rok 1984 nie jest juz w kanonie, ale tak, jest to książka którą przeczytać trzeba.
Moja lista praktycznie w opozycji do agi.
top 5 najlepszych
1. Tango
2. Ferdydurke
3. Kordian
4. Dżuma
5. Mistrz i Małgorzata
Wybierałam te, na których się uśmiałam w głos, i których omawianie z moją babeczką od polskiego to były lekcje na które grzech było nie przyjść. Lalka też była bardzo spoko
Kuls, nie lubisz Cudzoziemki bo nie jesteś muzykiem przede wszystkim Dla mnie opis gry na skrzypcach to jest mistrzostwo, mimo tego że cała powieść to taka obyczajówka przeciętna
Top 5 najgorszych
1. Gloria victis
2. Nad niemnem
3. Ludzie bezdomni
4. Chłopi
5. Sonety Krymskie
Tango? DAJCIE SPOKÓJ...... Top 5
1. Mitologia, moja ukochana!
2. Zbrodnia i kara
3. Dżuma
4. Jądro ciemności
5. Granica, bo w sumie lubię takie telenowele
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
top 5 lektur ktore na pewno czytałem
1. chlopcy z placu broni
2. dzieci z bullerbyn
3. przygody tomka sawyera
4. romeo i julia
5. nie wiem co tu dac ale pies lampo tez był spoko
1. Zbrodnia i kara
2. Mistrz i Małgorzata
Pewnie nikogo nie dziwią te dwie pozycje na tych miejscach.
3. Potop! Taaak, jestem z tych, których potop naprawdę się podobał i chłonęłam go bardzo szybko, potrafiłam czytać go po nocach chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej z Kmicicem.
4. Wesele - to pozycja znalazła się tutaj dlatego, że tuż przed czytaniem Wesela byliśmy na wycieczce, gdzie owe Wesele się odbywało i rozmawialiśmy z taką staruchą, która była właścicielką tego domu, czyli automatycznie jakąś tam rodziną kogoś tam kto występował. Książka mi się podobała, bo po takiej wyciecze moja wyobraźnia była pobudzona.
5. Dżuma/Granica
ranking robiony przed sekundą; pięć akcji, do których wracam najczęściej, najbardziej lubię je czytać i siedzą ciągle w pamięci jako szlagierowe we wszystkich edycjach. Brakuje wielu symbolicznych i takich, które pozostają ze mną mimo upływu lat: różowego nieba, bitwy na kokosy, rozmów z Lincolnem Maleckym i robienie jednocześnie dziur w jeansach, rodzeństwa Sloanów i zakładu Su na wyspie, wąglika w kopertach, akcji z Lucjuszem i "martwą" Gianną, kąpania się Gigi i Jeffreya pod prysznicem, dzieci w charakteryzatorni i złamanych żeber, narkotyzowania się Vallie, bitwy z Camillą, stacji z gołębiami, rysowania Oscara, milczącej Deanne, korzystania z mocy teleportacji, imprezy w bunkrze i gadających duchów, zawodów w mp userowym i finału w stopie, schizów w psychiatrycznym, Zespołu z ulicy Hutniczej (...). Spośród tych wszystkich akcji wybrałam ścisłe pięć. Pięć, które uwielbiam, wracam często, czytam ciągle. Pięć, które koniecznie muszę kiedyś przekopiować, bo nie wyobrażam sobie nie wrócić do nich za x lat. Najlepsze, najcieplejsze wspomnienia, kwintesencja słów MISTRZ PRZETRWANIA. No to go
5. Stacja The Doors, MP13- absolutny majstersztyk fabularny. April miała genialny pomysł na ten motyw, równie genialnie został on zrealizowany przez uczestników. Przybliżę: w stacji był długi korytarz z dużą ilością drzwi. Po otwarciu jakichkolwiek drzwi okazywało się, że te prowadzą do korytarza z następną sporą ilością drzwi i tak w kółko. W całości tworzyło to ogromny labirynt, z którego nie sposób było się wydostać. Ponadto nad graczami ciążyła konieczność szybkiego opuszczenia stacji, gdyż w każdej chwili mogła wybuchnąć bomba. Za każdymi drzwiami mogliśmy odkrywać co tylko chcieliśmy i dawało nam to niesamowite pole do popisu.
