Flaku napisał/a:
Ostatnio zrobiłem sobie rewatch "Pulp Fiction" i powiem, że jak do tej pory uwielbiałem ten film to teraz go wręcz kocham Dziś już się nie robi takich filmów, bo teraz najważniejsze są efekty i czy-de, a za arcydzieło uważa się "Avatar". Także polecam, szczególnie tym wszystkim, którzy jakimś murzyńskim cudem nie widzieli tego kultowego dzieła
TAK TAK TAK, dokładnie tak, dzięki Bogu że istnieją tacy ludzie jeszcze
Ostatnio widziałem Hmm... Jak niektórzy (czytaj: Flaku) wiedzą robię sobie lato filmów, obejrzałem tego lata już 13 nowych filmów (jak na mnie to bardzo dużo), z czego większość pozostanie moimi ulubionymi chyba do końca życia (w tym wyżej wspomniane Pulp Fiction). Film ten cenię szczególnie za kosmiczny wręcz poziom epickości scen, no i te miażdżące dialogi, jak ktoś oglądał, to wie o czym mówię. Ktoś kto się zna na kinie (czyli nie ja) po prostu nie może tego filmu uznać za słaby albo nawet przeciętny. Mulholland Drive i Zagubiona Autostrada to dwa filmy Lyncha, które obejrzałem i ogólnie są te filmy jakby spełnieniem moich marzeń odnośnie tego jak ma wyglądać dobre kino (coś jak Loveless w muzyce dla mnie). Niejasność, psychodelia, śmiałe sceny erotyczne (szczególnie w Lost Highway, po obejrzeniu tego filmu jakiś hejter może wziąć Lyncha za stukniętego erotomana), dużo symboliki, a przede wszystkim ten klimat. Nie mogę się już doczekać przeżycia Dzikości Serca czy Blue Velvet, czyli kolejnych pozycji mojego mistrza i bohatera- Davida Lyncha. Jak we śnie to cudowne "surrealistyczne love story, opowiadające historię zwariowanego artysty zawieszonego pomiędzy światem marzeń sennych a rzeczywistością", właściwie po samym opisie wiedziałem, że film mi się spodoba (filmy, w których mogę się utożsamiać z bohaterem lubię najbardziej). Wspomnę jeszcze o Marzycielach Bertolucciego, jego filmy raczej nie są arcydziełami, ale Bertolucci to kolejny erotoman (), jego obrazy także do mnie trafiają (Ukryte Pragnienia przez długi czas były moim ulubionym filmem). Ashes and Snow to w skrócie poetycki obraz o dystansie jaki dziś dzieli człowieka i przyrodę (mnie jako naturalistę poruszył). No i dzisiaj obejrzany Człowiek, który śpi, czyli "adaptacja książki Georgesa Pereca opowiadająca o 25-letnim mężczyźnie, który rezygnuje z aktywnego życia, zrywa wszelkie więzi społeczne, zanurzając się w samotności." (też nie musiałem się wysilać aby się z nim utożsamić). Nudny poetycki film (brak dialogów), ale w swojej nudnej formule jest jednocześnie bardzo fascynujący i też na pewno do niego wrócę. Wszystkie te filmy polecam (może ktoś ma podobny gust do mnie).
Ostatnio słyszałem... Moje największe wakacyjne odkrycia w muzyce to Animal Collective (psychodeliczno-eksperymentalna, choć jednocześnie popowa kapela) i Panda Bear (pozdro panda), który jest bardziej popowy a mniej eksperymentalny (z resztą jest członkiem Animalów).
Bajkowy closer Pandy z Person Pitch:
Nie wiem w sumie kogo to obchodzi
Edytowane przez Lion dnia 19-07-2012 22:33
Opener - tyle picia i innych "rzeczy" nigdzie nie znajdziecie <3 . Nie będe pisał długich postów bo pewnie nikomu nie będzie się chciało moich głupot czytać , ale jeżeli lubicie posłuchać naprawdę dobrych zespołów i się zniszczyć przez 4 dni to gorąco polecam
shimano byłeś na open'erze? To całkiem możliwe, że natknęliśmy się na siebie w pijackim amoku Gdyby nie to, że cały czas żyłam w niepewności czy mój namiot jeszcze nie przemókł to byłoby przezajebiście
No i dzisiaj obejrzany Człowiek, który śpi, czyli "adaptacja książki Georgesa Pereca opowiadająca o 25-letnim mężczyźnie, który rezygnuje z aktywnego życia, zrywa wszelkie więzi społeczne, zanurzając się w samotności."
