Szału nie ma. Albo na przystanku Os.Bernardyńska w 162 lub 159, przejechać dwa przystanki i przesiąść się na 131 w kierunku Dw.Centralnego albo przejść się 5 minut do przystanku przy dwupasmówce (ul.Powsińska, przedłużenie Czerniakowskiej) i stamtąd wsiąść w 131 od razu. Przy dobrych wiatrach da się w pół godzinki dojechać.
Pamiętaj, aby przyjść 15 minut wcześniej, w celu wytłumaczenia zasad gry, i przygotowania Was do wielkiej przygody!
Nasz adres to Warszawa, ul. Powsińska 64a, duży budynek biurowy z żółtej cegły, wejście od frontu, obok restauracji Samira, następnie windą na 4 piętro
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman napisał/a:
Tylko takie info od Escape Roomu
Pamiętaj, aby przyjść 15 minut wcześniej, w celu wytłumaczenia zasad gry, i przygotowania Was do wielkiej przygody!
Nasz adres to Warszawa, ul. Powsińska 64a, duży budynek biurowy z żółtej cegły, wejście od frontu, obok restauracji Samira, następnie windą na 4 piętro
Nie sprawdziłem dokładnie gdzie to jest wcześniej. Okazuje się, że przechodziłem dzisiaj koło tego budynku Można tam dojść ode mnie dużo szybciej niż w 14 minut.
Edytowane przez Faraday dnia 05-08-2016 17:11
No to ten, tego... Jutro o 15:05 według rozkładu wbijam busem na Plac Defilad. Numer do Agi agusi mam więc się jakoś znajdziemy. Jakąś Familiadę czy tam 1 z 4 ogarnąłem na szybko więc coś tam podziałamy. Do zobaczenia!
Faraday napisał/a:
Szału nie ma. Albo na przystanku Os.Bernardyńska w 162 lub 159, przejechać dwa przystanki i przesiąść się na 131 w kierunku Dw.Centralnego albo przejść się 5 minut do przystanku przy dwupasmówce (ul.Powsińska, przedłużenie Czerniakowskiej) i stamtąd wsiąść w 131 od razu. Przy dobrych wiatrach da się w pół godzinki dojechać.
Aha... Pierwsze albo odpada bo robią akurat szybki weekendowy remoncik nawierzchni i cała moja ulica jest wyłączona (stwierdzili, że ludzie nie śpią bo oglądają otwarcie Igrzysk i zaczęli remont o północy )
Edytowane przez Faraday dnia 06-08-2016 07:56
Biorąc pod uwagę, że forum od długiego już czasu nie wzbudza takich emocji jak kiedyś oraz że kilka osób mimo chęci przyjazdu odpuściło sobie zlot, wydawało mi się, że będzie to spotkanie bez większej historii. Rzeczywistość mnie jednak zaskoczyła, podobnie pewnie jak pozostałe osoby. Okazało się bowiem, że był to jeden z najlepszych zLOSTów. Ale zacznijmy od początku!
Warszawa przywitała nas ogromnym napisem na budynku "Miło Cię widzieć". Podejrzewam, że była to jednak zwykła kurtuazja ze strony stolicy bo padający deszcz zdawał się mówić raczej "Po ch*j przyjechaliście? Trzeba było siedzieć w domu". Ja zjechałem dopiero o 15 więc ekipa w składzie Faraday, Otherwoman, agusia i Arctic spędzali już czas na Starym Mieście w pubie, w którym odbył się pierwszy w historii zlot Zagubionych. Z parasolką w ręku i w przemokniętych trampkach dotarłem do nich i już w piątkę mogliśmy zacząć działać. Ustaliliśmy nasz plan działania, zrobiliśmy zakupy i autobusem dotarliśmy do mieszkania Faradaya. Z tego miejsca ogromne podziękowania Wojtkowi za przyjęcie nas, zapewnienie noclegu oraz tostów, jajecznicy, herbaty oraz Rutinoscorbinu.