Dlaczego ten moment trafia do mojego top5 i jest przeze mnie lepiej wspominany, niż któreś spośród wszystkich wcześniej wymienionych? To był moment wprowadzenia do gry Cormaca Jonkera, Dywana, który miał uwieść postać Shan. To były też pierwsze momenty, gdy moja Gigi, moja cudowna Gianna, której tak wielu nie lubiło, a ja wspominam ją z niesamowitym sentymentem, odzyskała wzrok i uczyła się życia na nowo. Jeden z pokoi w całości pokryty był lustrami, w których widziała się po raz pierwszy w życiu. Może dla każdego z Was jest to coś zwykłego i scena MP jak każda inna. Ja całość wspominam i wracam do niej do dziś.
4. Samobójstwo Valerie, MP15- emocje. Emocje. Płakałam, jak pisałam tego posta. Nie powiem, żeby mi się to w MP nie zdarzało, ale jest to bardzo rzadkie. Do dzisiaj mi broda drży, jak go czytam. Kochałam Vallie najbardziej ze wszystkich moich postaci. Drugiej tak dobrej już nigdy nie stworzę. Poświęciłam się jej w całości, wycisnęłam z niej w tej edycji wszystko, co się dało. Postać tragiczna, z tragiczną historią od początku do samego końca. Życie nie mogło skończyć się dla niej inaczej. Nie widziałabym innego rozwiązania, niż przećpanie się, trzymając w rękach jedyną rzecz, na jakiej kiedykolwiek jej zależało: Monę Lisę. Jeśli kiedykolwiek napiszę książkę i zdecyduję się ją wydać, Valerie będzie główną postacią. Bo jest moja, w całości moja, stworzona i wykreowana dokładnie tak, jak chciałam: szczerze, paskudnie, narkotycznie i samotnie.
3. Epilog MP:EU- wreszcie coś pozytywnego. I to jak pozytywnego! : ) Mimo tego, że w edycji brało udział mało ludzi, że, de facto, powstać powinna jakieś 2 lata wcześniej i ogólnie nie jest czymś, co dobrze się wspomina na forum i o czym się jeszcze mówi: sama końcówka jest cudowna, stworzona wspólnymi siłami przez Umbastycznego i mremkę. Początek, gdy wszyscy zasiadają w pokoju hotelowym, by obejrzeć film, też należy do jednej z tych rzeczy, która- o dziwo- wyszła mi naprawdę dobrze. Nie popisałam się kunsztem literackim; w tych zaledwie kilkunastu zdaniach podsumowałam całą naszą gromadkę, wszystkich ludzi, którzy tworzą Mistrza Przetrwania. I za każdym razem, gdy wyobrażam sobie taką scenę na żywo, uśmiecham się szeroko. Sam epilog zaś, "scenariusz" filmu - kwintesencja Mistrzów, uwypuklenie tego, co w nas siedzi. Uwielbiam.
2. Stół pingpongowy, MP15- Dobra, minęło już tyle czasu, a za nami tyle edycji, że mogę to wreszcie napisać: na tej stronie nie ma i nigdy nie będzie drugiej osoby, z którą pisze mi się tak cudownie, jak z Lionem. Kiech nie pisze często, ale jak już sie zaangażuje, to wychodzą z tego właśnie takie perełki. I to jest kolejna rzecz, jaką uwielbiam w mp: śmiech do ekranu, przecieranie zmęczonych oczu, ale "nie pójdę przecież spać w środku TAKIEJ akcji" Druga w nocy, trzecia w nocy, a agusia siedzi przed monitorem i pisze o tym, jak pod jej postacią łamie się stół ping-pongowy. Może zbyt erotyczna ta scena nie była, ale jak to napisał ostanio Lajoś: była to jedna ze szlagierowych scen "łóżkowych" we wszystkich edycjach. Dalej szczerzę się do monitora, jak ją czytam. Odsyłam także do rymowanki, która powstała na temat tej akcji w temacie "powrót do przeszłości". Ciągle wierzę, że gdy kiedyś spotkamy się z Kieszkiem, stworzymy wspólnie do tego melodię i będziemy śpiewać przy ognisku długimi nocami.
Dobra, czas na scenę, która wzrusza mnie tak samo, jak kilka lat temu.
Scenę, którą bez chwili wahania wskazałabym na scenę, która sprawiła, że zakochałam się w MP.
Być może gdyby nie te kilka napisanych słów, parę dźwięków w głośnikach, gęsia skórka na rękach: nigdy nie zostałabym na stronie dłużej, a przygodę z MP skończyła po edycji 10.
