- Ej! Wcale gniotem nie jestem! - krzyknął oburzony Jack, ten okres już minął. Teraz miał być prawdziwym liderem, który wie co chce. Zero wiadra, nawet w święta. - Mnie lidera na pewno potraktują godnie. Kate razem z Johnem wysadzają bunkier, możesz im pomóc bo znając ich mają problemy... Ja muszę porozmawiać z Jacobem, sprawy liderów. Chyba teraz pojmujesz, jaką mam ważną misję... dokończył Shephard, strzelił Jackface'em w jej stronę, by zrozumiała powagę jego zadania. Nie może się zajmować błahostkami jak ona...
- Oczywiście, że nie jesteś gniotem. Przepraszam, nie to miałam na myśli. To może pójdę i im pomogę w takim razie. Powodzenia w liderowaniu ! - powiedziała blondynka i znikła w zaroślach. Szła przez dżunglę, rozmyślając nad tym, czy kiedykolwiek opuści Wyspę, w końcu jest tutaj już od dłuższego czasu. Minęło kilka chwil i już stała obok bunkra, tam gdzie John i Kate.
- Przysyła mnie Jack. Mam wam pomóc, bo podobno jakiś bunkier otwieracie... - powiedziała na przywitanie, serdecznie się uśmiechając do Johna i Kate.
Kate spadł kamień z serca, gdy Locke przedstawił swoje wiarygodne wytłumaczenie. Jak mogła go podejrzewać o siadanie na wiadrze? John nie zniżyłby się do tego poziomu. Wzięła pochodnię do ręki i już miała podpalić lont, gdy nagle przed nimi pojawiła się Juliet. - O hej! - Kate wyjątkowo ucieszyła się na jej widok. - Właśnie próbujemy wysadzić ten właz. Wiesz może, co jest w środku? W końcu Ben trzymał Cię na tej wyspie, powinnaś wiedzieć o niej dużo. - gdy Juliet dała do zrozumienia, że nie interesuje się już Jackiem, Kate mogła się z nią zaprzyjaźnić. Nagle przypomniała sobie, że zapomniała przekazać Jackowi worek który dostała od blondynki. Zrobiło jej się smutno, że Jack nie dostał tego wartościowego prezentu. - Juliet, Ty podpal ten lont... - załamana Kate podała jej pochodnię, nie chciała, żeby w świetle płomieni ktoś ujrzał jej łzy.
- Ben nigdy nie wspominał o tym włazie. Wiem tylko, że to jedna ze stacji DHARMA zajmująca się badaniami nad elektromagnetyzmem. Nazywa się Łabędź - odpowiedziała do Kate. Blondynka nie zauważyła, że dziewczyna płacze. Jednak to, że pozwolono jej odpalić lont, trochę ją zdziwiło.
- Dziękuję, Kate - uśmiechnęła się do niej szczerze. Wzięła pochodnię i ostrożnie podpaliła lont. Następnie pociągnęła za sobą Kate, by oddalić się na bezpieczną odległość.
- Dziękuję Juliet, jesteś taka dobra... - Kate wzruszyła się, gdy blondynka odciągnęła ją od lontu. Kate odebrała to jako oznakę troski, to była zapowiedź pięknej przyjaźni! Nagle koło nich pojawił się Sawyer, który miał dotrzymać towarzystwa Lockowi, ale jak widać nie wywiązał się ze swojego zadania. - Trójkącik? Chyba żartujesz! - oburzyła się Kate, mimo wszystko spoglądając na Sawyera pożądliwie. Jack ją odtrącił, nie chciał się z nią całować, wolał być człowiekiem nauki... A co się dzieje, gdy Jack ją zawodzi? Ona biegnie do Jamesa, taki jest schemat. Rozmyślania Kate przerwała eksplozja. Siła wybuchu odrzuciła wszystkich to tyłu, sprawiając, że Kate wylądowała na Sawyerze...
Jacob był nadal cierpliwy, ale chciałby już wrócić do swojej stopy i wyszywać dywan, a tymczasem przez Jacka to było niemożliwe. Aby pokazać mu, jak bardzo zboczył z drogi, narysował mapę całej wyspy, zaznaczając kilka lokalizacji, pisząc ciekawostkę na temat Locke'a oraz rysując ponownie delfina. Zwinął mapę w kulkę i rzucił nią w stronę Jacka, tym razem ostrożniej, aby nie zranić go tak jak to się stało z samolocikiem.