Czasu nie mieliśmy dużo więc zrobiliśmy wspólną fotkę na balkonie i udaliśmy się do Escape Room'u o jakże pasującej do nas nazwie "Bezludna Wyspa". 50 minut zajęło nam rozwiązanie wszystkich zagadek, po czym mogliśmy wykonać telefon ratunkowy dzięki któremu przybył nasz wybawca i wypuścił nas z pokoju, w którym była chyba z tona piasku, zieleni, czaszek i kamieni. Wróciliśmy na ulicę BERNARDyńską i kontynuowaliśmy nasze spotkanie. Tutaj nie ma co dużo opowiadać. Przebiegło ono w klimacie Lostowej Familiady, którą wygrała rodzina Agnieszka-Arleta. Zrobiliśmy finał między dziewczynami i zakończył się on zwycięstwem agusi. Reszta nocy to wiadomo. W pewnym momencie, po pierwszej w nocy poszliśmy z Arcticiem i agusią na małe zakupy do sklepu oddalonego o 5 minut. Wróciliśmy po 1,5 godziny. Pozdro Aga i Artur! Po jakimś czasie wybiła godzina piąta i trzeba było się kłaść spać. Sen długo nie trwał ponieważ rano czekała nas wycieczka. Szybkie śniadanie, jajecznica, tosty i mogliśmy ruszać. Przy grającym z telefonu "Hollywood & Vines" przemierzaliśmy zarośla, krzaki by dotrzeć nad Jezioro Czerniakowskie. Wynajęliśmy łódź, której sternikiem był Faraday i zaczęliśmy godzinną rozgrywkę w "1 z 3". Wygrała Arleta! Aga w tym czasie, jak na kurę domową przystało, robiła porządki w mieszkaniu. Wróciliśmy i trzeba było zbierać się do centrum bo Arturowi spieszyło się na pociąg. Szybka wizyta w Maku i już byliśmy na dworcu, gdzie pożegnaliśmy Artura. Niedługo później i ja się zbierałem więc około 16 zLOST dobiegł końca!
To było bardzo fajne spotkanie, super pomysły z Escape Room'em, z rejsem łódką, Faraday to świetny gospodarz, Otherwoman dusza towarzystwa, agusia to agusia, a Artur to mega spoko gość. Widzimy się na kolejnym zlocie bo nie mam wątpliwości, że taki nastąpi. Cześć!
No dobra, to czas może napisac parę słów podsumowania ;p
Według mnie był to jeden z lepszych zlotów Niech ci, którzy zrezygnowali, żałują swojej decyzji Paradoksalnie osoby, które zaproponowały, byśmy robili coś innego prócz picia, nie przyjechały ;p
Po pierwsze na zlocie zjawił się wreszcie Arctic, czyli ostatnia osoba z forum, którą chciałam poznać Zajebiście, że byłeś
Wspólnie z Arctikiem i agusią udaliśmy się na manifestację KODu spacer w stronę Starówki (zahaczając po drodze o Pałac Prezydencki). Przy murach Starego Miasta udało nam się odnaleźć legendarną knajpę - Pub pod Zegarem, w której odbył się pierwszy w historii zlot w maju roku 2010, kiedy to wspólnie z Darltonami, Faradayem i shimano oglądaliśmy finał Lost. Zaczekaliśmy tam kulturalnie przy piwku na Lincolna.
Wieczorkiem udaliśmy się do Escape Roomu, gdzie spotkaliśmy się też z moją koleżanką i jej towarzyszem. Nie wiem, jak innym, ale mi się bardzo podobało i było dość mocno lostowo.
Byliśmy na bezludnej wyspie, obóz na plaży był trochę podobny do tych z Losta, na filmiku wyświetlili ułożony znak SOS, a w chacie/szałasie były dwa szkielety Adama i Ewy Z pokoju udało nam się wyjść, ale ledwie się wyrobiliśmy w ciągu tej godziny. Niby poziom dla początkujących, ale wg mnie wcale nie było łatwo Albo ja jestem jakaś tępa ;p
Zdjęć w środku oczywiście nie wolno było robić. Pani nam cyknęła parę fotek na tle loga i miała je wrzucić na fejsa, ale ich tam nie ma... Jak ktoś napisze do nich, to może prześlą na maila, żebyśmy mogli tutaj wrzucić..
Potem wróciliśmy na chatę do "Fara". Alicja i Robert też do nas wpadli na kilka głębszych
Ogólnie właśnie patrzę, że mam na swoim aparacie jakieś zdjęcia, z mieszkania Faradaya. To chyba Arctic chciał uwiecznić to miejsce Od siebie dodam, że to był naprawdę super miejscówka, o wiele lepsza niż apartamenty na Łuckiej Widok z balkonu na Warszawę już widzieliście na fejsie i poście Lincolna
Oprócz obiadu przygotował tez Familiadę, ale pozwolę sobie już pominąć w opisie akcje z groźnym Strassburgerem. Napiszę tylko, że Lincoln powinien zostać aktorem (chyba nawet Alicja się popłakała ze śmiechu ;p).
