W związku z tym, że forum odwiedzają czasem widma typu Nate czy Kepler(który mieszka niedaleko mnie notabene) informuję, że w miejscowości Turawa tuż przy mieście Opole oraz słynnej wiosce Jełowa odbędzie się lipcowy zlot. W dniach 20-22 odbędzie się grillowanie nad jeziorem, wspólne kajakowanie i inne atrakcje.
Więcej info na grupie Mistrz przetrwania na Facebooku
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Za nami kolejny zlot. Zlot dość nietypowy, bo pierwszy raz spotkaliśmy się na jakimś wypiździu (Zagwiździu), a nie w mieście jak kulturalni ludzie.
Pozwolę sobie teraz ściągnąć wzór podsumowania z podsumowania MP:
Moja pierwsza myśl związana ze zlotem, to:Pająki
Gdybym miał/a przeżyć jeszcze raz coś, co wydarzyło się na tym zlocie, byłoby to:spotkanie was wszystkich
W skali 1-10 zlot oceniam na: 9 - bo zawsze może być lepiej
Osoby, które chciałabym/chciałbym wyróżnić w swoim podsumowaniu: oczywiście wszyscy, którzy przyjechali
Tutaj mogę pozdrowić jedną osobę, która najbardziej zasłużyła na pozdrowienia:Zosia za zorganizowanie super zlotu
Rozczarowałam/em się osobą... shan - miał być
Gdyby nie wszyscy, ten zlot byłby słaby
Uważam, że zlot...-
był inny pod wieloma względami:
1. Spotkaliśmy się w domku nad jeziorem, a nie w miejskim apartamencie. Wyszło naprawdę super i nawet pająki i Rafałek dodawały uroku zlotowi
Było ognisko, które chłopaki dzielnie rozpalili, wczuwając się w Johna Locke'a. Diego zabrał nawet nóż na dziki, ale w końcu zadowoliliśmy się kiełbą ze sklepu.
Było też oglądanie gwiazd na molo, ryba w smażalni, byczenie się na plaży, kąpiele i oczywiście słynne kajaki
Wiem, że nie wszystkim pomysł spływu się spodobał, ale ja uważam, że było super. szczególnie, gdy co chwilę ktoś lądował w krzakach, nie mówiąc o Arcticu i Chlaaron którzy zatarasowali całą rzeczkę, gdy utknęli kajakiem w poprzek
2. Było naprawdę sporo nowych osób. Wydawałoby się, że po tylu latach już nikt nowy się nie pojawi, a tymczasem przyjechali do nas: Nina, Diego, Andzia i lolsonmag
Super było was zobaczyć i spędzić z wami czas
Był też ziom Rafałek, miłośnik damskich balerin i przeciwnik psich kup, który bardzo polubił Zosię i wystraszył się chlaaron.
3. Po raz pierwszy zagraliśmy na zlocie w LARPa, którego przygotował nam Faraday, za co wielkie podziękowania
I chociaż na początku wyglądało to na coś w stylu "ale co mamy robić?", to po chwili zabawa się rozkręciła i trwała nawet dłużej, niż było planowane
Nie da się kryć, że mistrzem okazała się chlaaronka, wcielająca się w dziecko z syndromem kija... Justyna, powinnaś iść do szkoły aktorskiej
Walka między Diego, Arctikiem i chlaaron przy użyciu noża i kija też wymiatała
Prócz tych wszystkich nowości, pojawiły się też stare punkty programu ze zlotowej klasyki: Familiada i 5 sekund (1 z 10) tradycyjnie przygotowane przez Lincolna ; zabawa w czółko i wódka na stole.
- Najlepiej odegrana postać LARPa: Claire - chlaaronka - Najlepsza para: Arctic i Baca - Najśmieszniejszy moment zlotu: LARP - Najdramatyczniejszy moment na zlocie: pająk w łóżku - Najlepsza akcja zlotu: LARP i kajaki - Najlepszy wątek zlotu: kij - Ulubione momenty: ognicho, Familiada, kajaki, Larp - Najbardziej wzruszający moment zlotu: pożegnania - Najbardziej niedołężny moment zlotu: Rafałek nalegający, by Zosia zdjęła baleriny, bo musi obejrzeć je od środka
A na koniec jeszcze raz podziękowania dla Zosi, bo bez niej ten zlot by się nie odbył
Pozdrawiam, namaste
We are all evil in some form or another, are we not?
Kilka słów ode mnie, jako że nie udzielałam się na forum od dłuższego czasu, a teraz nadarzyła się ku temu okazja.
Jestem niesamowicie szczęśliwa, że w końcu zdecydowałam się uczestniczyć w zlocie. Naprawdę nie spodziewałam się, że będzie aż taki fajny i poznam tyle wartościowych i ciekawych osób. Prawdę powiedziawszy, to trochę się bałam tego spotkania, bo nie dość, że od dawna mnie tutaj nie było, to chyba nie zżyłam się nigdy z żadnych użytkownikiem na tyle, żeby mieć tu chociaż jakiegoś bliskiego znajomego (nie licząc tych pasu osób, które znałam już wcześniej osobiście). Nie byłam też pewna, jak moje pojawienie się na nim zostanie odebrane, również z dwóch wspomnianych już powodów.
