Sądząc po opisie może być ciekawie: "Brandon, 30-latek, atrakcyjny singiel z Nowego Jorku nie potrafi zapanować nad swym życiem erotycznym. Sytuacja jeszcze bardziej wymyka się spod kontroli, kiedy niespodziewanie wprowadza się do niego siostra."
Ten opis moze byc mylący xD film widzialem 2 lata temu i dalem mu 8, co dzis oznacza okolo 7, ale tylko prawdopodobnie, bo filmu praktycznie nie pamiętam. Z tego wzgledu oceniam na 7 i nic konstruktywnego nie napisze, bo jedyne co sobie przypominam, to to, ze gosciu mial problem ze sobą polegający na tym ze w kółko sie onanizował, a pozniej niedomagał. Z podobnych filmow kojarzy mi sie Don Jon z Lewittem i Johansson, tylko ze on ma duzo wątkow komicznych i pornografia jest tylko jednym z wątków.Wstyd zapamietalem tez jako dosc powazny i chłodny, oddający zagubienie sie gościa w epoce technologii i porno, a Don Jon byl często komiczny i bardziej optymistyczny to chyba tyle. Fassbendera nie lubie, Mulligan lubie, Steve'a McQueena cenie glownie za murzynska oscarową epopeję (nosi dokladnie imie i nazwisko co znany biały zamierzchly aktor i bylem zdziwiony gdy odkrylem jego kolor skóry).
W sumie jestem ciekaw opinii i moze obejrz3 film jeszcze raz, gdy wroci mi net ;P
Widziałam film kilka miesięcy temu i mnie nie porwał, więc drugi raz nie obejrzę. Od razu wystawię ocenę 5, bo jedyny moment jaki mnie poruszył, to był w momencie występu siostry bohatera.
Generalnie fajne kino akcji. Nieźle wymyślili akcję z wrabianiem szeryfa. Całość była naprawdę dobrze rozplanowana. Dużo ukrytych szczegółów, wskazówek (np. ten moment, kiedy okularnik podrzucił telefon temu typkowi, co zmarł jako trzeci), a gdyby przejrzeć film jeszcze raz, to zapewne znajdzie się ich jeszcze więcej (np. kto wchodził do toalety, żeby zabić pilota). Zazwyczaj przy tego typu filmach w trakcie oglądania co 2-3 minuty wkurzają mnie dziury fabularne. Tutaj było ich bardzo mało. Ot przykład - w pewnym momencie stwierdziłem, że pasażerowie zachowują się spokojnie, co jest bez sensu, bo powinni panikować... I dosłownie 2 sekundy później okazało się, że specjalnie udawali, bo to był moment, kiedy policjant z NYPD i cała reszta zrobili zasadzkę na szeryfa.
Właściwie jedyne, do czego mogę się przyczepić, to fakt, że plan porywaczy wypalił od początku do (prawie) końca. To się wydaje niemożliwe, żeby przewidzieć tak złożony ciąg wydarzeń i się do tego przygotować
Ponadto kwestia "podejrzanego". Murzyna obstawiałem od samego początku, od scen na lotnisku, kiedy rozmawiał przez telefon. Ale nie spodziewałem się, że będzie jeszcze drugi porywacz, a nawet gdybym o tym wiedział, to nie obstawiałbym tego okularnika. On wyglądał mi raczej na typową "zmyłkę" wystawioną dla widza (słowa o tym, że leci do Amsterdamu były wręcz zbyt nachalną wskazówką i uwierzyłem w to, że ktoś mu za to zapłacił - sprytnie to sobie wymyślił). Zanim jednak doszło do ujawnienia, to bardzo sprawnie przerzucali podejrzenia na kolejne osoby - w tym na stewardessę oraz rudą babkę. Zazwyczaj w tego typu filmach "stróżowie prawa" mają kilka zaufanych osób, których lojalności w ogóle nie poddaje się w wątpliwość. I ogólnie bardzo się cieszę, że nie ograniczyli się do 2-3 podejrzanych, tylko postawili na większy realizm - że prawie każdy wydawał się podejrzany z perspektywy szeryfa.