Alicja i Robert zmyli się chyba koło północy, a my jeszcze piliśmy do 5 rano z jakimiś przerwami, kiedy to pare osób wyszło do sklepu, który znajdował się trzy minuty drogi od domu Faradaya i nie było ich półtorej godziny... Nie wnikam już, co tam się działo... ;p
W niedzielę rano wszyscy, ok prawie wszyscy ;p poszliśmy nad jeziorko, gdzie też było całkiem lostowo, gdy przy soundtracku Hollywood and Vines przedzieraliśmy się przez dzikie zarośla Wynajelismy tez sobie łódkę, na której Lincoln przeprowadził nam "Jeden z trzech" lol. I nawet się nie potopilismy pomimo dośc intensywnej minionej nocy. Ja mam słabe zdjęcia z łódki (Linc ma jakieś fajne), ale wrzucę jedno poglądowo:
Potem trzeba już było się zbierać, a zlot miał się ku końcowi.
Ogólnie zaliczam ten zlot do TOP5 zlotów i tylko bardzo żałuję, że nie przyjechało więcej osób, jak np. adi (na pewno odnalazłby się na manifestacji KODu), Flaku (spotkaliśmy wycieczkę kilkudziesięciu Żydów w jarmułkach, na pewno czułby się jak wśród swoich), Amaranta, MrOther, panda i cała reszta, która miała być i w końcu zrezygnowała...
We are all evil in some form or another, are we not?
Pora na podsumowanie ZLOST-u z mojej perspektywy
Idąc o godz. 5 rano na dworzec PKP zastanawiałem się jak to będzie móc poznać forumowe osoby, z którymi spędziłem ostatnie 6 lat. Owszem, słyszałem bardzo wiele opinii o niektórych forumowiczach od agusi (która nota bene namówiła mnie do przyjazdu na Woodstocku), ale specjalnie nie zwracałem na to uwagi, ponieważ sam chciałem wyrobić sobie opinię na temat każdego nowo-staropoznanego. Byłem mega ciekawy, czy Lincoln jest tak sztywny jak na forum, czy po Otherwoman widać jej dewiantyzm, czy Fred jest typowym studentem prawa, kim jest Amaranta? Niestety w drodze, gdzieś pomiędzy Poznaniem a Warszawą, dowiedziałem się, że tej ostatniej nie poznam. Szkoda!
Około godz. 13:30 zameldowałem się na Centralnym w Warszawie i pojawiły się pierwsze schody - jak wyjść z tych tuneli i dotrzeć do dworcowego McDonald's? Po 15 minutach w końcu udało mi się wydostać przed Centralny, a stamtąd do ustalonego wcześniej miejsca. W restauracji jednak nikogo nie znalazłem i pomyślałem, że Fred i Arleta po prostu nas wystawili. Na szczęście po kilku minutach Otherka dotarła na miejsce i razem ruszyliśmy do Złotych Tarasów, gdzie miała czekać na nas Chrzanowianka (w sumie teraz Opolanka). A, właśnie! Poznałem w końcu Arletę, która o dziwo mnie nie zadźgała, ba, nawet pozwoliła się przytulić. Przekonałem się, że agusia w swoich opowiadaniach jednak miała rację i Arleta jest normalną kobietą a nie brutalną czarownicą w czerni
Z pomocą Arlety dotarłem do KFC, gdzie spotkaliśmy się z agusią. Należy tutaj wspomnieć, że po raz pierwszy ujrzałem na żywo agusię wyglądającą jak normalna, czysta, typowa studentka (na Woodstocku Agnieszka zawsze narzekała na swój "okropny wygląd", co oczywiście było nieprawdą, bo wyglądała zawsze jak typowy hipoludek). Razem z Agnieszką coś zjedliśmy po podróży i w międzyczasie przyszedł Fred. Wojtek wyglądał na porządnego człowieka, a jego pierwszymi słowami wcale nie było "Jestem studentem prawa". Tym oto sposobem poznałem piątego forumowicza w życiu
Gdy wyszliśmy przed Złote okazało się, że pogoda nie będzie nas rozpieszczać. KLIK Mimo wszystko ruszyliśmy przed siebie, ponieważ nie mogliśmy przegapić tylu atrakcji! W programie oczywiście był protest zwolenników KOD-u przed Pałacem Prezydenckim KLIK, siedziba Uniwersytetu Warszawskiego, Starówka KLIK oraz Pub pod Zegarem, gdzie poznałem naczelnego sztywniaka forum, Lincolna. Michał na szczęście nie był 40-latkiem, nie wydawał się być też sztywniakiem, lecz całkiem przyjemnym ziomeczkiem (który ufa nam na tyle, że podzielił się z nami hasłem do swojego domowego wi-fi).