O, poluję na ten film od dłuższego czasu Skoro mówisz że warto obejrzeć to tym bardziej zmobilizuję się do odpalenia. Ogólnie ostatnio mam jakieś dziwne filmowo-książkowe combo: za co się złapię, okazuje się być eufemistycznie mówiąc słabe, że aż się boję czytać i oglądać cokolwiek. W przypadku książek to chociażby "Komórka" Kinga. Akcja wlecze się jak Hurley na wyprawę na drugą część wyspy i ogólnie wynudziłam się strasznie. Początek niby dobry, ale dla mnie zbyt krwawy i wydumany. Cóż, może nie za bardzo odnajduję się w tematyce apokalipsy zombie (to mówię jeżeli ktoś chciałby mnie ukrzyżować za brak miłości do dzieła Kinga). Drugi równie "przyjemny" przystanek na drodze mojej książkowej drogi to "Delirium". Nie będę się również rozpisywać, ale dla mnie trąciło połączeniem Zmierzchu i taniego romansidła. Dobrnęłam z trudem i tylko dlatego że zawsze staram się kończyć książki, które zaczęłam. Wiem że o książkach jest osobny temat ale napomknąć musiałam, by moja wypowiedz była bardziej pełna.
Z filmami niestety podobnie. Głównie dlatego, że moja siostra przyjechała do mnie na wakacje i oglądamy razem, a nasze gusta są skrajnie odmienne. Przeżyłam więc jakoś "Like crazy", "Tres metros sobre el cielo" (dramato-komedie romantyczne, więcej szkoda pisać), z głodem na naprawdę dobre kino. Pozytywnie zaskoczyli mnie za to "Nietykalni". Zaintrygowało mnie nieco 3 miejsce w filmwebowskim rankingu wszechczasów. Po obejrzeniu powiedzieć mogę, że jest to miejsce zdecydowanie zawyżone, będące podejrzewam efektem chwilowego "bumu" na ten film - premiera była stosunkowo niedawno. Mimo to bardzo przyjemny film, wzruszył mnie i rozbawił. Polecam również tym, którzy nie gustują w dramatach (tak jest sklasyfikowany ten film). Obejrzałam również "Psa andaluzyjskiego", uważanego za prekursora filmów surrealistycznych. Cóż...przy scenie z okiem prawie wyplułam kawę na klawiaturę i chyba będzie na tyle jeżeli chodzi o jakieś transcendentalne wrażenia. Uważam że zabawa w jakąkolwiek interpretację tego filmu jest kompletnie bezcelowa, i bardziej traktować to należy jako narkotyczną wizję dwójki przyjaciół, która chciała stworzyć coś, czego kinematografia jeszcze nie widziała. Próba zrozumienia fabuły i wytłumaczenia sobie jej w jaki sposób może byc dość frustrująca. Zdecydowanie kino dla pasjonatów, niekoniecznie dla przeciętnego widza. A zresztą ciężko zdefiniować "przeciętnego" widza... Myślę jednak że Dali i Bunuel nieźle by się uśmiali czytając niektóre interpretacje. Coś jak wspomniany przez Liona Lynch: gdzieś czytałam że hobbystycznie czytuje listy od fanów, zawierające interpretacje "Lost Highway", traktując to jako niesamowitą rozrywkę.
A z muzyki to moim najnowszym odkryciem jest chyba Mos Def. Ogólnie od zawsze wzbraniałam się rękoma i nogami przed hip hopem i rapem, z ciągotami w kierunku bardziej melodyjnych gatunków. Pierwszym zespołem, który zmienił ten pogląd to oczywiście A Tribe Called Quest, teraz pan Mos Def. Jest to rap zgoła inny od tego, w którym najwazniejszymi elementami są złote samochody, łańcuchy i roznegliżowane panny. Def dużo eksperymentuje, dlatego połączenie jazzu, psychodelicznych gitar czy nawet jakichś afrykańskich naleciałości w jego przypadku nie jest kiczowate, a absolutnie - przynajmniej dla mnie - porywające. Polecam szczerze.