Co było złe? Oczywiście końcówka. Ale nie mówię, że samolot miał się rozbić. Po prostu lepiej by było, gdyby np. po wylądowaniu szeryf został aresztowany, a władze - aby ukryć swoją nieudolność w zapobieganiu sytuacji - faktycznie chciały wrobić go w porwanie To byłby dobry materiał na sequel
Ale ogólnie jako kino akcji naprawdę niezłe. Kilka fajnych scen (przeszukiwanie pasażerów, szukanie dzwoniącego telefonu), tylko kilka bzdur (np. unosząca się broń - zapewne chodziło o zmianę grawitacji, problem polega na tym, że samolot akurat zaczął wyrównywać lot, czyli grawitacja była mocniejsza, a nie słabsza, czyli broń byłaby silniej "wciskania w ziemię" ale mniejsza o to). Były momenty nudniejsze, no i główny bohater nie wyróżniający się niczym spośród wielu alkoholików-rozwodników ratujących świat ("kopia ksera"... ogólnie 7/10 to dobra ocena.
No to sam siebie teraz zaskoczyłem, bo film wybierałem raczej na chybił trafił i trafiłem (prawie) w 10tkę
Plusy:
1) Emocje, emocje i jeszcze raz emocję, czyli to co w kinie lubię najbardziej. Tutaj czuć je praktycznie w każdym kadrze.
2) Gra aktorska. Na Carey Mulligan przyjemnie się patrzy i znowu (po "Co jest grane Davis?" można posłuchać jej talentu wokalnego. Fassbender - genialny, gra dosłownie całym sobą. Jakoś zawsze był dla mnie raczej obojętny w innych filmach, to teraz pokazał absolutną klasę.
3) Relacje pomiędzy rodzeństwem. Najlepszy wątek, dosyć skomplikowane i nie do końca wyjaśnione. Prawdopodobnie silna więź pomiędzy nimi była efektem jakichś wydarzeń z dzieciństwa o czym może świadczyć cytat "nie jesteśmy złymi ludźmi, tylko ze złego miejsca". Scena w której Sissy podcina sobie żyły może wydawać się naciągana i zrobiona tak trochę pod fabułę, ale z drugiej strony ona właśnie potwierdza tą silną więź między bohaterami. Sissy była emocjonalną osobą i za cenę utraty bliskości ze swoim bratem gotowa była stracić życie. Dodatkowo zapewne nałożyły się na to problemy z jej chłopakiem. Brandon to jeszcze ciekawsza postać. Człowiek żyjący mechanicznie, który poprzez problemy seksualne niemal uprzedmiotowił swoje uczucia, co widać oczywiście w momencie gdy wręcz na siłę chce związać się z koleżanką z pracy, ale okazuje się, że nie potrafi. Sissy jest dla niego tak samo ważna jak on dla niej. Brandon nie wyrzuca jej z domu dlatego, że jest dla niego uciążliwa, ale ze strachu przed samym sobą i ze wstydu przed nią.
4) Surowość, naturalność, realizm i ogólnie cechy typowe dla kina europejskiego. Jest tu dużo golizny, ale nie czuć tu takiej chęci epatowania seksem po to żeby zaspokoić swoją chorą wyobraźnie jak np. w "Antychryście". Sceny są w większości dosyć subtelne, ale jednocześnie bardzo - nie wiem jakiego słowa użyć szczegółowe? I trochę przydługie. Wydaje mi się, że to element charakterystyczny dla McQueena, bo pamiętam, że w "Zniewolonym" sceny np. biczowania też były dosyć dokładnie przedstawione.
6) Muzyka. Momentami bardzo intensywna, idealnie dopasowana np. do sceny w autobusie kiedy Brandon wychodzi i zaczyna gonić kobietę.