Okazało się jednak, że moje obawy były zupełnie bezpodstawne (przynajmniej z mojego punktu widzenia, bo pojechałam tam nie znając osobiście nikogo, a polubiłam wszystkich bez wyjątku).
Nie jestem w stanie odnieść się do innych zlotów jakie się odbyły, ale ten bardzo mi się podobał. Czas spędziłam aktywnie, a atrakcji było naprawdę wiele.
Jedną z nich były kajaki, do których nie byłam przekonana i pewnie minęło by jeszcze trochę czasu, zanim w innych okolicznościach zdecydowałabym się uczestniczyć w takim rodzaju zabawy, bo jak wiadomo, po prostu się bałam. I chyba dzięki temu, że co 3 minuty był przystanek pod tytułem "krzaki, kłody i inne przeszkody", a pająki i inne robaczki zbierałam masowo, miało to swój urok.
Jeśli chodzi o gry, to uwielbiam je wszystkie, więc naprawdę dużo radości sprawiła mi możliwość uczestniczenia zarówno w tych prowadzonych przez Lincolna, który był świetnym prowadzącym (dzięki temu, atmosfera była prawie jak w oryginalnych teleturniejach) jak i czółku czy larpie.
Jeśli chodzi o larpa, to zaangażowanie jak i sam pomysł wraz z postaciami podziwiam, i dziękuję Faradayowi za zorganizowanie, bo dzięki temu troszkę lepiej oswoiłam się z sytuacją (mimo, że był to praktycznie koniec zlotu, no w każdym razie ostatni wieczór).
Było kilka sytuacji, o których raczej nie zapomnę. Mam na myśli świetny występ chlaaron jako dziewczynki z kijem oraz towarzystwo Rafałka od balerinek. To pierwsze, było bardzo zabawne. Do drugiego nie wiem za bardzo jak się ustosunkować, bo śmiać się raczej nie powinno z takich rzeczy ale mimo wszystko sytuacje z nim były też raczej wesołe. I tu jestem pod wrażeniem Zosi, która jest na tyle otwarta, że potrafiła z nim rozmawiać w miarę na poważnie, a nawet i zrobić kanapkę.
W ogóle jeśli chodzi o jazeerę to przede wszystkim jej dziękuję, że zainteresowała mnie tym wydarzeniem. Jej zdolności organizatorskie i przywódcze są godne podziwu. To w końcu dzięki niej się spotkaliśmy i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nawet nie wiedziałabym jaki super weekend przeszedł by mi przed nosem, gdyby mnie tam nie było. A poza tym ogólnie jest super miłą i zabawną osobą, wielu cech charakteru po prostu jej zazdroszczę, do czego przyznaję się bez bicia.
Podsumowując, dziękuję wszystkich za spotkanie i mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja, żeby je powtórzyć, bo naprawdę smutno mi było jak przyszło do pożegnania
Ps. Jak to przeczytałam, to brzmi trochę jakbym wchodziła wszystkim w tyłki niczym kij Claire. Przepraszam za to, ale niestety takie są moje odczucia. Nie było momentu, na który mogłabym narzekać, włącznie z pająkami, które nawet polubiłam po tym wszystkim (a przynajmniej ich obecność, jest mi obojętna).
Edytowane przez Nina dnia 23-07-2018 20:19
Świetne podsumowania Arleta i Karina Ja swoje Katharsis pewnie umieszczę jutro
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Też coś napiszę.. Jak się nie zabiorę teraz to pewnie nigdy.
Bardzo się cieszę, że zdecydowaliscie się przyjechać do małej wsi na opolszczyźnie. Naprawdę miałam przeczucie, że nikt nie będzie miał ochoty wybierać się w podróż do Turawy. Tym bardziej, że kilka dni wcześniej zrezygnowała Panda, Octopus, mremka, nie zjawił się też shan, jak i Nicka z vV których się właściwie troszkę spodziewałam. Dlatego jeszcze raz jest mi niezmiernie miło, że przyjechaliscie. Nie wiem jak Justyna, ale ja bardzo osobiście odebrałam ten zlot w związku z tym, że odbywał się w moich rodzinnych stronach. Żałuję tylko, że nie dałam wcześniej Renacie, mojej mamie znać, że przyjedziemy na rosół. Miałam na niego wówczas bardzo ochotę i zresztą każdy by go z pewnością chętnie spróbował.
Podziękowania dla Niny, Diega, Andzi I lolsonmaga którzy pojawili się na swoim pierwszym zlocie. Super, że się po takim czasie zdecydowaliscie dołączyć, mam nadzieję, że na następnym przedostatnim złotem będziemy grać w I never(którego teraz zabrakło!!) również razem z Carmelką.