No Nietykalni to bardzo fajny film, ale 3 miejsce w rankingu Nietykalnych to zdecydowana przesada. Z resztą od rankingu filmwebowego preferuję tym na RYM, tam są raczej więksi znawcy kina jak i muzyki i tamtymi ocenami się sugeruję, gdy nie wiem czy film jest obiektywnie słaby czy dobry. Ale obiektywna ocena filmów mnie niezbyt interesuję, bo tego nie umiem robić, dlatego na przykład na filmwebie oceniam wyłącznie subiektywnie Nietykalni 8/10
Obejrzałam również "Psa andaluzyjskiego"
No Pies to klasyk, chociaż były inne wcześniejsze filmy z surreali, lecz ten jest chyba najbardziej znany i ważny. Subiektywne 9/10
Pierwszym zespołem, który zmienił ten pogląd to oczywiście A Tribe Called Quest, teraz pan Mos Def.
A Tribe Called Quest to niesamowita grupa, moja ulubiona z hip hopu, nawet przed Nasem i jego gigantycznym Illmatic. Kiedyś tak jak mremka nie mogłem w stanie zrozumieć jak może się zachwycać nudną niemal mówioną "muzyką" jakichś murzynów. Teraz jest inaczej i hip hop to kolejny gatunek muzyki, który lubię (obok stoi jazz, soul, reggae czy folk), choć popu i rocka nigdy nie będzie miało szansy u mnie przegonić
Co do Mos Def, brzmi świetnie twój opis Mam już jego Black on Both Sides na liście życzeń, na pewno przesłucham w te wakacje.
A książek prawie wcale nie czytam, bo nie wiem jak się za nie zabrać. Jest jakiś książkowy odpowiednik Lyncha albo Beatlesów?
No Nietykalni to bardzo fajny film, ale 3 miejsce w rankingu Nietykalnych to zdecydowana przesada.
W rankingu Nietykalnych może i przesada, ale nie wiem, bo go nie widziałem. Bardziej preferuję klasyczny ranking TOP100
Lion napisał/a:
Z resztą od rankingu filmwebowego preferuję tym na RYM, tam są raczej więksi znawcy kina jak i muzyki i tamtymi ocenami się sugeruję, gdy nie wiem czy film jest obiektywnie słaby czy dobry. Ale obiektywna ocena filmów mnie niezbyt interesuję, bo tego nie umiem robić, dlatego na przykład na filmwebie oceniam wyłącznie subiektywnie Nietykalni 8/10
Nie sądzę, by w kwestii kina portal, który dotyczy muzyki był bardziej wiarygodny od portalu, który dotyczy filmów, ale jak kto woli. Owszem w niektórych przypadkach to co powiedziałeś się potwierdza, ale w niektórych z kolei nie
Lion napisał/a:
No Pies to klasyk, chociaż były inne wcześniejsze filmy z surreali, lecz ten jest chyba najbardziej znany i ważny. Subiektywne 9/10
Co do "Psa" to mam podobne odczucia jak mremka Nie licząc sceny z okiem, bo trudno się nią przerazić skoro była dosyć sztuczna. Chociaż faktem jest, że wiedziałem iż taka scena będzie, więc można rzec, że byłem przygotowany ^^ Film nie zachwycił mnie jakoś specjalnie (może jak obejrzę go jeszcze kilka razy to zmienię zdanie xD), ale był na pewno intrygujący i fajny do oglądania w nocy na słuchawkach, bo się wytwarza niezły klimat. Ale to chyba logiczne, bo nikt normalny raczej nie ogląda np. filmów Lyncha o 12 w południe Też wydaję mi się, że nie ma sensu go interpretować, bo w surrealizmie nie o to chodzi. Tutaj liczy się bardziej forma niż treść. Ale "Psa" na pewno doceniam ze względu na czasy, w których powstał i dlatego, że jest oryginalny na swój sposób, a to jest ważne. 7/10
Subiektywne 9/10
Jest jakiś film surrelistyczny, którego oceniłeś niżej niż 9?
Z resztą od rankingu filmwebowego preferuję tym na RYM, tam są raczej więksi znawcy kina jak i muzyki i tamtymi ocenami się sugeruję, gdy nie wiem czy film jest obiektywnie słaby czy dobry.
Miałam (a właściwie mam) kiedyś konto na RYMie, ale zapomniałam loginu. Jakbym teraz miała zakładać i od początku wszystko ocecniać to mi się nie chce. Co do rankingów na filmwebie to faktycznie mało wiarygodne. Przede wszystkim: 531 miejsce dla LOST w rankingu serialowym mówi wszystko.
A książek prawie wcale nie czytam, bo nie wiem jak się za nie zabrać. Jest jakiś książkowy odpowiednik Lyncha albo Beatlesów?
