Ta powieść to debiut Dana Simmonsa i jak na debiut mocno zaskakuje dojrzałością. Uznana jest zresztą za jeden z najlepszych debiutów lat 80., nagrodzona World Fantasy Award.
Akcja dzieje się w większości w Kalkucie. Po przeczytaniu tej książki wiem jedno - Kalkuta nie jest zdecydowanie miejscem, gdzie kiedykolwiek miałabym ochotę się wybrać. Nie wiem, czy tę książkę zakwalifikować jako thriller czy jako horror, ale sam opis Kalkuty (który zajmuje chyba większość książki) kwalifikuję "Pieśń..." chyba jako horror. Mam wrażenie, że jeśli piekło by istniało, to wyglądałoby jak to miasto.
Opis jest mega obrazowy, cała opowieść utrzymana w jest w ciężkim, mrocznym, brudnym klimacie. Jak to jest wspomniane na początku, Kalkuta przypomina jakieś niezdrowe wyziewy, miazmaty i w takim klimacie utrzymana jest cała powieść. Z relacji samego Simmonsa wiadomo, że opisywał on z własnego doświadczenia i obserwacji po siedmiotygodniowym pobycie w Indiach. Opisy są tak sugestywne, że właściwie na własnej skórze odczuwa się brud, smród, wilgoć i zaduch.
Bogini Kali jest boginią śmierci i ta tematyka przewija się od początku do końca. Mam wrażenie, że trupów jest tam więcej niż żywych, a i żywi to takie trochę żywe trupy. Samej akcji dużo nie ma, a to co jest, stanowi bardziej pretekst do ukazania zła na świecie oraz pewnych filozoficznych rozmyślań na temat istoty zła i władzy.
"Brutalne i bezkompromisowe studium tego, do jakiego stopnia złe miejsce potrafi przesiąknąć i rozmiękczyć wszystko, co w nas ludzkie" - pisał Edward Bryant w "Horror. 100 Best Books".
Na Lubimyczytać też ktoś to ładnie podsumował: "Powieść ulepiona z brudu, strachu, grozy i obłędu."
Prócz tego mrocznego klimatu, były tez opisy bardziej humorystyczne, jak np., przewożenie w samochodzie zwłok, które przetaczały się po podłodze na wszystkie strony
Ogółem dobra, wciągająca książka z mega klimatem. Polecam
We are all evil in some form or another, are we not?
gdyby ktoś był ciekaw jakie lektury obowiązują na egzamin z poetyki na kierunku o nazwie Kultura i praktyka tekstu, przedstawiam pierwszą stronę "Lubiewa" Witkowskiego, coś jak z MP Chędogiego, tylko nieźle napisane
Czwarte piętro, dzwonię domofonem, słyszę jakieś piski, ochy i achy.
Wiem, że dobrze trafiłem, śmiało wchodzę do brudnej bramy.
Patrycja i Lukrecja są już starymi facetami i w ich życiu wszystko się dawno
skończyło. Dokładnie w dziewięćdziesiątym drugim roku. Patrycja: grubawy, zniszczony
mężczyzna z wielką łysiną i bardzo ruchliwymi, krzaczastymi brwiami. Lukrecja -
pięćdziesiąt lat, gładko ogolona twarz, cyniczny, także gruby. Czarne, zżarte grzybicą
paznokcie. Ich żarty, ich zblazowane fumy. Ich motta życiowe. rZ maturą to już nie chłop!r1;
Ich zawody, te życiowe i te dla życia: opiekunka społeczna, salowa, szatniarka. Byleby jakoś
żyć i móc zajmować się tym, co najistotniejsze.
Na razie wjeżdżam rozklekotaną windą na czwarte piętro smutnego, gomułkowskiego
bloku. Pachnie szczyną. Na podwórku głośno krzyczą dzieciaki. Patrzę na guziki
poprzypalane papierosami, rozklejone; czytam napisy kibicujące drużynom piłkarskim, ktoś
kogoś wysyła do gazu. Dzwonię krótko, od razu otwiera mi Lukrecja, Patrycja w kuchni zaparza herbatę - obie są bardzo podniecone, że przyszedł rpan dziennikarzr1;, zachowują się jak
prawdziwe gwiazdy. Tymczasem żyją z renty i ledwo wiążą koniec z końcem. Nie mają
nawet działki, na której można wiązać co innego, choćby wiechcie czosnku, albo wymieniane
z sąsiadką przez płot wspomnienia. Nie, ich wspomnień nie da się opowiadać obcym. Właśnie
dlatego opowiadają je mnie.
Lukrecja był kiedyś germanistą, ale nigdzie długo nie mógł zabawić, ciągle
przysparzał kłopotów, podrywał uczniów i w końcu zaczął utrzymywać się tylko z
korepetycji. Z Bydgoszczy przyjechał do Wrocławia w latach siedemdziesiątych. Tu poznał
Patrycję, w parku dla pedałów, w brudnym szalecie. Patrycja leżał pijany z głową w
szczynach i myślał, że już się nie wydobędzie. Ale Lukrecja pomógł Patrycji, tej dziwce,
jakoś znalazła się dla niego praca szatniarza w którymś z robotniczych domów kultury. Odtąd
zadaniem Patrycji było wydawanie piłeczek do ping - ponga, bo młodzi działacze
przychodzili grać do klubowej świetlicy. Praca lekka, płatna jak każda inna, cały dzień
Patrycja piła kawę w szklance musztardówce, plotkowała z woźną i żyła nadchodzącą nocą.