Z zabawnych momentów z pewnością będę pamiętać Rafała, jego historie i komentarze.
R: Zosia, to pokażesz te baleriny w środku?
Z: No wiesz Rafał, chyba się troszkę krępuje.
R: Nie szkodzi.
Był męczący i upierdliwy, ale generalnie lubię takie bezpośrednie osoby. Oraz było mi go oczywiście szkoda że względu na upośledzenie i swoją nieporadność, czy też niedołężność. Dlatego w takich chwilach bardzo doceniało się Sawyera-Chucka Norrisa - Diego który posiadał przy sobie wszystko.. Prawdziwy preppers, kawa mielona? No problem. Plaster, kilka rodzajów taśmy klejącej, nóż, spray dezynfekujacy? No problem!!
Bardzo bałam się stanu domku który wynajelam, ale cieszę się z warunków które zastalismy poza małymi mankamentami jak pająki.. do tej pory czuje przerażenie na myśl pająka w kajaku..
Odnośnie kajaków to miałam możliwość popływać z dwoma gentlemenami. Z jednym mogłam podjadac jezyny z krzaczorów, a z drugim walczyć o przetrwanie na wodzie. Pływanie w tym lasku było bardzo przyjemne tak samo jak pływanie w jeziorze srebrnym. Szkoda, że grupa leszczy była w stanie zamoczyc się tylko po kostki no ale cóż.. Woda była ciepła i przyjemna i cieszę się, że moglismy się w ten upał troszkę pomoczyć.
Spore.. Ale przede wszystkim pyszne okazały się rybki nad jeziorem.
Jak mi się coś jeszcze przypomni to napiszę, DZIĘKUJĘ
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
Niestety był to mój już przedostatni formowy zlot więc wypada napisać dłuższą relację. Emocje związane z wyjazdem już opadają, zmęczenie niestety jeszcze nie Licznik w aucie wskazał, że cały wyjazd zamknął się w okolicach 1200 przejechanych kilometrów. Ale warto było Po pierwsze, żeby w końcu odwiedzić Zosię w jej rodzinnych stronach (spotkania w Opolu nie liczę bo co Jełowa, to Jełowa. Chociaż w sumie to Turawa...), a po drugie, żeby się spotkać z Mistrzami. Symptomatyczne dla naszego forum jest to, że im mniej się dzieje (a nie dzieje się nic), tym zloty są ciekawsze. Jest gdzieś w nas zakorzeniona potrzeba bycia razem mimo, że każdy z nas ma inny charakter. Trafienie na forum wszak nie było przypadkiem
Świetnym pomysłem było przeniesienie spotkania z miasta na łono natury. Pozwoliło to rozpocząć spotkanie od rytualnego rozpalenia ogniska, czego z pewnymi trudnościami dokonali Diego i adi. Nasze upolowane w sklepie jedzenie zaczęło się grillować, Zosia zaczęła krążyć z alkoholem, Rafał (poznany na miejscu kamperowiec) zlokalizował psie kupy, Arleta rozpoczęła grę i tak minął nam wieczór. W domku spontanicznie odegraliśmy Familiadę oraz 1 z 10. Połowa ekipy poszła spać, natomiast druga część dołączyła do imprezującej pod domkiem ekipy z Łodzi. Ciekawostką było poznanie owej nocy panów Szkieleta oraz Bacy. Przy alkoholu oraz śpiewie piosenek: "Wehikuł czasu", "Chryzantemy złociste" czy też "Jebać łódzki klub sportowy" zaczęło się robić jasno. Baca jako pierwszy odpadł i zasnął na stole. I my (Lincoln, Arctic, jazeera, Diego) udaliśmy się spać, ale do swoich łóżek. Na sen jednak nie było zbyt dużo czasu bo czekały nas kolejne atrakcje, a mianowicie spływ kajakowy. Udało się znaleźć dwie trzeźwe osoby (Nina i chlaaron), które zawiozły nas na miejsce. Pan właściciel nakreślił nam bajkowy scenariusz, z którego wynikało, że nie ma potrzeby wiosłować bo prąd będzie sam nas niósł, a dziewczyny mają usiąść z przodu, żeby podziwiać widoki. No, co tu dużo pisać... Okłamał nas Pierwsza godzina spływu odbywała się rzeczką o szerokości dwóch metrów, która z obu stron była pełna krzaków, gałęzi i wszelkiej innej roślinności. Mnie los sparował w kajaku z Niną. Karina, wiedz, że cierpiałem razem z Tobą za każdym razem gdy dziób kajaku zmierzał w stronę zarośli Na szczęście druga część spływu odbyła się w normalnych warunkach i można było zamienić więcej słów niż "Uwaga, krzaki!" i "Jak stąd wypłynąć?". Karina okazała się niezwykle sympatyczną osobą zafascynowaną farmacją, bibliotekarstwem, tatuażami i Toskanią. Chyba jako jedyna z forum była nawet kilka razy w Białej Podlaskiej
To był dopiero początek intensywnego dnia. Po kajakach przyszedł czas na obiad. Udaliśmy się do ulubionej restauracji Justyny, czyli u Grubego O tej knajpie można napisać osobny temat. Pierwszy raz spotkałem się z tak dziwnym sposobem wydawania jedzenia. A mianowicie zamawia się je w ciemno. Nie wiesz ile zjesz i ile zapłacisz. Artur był w kolejce przede mną i zamówił zestaw obiadowy z dorszem. Ja wziąłem to samo. Arctic zapłacił chyba 45 zł, a ja 27 Inna kwestia, że dostał 3 razy większy kawałek ryby, której zjadł chyba z połowę bo więcej się nie dało. Ale była dobra.