Kurde, nigdy nie myślałam o ksiązkach pod takim kontem. Ale pewnie jest, jak coś wymyślę to dam ci znać.
Ale to chyba logiczne, bo nikt normalny raczej nie ogląda np. filmów Lyncha o 12 w południe.
Ja oglądałam Mullholand Drive bodajże o 11 godzinie+Twin Peaks między porannymi wykładami, czyli przed 10 rano, pozdrawiam. Ale fakt, im później się je ogląda tym lepiej się je odbiera, szczególnie jak jest cicho w domu.
czytałam to gdzieś w czasie 6 sezonu Lost
powieść ogólnie kiepska według mnie, taka niedorobiona wersja "Bastionu" (a to czytałaś? bo chyba swojego czasu ciągle o tym pisałam na z24 ), który jest sto razy lepszy, ciekawszy, dopracowany i ma jakiś przekaz
a jeszcze z tego typu klimatów - postapokaliptyczna wizja świata + dziwne wrogie człekopodobne stworzenia - polecam The Walking Dead (serial, bądź komiks) Może się trochę wlecze, ale i tak jest o wiele lepsze od "Komórki" i ma klimat, którego tamtej całkowicie brak.
We are all evil in some form or another, are we not?
Widzę, że po przesunięciu edycji to forum już zaczyna padać, więc napiszę coś dla niepoznaki
Jeśli chodzi o filmy to ostatnio zrobiłem sobie kilka rewatchów moich ulubionych ("Pulp Fiction", "No country for old man", "Grindhouse: Death Proof", "Chłopak nie płaczą" i kilku innych (mniej lubianych), ale też wartych obejrzenia ("Blue Velvet", "Grindhouse: Planet Terror", "From Dusk Till Down". Po za tym kilka nowych ("Fargo", "Mechaniczna pomarańcza", "Shutter: Widmo", "Ladykillers", "Hostel", "Hostel 2", "Cube".
Ogólnie wszystkie wymienione wyżej mogę polecić (nie wszystkie są ambitne, ale zależy kto co lubi ^^), jednak tak dokładniej napiszę coś na temat "Ladykillers", który widziałem chyba dwa dni temu, więc mam dosyć świeże wspomnienia na jego temat.
Remake czarnej komedii z 1955 roku. Scenariusz, napisany przez twórczych braci Coen, opowiada o ekscentrycznym profesorze z Południa USA (Tom Hanks), który, wraz z kilkoma drobnymi złodziejaszkami, postanawia okraść kasyno mieszczące się na statku. W celach spiskowych wynajmują pokój u starszej pani. Gdy jednak ta odkrywa ich plan, ktoś musi ją zabić. Okazuje się jednak, że to nie takie proste...
Źródło: filmweb.pl
Brzmi jak banalna komedyjka, których jest pełno, ale to jest nieco mylące, bo "Ladykillers" to film braci Coen, a kto oglądał choćby osławione "Fargo" i "No country for old man" to wie na czym polega ich twórczość. Przede wszystkim są to filmy specyficzne, opierające się na klimacie, dialogach i niebanalności. "Ladykillers" to na pewno nie jest dzieło na poziomie dwóch pozostałych, ale to nie znaczy, że jest zły. Wręcz przeciwnie. Ogólnie jest chyba dosyć krytykowany, dlatego tym bardziej o nim wspominam. Jest raczej mało śmieszy, a skoro został uznany za komedię to dla większości coś jest nie tak. Dla mnie ten film to przede wszystkim bardzo dobry klimat (charakterystyczny dla Coenów, a ich z kolei darzę dużą sympatią), fajna rola Toma Hanksa (gra trochę nierozgarniętego włamywacza, który udaje muzyka; ma dziwne tiki, ale ogólnie jest bardzo wiarygodną i sympatyczną postacią) i niezwykle ciekawa ścieżka dźwiękowa, która chyba jest największym pozytywem całego filmu. Zakończenie też niczego sobie. Bracia Coen nie mają na pewno takiego poczucia humoru jak Tarantino ("Okrucieństwo nie do przyjęcia" nie przekonało mnie) i dla mnie "No country for old man" był śmieszniejszy od ich komedii, ale w swoim fachu są tak genialni, że pewne mankamenty można im wybaczyć. Jeśli chodzi o mnie to polecam "Ladykillers". 7/10
PS. Nie wiem po co się męczyłem i to pisałem, ale skoro już jest to niech zostanie
PS2. Jak będzie mi się chciało to napiszę coś więcej o reszcie.