Czasami pozostawała na dyżurze do rana w charakterze nocnego ciecia. Wtedy wyobrażała
sobie, że jest barokową damą, ma wielką krynolinę, wysoką perukę i jedzie karetą do
kochanka. Że nazywa się jakoś tak zupełnie nie do wymówienia i zasłania się wielkim
wachlarzem. Z dachu kapało do wiadra, za oknem wył wiatr, ale ona wstawała, robiła sobie
grzałką kawę na zmianę z herbatą, dodawała do tego wódki i wracała do swojej karety, do
Wersalu, do sukni tak wielkich, że pod ich kloszami można zmieścić kilku kochanków i
buteleczkę z trucizną.
Pamiętam natomiast, że na zakończenie pisałam pracę na temat opowiadania Mrożka "We młynie, we młynie, mój dobry panie", które moim skromnym zdaniem jest zajebiste i bardzo je polecam Dużo, trupów, zwłok itp. w fajnej humorystycznej oprawie, czyli to, co lubię
PS. Czytam teraz powieść "Nawiedzony dom na wzgórzu" Shirley Jackson, która jest chyba największym klasykiem opowieści o nawiedzonych domach. Dała podwaliny takim powieściom jak np. "Całopalenie" Marasco i oczywiście "Lśnienie" Kinga. No i rzecz jasna także netfliksowemu serialowi o tym samym tytule.
I muszę powiedzieć, że książka bardzo mi sie podoba i totalnie nie ogarniam oceny 5,5 na lubimyczytać. To prawda, że akcji tam nie ma za wiele, a powieść opiera się głównie na budowaniu klimatu i portretów psychologicznych postaci. Ale robi to w naprawdę świetnym stylu
We are all evil in some form or another, are we not?
No pewnie miałaś poetykę, bo to bliźniacze kierunki, chociaż KiPT raczej bardziej interdyscyplinarny, no i na pewno bardziej lewacki jak już mówiłem: gender studies, feminist studies, queer studies, stąd takie teksty, chociaż Mickiewiczów i innych Rejów też oczywiście musieliśmy wałkować lol ja o Mrożku też pisałem w pierwszym semestrze pracę zaliczeniową, też na poetyce xd bo bardzo przyjemny jest do interpretowania, dużo króciutkich absurdalnych tekstów, szczególnie w Małych prozach
ok, piąta strona "Lubiewa" dużo wyrazistsza od pierwszej, dalej już nie spoleruję xD
- I kto się o to pyta, Patrycja, ratuj mnie! Zabierzcie ode mnie tego kurwiszona! Święta
Dziewica nie wie? A pana dziennikarza to jak nazywali w Orbisówce i pod operą? Nie Śnieżka aby? Śnieżka, bo cała biała od... śniegu, hi hi! Dobra, to sobie wytniesz, nie musisz
przecież wszystkiego przepisywać... No więc dobrze, panie dziennikarzu, park nazywa się
rpikietar1; albo rszlakr1;. Chodzenie po nim to pikietowanie. Pikieta służy do wyrywania. Podrywania, znaczy. Celem obciągu. Drutowania, znaczy. Parki były zawsze, od kiedy żyję i
ciągnę lachę, czyli od czasów przedwojennych. Kiedyś pikieta ciągnęła się przez całe miasto i
właśnie tak powinna się zaczynać ta twoja powieść o nas. rHrabina wyszła z domu o wpół do
dziesiątejr1; i poszła do parku, bo akurat dziesiąta w nocy to jest najlepszy czas na małą
laseczkę. Pamiętasz, Patrycja, Hrabinę? Zabili ją chyba w osiemdziesiątym ósmym,
biedaczkę. Kim ona była z zawodu właściwie?
- Głupia jesteś, w osiemdziesiątym ósmym zabili Korę, bo sobie sprowadzała lujów do
domu, to się i doigrała. Luj zabił ją jej własnym kuchennym nożem, dla głupiego radia
rNarewr1; ją zaciukał, nic tam u niej innego nie było do zabrania. Pół wrocławskiej pikiety
maszerowało na pogrzebie, nawet niektórzy, hm... księża (mo... mogę o tym mówić? Czy to
do jakiejś katolickiej gazety?), no więc księża. Co ja krzyczałam za nimi:
- A brewiarz już odmówiłaś?! A na pikiecie jesteś? - a one tylko przyspieszały kroku.