Kolejnym etapem było plażowanie. Udaliśmy się nad jezioro gdzie jak można było zauważyć na zdjęciach połowa ekipy zdecydowała się na pełne zanurzenie, a druga na taką wysokość by nie zamoczyć ubrań. Ale to było sympatyczne popołudnie podczas którego Justynę rozpraszał biegający nago chłopiec. Faraday obok koca znalazł dwa, niemal identyczne kamienie z Losta - "One is light, one is dark".
Jednym z głównych motywów tego zlotu miała być gra w LARP. I znalazł się na nią czas w sobotni wieczór. Niestety ja się w tym klimacie nie odnalazłem za co serdecznie przepraszam Wojtka, bo postać miałem rozpisaną świetnie. Jako widz jednak bawiłem się dobrze. Francis napaleniec, Szymon alkoholik, córka Francisa, Bernard Mżawka - kto był to wie ile było rozbrajających sytuacji. No i gdy się gra kończyła, czyli po 22, jazeera dostała niespodziewany telefon od... Andzi czy może przyjechać jeszcze na zlot. Jak każdy na spotkaniu zauważył, Zosi się nie odmawia i jak coś zarządzi to tak ma być i po dwóch godzinach wpadła do naszego domku Andzia z Marcinem. Pograliśmy chwilę w odgadywanie jaką postacią jesteśmy i tu relacja sobotnia się kończy bo opuściłem ekipę by się wyspać przed podróżą. Kolejny dzień to już tylko wspólne śniadanie, które się przeciągało bo w sumie nikomu się nie chciało ruszać w drogę
No i tak to ogólnie wyglądało. Moim zdaniem Zosia zorganizowała świetny zlost, jej łatwość w nawiązywaniu kontaktów, otwartość i optymizm zdecydowanie pomagały. Był to najdłuższy i najliczniejszy zlost. Każdy był ważnym elementem układanki. Zarówno będący pierwszy raz Diego, Nina, Andzia i lolsonmag (zapraszamy na następne spotkania, każde kolejne jest na większym luzie), jak i stali bywalcy (Otherwoman, Faraday, adi1991, Arctic, chlaaron, jazeera). Brawa dla Was
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
O tej knajpie można napisać osobny temat. Pierwszy raz spotkałem się z tak dziwnym sposobem wydawania jedzenia. A mianowicie zamawia się je w ciemno. Nie wiesz ile zjesz i ile zapłacisz.
To chyba nigdy nie byłeś w smażalni - zawsze tak jest
Na szczęście druga część spływu odbyła się w normalnych warunkach i można było zamienić więcej słów niż "Uwaga, krzaki!" i "Jak stąd wypłynąć?".
Albo:
Fred: Dobrze, że tego nie widzisz...
Ja: A co? Mam pająka na plecach.
Fred: No.
We are all evil in some form or another, are we not?
O tej knajpie można napisać osobny temat. Pierwszy raz spotkałem się z tak dziwnym sposobem wydawania jedzenia. A mianowicie zamawia się je w ciemno. Nie wiesz ile zjesz i ile zapłacisz.
To chyba nigdy nie byłeś w smażalni - zawsze tak jest
Byłem zaskoczony rozbieżnościami. Zamawiając to samo, jedna porcja droższa od drugiej prawie dwukrotnie
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
Był to o ile się nie mylę trzeci z serii przedostatnich zlotów i jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy na jakim byłem. Zadecydowały o tym piękne okoliczności przyrody (Jezioro Turawskie, które było bardzo interesujące ze względu na to że przez owalny kształt z każdego miejsca na brzegu można było ogarnąć wzrokiem całość jeziora), parę atrakcji jakich nie było do tej pory na zlotach i duuuuuża frekwencja, najwyższa ze zlotów, w których miałem okazję uczestniczyć. Miło było spotkać starą gwardię jak i parę nowych osób, z których wszyscy i każdy z osobna okazał się być sympatyczną i ciekawę osobą. Z drugiej strony szkoda, że kilku zlotowiczów rozmyśliło się/zrezygnowało przed samym zlotem.