ja jakimś żydowskim sposobem nie widziałam jeszcze Pulp Fiction, ale zachęciłeś mnie do zobaczenia tego filmu
na razie nadrabiam głównie seriale, ale trzeba będzie znaleźć miejsce i na to
Co zaś do filmów, to ostatnio zrobiłam sobie rewatch "Dziecka Rosemarry" i "Alicji w Krainie czarów". Zupełnie nic tych filmów nie łączy, ale oba polecam, choć pewnie i tak każdy widział
Pierwszy, wiadomo - klasyka horroru
Drugi - nie jest ot może najlepszy film Burtona, ale i tak warto zobaczyć choćby ze względu na Deppa i HBC
We are all evil in some form or another, are we not?
ale za to widziałam w kinie letnim film o wiele mówiącym tytule "Czarny kot biały kot"
Na film się zdecydowałam ze względu na dużą liczbę pozytywnych opinii, bo początkowo jakoś nie pociągała mnie wizja oglądania komedii romantycznej
film jest produkcji austryjacko-francusko-grecko-niemiecko-amerykańsko-jugosławiańskiej, ale masz wrażenie, jakbyś oglądał typową ruską komedię z lat 90.
Fabuła generalnie niewiele ma wspólnego z tytułem. Ogólnie przedstawia losy starych mafiosów cygańskich oraz ich potomstwa i związanych z tym ślubów. Wszystko rzecz jasna wypełnione jest humorem, nieraz lekko czarnym humorem i potrafi nawet śmieszyć, choć trzeba przyznać, że sceny humorystyczne nie są jakoś szczególnie wyszukane Warto jednak zaznaczyć, ze pojawia się tam sporo absurdów, przerysowań itp., co bywa nawet zabawne.
Jednym zdaniem określa ten film jeden z bohaterów, wykrzykując pod koniec: "To jest chaos!". Taki ogólnie jest ten film - taki cygański burdel na kółkach.
Ponadto duża część filmu wypełniona jest muzyką, cygańską oczywiście.
Jak ktoś lubi takie klimaty, to polecam. Ja się tam średnio odnajduję w tym, więc daję 6/10.
może Flaka zainteresuje
We are all evil in some form or another, are we not?
o kurde, o kurde, widziałam tyle zajebistych rzeczy Przed wszystkim same Morawy - piękna przyroda, mnóstwo jaskiń i dobre wino
- jaskinia Macoha - mega zajebista - najpierw trasa podziemna z pięknymi naciekami, potem wchodzi się do miejsca zwanego Przepaść Macohy - tam gdzie jaskinia zawaliła się - wygląda to fantastycznie, zapiera dech w piersiach, jak z filmu fanasty (ponad 160 metrów przepaści, pokrytej piękną zielenią jak w tropikach, lazurowe jeziorko na dnie i przebijające się promienie słońca *_* )
a potem schodzi się w głąb,wsiada do łódku i płynie podziemną rzeką
- jaskinie, które służyły jako bazy wojskowe, nadal jest tam sprzęt, fotele itp. - ktoś skomentował, że jak w LOST
- wieki ponor, gdzie rzeczka wpada w dziurę w przepaść - można tam zejść, bo jest trasa wspinaczkowa i wyjść 35 km dalej spod ziemi
- ŚWIETLIKI!!!!! Do tej pory to tylko w bajkach i filmach się z tym spotkałam... Ale jak wieczorem otoczyła nas chmara latających żaróweczek to poczułam się jak w OUaT
Ogólnie Morawy bardzo polecam Piwo tańsze od wody
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman napisał/a:
- ŚWIETLIKI!!!!! Do tej pory to tylko w bajkach i filmach się z tym spotkałam... Ale jak wieczorem otoczyła nas chmara latających żaróweczek to poczułam się jak w OUaT
Ja to bym bardziej powiedział, że niczym w Revolution... wybacz Arleta, ale chyba zostałaś opętana przez nanotechnologię
Otherwoman napisał/a:
- ŚWIETLIKI!!!!! Do tej pory to tylko w bajkach i filmach się z tym spotkałam... Ale jak wieczorem otoczyła nas chmara latających żaróweczek to poczułam się jak w OUaT
Ja to bym bardziej powiedział, że niczym w Revolution... wybacz Arleta, ale chyba zostałaś opętana przez nanotechnologię
Też o tym pomyślałam, ale OUaT mi się przyjemniej kojarzyło
ej świetliki są superowe
We are all evil in some form or another, are we not?