Gdy tylko właz został wysadzony John zapomniał o biegunce. Zapomniał też o wszystkim, co do tej chwili robił. To był przełomowy moment w jego życiu, w końcu coś osiągnął oprócz odzyskania czucia w swoich nogach dzięki wyspie. Tak to całe życie kompromitacje, wpadek i poniżeń...prawie jak jakiś gniot...
-Wstawać lenie, bunkier na nas czeka! W końcu, po takim czasie... -rzekł Locke, pokuśtykał w stronę wejścia, wcześniej pomachał swoją dłonią starca, by się dziewczyny pośpieszyły. Nie wiedział, co Sawyer planuje razem z Kate i Juliet, gdyby miał świadomość tego, to próbował by ratować dziewczyny przed tym zbokiem... Zajrzał do włazu razem z Kate, był ciekawy tej stacji, o której tak mówiła Juliet....Czy to miała być stacja?! Wyspa na pewno coś dostojniejszego przygotowała dla Johna...
-----------------------------------------------------------------
Historia dla Jacka po raz któryś się powtórzyła. Kolejna mapa, tym razem całej wyspy. Jego bystre oczy, które były wyćwiczone wypatrywanie w dżungli wiader oraz rozbitków potrzebujących pomocy lekarskiej, zauważyły zaznaczoną wioskę Dharmy. Drobny uśmiech pojawił się na widok delfina, to samo na informacje dotyczącą Locke'a. Jako lekarz powinien pomóc, ale tym razem miał ważniejsze rzeczy na głowie. Ta wioska Dharmy na pewno musiała znaczyć coś ważnego dla Jacoba... By sobie pomóc w myśleniu, strzelił Jackface'a
Po dobrych 3 godzinach gapienia się, w końcu zrozumiał. Jacob musiał być w osadzie Innych! Nie było innego wyjścia, tak to zaznaczenie jej nie miało sensu. Skierował swoje kroki w stronę wiochy tych błaznów, kiedy indziej spenetruje Świątynie. Po jakimś czasie w końcu dotarł do swojego celu, niestety to miejsce było puste. Opuszczone. Shephard widząc stan Dharmaville, doszedł do wniosku, że tutaj Jacob nie może mieszkać, nie w takich warunkach. Na pewno by tu zrobił porządek, gdyby choć od czasu do czasu wpadał. W takim burdelu by nie mieszkał... To znaczyło, że znów musi go szukać, biedny lekarz już tracił powoli wiarę w swój cel istnienia...
Kate musiała zejść z Sawyera, bo Locke ją wołał. Razem z nim zaglądnęła do środka, drabinka prowadząca na dół zdawała się nie mieć końca.
- Musimy zejść na dół. Myślę, że pójdę pierwsza. Nie wiadomo co na dole zastaniemy, może nawet Czarny Dym? Lepiej, żeby mi się coś stało, niż Tobie, Ty jesteś ważniejszy dla wyspy. - Kate tak naprawdę chciała pierwsza pobuszować w bunkrze i zagrabić pożyteczne rzeczy które mogą się tam znaleźć. Będzie je później mogła sprzedać albo wymienić handlując z innymi rozbitkami. Locke po raz kolejny zrobił pozę jakby chciał usiąść na wiadrze, ale Kate już wiedziała, co to oznacza. - Tak, ćwicz mięśnie, bo czeka nas długa droga na dół... Chociaż może lepiej zostaniesz tutaj? Żeby Ci nogi po drodze nie zdrętwiały... - wypaliła, zapomniała, że John jest wrażliwy na punkcie komentarzy odnośnie swoich nóg.
Jacobowi chciało się płakać, widząc jak Jack zbacza z drogi i nie idzie wyznaczonymi przez niego torami. Nie miał już siły rysować kolejnej mapy, zaczął się zastanawiać, czy może nie powinien skreślić Jacka z listy kandydatów. Przecież ma tyle wartościowych osób, chociażby Kate, Juliet, Sawyer czy Locke, który przecież przestał być gniotem. Postanowił dać Jackowi jeszcze jedną szansę. W formie ostrzeżenia, dorysował na mapie potwora, którego ostatnio widywał (żywił się on eks-kandydatami, którzy umarli na wyspie).
A akcje desperacji na odwrocie kartki dopisał jeszcze komunikat, który może dotrzeć do mózgu Shepharda i ten w końcu zrozumie, że idzie w złą stronę!
