jutro. W nocy ściągałem mniej więcej 10 filmów, z czego ten klubowy jako jedyny się nie zdążył, a ściągać mogę tylko od północy do 6
Oczywiście inni nie mają żadnych wymówek, bo mieli na to cały tydzień, więc jak nie obejrzą dziś to żal..
Lion napisał/a:
Ja film obejrze ostatecznie jutro. W nocy ściągałem mniej więcej 10 filmów, z czego ten klubowy jako jedyny się nie zdążył, a ściągać mogę tylko od północy do 6
Oczywiście inni nie mają żadnych wymówek, bo mieli na to cały tydzień, więc jak nie obejrzą dziś to żal..
własnie...
chociaz powinenś zacząc od klubowego
We are all evil in some form or another, are we not?
Tym razem zacznę od oceny:
Pomysł 1/1
Fabuła 1/2
Scenariusz 2/3
Aktorstwo 2/2
Reżyseria 1/1
Wykonanie 1/1
SUMA 8/10
Generalnie spełniły się moje przypuszczenia. Film nie jest jakimś olbrzymim arcydziełem, ale faktycznie jednym z nielicznych, które nie irytują swoim wykonaniem. Nie jest ckliwy, na siłę patriotyczny, wynoszący Religę do miana historycznego bohatera, geniusza równego Einsteinowi - nic z tych rzeczy, od początku jest podkreślone, że na zachodzie takie przeszczepy powoli stawały się normalnością, a ponadto przez większość filmu oglądaliśmy te operacje, które zakończyły się niepowodzeniem (a w typowym polskim filmie 30-minutowym punktem kulminacyjnym byłaby udana operacja). Jedyne, co Religa zrobił, to się zbuntował skostniałym dziadkom i walczył. Dzięki temu, że skupiono się na nieudanych przeszczepach, był bardzo dynamiczny, zaskakujący (serio, jak pierwszy biorca dostał zawału i cała ekipa wyskoczyła żeby go ratować, to się nieźle zdziwiłem), bez rozwlekanego oczekiwania na szczęśliwą wieść, że w końcu się udało.
Jednocześnie jednak twórcy uniknęli także obrazu Religi przerysowanego w drugą stronę, czyli takiego twardziela płynącego pod prąd, zostawiającego po sobie trupy, zrozumianego dopiero po odniesieniu sukcesu. Tutaj było coś po środku. Niezrozumienie, ale jednocześnie szacunek wobec jego osoby. Pokazano alkoholizm i nałóg tytoniowy, ale także bez przesady - Religa nie dziabnął lufy przed żadną operacją ani nie palił notorycznie w ich trakcie (a tego się spodziewałem po trailerach... nawet chyba była dosłownie taka scena, czyżbym ją przeoczył w filmie?).
Co do obsady drugoplanowej, to nikt mnie jakoś nie zachwycił... z jednym wyjątkiem:
(...) Ryszard Kotys odegrał rolę typowej mendy, twardogłowego lekarza, który zmiany uważa za zło. To była chyba najbardziej charakterystyczna rola poboczna w tym filmie i do tego świetnie zagrana.
Indeed Ale akurat Kotys to tej roli był stworzony (jak i do roli każdego mendy, szczególnie naczelnej mendy Rzeczypospolitej, Mariana Paździocha ), albo nawet rola stworzona pod niego
Niemniej za aktorstwo 2/2, bo nikt "nie odstawał", a Kot zagrał jedną z lepszych życiowych ról.
Brakowało mi trochę w tym filmie zrozumienia tamtych czasów. Gdybym żył wtedy zapewne bym zrozumiał, ale teraz nie potrafiłem się wczuć tak do końca w rozumowanie i podjęte decyzje przez bohaterów filmu.
Nie wiem, czy to kwestia czasów - ogólnie w filmie było trochę niedopowiedzeń. Na przykład - kim był ten koleś, którego syna uratował Religa, wychodząc ze szpitala, a który potem wpłynął na partię, żeby oddali pieniądze na klinikę? Albo dlaczego Religa nagle dostał objawienia, w czym tkwił błąd? Wyczytał to gdzieś, czy po prostu odświeżył umysł na urlopie? Poza tym, lekko się gubiłem w tych mentorach Religi Stąd dwa punkty odjęte od fabuły i scenariusza.
Dodatkowo film był dość zabawny momentami, np. oczko z kurw.
Jakie oczko?
Ale fakt, niektóre teksty Religi rozbrajały i parę razy się śmiałem na głos Albo sytuacja, w której powiedział, że nigdy nie pójdzie do partii, a potem bach - szybkie przejście do sceny w urzędzie. Ogólnie te szybkie przejścia były naprawdę świetnie zrobione. Nadawały filmowi tempo, ale nie czuć było panującego chaosu.
PS: Jednak było coś co mnie irytowało. Czemu w filmie zamiast jakichś polskich kawałków, może z czasów PRLu, mogliśmy słuchać "My Sharona" albo "This is a man's world"?
