No cóż, gdybym miał krótko podsumować film, to napisałbym, że taki kolejny średniak, przeciętny twór, który mnie nie wynudził, ale niczym też nie porwał czy nie zaintrygował.
Mam jednak też trochę przemyśleń, więc się rozpiszę.
Może na początek rzeczy, które mnie irytowały.
1) Niektóre zachowania Hectora
Mam problem z tym, że facet dźgnięty w ramię ucieka jakieś 50metrów po czym przystaje i wypatruje oprawcy przez lornetkę. WTF?! Ja rozumiem szok, strach, stres itd, ale nie jest to logiczne czy instrynktowne zachowanie. Dodatkowo on nie uciekł za daleko, więc na chuj mu ta lornetka? Abstrachując od tego, że w gęstym lesie to tez z dużej odległości ciężko byłoby coś wypatrzyć. I też skoro mieszkał blisko to mógł uciekać do domu, a nie do jakiegoś ogrodzonego nieznanego obiektu. A potem? "Ucieka" do tego silosa oświetloną ścieżką tempem spacerowym, dopiero jak się dowiaduje, że oprawca jest blisko to przyspiesza. Tego typu dziwnych zachowań było więcej, wybrane przykłady dla rozjaśnienia.
2) "Przemiana" Hectora
Mam też trochę zażaleń co do zmian jakie przechodzi Hector. Z dość nieogarniętego i nielogicznie zachowującego się gościa (patrz punkt 1), który nie potrafi na początku zrozumieć o co chodzi z cofnięciem się w czasie, nagle staje się super skrupulatnym facetem, który pilnuje każdego najdrobniejszego detalu pętli czasowej.
3) Dziwne elementy pętli czasowej
Z jednej strony miało to swój urok , ale nie ogarniam niektórych rzeczy, które Hektor najpierw oglądał, a jako Hektor z kolejnym numerkiem odgrywał. Na przykład to szybkie odwracanie się i przykładanie rąk do twarzy a'la lornetka
4) Paradoks pętli czasowej
Tak tak, wiem, że to paradoks i "koło nie ma początku", ale nie podoba mi się brak wytłumaczenia/pokazania poczatku pętli. Od razu mamy naszą pętlę, nie ma tej pierwszej podróży, która zakrzywia czasoprzestrzeń.
Ale dobra, pomówmy o pozytywach. Bo póki co się pastwię nad filmem, a końcowy odbiór i ocena nie są takie złe.
Na pewno podobało mi się zakończenie i ta akcja z upodobnieniem leśnej dziewoi do żony Hectora, to mnie zaciekawiło i zaintrygowało. Całość akcji/fabuły była generalnie spoko (poza punktami 1-4), kolejne zdarzenia były ok, podobały mi się różne wyjaśnienia tego co się stało poprzez akcje kolejnych Hektorów. Ujęcia ładne. Aktor grający Hektora na plus. Ten naukowiec jako postać też na plus. Całość była ok, ale nic poza tym. W miarę ciekawy film, który nie jest dla mnie niczym więcej. Nigdy do niego nie wrócę, ale źle wspominał nie będę. Średniak na 6.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Mam trochę problem z tym filmem - był on niestety dla mnie tak strasznie nijaki, że nawet nie chce pisać mi się recki :< Ale boję się tego samca alfa więc odniosę się do posta Umby
Umbastyczny napisał/a:
Hola!
no siema
No cóż, gdybym miał krótko podsumować film, to napisałbym, że taki kolejny średniak, przeciętny twór, który mnie nie wynudził, ale niczym też nie porwał czy nie zaintrygował.
To jest zdecydowanie jego największa wada
1) Niektóre zachowania Hectora
Dla mnie jego postać w ogóle jest bardzo źle napisana, totalnie nieintuicyjna, to WTF, o którym pisze Umba miałam niemal od początku filmu, a później nawet to stało się dla mnie obojętne
2) "Przemiana" Hectora
... o właśnie w tym momencie już straciłam zainteresowanie
3) Dziwne elementy pętli czasowej
Z jednej strony miało to swój urok , ale nie ogarniam niektórych rzeczy, które Hektor najpierw oglądał, a jako Hektor z kolejnym numerkiem odgrywał. Na przykład to szybkie odwracanie się i przykładanie rąk do twarzy a'la lornetka
Ja mam wrażenie, że ten scenarzysta naoglądał się jakichś dziwnych filmów z podobnymi pomysłami i stwierdził że to na pewno będzie tutaj pasować, efekt jest jakąś straszną karykaturą, fakt
Na pewno podobało mi się zakończenie i ta akcja z upodobnieniem leśnej dziewoi do żony Hectora, to mnie zaciekawiło i zaintrygowało.