Podróż lincolnowym dharmabusem była całkiem przyjemna mimo odległości. Poza dyskusjami na różne tematy miałem okazję pierwszy raz w życiu odsłuchać kultową lostową epkę rapera Piekielnego i autorski nielostowy utwór jednego ze zlotowiczów (Diego) . W zamian Lincoln mógł usłyszeć Nocnego Kochanka Pierwszy dzień upłynął pod znakiem spożywania napojów wyskokowych i grania w klasyczne gry zlotowe takie - Familiada. Ogólnie było fajniem jak zwykle, ale te gry trwały trochę za długo przez stan graczy i prowadzącego. Żałuję bardzo, że po grze poszedłem spać i przegapiłem imprezę z Parterowców z Piętrowcami-Widzewiakami.
Drugi dzień to już program znacznie odbiegający od tego do czego przyzwyczaiły nas zloty. Najpierw spływ kajakiem - nie umywał się do tego czego miałem okazję doświadczyć na Mazurach i początkowo trasa była zdecydowanie zbyt wąska jak na nasze umiejętności. W pierwszej godzinie spływu na pokład łódki trafiły próbki wielu okazów fauny i flory z otaczających rzeczkę krzaków (na butelce wody miałem ślimaka ). Cudem nie było wśród nich kleszczy... Druga połowa to na szczęście ładny las z powalonymi (podejrzewam, że specjalnie), wiszącymi nisko nad taflą wody drzewami. Na trasie moją szczególną uwagę przykuł napis "Tu Żądzi husarz" (dla tych co nie byli: chodziło o ważkę).
Po kajakach trzeba było się posilić i udaliśmy się na obiad, który dla mnie okazał się najdroższą atrakcją zlotu ze względu na ogromny kawałek ryby jaki dostałem (na szczęście uwielbiam ryby i mogę spożywać w dowolnych ilościach - wziąłem jeszcze trochę ryby od Przemka ). Szkoda, że woda w Jeziorze Turawskim była zagloniona tak bardzo, że przypominała konsystencją i kolorem eliskir wielosokowy i na plażę musieliśmy udać się do pobliskiego, dużo mniejszego Jeziora Srebrnego.
Wieczorem odbył się LARP a właściwie LARPo-RPG. Obawiałem się czy to wyjdzie bo: a) nigdy nie pisałem samodzielnie LARPa gracze w większości byli larpowymi świeżakami c) LARP to raczej zabawa dla większej ilości ludzi. Początkowe sztywniactwo graczy i fakt, że Lincoln nie wczuł się w swoją rolę zdawało się potwierdzać moje obawy, na szczęście potem gra się rozkręciła. Nie wszystko wyszło tak jak chciałem, było parę niespodzianek i niektóre rzeczy, zwłaszcza końcówkę musiałem improwizować, ale ogólnie wyszło chyba na plus. Scenariusz był nastawiony głównie na wytworzenie konfliktów między postaciami i to wypaliło. Bardzo podobała mi się akcja z chowaniem arbuza , który znalazł się w grze wyłącznie na prośbę graczy.
Naprawdę WIELKIE DZIĘKI dla wszystkich za to, że zabawa się udała.
Impreza po LARPie była nieco spokojniejsza. Przy piwie i umiarkowanej tym razem ilości mocniejszych rzeczy graliśmy w czółko. Tym razem to ja zostałem ostatni na placu boju i broniłem honoru zlotowiczów siedząc do końca z niespodziewanymi goścmi - Andzią i jej chłopakiem o dziwnym nicku.
Powrót ze zlotu miał miejsce koło południa. Razem z Lincolnem i Arletą udało nam się przypadkowo odwiedzić rodzinną miejscowość Diego. Everything happens for a reason
Na koniec ogromne podziękowania dla Zosi za organizację zlotu, jej energię, którą zarażała nas motywując do integracji i dobrej zabawy oraz za empatię dla kolegi Rafała.
Przy alkoholu oraz śpiewie piosenek: "Wehikuł czasu", "Chryzantemy złociste" czy też "Jebać łódzki klub sportowy" zaczęło się robić jasno.
Pan właściciel nakreślił nam bajkowy scenariusz, z którego wynikało, że nie ma potrzeby wiosłować bo prąd będzie sam nas niósł, a dziewczyny mają usiąść z przodu, żeby podziwiać widoki. No, co tu dużo pisać... Okłamał nas
Francis napaleniec, Szymon alkoholik, córka Francisa
Halo halo, jaki znowu Francis, kto mi podbiera moje postacie?
Co tu dużo mówić, Wasze opisy brzmią tak, jakby ominął mnie najlepszy przedostatni zlot w historii forum (a nawet nie tylko przedostatni!), bo w klimatach takich jak ognisko i spływ kajakowy czuję się jak ryba w ustach FRD wodzie. Może był taki super właśnie dlatego, że mnie nie było Niestety, tego samego dnia wypadł mi wieczór kawalerski bardzo dobrego kolegi, o czym szanowną organizatorkę poinformowałem od razu. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś pojawić na podobnym, "plenerowym" zlocie, choć pewnie w najbliższym czasie będą raczej zimowe, wielkomiejskie.