Minusy:
1) Właściwie jest jedna rzecz, której mogę się przyczepić, czyli zakończenie. Może było odrobinę zbyt nachalne, scenę z facetem w burdelu można było sobie podarować, choć zdaję sobie sprawę, że to element ukazania upadku bohatera, który w swoim nałogu już nie potrafi się kontrolować. Osobiście ten film zakończyłbym być może nieco inaczej (np. bez podcinania żył przez Sissy) ale to już takie czepianie się dla zasady, bo do czegoś zawsze muszę się przyczepić.
Ogólnie film oceniam na 8,5 a właściwie na 9. Pewnie jest to ocena w dużym stopniu subiektywna, ale już tak mam, że wolę jak film skupia się bardziej na bohaterach niż na historii, nawet kosztem scenariusz, a tutaj jest to świetnie zrobione. W dodatku jest to jeden z tych filmów gdzie wszelkie dłużyzny i ogólnie powolne tempo to właściwie jego zaleta, bo można się skupić na sylwetkach głównych postaci, które są tu najważniejsze. Film oczywiście jak dla mnie zdecydowanie lepszy od dwóch poprzednich, ale też jeden z lepszych jakie w ogóle ostatnio widziałem, ostatnio podobne wrażenie zrobił na mnie chyba "Krótki film o zabijaniu" Kieślowskiego, więc było to dosyć dawno, także generalnie bardzo pozytywnie.
Wysoko xD w sumie sam dalem 8, ale oceny sprzed 2lat zwykle dewaluują sie o 1 w dół u mnie i czuje ze to bylo bardziej 7. Jednak jak zachwyt Flaka zostanie podzielony, to na pewno obejrze, chociaz z poślizgiem ;P
No więc obejrzałam, z trudem....
Film totalnie nie w moim guście. Po 30 minutach musiałam zrobić przerwę, bo się umęczyłam.
Jeśli chodzi o samą tematykę, to zetknęłam się z nią już zarówno w książce, jak i na żywo. Mam kontakt podobną osobą, jak nasz bohater, a połowa scen przypominała zbyt mocno rzeczywistość, o której nie koniencznie chcę pamiętać. Oglądanie tego na ekranie było dla mnie lekką męczarnią.
Sam klimat także totalnie do mnie nie przemawiał.
Ponadto film zwyczajnie przynudzał się jakoś tak dłużył mi się.
1) Emocje, emocje i jeszcze raz emocję, czyli to co w kinie lubię najbardziej. Tutaj czuć je praktycznie w każdym kadrze.
Nie jestem pewna, czy oglądaliśmy ten sam film. Nie pamiętam, jak film wzbudził we mnie mniej emocji, niż ten ;O Właściwie ten wzbudzał jedynie moją irytację, zwłaszcza gdy patrzyłam, ile jeszcze zostało do końca
Gra aktorska. Na Carey Mulligan przyjemnie się patrzy i znowu (po "Co jest grane Davis?"smiley można posłuchać jej talentu wokalnego. Fassbender - genialny, gra dosłownie całym sobą. Jakoś zawsze był dla mnie raczej obojętny w innych filmach, to teraz pokazał absolutną klasę.
Gra aktorska była faktycznie dobra, ale mnie osobiście mimo tego, jakoś mnie szczególnie nie urzekła. Czy na Carey przyjemnie się patrzy? Tego nie wiem, nie wzbudziła we mnie większych emocji.
Relacje pomiędzy rodzeństwem.
Najjaśniejszy punkt programu i gdybym ja miała wyliczać plusy, to na pewno ten wątek znalazłby się na tej liście. Sama bardzo lubię, gdy w filmie ukazuje się nietypowe, skomplikowane relacje między ludźmi, a te szczególnie ciekawe są przypadku dodatkowych powiązań rodzinnych.
Scena w której Sissy podcina sobie żyły może wydawać się naciągana i zrobiona tak trochę pod fabułę, ale z drugiej strony ona właśnie potwierdza tą silną więź między bohaterami.