A mnie zostawiło z uczuciem 'aha, dla czegos takiego poswiecilam 1,5h podczas gdy moglam pisac 2 rozdział magisterki' xd
Trochę hejterski ten mój komentarz, ale niestety bardzo ciężko było mi się nawet skupić podczas oglądania, żeby napisać coś bardziej konstruktywnego... Po prostu historia już była średnia na starcie, dodatkowo ja totalnie nie przepadam za takimi klimatami.
Kolejne, po Girlfight, słabe 5 z możliwością obniżenia do 4
Powiedzmy sobie szczerze - ten film "sztuką filmową" nie jest, ale też nigdy nie miał nią być. Twórcy zrobili dokładnie to, co chcieli. Szkoła, nastolatkowie, zbuntowana dziewczyna, zwycięstwo, miłość. Misja wykonana w 100%. Do tego kilka fikuśnych ujęć, aktorka o której wtedy jeszcze nie było wiadomo, że potrafi zagrać tylko jedną minę (bo to był jej debiut) i film nawet wygrał festiwal Sundance (myślałem, że filmy które wygrywają "największy coroczny festiwal filmów niezależnych w USA" są trochę ambitniejsze, ale nevermind ).
Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w tamtych czasach ten film mógł być potrzebny. Lepiej żeby amerykańskie nastolatki oglądały Girlfight niż kolejną komedię o dawaniu dupy.
Tu odniosę się do zarzutów pandy - zgadzam się z tym, że film próbując obalić pewne stereotypy tak naprawdę wykreował ich jeszcze więcej. W 2019 roku byłby bardzo nie na miejscu. Ale 20 lat temu? Zacytuję Otherwoman:
Ogólnie z naszej perspektywy trochę dziwnie to wygląda. Nie ma w końcu żadnych przeciwwskazań, by kobiety trenowały. Akcja dzieje się w stanach w roku...? Czy tak faktycznie jest/było?
Też byłem zdziwiony i zacząłem googlować. Otóż kobiecy boks na Olimpiadzie pojawił się dopiero w 2012 roku. Federacje boksu amatorskiego włączyły walki kobiet w swoje struktury w późnych latach 90! Także - o dziwo - naprawdę tak było (kiedy zrobiliśmy się tacy starzy? ).
W związku z tym - może wtedy było potrzebne takie prostolinijne i przejaskrawione pokazanie silnej kobiety? Gdyby twórcy zaczęli kreować bardziej złożone postacie, nie byłoby tak mocnego wydźwięku. Film miał być prosty, celny i skuteczny jak uderzenie boksera - dlatego nie przeszkadza mi uproszczenie "tła", czyli wątku rodzinnego i szkolnego (i stąd ocena wyższa niż 3).
Ale już główny wątek został koncertowo spierdolony. Za dużo się Dianie udawało, no i ta końcowa walka akurat z jej Adrianem, kto by pomyślał... Nie ma co się rozpisywać. Dlatego film nie zasługuje na więcej niż 5.
Otherwoman napisała:
Sama aktorka cóż... gra tak jak zawsze. Chyba jest po prostu sobą. Nie różni się właściwie niczym od Any Lucii, chociaż do tego filmu akurat idealnie pasuje.
No jak to, przecież Lost to ewidentnie kontynuacja Girlfight. Lasce nie udaje się w boksie, więc idzie do policji, po czym ląduje na wyspie i zostaje zastrzelona przez murzyna. W sumie smutno.
A tak serio - wielu aktorów, nawet tych z "górnej półki" tak ma, jednak Rodriguez to wyjątkowo drastyczny przypadek Ale nie irytowała mnie, bo po prostu wiedziałem czego się po niej spodziewać.
mrOTHER napisał/a:
(myślałem, że filmy które wygrywają "największy coroczny festiwal filmów niezależnych w USA" są trochę ambitniejsze, ale nevermind ).
No właśnie różnie to bywa, przecież bardzo często filmy wygrywają tam głównie za poruszany temat, czy pomysł i pomagają obiecującemu reżyserowi się wybić, często też mają bardzo niewielki budżet; przez ostatnie kilka lat chyba jedyny film, który wyszedł gdzieś do głównego nurtu, to Whiplash tego samego reżysera, który później zrobi La La Land i First Mana. O wiele lepiej według mnie bronią się zwycięzcy Independent Spirit, na który w związku z ostatnimi decyzjami oscarowej Akademii chyba się przerzucę w kolejnym sezonie.