Edytowane przez mrOTHER dnia 26-07-2018 15:20
Ten moment, kiedy nicki z forum stają się żywymi osobami o niesamowicie ciekawych charakterach... a Ty zżywasz się z nimi w ciągu kilku chwil do tego stopnia, że tęsknisz za nimi po rozstaniu - bezcenne. I to mnie właśnie spotkało w ubiegły weekend. Myślę, że ten czas pozostanie długo w moich wspomnieniach
Wybierając się, nie wiedziałem czego się spodziewać. Z nieokreślonych powodów spodziewałem się, że będzie sztywno (zwłaszcza, że na zLOST wybierał się Lincoln ), ale okazało się, że jedynym sztywnym uczestnikiem był... kij od mopa
Wraz z Niną byliśmy pierwszymi, którzy odwiedzili Rybaczówkę. Nie zastając tam Zosi, ruszyliśmy do Jełowej, początkowo wyprowadzeni w pole (a właściwie do lasu) przez GPS.
Jazeera z jawną niecierpliwością na nas czekała, poganiając nas telefonicznie Gdy już dotarliśmy, przyjęła nas chlebem i solą (pyszną kawą i herbatą). Dzięki wizycie w jej domu, mieliśmy okazję ujrzeć na własne oczy szkockie bydło, odwiedzić ptaszarnię jej siostry, jak też być świadkami karmienia młodych papużek
Wkrótce zebraliśmy się i pojechaliśmy do Grubego na pyszną rybkę, gdzie dołączył do nas adi1991, po czym zameldowaliśmy naszą grupę w ośrodku, czekając na kolejnych przybyszów.
Wieczorne ognisko, gry i rozmowy już zupełnie dokonały dzieła integracji. Spotkanie widzewiaków Bacy i Szkieleta potwierdziło, że świat jest mały i nawet w Turawie mogę spotkać kogoś z mojej okolicy (podobnie jak będąc z kolegą w październiku w Chatce Puchatka na Połoninie Wetlińskiej spotkaliśmy tam tylko dwie dziewczyny, z czego jedna była z Łodzi, a druga z Pabianic )
Jednakże mój kierownik, który jest fanatykiem Widzewa jeżdżącym na każdy mecz tego klubu, nie zna chłopaków o takich ksywach. Ucieszył się jednak bardzo, kiedy przytoczyłem mu słowa piosenek o łódzkich klubach śpiewane przez nich
Cieszę się, że wybraliśmy się na kajaki. To chyba moja piąta styczność z nimi i każda okazała się być inną. Tym razem płynąłem rzeczką węższą niż kiedykolwiek. Jako że miałem bardzo zwrotną "jedynkę", mogłem podpływać i pomagać kajakowym rozbitkom, z czego czerpałem sporą frajdę
W drugiej części spływu z kolei sparowanie z jazeerą umożliwiło mi uczynienie tego co lubię, czyli (udanej!) rywalizacji o pierwszeństwo na mecie Miał nawet miejsce element taktyczny, kiedy to pozwoliliśmy Lincolnowi i Ninie, by pełnili przez chwilę rolę wodnego holownika
I na szczęście tym razem nie mieliśmy w kajaku pająków gigantów, bo widząc wcześniejszą panikę Zosi, nie wiem jak by się to skończyło
Podczas spływu marzyło mi się zanurzenie w wodzie, więc ucieszyłem się, że będę mógł schłodzić się w jeziorze. Z początku co prawda wahałem się, jednak gdy już zdecydowałem się zanurzyć, nie żałowałem tej decyzji - woda była cieplejsza niż myślałem, a pierwsza okazja popływania w jeziorze odkąd nauczyłem się pływać została wykorzystana
Wieczorny LARP okazał się ciekawym doświadczeniem i cieszę się, że doszedł do skutku. Jednak gdy się skończył, zupełnie nie czułem się godny dzielić zwycięstwa z Otherwoman, bo mam świadomość, że moja gra była bardzo nieporadna
Decyzja Andzi i lolsonmaga o dołączeniu do nas w środku nocy była dla mnie dowodem na to, że Mistrz Przetrwania stworzył społeczność o naprawdę niezwykłej zdolności przyciągania. Czapki z głów dla Was za pokonanie szmatu drogi dla spędzenia z nami tych kilku godzin
Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że był to do tej pory mój najlepszy zLOST!
I jeszcze krótkie spostrzeżenia:
chlaaron- Twoja rola dziewczynki z kijem powinna otrzymać Oskara, a Twoje ciasto jadłbym nawet z ziemi, gdybyś nie zdecydowała się go posprzątać. Pojawiający się czasem w Twojej mowie opolski/śląski akcent dodaje Ci wiele uroku
Faraday- dobrze było nareszcie poznać członka zespołu MaDiFaCa, czyli współzałożyciela tej strony. Już wtedy ceniłem fabułę Twojej części gry, a teraz potwierdziłeś, że również z LARPem (w który grałem po raz pierwszy) poradziłeś sobie doskonale.