Zastanawiam się, czy napisać coś jeszcze, bo słowa tej piosenki oddają wszystko. Ten moment gry, ta piosenka, po raz kolejny: godzina dużo późniejsza, niż 1 w nocy; wszystko to sprawiło, że to był pierwszy raz, kiedy nie tylko grałam w MP, ale także stałam się jego częścią. Siedziałam wtedy przed monitorem i słuchałam tej piosenki do rana. I czytałam, pisałam, żyłam tym, co dzieje się w grze. Byłam o wiele młodsza i głupsza, niż jestem teraz, brakowało mi też wielu życiowych doświadczeń. Być może dlatego to, co działo się wtedy w grze: mimo że tak naprawdę nie stało się nic specjalnego; może dlatego tak mocno to przeżywałam. I przeżywam do dziś. Ta scena jest pewnie niezrozumiała dla nikogo, poza mną i Damianem. Dla mnie to czysta definicja prawdziwej przyjaźni, poświęcenia, wspólnego cierpienia i przeżywania razem tego, co dzieje się wokół. I być może posty nie są zbyt górnolotne, nie jest to szczyt naszych możliwości pisarskich i w zasadzie dla przeciętnego odbiorcy może to być scena jak każda inna. Ja wzruszam się dalej. I dalej mam ciary, jak ta piosenka włączy się w słuchawkach przy okazji losowego odtwarzania. Dla mnie zarówno ta piosenka, jak i ten moment gry, to najczystsza z definicji Mistrza Przetrwania. I dlatego jest moją ulubioną sceną. Tyle.
Jeżeli miałbym zamiar stworzyć kiedyś TOP 5 postów na forum, to zapewne ten znalazłby się w tym zestawieniu. Świetne podsumowanie Aga. MP sprawiło, że już nigdy nie będziemy do końca normalni
4 lata temu było spoko, nie znał mnie nikt, a i tak przez czasu brak chciałem by tydzień miał 8 dni.
Jako 15-latek nie złożyłem wyjaśnień, gdy wziąłem za majka to już miałem lat 16.
Miałem swój numer 23, jak Sparrow, ale Walter nie Jack, #Fingerling.
Stąd się wzięło moje zamiłowanie do treści brat. A umrę pewnie całkiem młodo, mając nie wiem 42?
No i tu widać jak niebotycznie się różnimy Bo prawie wszystkie moje ulubione momenty były dewianckie! Ale co tam, czas wrzucić coś z przeciwległego bieguna. Zatem, moje TOP 5 ulubionych scen MP:
5. MP 13,5 Glizdogon na dworze Malfoyów
Jedyny moment, w którym to nie moja postać jest głównym bohaterem sceny i jedyna scena, w której nie wystąpiła przemoc
Ale jak dotąd nic mnie tak nie rozśmieszyło w MP, jak tamte akcje na Dworze Malfoyów
4. MP 13 gwałt Jeffreya i Teda na Dores
To było dziwne Trochę śmieszne, trochę niesmaczne i jakby przesadzone, ale to był jeden z momentów, w których najlepiej się bawiłam
3. MP 25 wyznanie miłości Peterowi
Jakoś mnie to wzruszyło. Chyba dlatego, że z Dores z tego MP utożsamiałam się najbardziej i dlatego, że relacja między Dores a Peterem była najmniej jednoznaczną relacją mojej postaci z innymi
2. MP 12 What's a pitty
Nooooo klasyk! To była pierwsza Dores z jeszcze świeżutkim wizerunkiem. Obcięcie włosów Elenie obuchem od toporka było chyba moim debiutem w dziedzinie dewianctwa w MP i bardzo miło to wspominam
1. MP 25 zabicie Petera
Z tych samych powodów, co w punkcie 3. Tylko tu było dramatyczniej, o wiele dramatyczniej... Jakoś tak przyszedł mi ten pomysł do głowy w środku nocy, bo zamiast spać, rozmyślałam o MP. A potem jeszcze Arctic dołożył swój pomysł z rodzeństwem. I wyszło tak, że naprawdę lubię tę akcję, choć nie jest ona ani miła, ani wesoła, ani specjalnie przyjemna. To było chyba moje pierwsze morderstwo na poważnie. Tak się jakoś wtedy wczułam w tę scenę, że póki co, ląduje na pierwszym miejscu.
We are all evil in some form or another, are we not?