A co ja chciałam rzec? Aha, a Hrabinę zabili dużo wcześniej, w siedemdziesiątym
dziewiątym i była z zawodu babcią klozetową. A właściwie dziadkiem. A zresztą - właśnie że
babcią! Pracowała w przejściu podziemnym, więc zawsze miała blisko. Mieszkała w
suterenie, ale za to przy samym parku. Tak, wszystkie cioty mieszkały blisko parku. Specjalnie powynajmowały sobie mieszkania i latami tam chodziły, a teraz żałują, bo im dźwigi
pod okna wjechały.
- Kto to są rlujer1;? - moje pytanie zagłusza ją dzikie piski.
- Kto to są luje, kto to są luje. Boże, Bożenka, luje kto to są?! No, dobra, powiedzmy,
że nie wiesz. Luj to sens naszego życia, luj to byczek, pijany byczek, męska hołotka, żulik,
bączek, chłopek, który czasem wraca przez park, albo pijany leży w rowie, na ławce na
dworcu, albo w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Nasi Orfeusze pijani! Bo przecież ciota
nie będzie się lesbijczyła z inną ciotą! Potrzebujemy heteryckiego mięsa! Luj może też być
pedałem, byle był prosty jak dąb, nieuczony, bo z maturą to już nie chłop, tylko jakiś
inteligencik. Żadnych min nie może robić, musi mieć gębę jak udo, po prostu obciągnięty
skórą futerał, nic tam się nie może ukazywać, żadne uczucie! I gdzie znajdziesz takiego w
tych barach dla pedałów? Znane są dziesiątki przykładów na to, że hetero luje idą z ciotami
po dobroci, w łóżku zachowują się jak pedały i dopiero potem nagle dostają ataku agresji i kradną, zabijają, towar upłynniają... Nieraz już są na schodach, już wracają do domu.
Zawołasz, zapytasz o coś - wrócą się i jebną w pysk. Jakby na siebie wściekli.
Edytowane przez Lion dnia 26-06-2021 23:31
lol ja o Mrożku też pisałem w pierwszym semestrze pracę zaliczeniową, też na poetyce xd bo bardzo przyjemny jest do interpretowania, dużo króciutkich absurdalnych tekstów, szczególnie w Małych prozach
We are all evil in some form or another, are we not?
"Nawiedzony dom na wzgórzu" planowałem czytać (bo serial Netflixa był spoko), ale właśnie te oceny/recenzje mnie odstraszyły. Ale mnie zachęciłaś znowu
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Umbastyczny napisał/a:
"Nawiedzony dom na wzgórzu" planowałem czytać (bo serial Netflixa był spoko), ale właśnie te oceny/recenzje mnie odstraszyły. Ale mnie zachęciłaś znowu
Mnie się podoba.
Tylko trzeba czytać z nastawieniem, że:
- to nie ma praktycznie nic wspólnego z serialem
- nie ma co oczekiwać dużo akcji i jump scare'ów
Jest za to świetnie oddany klimat grozy, psychologia bohaterki i fajny styl Jackson.
Znajomy określił ją jako rodzaj "psychologicznego chillera zagłębiającego się w mroki i zakurzone korytarze umysłu". Oczywiście oprócz tej nastrojowości są różne zdarzenia rodem z horroru, nie to, że nic się tam nie dzieje Ale ludzie nastawieni stricte na fabułę, moga być zawiedzeni. Zwłaszcza po obejrzeniu serialu.
Do tego całą seria Shriley Jackson wyszła teraz w przepięknych okładkach nakładem Replika Horror (i oczywiście musiałam kupić):
We are all evil in some form or another, are we not?
Do mnie dziś dotarła ta cegła "Battle Royale", czyli książka, z której ponoć zostały zerżnięte Igrzyska Śmierci. Jeszcze nie oglądałam tego filmiku Czytaczów na jej temat i powiązań IŚ z nią, bo nie chciałam sobie spoilerować...
Nie wiem, kiedy się za to wezmę, bo tomiszcze grube jak Bastion Kinga
We are all evil in some form or another, are we not?
to na mnie czeka ciągle "Shogun" Clavela, bagatela 1152 strony "Bastion" też posiadam nieprzeczytany, sprawdziłem teraz, 1165 stron mój ma z tysiaków mam jeszcze biografię van Gogha od Naifeha i Smitha, ale to już zaledwie 1056. Byłem pewien, że jeszcze "Ulisses", ale o dziwo jest trzycyfrowy.
Edytowane przez Lion dnia 30-06-2021 18:13
Z takich grubasów to polecam jeszcze "Na południe od Brazos" McMurtry'ego. Pewnie dla większości znane bardziej z angielskiego tytułu "Lonesome Dove". Dla mnie arcydzieło 10/10.
Liczba stron wprawdzie trzycyfrowa, ale za to format duży. Gdyby go zmniejszyć do standardowego, to zapewne wyszedłby tysiak.
Co do Ulissesa, to próbowałam przeczytać kiedyś, ale nie byłam w stanie...
We are all evil in some form or another, are we not?
A ja zaczęłam teraz tę cegłę "Battle Royale" (czyli pierwowzór Igrzysk Śmierci) i muszę powiedzieć, że póki co jest nieźle. Jak skończę, napiszę jakąś reckę
No i niedługo jakieś podsumowanko roku będzie
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.