Fajnie, że lubisz ryby, dzięki czemu część mojej gigantycznej porcji nie zmarnowała się
Nina- dziękuję Ci za towarzystwo w podróży. Fajnie było poznać dziewczynę o tylu podobnych zainteresowaniach i mieć z kim porozmawiać przez te kilka godzin
Lincoln- lubię Twoje poczucie humoru. Mówiąc w sposób niby-poważny, potrafisz rozbawić do łez. Prowadzone przez Ciebie gry były tego najlepszym, a przecież nie jedynym przykładem Plotkę o Twoim sztywniactwie odkładam między bajki
Andzia i lolsonmag- krótko się widzieliśmy i nie poznałem Was dobrze, ale i tak wywarliście na mnie sympatyczne wrażenie
jazeera- jesteś kobietą wulkanem, czasem (choć rzadko) pozornie spokojną a czasem (zdecydowanie częściej) pełną energii i tą energią zarażającą ludzi wokół. Jednocześnie masz dobre serce, co potwierdziły troskliwe słowa podczas karmienia chorej papużki oraz Twoje bardzo otwarte podejście do Rafałka
Cieszę się, że zorganizowałaś ten zLOST, bo te sielskie okolice w których się odbył były dużą motywacją do tego żebym przyjechał, jako że preferuję wypoczynek na łonie natury Dzięki też za powitanie nas w domu rodzinnym
Otherwoman- spodziewałem się pagan-metalówy, która złoży mnie w ofierze diabłu a okazałaś się bardzo sympatyczną i empatyczną osobą. Nawet pisząc mi postać do odgadnięcia w czółku, pomyślałaś o tym żebym na pewno wiedział kim ona jest.
Zdecydowanie nie jesteś krokodylem ani hipopotamem i mam nadzieję, że spotkamy się ponownie na przedostatnim zlocie
adi1991- zawsze opanowany geodeta, spokojny współlokator o żelaznym śnie - nawet moje krzątanie się i zapalone światło nie wyrwały Bernarda Adriana ze snu.
Arctic- powtarzając za Bacą - masz dziewczynę? Bo fajny chłopak z Ciebie
Ciepło wspominam zapasy z Tobą podczas LARPa, kiedy to mieliśmy okazję bliżej się poznać
Byłeś też tym, który najbardziej czuwał nad fotorelacją ze zLOSTU, dzięki czemu mamy bogatą galerię zdjęć
A na koniec odniesienia do Waszych relacji:
jazeera napisał/a:
Dlatego w takich chwilach bardzo doceniało się Sawyera-Chucka Norrisa - Diego który posiadał przy sobie wszystko.. Prawdziwy preppers, kawa mielona? No problem. Plaster, kilka rodzajów taśmy klejącej, nóż, spray dezynfekujacy? No problem!!
Miałem jeszcze kilka asów w rękawie
jazeera napisał/a:
Z jednym mogłam podjadac jezyny z krzaczorów, a z drugim walczyć o przetrwanie na wodzie.
Wydaje mi się, że wraz z Adim obaj mieliśmy wkład w te aktywności
Lincoln napisał/a:
Przy alkoholu oraz śpiewie piosenek: "Wehikuł czasu" (...)
To było zdecydowanie ZŁE połączenie
Otherwoman napisał/a:
Fred: Dobrze, że tego nie widzisz...
Ja: A co? Mam pająka na plecach.
Fred: No.
zupełnie nie czułem się godny dzielić zwycięstwa z Otherwoman, bo mam świadomość, że moja gra była bardzo nieporadna
No proszę cię... Wszyscy grali spoko, a wygrana i tak zależała od rzutu kostkami
Choć najlepsza gra to była chlaaronki, której niestety zombie odgryzło głowę
chlaaron - Twoja rola dziewczynki z kijem powinna otrzymać Oskara
Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że był to do tej pory mój najlepszy zLOST!
co potwierdziły troskliwe słowa podczas karmienia
już myślałam, że dalej będzie Rafałka, a tutaj niestety papużka
Otherwoman - spodziewałem się pagan-metalówy, która złoży mnie w ofierze diabłu
To na następnym zlocie
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman - spodziewałem się pagan-metalówy, która złoży mnie w ofierze diabłu
To na następnym zlocie
Nie pykło :/
Dobra, mamy mnóstwo spamu na konwersacji, a Oficjalnej Relacji o dziwo nie ma! Także ku pamięci moja krótka, subiektywna relacja ze zlotu.