Tu odniosę się do zarzutów pandy - zgadzam się z tym, że film próbując obalić pewne stereotypy tak naprawdę wykreował ich jeszcze więcej. W 2019 roku byłby bardzo nie na miejscu. Ale 20 lat temu?
Research done, 1:0 r11; pisząc reckę byłam niemal pewna, że przed Girlfight wyszedł inny film o tej samej tematyce, o wiele bardziej popularny r11; "Za wszelką cenę" i chyba stąd moje wnioski. No ale wyszedł trochę później. I jak myślę też o kinie na przełomie tysiącleci, to raczej kobiety w ogóle walczyły o jakąkolwiek kreację na ekranie, niż jej prawdziwość, przez co szczególnie te telewizyjne postacie kobiece z lat 90. (nie wiem, czy zrobiłeś to celowo, ale napisałeś o "komediach o dawaniu dupy" - swoja droga jezu czemu poslugujecie sie takim jezykiem - a 2 lata wcześniej swoją premierę ma na tamte czasy rewolucyjny Seks w Wielkim Mieście!) baaardzo się postarzały.
Z drugiej strony, przed Girlfight faktycznie już pokazywano ten przejaskrawiony obraz kobiety, z tak samo średnim skutkiem (choć film z tego co pytałam rodziców, bo sama nie pamiętam, był bardzo popularny ze względu na tematykę), w G. I. Jane...
Sorry Fred, ale ten film jest beznadziejny
Lubię pojebane filmy hiszpańskie, gdzie połowa akcji nie ma pozornie sensu (np filmy de la Iglesii), ale to jest poniżej akceptowalnego przeze mnie poziomu
Wszystko tu jest słabe: scenariusz, fabuła, dialogi (dramat jakiś), aktorstwo też nie powala. No nie ma o czym pisać właściwie. Póki co najsłabszy film w klubie...
Ja mam wrażenie, że ten scenarzysta naoglądał się jakichś dziwnych filmów z podobnymi pomysłami i stwierdził że to na pewno będzie tutaj pasować, efekt jest jakąś straszną karykaturą, fakt
Tak, to jest właśnie ten słaby pomysł, a właściwie jego brak...
Dla mnie jego postać w ogóle jest bardzo źle napisana, totalnie nieintuicyjna, to WTF, o którym pisze Umba miałam niemal od początku filmu, a później nawet to stało się dla mnie obojętne
Ten bohater jest beznadziejny. Ja nie miałam żadnego wtf. Od pierwszej sceny właściwie już nie chciało mi się go oglądać.
Takie historyjki jak w tym filmie to ja sobie czasem czytam w Kaczorze Donaldzie do obiadu, ale po filmie oczekuje czegoś lepszego jednak.
Ode mnie.... 3/10
Moja pierwsza trója, adi doczekałeś się.
We are all evil in some form or another, are we not?
Trzy razy podchodziłem do tego filmu, a w połowie musiałem sobie zrobić małą przerwę żeby mózg mi odparował, ale bez cienia wątpliwości daję bardzo wysoką ocenę. Uwielbiam tego typu groteskę i wizualną brzydotę (przykładowo to był element, który zachęcił mnie do oglądania Breaking Bad dawno temu - pierwszy sezon był dość nudny, ale zaintrygowała mnie warstwa wizualna z głównym bohaterem biegającym w białych slipach i sprzątaniem rozpuszczonych w kwasie flaków ).
Wszyscy bohaterowie i wątki poboczne były po prostu kapitalne. Nie będę wymieniać, bo wszystko świetnie wypunktowaliście, od kapitalnych sąsiadów z wąsaczem-alkoholikiem w "żonobijce" na czele (moja ulubiona postać drugoplanowa, ma ode mnie trzy serduszka <3 <3 <3 ) aż po obrzydliwe pokazywanie jedzenia i te ciągłe zbliżenia na usta/język.
(ale naleśniki z bitą śmietaną i te knedle z sosem wyglądały apetycznie)
Tak więc kto wie, może w zamyśle reżysera ten film miał - oprócz kwestii rodzicielstwa - poruszyć również temat otyłości czy też bulimii (to słowo nawet padło na ekranie)? Co więcej, mi w oczy wpadła również duża liczba zbliżeń na genitalia, więc oprócz "protestu" przeciwko pedofilii można by się doszukać protestu przeciwko przestępstwom seksualnym w ogóle. Patrz wymowna scena, w której lekarz kazał wpół rozebranej pacjentce stać w bezruchu w trakcie rozmowy telefonicznej i sobie na nią sporadycznie zerkał.