Czy ja wiem, czy naciagana. Sissy miała problemy emocjonalne od dawna. Świadczyły o tym wcześniejsze próby samobójcze. Po jej zachowaniu mozna było przewidzieć, że jeszcze do tego wróci.
Surowość, naturalność, realizm i ogólnie cechy typowe dla kina europejskiego. Jest tu dużo golizny, ale nie czuć tu takiej chęci epatowania seksem po to żeby zaspokoić swoją chorą wyobraźnie jak np. w "Antychryście". Sceny są w większości dosyć subtelne, ale jednocześnie bardzo - nie wiem jakiego słowa użyć szczegółowe? I trochę przydługie.
Zgadzam się z tym. I to jest właśnie ten element klimatu, który totalnie mi nie podchodzi. Większość tego typu scen mnie zwyczajnie irytowała. Nie wiem, czy ze względu na ową przydługość, czy też na sposób przedstawienia, czyli tę właśnie surowość, kreującą absolutny realizm. Być może oba te aspekty mają tu wpływ. Osobiście nie przepadam za realizmem i dotyczy to zarówno filmu, jak klasycznego dziwiętnastowiecznego realizmu literackiego Dla mnie wszelkie przejawy twórczości są oderwaniem od rzeczywistości i niespecjalnie lubię, gdy ją odwzorowują. Oczywiście z pewnymi wyjątkami (Enid mi sie np. podobało mimo realizmu, ale może dlatego, że bohaterka była postacią niecodzienną, nietypową no i zagraną przez HBC, co samo w sobie daje +10 do zajebistości). Ale to już kwestia gustu.
Pewnie jest to ocena w dużym stopniu subiektywna, ale już tak mam, że wolę jak film skupia się bardziej na bohaterach niż na historii, nawet kosztem scenariusz, a tutaj jest to świetnie zrobione.
Generalnie mam podobnie. W filmie/książce najwazniejsze są dla mnie postacie. Z małą różnicą - nie kosztem scenariusza. A to dlatego, że lubię, gdy jedno i drugie się uzupełnia. To samo działa w drugą stronę. Nie przepadam za filmami przepełnionymi akcją kosztem przedstawienia bohaterów.
Moja ocena także będzie subiektywna. Bo choc nie można powiedzieć, że film był kiepski, to nie jestem w stanie dać od siebie więcej niż 4/10
Nie jestem pewna, czy oglądaliśmy ten sam film. Nie pamiętam, jak film wzbudził we mnie mniej emocji, niż ten ;O Właściwie ten wzbudzał jedynie moją irytację, zwłaszcza gdy patrzyłam, ile jeszcze zostało do końca
Kwestia wrażliwości. To jest tak subiektywne że ciężko o tym gadać.
Najjaśniejszy punkt programu i gdybym ja miała wyliczać plusy, to na pewno ten wątek znalazłby się na tej liście. Sama bardzo lubię, gdy w filmie ukazuje się nietypowe, skomplikowane relacje między ludźmi, a te szczególnie ciekawe są przypadku dodatkowych powiązań rodzinnych.
No właśnie, ja to wręcz uwielbiam w filmach a to przecież praktycznie główny wątek i sens filmu więc dlaczego tylko 4? xd
Czy ja wiem, czy naciagana. Sissy miała problemy emocjonalne od dawna. Świadczyły o tym wcześniejsze próby samobójcze. Po jej zachowaniu mozna było przewidzieć, że jeszcze do tego wróci.
No nie miałem się do czego przyczepić ale chodziło mi głównie o właśnie takie stereotypowe potraktowanie sprawy, że jak nie odbierała telefonu to już było wiadomo, że pewnie próba samobójcza.
Generalnie mam podobnie. W filmie/książce najwazniejsze są dla mnie postacie. Z małą różnicą - nie kosztem scenariusza. A to dlatego, że lubię, gdy jedno i drugie się uzupełnia. To samo działa w drugą stronę.