W końcu ruszyliśmy do "Dharmaville" naszego ZLOST-u, czyli mieszkania Freda. Miejscówka okazała się być ładnym, przestronnym mieszkaniem, z dobrym wyposażeniem, gdzie z przyjemnością się przebywało. Korzystając z wcześniej zrobionych zakupów Lincoln zaczął przyrządzać swoje popisowe danie, którego oczywiście nie skończył, ponieważ mieliśmy umówioną wizytę w escape roomie. Bawiliśmy się tam przednio, przede wszystkim udało nam się wydostać z pułapki i poznać nowych towarzyszy (pozdro dla Alicji i jej chłopaka!).
Szczęśliwie powróciliśmy do domu Freda i zjedliśmy wcześniej przygotowaną obiadokolację. Potem zaczęła się najlepsza część ZLOST-u - kosztowanie różnorakich smaków soplicowskich trunków i gry w Familiadę, 1z4 i I never, wszystko to przy uświetniającej muzyce lostowej ze sprzętu agusi. W międzyczasie odbył się sławny wypad do sklepu. Co tam jednak robiliśmy pozostanie naszą słodką tajemnicą. Położyliśmy się spać około 5 rano, więc na pewno się nie nudziliśmy.
Następnego dnia (prawie wszyscy) pływaliśmy łódeczką, a Lincoln uświetniał nam czas swoimi wcześniej przygotowanymi pytaniami. KLIK Potem nadeszła pora pożegnań - po krótkiej wizycie w McDonald's grupa odprowadziła mnie na mój peron, za co bardzo dziękuję! Bardzo przyjemnie było siedzieć z wami na peronie i czekać na opóźniony pociąg! KLIK
Podsumowując, ZLOST był jak najbardziej udany. Miło mi było poznać Arletę, Wojtka i Michała oraz spotkać się znowu z Agnieszką. Mam nadzieję, że niebawem spotkamy się w jeszcze większym gronie. Ponadto jeszcze raz dziękuję Wojtkowi za gościnę, Michałowi za przepyszny obiad, Arlecie za opisywanie zabytków Warszawy, a agusi za to, że namówiła mnie na przyjazd. Trzymajcie się!
Umba, bądź zazdrosny. Nie wiem, o które z nas, ale bądź <3
Jak dla mnie zlot był 10/10! TOP 3 zlotów Jak jeszcze kiedyś ktoś zaproponuje grę w "zgadnij kim jestem", albo inne gunwo, to przypomnę wtedy Lincolnową Familiadę, którą R O Z P I E R D O L I Ł! Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wśród Mistrzów bawiła się tak dobrze, jak przez czas gry
I Wakacyjny ZLOST 2016 uważam za udany, pretenduje do miana najlepszego zlotu na jakim byłem. Osoby, które nie były zdecydowanie powinny żałować. Szkoda mi zwłaszcza tego, że nie udało mi się spotkać Amaranty i sayida - bo nie znałem ich wcześniej. Za to udało mi się poznać Arctica, który okazał się spoko gościem nawet mimo tego że sądzi, iż w moim rodzinnym mieście śmierdzi
W sobotę szyki nieco pokrzyżowała pogoda, która jak na złość zmieniła się w ciągu jednej nocy z idealnej na brzydką i deszczową. Dodatkowym utrudnieniem okazał się remont nawierzchni na mojej ulicy, który miał odbyć się w któryś z weekendów między kwietniem a wrześniem a przeprowadzili go akurat w ten W niedzielę pogoda była już nieco lepsza.