Przymocował kartkę do kamienia i rzucił nią tak zamaszyście, że wybił jedno okno w domku.
Kate miała rację. John był zbyt ważny, by iść tam pierwszy i ryzykować swoje życie. Jeszcze by go wzięto jako zakładnika, nie miałaby Kate takiego okupu, który byłby godny wymiany za niego. Ona musiała iść w nieznane, bez żadnej broni i latarki, jedynym jej atutem były cycki, ale akurat to niezbyt dobrze było w jej przypadku... Musiała wspomnieć o nogach, co go ostro zirytowało. Nienawidził, jak mu ktoś przypomniał o tamtym okresie jego niedołężności. John myślał, że ona go już lubi i nie będzie go dręczyć...
-Idź tam już Kate, zrób mały rekonesans. Jeśli nikogo tam nie będzie to daj znać, ja zejdę i zacznę dopełniać moje przeznaczenie. - powiedział Locke, obwiązał ją ciasno przygotowaną liną, gdyż drabinka była zepsuta. Tak musiała zejść, jeśli zginie tam brutalnie to Locke wyśle kolejnego rozbitka, pod ręką miał jakby co Juliet i Sawyer'a...
Jack obejrzał kolejną mapkę, którą znalazł w jednym z domków. Znowu wyspa, tym razem była jeszcze dorysowana mała Hydra oraz.... potwór! Tak, Jack od razu zrozumiał czemu jest on narysowany! Lider musi rozprawić się z potworem, jako jedyny jest do tego zdolny! Inaczej inni będą w wielkim zagrożeniu! Jack zaczął szukać lustra, miał zamiar potrenować Jackface'y, które wykorzysta w walce z potworem.
Efekt był powyżej oczekiwań. Od razu lustro się rozpadło na małe kawałki, to oznaczało, że Jack jest nadal w formie i gotowy do walki. Potwór nie ma z nim żadnych szans. Skierował się na północ, w poszukiwaniu łódki, by potem wyruszyć samotnie na morze w celu stoczenia historycznego pojedynku. Jackface'y vs monsterface'y. Jack jeszcze nie odkrył, co jest na drugiej stronie kartki, jego ulubiona kwestia...
Tymczasem Desmond nawet nie usłyszał, że ktoś rozwalił właz od jego bunkru, gdyż był zajęty.... robieniem sobie klaty. W chwili wolnej miał zamiar wypić double blasta.
- Kate, uważaj na siebie. Bez Ciebie ta Wyspa nie będzie już taka, jak dawniej. - powiedziała i przytuliła się do niej. Samą Juliet zdziwiła ta reakcja, bo nigdy by nie pomyślała, że przytuli Kate. Po kilku chwilach oderwała się od niej.
- Jakbyś potrzebowała pomocy, to krzycz - dodała i zrobiła zmartwioną minę.
Kate przytuliła Juliet, był to bardzo miły gest z jej strony. Widząc jednak minę Sawyera, zrobiło jej się przykro. - Nie możesz odejść, jesteś nam potrzeby, na dole może być niebezpiecznie, a Ty masz broń. - Sawyer pewnie jak zwykle był uzbrojony. Nie miała jednak czasu, żeby go przekonywać do zostania, bo już John ją spuszczał na linie na dół i po chwili zniknęła w ciemnym tunelu.
Gdy znalazła się na samym dole, pierwsze co zrobiła, to poszukała włącznika światła, bo Locke nie dał jej nawet latarki.
Jacob usiadł na plaży z papają w ręku. Miał zamiar ją jeść obserwując pojedynek na face'y Jacka i potwora. Nie sadził, że sprawy tak się potoczą, ale był rad z tego. Przynajmniej będzie o jednego potwora mniej na tej wyspie, już wystarczy mu obecność Czarnego Dymu. Wyjął nóż z kieszeni i zaczął ostrzyć kredki Richarda, ale były tak zjechane od rysowania map, że nadawały się tylko podpałkę.
John zaczął krzyczeć, sam nie wiedział czy że strachu o Kate czy o swoją twarz, która przez taką dawkę światła może się jeszcze bardziej pomarszczyć. Nie chciał być kojarzony z starymi prykami, którymi gardził.