Zlot rozpoczął się w piątek wieczór od kulturalnego wzbogacania. Jeden z użytkowników pochwalił się, że spędził miło czas w Turku... Niestety, jak to często bywa w takich przypadkach, spotkało się to z powszechnym niezrozumieniem i brakiem kulturowej otwartości ze strony Faradaya
Na szczęście ten drobny zgrzyt nie wpłynął negatywnie na emocjonalne powitanie, po którym okazało się, że - wbrew stereotypom - kobiety przywiozły na zlot alkohol, a mężczyźni jedzenie. Oznacza to, że opisywany zlot okazał się 4,76%-owym sukcesem ideologii postępowych, czego największym dowodem niech będzie fakt, że w sobotę największy Janusz Prawak zrobił test w Latarniku Wyborczym i okazało się, że tak naprawdę jest - niczym Główny Ochroniarz PKiN w Warszawie - Starym Komuchem.
Warto wspomnieć, że w piątkowy wieczór przy kiełbaskach, niczym Niespodziewany Gość w Wigilię, zjawił się "Rafał, który chciał się dosiąść". Niestety, Rafał przedstawił się z imienia, co zaowocowało ochoczym rechotem całej grupy i mogło delikatnie utrudnić dalszy rozwój znajomości... Przez krótki moment zapachniało zacieśnieniem relacji, gdy okazało się, że ekipa Rafała, podobnie jak my, poznała się przez internet (gra w World of Tanks). Chłopaki z olbrzymią werwą zaczęli dopytywać, na czym polega nasza gra. Niestety okazało się, że MP nie jest tak zajebiste jak Warhammer, jest bardziej infantylne niż Warhammer oraz zasadniczo nie jest Warhammerem, co ostatecznie wyczerpało tematy do rozmów i zmusiło nas do wspólnego śpiewania Szantów.
Na szczęście część artystyczna zlotu wypaliła doskonale, ponieważ na zlocie był ktoś znad morza i znał szanty na zlocie był znany w internetach piosenkarz, Diego. Nie mam wątpliwości, że jego piątkowy performance live legendarnego hitu "Spamerzy" zasługuje na miano największego symbolu Przedostatniego Zlotu MP.
Mieliśmy więc powrót Rafałka, ale na zlocie pojawił się również zupełnie nowy osobnik! Był nim Czarek i był najbardziej uroczym zlotowiczem w historii. Przynajmniej dopóki nie wlazł do jeziora, po czym zaczął chodzić ubłoconymi łapkami po kocu Diega.
W sobotę wszyscy spełniliśmy swoje marzenia ("być jak Janusz Korwin-Mikke", panda i other, rok 2012, koloryzowane) - dzięki Grze Dżentelmenów staliśmy się prawdziwymi Dżentelmenami. A zatem, nie zabrakło żartów o Żydach i gwałtach, ponadto prym wiodły tony żartów o penisach i minetach. W mojej głowie najbardziej zapisały się "te dziwne zapasy z wujkiem Staszkiem", jednak największego ćwieka zabiła April, ujawniając, że "Fred marszczy Freda".
A propos zapasów - było bardzo sportowo. Po raz pierwszy w historii ZLOsTu rozegrany został prawdziwy, derbowy mecz siatkarski! W wyrównanym pojedynku pomiędzy drużyną Sztywniaków, a drużyną Dewiantów, po tie-breaku (2:1) wygrała drużyna Dewiantów. Chodzą plotki, że Dewianci wygrali, ponieważ jak zawsze zawiązali jakiś spisek i przekupili Faradaya, żeby sabotował działania swojej drużyny.
Na obiad była rybka, a że rybka lubi pływać, to - jak to ujął Lincoln w trakcie videokonferencji z Dalekim Wschodem - "ale mrOTHER jest już zrobiony". Dziękujemy Diego, za zapewnienie oryginalnych specjałów!!! Po kolacji składającej się z - szok i niedowierzanie - kiełbas, dogorywaliśmy wspominając stare zlostowe dzieje oraz grając w czółko z Diego, który nie wiedział kim jest Kanye West (skandal) (ja też nie wiedziałem).
Na zlocie wydarzyło się jeszcze wiele różnych rzeczy: Jazeera stwierdziła, że nie będzie siedzieć z ludźmi, którzy naśmiewają się z Rafał(k)a i poszła spać, chlaaron dzielnie walczyła ze mną o miano Mistrza Dobble, a jednoczęśnie została mistrzem translatora i rozgryzła Zagadkę Organizatora. Ponadto toczyły się gorące dyskusje na temat stanu polskiej gospodarki leśno-rolnej oraz pogańskiego wpływu na judeochrześcijaństwo. Mam jednak nadzieję, że ktoś je opisze lepiej ode mnie To tyle z mojej strony, więcej nie pamiętam, a właściwie to jestem tak śpiący, że nie wiem co piszę i zastanawiam się dlaczego to robię
PS Jeśli ktoś z Was obawiał się obgadywania na zlocie, to spokojnie... O nikim nie zapomnieliśmy.
Edytowane przez mrOTHER dnia 13-05-2019 01:06
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.