Program zlotu nie został do końca wykonany przez pogodę, ale z takich bardziej nietypowych elementów programu to udało nam się pójść do escape roomu (który był całkiem spoko, ale wg mnie gorszy niż ten, w którym byłem wcześniej) oraz w niedzielę obejść połowę jeziorka Czerniakowskiego a potem popływać łódką po jeziorku. Przypadkiem znalazłem się na miejscu sternika i radziłem sobie średnio bo po pierwsze bardzo znosił łódkę wiatr a po drugie nie mogłem ogarnąć sterowania przy siedzeniu tyłem do kierunku płynięcia. (trenowałem pół roku wioślarstwo w gimnazjum , ale tam płynęło się w linii prostej po rzece i było zawsze przynajmniej dwóch wiosłujących)
Lincoln w końcu przeprowadził swoje niemal legendarne już gry, czyli Familiadę (w mieszkaniu u mnie) i quiz lostowy (na wodzie), który zmienił się w coś na kształt programu 1 z 10. Mimo że w żadnej nie udało mi się zająć wyższego miejsca niż ostatnie to jestem zadowolony ze swojej postawy bo nigdy nie robiłem żadnych rewatchów LOST (obejrzałem parę fajniejszych odcinków drugi raz gdy moja dziewczyna oglądała LOST, aby wiedzieć czym się tak jaram oraz finał na pierwszym zlocie robionym przez Dartlonów)
Poza programem nieobowiązkowym odbył się oczywiście program obowiązkowy - czyli wizyty w Macu, spacer po centrum, odprowadzanie zlotowiczów na dworzec oraz nocna pop... degustacja polskich wódek owocowych.
Nocna impreza udana. Sąsiedzi się nie burzyli a policja nie wpadła. W domu nie ucierpiało nic poza podkładkami na stole zalanymi wielokrotnie wódką polewaną przez dłonie zmęczone wcześniejszym wielokrotnym unoszeniem kieliszków. Lincoln przygotował świetny obiad o 21 (musisz dać przepis bo moja ocena tego dania za stosunek smaku do czasu wykonania to 10/10 ) i przeprowadził genialną familiadę (chociaż schrzanił trochę początek, gdy powiedział żart przy którym można było się lekko uśmiechnąć...). agusia przyniosła magiczny głośnik bluetooth, który wydobywał z siebie dźwięk dużo lepszy niż wskazywały na to jego gabaryty . Arctic okazał się świetnym kompanem do gry w Familiadę Otherw przyprowadziła ze sobą dwójkę spoko znajomych, z których jeden okazał się gościem budującym podwodnego robota Szkoda, że nie mogli spróbować Lincolnowego specjału z racji wegetariańskich przekonań.
Najbardziej zagadkowym momentem zlotu pozostanie moment, gdy Lincoln wraz z agusią i arcticiem udali się do sklepu około godziny 3, z którego nie wrócili przez 1,5 godziny. Grałem Mulderem w MP więc podejrzewam, że doświadczyli przeskoku czasoprzestrzennego związanego z bliskim przelotem UFO. W międzyczasie Arleta opowiedziała parę anegdot ze swojego życia oraz poleciła fanfica o HP, którego następnie opowiedziała ze szczegółami do połowy, oszczędzając mi konieczność jego czytania.
No i to by było na tyle - mimo zaburzonej chronologii opisałem chyba wszystko co chciałem. Dziękuję tym, którzy przybyli i dobrze się bawili. A ci którzy nie byli - niech żałują.
Edytowane przez Faraday dnia 08-08-2016 21:17
Faraday napisał/a:
W sobotę szyki nieco pokrzyżowała pogoda, która jak na złość zmieniła się w ciągu jednej nocy z idealnej na brzydką i deszczową.
Padało w całym regionie i zapowiadali deszczową sobotę od dawna
Przypadkiem znalazłem się na miejscu sternika i radziłem sobie średnio bo po pierwsze bardzo znosił łódkę wiatr a po drugie nie mogłem ogarnąć sterowania przy siedzeniu tyłem do kierunku płynięcia.
To wbrew pozorom nie jest takie proste, szanuję za próbę bo moje pierwsze sterowania łódkami/kajakami kończyły się tragicznie
W międzyczasie Arleta opowiedziała parę anegdot ze swojego życia oraz poleciła fanfica o HP, którego następnie opowiedziała ze szczegółami do połowy, oszczędzając mi konieczność jego czytania.