-----------------------------------------------------------------------------------
Jack w końcu dotarł na plażę, wcześniej się zaopatrzył w garnitur. Do walki z potworem musiał się ubrać dostojnie. Strzelił Jackface'a na plaży, lecz chwilowo okazało się to niepotrzebnie. Musiał on wyruszyć samotnie łódką w morze, potwór najwyraźniej zdawał sobie sprawę z potęgi Shepharda...
Juliet zaczęła martwić się o Kate. Nie zwracając uwagi na Sawyera, który zaczął histeryzować, podeszła do Locke'a i zaczęła przyglądać się światłu, tak jak on.
- Kate, wszystko w porządku ?! - krzyknęła do dziury. Musiała się upewnić.
Gdyby Kate wiedziała, co Saywer wyprawia, powiedziała mu, żeby nie mazgaił się jak jakiś Jack. Ale była w bunkrze na dole i tylko krzyknęła do Juliet:
- Niech Locke Cię spuści na dół, wszystko w porządku! - Kate nie widziała żadnego zagrożenia, więc ruszyła korytarzem przed siebie.
Doszła do dziwnego pomieszczenia, w którym ujrzała komputer. Kate pomyślała, że może wejdzie do internetu i sprawdzi pocztę, zawsze dostała dużo listów miłosnych. Nie wiedziała jednak, jak uruchomić przeglądarkę, bo na monitorze nie było żadnych ikonek. Zdenerwowana, zaczęła bez sensu wciskać klawisz raz po raz.
Jacob widząc elegancję Jacka, również chciał odpowiednio przygotować się na ten moment i też włożył garnitur, czekając z niecierpliwością za zabójcze dla potwora jackface'y.
Tymczasem potwór pływał koło Hydry, widział, że Jack szuka łódki, w końcu będzie mógł kogoś zjeść. Co prawda wolałby zjeść Juliet, a ostatecznie nie pogardzi też Shephardem, który na pewno będzie dość łykowaty i będzie miał posmak shitu.
-Co powiedział jeden bałwanek do drugiego? Mów! - krzyknął szalony Desmond do ucha, Kate, która zajęła jego fotel przy kompie. Celował do niej z broni, akurat musiała mu się trafić brzydka kobieta. Był zamknięty tam już długo, wykorzysta ją... Miała szczęście, że nie wiedziała co on wcześniej tam dziś robił....
-------------------------------------------------------------------- -Ja zejdę teraz, bo....jestem wybrańcem wyspy, jej pierwszym sługą. Moim przeznaczeniem jest się dowiedzieć tego, co na dole jest...do tego starszy jestem więc mam pierwszeństwo - Locke skierował te słowa do Juliet, po tym jak Kate była na dole bezpieczna. Musiał czym prędzej tam iść, obawiał się, że dziewczyna tam nabroi. Rozwali coś niechcący i wyspa będzie miała do niego pretensje, a na to nie mógł pozwolić. Wkurzona wyspa odbierze mu władzę w nogach...
---------------------------------------------------------------
Jack jednym z swoich Jackface'ów ujrzał...
Jego umysł lidera zdecydował, że to będzie doskonałe miejsce do walki, dobry widok na całe morze, gdzie będzie mógł rzucać na prawo i lewo swoje potworne miny. Już sobie wyobrażał, jak Jacob mu będzie dziękował i dzielił się z nim sekretami wyspy, a nie z jakimś kalekim i niedołężnym Lockiem. Zaprosi go do swojej stopy na rybkę! Może nawet na coś więcej.... To dodawało mu siły, zaczął energicznie płynąć w stronę łajby, nawet miał plan zmienić jej imię, do tego historycznego pojedynku, o którym matki będą opowiadały bachorom.
Sawyer poczuł się odtrącony przez Juliet i Kate, więc postanowił zaprzyjaźnić się z kimś. Tak się stało, że pierwszą osobą jaką zauważył był Jack. James rzucił się więc w morskie fale i dopłynął do shitlekarza.
- Hej doktorku. Może byśmy zostali najlepszymi kumplami?
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Oczywiście, John. Jeśli chcesz, zejdź pierwszy. Ale obiecaj mi coś... nie pozwól, by Kate stała się jakakolwiek krzywda. - powiedziała Juliet. Strasznie martwiła się o Kate, jednak nie uśmiechało jej się schodzić do bunkra. Woli poczekać tutaj i wejść, gdy już naprawdę będzie bezpiecznie. Uśmiechnęła się do Johna, by życzyć mu powodzenia.