I nie wiem, czy tylko ja zwróciłam na to uwagę, ale ten motyw z telewizorem w domu Elżbietki i kolejne reklamy/programy, które się na nim pojawiają to jest jakiś jebany majstersztyk.
Były świetne, ale tutaj nie widzę pola do interpretacji, po prostu smakowity "easter egg".
A młoda Czeszka dała radę, mnie się ją przyjemnie oglądało.
... Halo? Policja? Proszę przyjechać na mistrza przetrwania A tak serio faktycznie dobra aktorka, wspomnień z OUAT nawet nie przywracaj, już zdążyłem o tym zapomnieć :/
Z wad - trochę za długi był ten film i długo się rozkręcał, aczkolwiek mi wszystkie filmy się dłużą...
Edytowane przez mrOTHER dnia 16-02-2019 01:42
Tak trochę pasuje do tego filmu tytuł jednego odcinka z Lost tj. Whatever Happened, Happened. Niby było trzech Hectorów, ale ten trzeci, a nawet drugi zdawali sobie sprawę że muszę robić to wszystko. Taki trochę paradoks bo niby podróże w czasie były, ale musiały się stać bo bez nich nie zaistniała by odpowiednia linia czasowa.
Nie wiem jak to jest tak bardziej naukowo przy zmianach czasu, ale filmowo wolałem znacznie wariant z Efektu Motyla gdzie dane działanie miało inny skutek. Tutaj cokolwiek Hector by nie zrobił to i tak efekt byłby taki sam.
Nie rozumiem do końca tych słabych ocen, ale będę chyba osobą co najlepiej odebrała ten film bo nawet dobrze się to oglądało. Niby człowiek wiedział co się stanie to jednak szybko zleciało te 1,5 godziny.
Zanim przejdę do recenzji właściwej, nakreślę może szerszą perspektywę.
Po pierwsze, jakiś czas temu przeczytałem książkę, która zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Ot taka uniwersalna opowieść z przesłaniem, do tego trochę humoru - dla mnie duży plus.
Po drugie, od jakiegoś czasu jeżdżę do krakowskiego schroniska dla zwierząt i sobie spacerujemy z pieskami, więc jakoś generalnie ich los mnie bardziej niż dawniej obchodzi.
Co do filmu. Dostałem (mniej więcej) to na co liczyłem i czego oczekiwałem. Czyli dużo uroczych piesków
No dobra, spróbuję być merytoryczny.
Na duży plus warstwa humorystyczna, która nie była przytłaczająca z powodu nadmiernej ilości, a jakościowa mi odpowiadała. Już samo "na imię mam Bailey Bailey Bailey Bailey Bailey" mnie ubawiło. Albo czytanie w myślach na temat chipsów, lodów czy pizzy. Podoba mi się tez przedstawienie historii z perspektywy psa, który nie do końca tak jak ludzie odbiera otaczający świat.
Bardzo podobała mi się też muzyka, sama w sobie bardzo ładna, a dodatkowo fajnie podkreślała to co się akurat działo.
Film też jak na takie kino familijne dobrze spełnia swoją rolę moralizatorską. Mamy tutaj kilka nauk, żeby pomagać innym, żeby cieszyć się życiem, żeby nie być samotnym itd. No i oczywiście główne przesłanie, żeby dbać o pieski.
I cóż tu dużo pisać? Ciężko się rozpisywać, po prostu przyjemny, pouczający film z ciekawą fabułą. Jako, że znałem książkę to wiedziałem czego się spodziewać.
Moja ocena to 8/10. Film baaaaaaardzo mi się podobał, ale nie dam więcej, bo jednak książka dużo lepsza i widzę pewne braki. Po pierwsze w książce był kładziony dużo większy nacisk na to, czego Bailey się w danym życiu nauczył i jak mu się to potem przydało. Zakończenie zostało zmienione oraz sporo pozmieniano w tych historiach, gdy nie jest z Ethanem.
Zakończenie książkowe jest takie, że Ethan ma zawał serca i umiera, a Bailey jest przy nim. I to nie Ellie jest postrzelona, tylko policjant i trafia do Mayii jako owczarek, a ona też jest policjantką.
Mocne 8/10 - kawał pięknego filmu <3
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.