Też mnie to zirytowało. Film "amerykański", to i piosenki musiały być amerykańskie? Teraz co prawda doczytałem, że nawet na pogrzebie Religi grano jakąś amerykańską piosenkę, ponieważ Religa uwielbiał taką muzykę. Może więc chodziło o jego upodobania. Ale faktycznie, jakichś Czerwonych Gitar mi tu zabrakło.
Irytowało mnie natomiast kilka rzeczy. Np ta gadka o sercu, że niby ktoś ma się zmienić po przeszczepie. Nie wyobrażam sobie, że człowiek gadał takie głupoty, no serio, to nie jest średniowiecze. Nawet mój dziadek pochodzący z zapadłej wiejskiej dziury nie mówił takich bzdur.
Pamiętasz te czasy? Teraz to moja babcia z zapyziałej wioski też by takich bzdur nie gadała, ale wtedy, kiedy bądź co bądź byliśmy odcięci od nowych technologii? Jakieś pojedyncze osobniki mogły się zdarzyć.
Kapitalizm robi swoje za PRL sztuka kwitla, dzis kwitna pieniadze. Wtedy spokojnie moznaby wrzucic polskie kino pod koniec swiatowego TOP10, a jakby brac pod uwage ostatnie 25 lat, to do TOP15 by bylo trudno bo pare krajow sie rozwinelo filmowo w miedzyczasie np. Korea, Chiny, Dania, Holandia, Austria, podczas gdy u nas najpierw byla sztuczna amerykanizacja kina w latach 90. a potem sztuczna europeizacja w latach 00. pod komenda UE i PO.
Dokładnie. Dlatego właśnie aktualnie najlepsze filmy tworzą Kubańczycy, Rosjanie, Chinole i Korea Północna
Na szczęście Polska tym filmem pokazuje, że jest szansa na pogoń za wymienionymi wyżej filmowymi mocarstwami
Religa chyba w trakcie jakiejś operacji powiedział "kurwa", a jedna z pielęgniarek "oczko" i on się pytał o co chodzi, a on, że to już jego dwudziesta pierwsza "kurwa"
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Kapitalizm robi swoje za PRL sztuka kwitla, dzis kwitna pieniadze. Wtedy spokojnie moznaby wrzucic polskie kino pod koniec swiatowego TOP10, a jakby brac pod uwage ostatnie 25 lat, to do TOP15 by bylo trudno bo pare krajow sie rozwinelo filmowo w miedzyczasie np. Korea, Chiny, Dania, Holandia, Austria, podczas gdy u nas najpierw byla sztuczna amerykanizacja kina w latach 90. a potem sztuczna europeizacja w latach 00. pod komenda UE i PO.
Dokładnie. Dlatego właśnie aktualnie najlepsze filmy tworzą Kubańczycy, Rosjanie, Chinole i Korea Północna
Na szczęście Polska tym filmem pokazuje, że jest szansa na pogoń za wymienionymi wyżej filmowymi mocarstwami
Arletkam, a tak w ogóle to jak interpretujesz tytuł "Rozmowy z innymi kobietami" w kontekście tego co dzieje się na ekranie?
Myślę, że pierwszej części tytuły nie musze tłumaczyć, jak rozumiem
Ok, sugeruje nam, że film opiera się głównie na dialogu. Co do drugiej części to w sumie nie mam przekonania. Ja to rozumiem tak, że zarówno liczba mnoga jak i anonimowość mają sugerować bagaż doświadczeń bohatera. W życiu spotykamy na swojej drodze wielu różnych ludzi, którzy odgrywają w nim ważne role, taki anonimowy tłumek, który się cały czas przewija, ale ostatecznie staje się przeszłością i pamięć o nich się zaciera. Niestety to sugeruje punkt widzenia mężczyzny, a w filmie widzimy wyraźnie, że reżyser stara się osiągnąć punkty widzenia obojga bohaterów. Dlatego tez nie poznajemy nawet imion głównych bohaterów, których los ze sobą styka jedynie na krótką chwilę.
swoją drogą ten cytaty innych widzów, które powinny zachęcić Liona i Flaka do obejrzenia filmu
Oglądało się bardzo przyjemnie, a sam film zachwycał wręcz sposobem montażu i wyjątkowo długimi ujęciami
inne:
W filmie krytycy docenili oryginalny, choć nawiązujący nieco do stylu Erica Rohmera, sposób kadrowania, oraz montaż, dzięki któremu mamy wrażenie, że poznajemy opowiadaną historię jednocześnie z perspektywy mężczyzny i kobiety.
W sumie to racja. Coś w tym jest i jak się nad tym zastanowić, to bardziej doceniam ten film.
Niesamowicie różny od innych. Wciągnął mnie całą,pochłonął uwagę. Jestem fanką kina niekonwencjonalnego. Co prawda to nie Gutek Film, aczkolwiek równie dobry. Doskonałe role, arcyciekawy montaż, nietuzinkowy pomysł, inteligentne dialogi i cięte riposty. Zdecydowanie dla koneserów kina.
Za tę kreację Bonham Carter dostała nawet nagrodę na MFF w Tokio (2005) i nagrodę Evening Standard British Film (2008). Sam Hans Canosa otrzymał na festiwalu w Tokio Specjalną Nagrodę Jury
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.