No przesadziłem trochę. Wiadomo, że dobrze jak się obie te rzeczy uzupełniają ale chodziło mi bardziej o to że we Wstydzie scenariusz nie jest znowu jakiś bardzo wyszukany ale i tak film zrobił na mnie duże wrażenie właśnie dzięki m.in. postaciom.
Nie przepadam za filmami przepełnionymi akcją kosztem przedstawienia bohaterów.
Nie chce się czepiać ale takim filmem jest Non-Stop który oceniłaś wyżej
Osobiście nie przepadam za realizmem i dotyczy to zarówno filmu, jak klasycznego dziwiętnastowiecznego realizmu literackiego Dla mnie wszelkie przejawy twórczości są oderwaniem od rzeczywistości i niespecjalnie lubię, gdy ją odwzorowują.
No to jest pewnie główny powód dla którego dałaś tylko 4 a ja aż 9. Ja mam właśnie na odwrót przy czym dopuszczam "sfałszowany" realizm w postaci sci-fi ale jakieś surrealizmy kompletnie bez ładu i składu albo fantasty (pisałem już o tym wcześnie) z reguły mnie odrzucają no i też jestem raczej zdania że ogólnie pojęta sztuka jednak jest częścią życia i powinna to życie odzwierciedlać przynajmniej w jakimś stopniu. To kwestia gustu i tyle. Ale i tak uważam, że za surowo obeszłaś się z tym filmem ;/
No właśnie, ja to wręcz uwielbiam w filmach a to przecież praktycznie główny wątek i sens filmu więc dlaczego tylko 4?
Bo ani ta relacja, ani jej przedstawienie mnie prawie w ogóle nie obeszło. Nie wiem, czy jest to kwestia, tego, że tak właściwie nie było w niej nic szczególnego w ostatecznym rozrachunku. Ot, jeszcze jedna historyjka o zwykłych ludziach. Może to była kwestia sposobu przedstawienia, czyli właśnie dłużyzn, które miały na celu niby wczucie się w klimat i czas na medytację na losem naszych nieszczęsnych bohaterów. Tyle, że nie było tam nad czym się zastanawiać. A ponadto, jak wspominałam, uwaga skupiała się wyłącznie na bohaterach, kosztem pozostałych elementów filmu, jak choćby fabuły.
No nie miałem się do czego przyczepić ale chodziło mi głównie o właśnie takie stereotypowe potraktowanie sprawy, że jak nie odbierała telefonu to już było wiadomo, że pewnie próba samobójcza.
Wydaje mi się, że jej brat znał ją na tyle dobrze, że mógł to przewidywać. Zwłaszcza w związku z jej przeszłością. Do tego mieliśmy tę scenę z metrem, pod które pewnie ktoś w skoczył, co jakby pobudziło myślenie brata.
Nie chce się czepiać ale takim filmem jest Non-Stop który oceniłaś wyżej
Zgadza się. Napisałam chyba nawet o tym, jak pisałam o Non - Stop. Z perspektywy czasu, faktycznie powinnam mu dac 5 a nie 6,ale badź co bądź, przynajmniej na nim nie usnęłam. W przeciwieństwie do okrzykniętego arcydziełem Avatara, który moim zdaniem był beznadziejny i mega nudny, do tego stopnia, że oglądałam go w czterech częściach.
We are all evil in some form or another, are we not?
Wydaje mi się, że jej brat znał ją na tyle dobrze, że mógł to przewidywać. Zwłaszcza w związku z jej przeszłością. Do tego mieliśmy tę scenę z metrem, pod które pewnie ktoś w skoczył, co jakby pobudziło myślenie brata.
Chodziło mi, że ja to przewidziałem, a nie on W sensie, że takie rozwiązania w kinie są dosyć częste. Ale dobra. To chyba ja miałem bronić tego filmu, a nie na odwrót lol. Więc dość