Swoją drogą w Warszawie (i Lublinie, ale chyba nie ma tu nikogo z tamtego zaścianka Polski) niedługo odbywa się Splat Film Fest, który jest festiwalem szeroko pojętych filmów grozy i horrorów. Polecam, bo fajne filmy będą (z racji skromnych funduszy ja idę tylko na dwa).
Szczególnie Fred powinien być zainteresowany jako miłośnik gatunku
ja ogladam
np obejrzalam stare suspirie
a pozniej obejrzalam tez nowe
i o ile do starych raczej nie mam uczuc ambiwalentnych (lubie czerwony i takie kiczowate perwersje z ładnymi paniami, muziczka super) o tyle do nowych....... kurde no nwm, dawno film nie wzbudził we mnie tak skrajnych emocji, jednocześnie temu filmowi mogłabym dać 3 i 8,5 (ale adi na pewno dalby 1!!!)
a no i remake obejrzalam juz dwa razy i dalej nie wiem
w koncu obejrzalam tez zimna wojne, rozczarowanko, takie 6,5 na 10 przez tragiczna koncowke, ale zdjecia sa zajebiste, praca kamery tez, koncepcyjnie to sie bardzo broni ale fabularnie w ogole
no i jeszcze straszne, STRASZNE jest przedstawienie folkloru w tym filmie... gloryfikacja ludyczności zamiast ludowości i tak jak za komuny mowienie, ze to jest ok... ehhhhhh i ludzie teraz wlaczaja sobie Mazowsze i mysla ze tak jest na polskiej wsi i bylo, a to jest gowno prawda no, bo było i jest tak jak na początku filmu (czyli bieda, brudno i prosto) to jest ludyczny PR znany wlasnie od komuny. chociaz nie wiem, czy to nie jest bardziej wlasnie kwestia interpretacji publiki, no ale jesli tak ludzie o tym mysla po filmie to znaczy, ze ten watek po prostu jest slabo napisany. pisze o tym w ogole tekst, jak sie opublikuje to moze sie pochwale
jeszcze obejrzalam trylogie flamenco carlosa saury: krwawe gody, carmen i czarodziejską miłość (tego ostatniego szukałam 3 dni w internecie.... no ale bylo warto), głównie dla muzyki (jak ktos sledzi mojego instagrama to wie ze od jakiegos czasu podobaja mi sie pojebane rzeczy wiec czemu nie flamenco) no bardzo fajne filmiki, takie musicale tylko bez spiewania ciagle, podobało mi się nałożenie dwóch historii na jedną linię czasową, mimo tego ze nie jest trudno do tego dojść to i tak mocno trzyma w napieciu przez kipiacy erotyzmem taniec
fajne
tylko fajnie tez jak sie zna powiesci/opowiadania na motywach ktorych sa krecone filmy, wtedy sobie mozna porownywac i interpretowac
obejrzalam tez imo najlepszy film coming of age od nie wiem, małej miss? ona była coming of age? anyway, nazywa sie THE EIGHTH GRADE i był nominowany do glównej nagrody na sundance 2018. dawno nie widzialam czegos tak bardzo bezpretensjonalnego i prawdziwego, bez silenia sie na jakiś indywidualizm, bardzo polecam
Edytowane przez panda dnia 16-11-2018 23:21
Do nowych Suspirii się przymierzam, też na pewno obejrzę.
Ale dlaczego takie ambiwalentne odczucia? Co jest z tym filmem?
Adi dałby 2, nie wiem, czy on kiedyś dał 1 jakiemuś filmowi
PS. Czemu tak nisko Bohemian Rhapsody? Ja nie oglądałam, ale moi znajomi jakimiś dyszkami tam sypnęli...
PS.2 Ja z takich hiciorów, co od czasu do czasu nadrabiam, obejrzałam Incepcję. I nie wiem, o co takie wielkie halo, bo myślałam, że się pośpię, jak bohaterowie tego filmu...
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman napisał/a:
Do nowych Suspirii się przymierzam, też na pewno obejrzę.
Ale dlaczego takie ambiwalentne odczucia? Co jest z tym filmem?
granica miedzy bełkotem a arcydziełem jest płynna i ciagle sie przesuwa przez całe 2,5 godziny (!!) filmu
z drugiej strony, no ja go widzialam 1,5 tygodnia temu i tak siedzi mi on na bani, muzyka juz w ogole...
PS. Czemu tak nisko Bohemian Rhapsody? Ja nie oglądałam, ale moi znajomi jakimiś dyszkami tam sypnęli...
no napisalam w opisie, stalo sie wszystko to co sobie myslalam jak czytalam doniesienia - tworcy przestraszyli sie pojedynku twarza w twarz z legenda i tak jak jego przyjaciele postanowili postawic go na pomniku, to jest zenujace ze w xxi wieku z ekranu wylewa sie homofobia [/quote]
PS.2 Ja z takich hiciorów, co od czasu do czasu nadrabiam, obejrzałam Incepcję. I nie wiem, o co takie wielkie halo, bo myślałam, że się pośpię, jak bohaterowie tego filmu...
dalam tyle co Ty wiec nie jestem odpowiednia osoba, ale paietam jak bylam w gimbazie i ten film lecial i chyba to bylo tak ze wtedy w tej gimbazie to byl pierwszy mainstreamowy troche bardziej deep movie jaki obejrzalam w kinie, wtedy to bylo takie cool jarac sie nolanem
w sumie patrzac na zachwyty nad dunkierka to chyba nadal jest cool :|
Ale w pierwszych Suspiriach granica między kiczem a arcydziełem tez jest bardzo płynna (cienka?) Ja np. mam mieszane uczucia właśnie do tej starej wersji... Ale i tak dałam 8, bo film jednak specyficzny i niepowtarzalny.
Kurcze, może ja jestem dziwna, ale mi w ogóle nie podchodzą te filmy Nolana
Dunkierki nie oglądałam (to tez do nadrobienia), ale ten Nolanowy Batman też mnie jakoś nie przekonuje. Osobiście jestem jednak fanką Burtonowskiego Batmana
We are all evil in some form or another, are we not?
Nigdy nie byłem mega fanem Kubusia Puchatka, ale jakoś z sentymentem obejrzałem. Kłapouchy dostaje 10/10. Tygrysek też daje radę, inni w miarę ok, ale generalnie film mnie dość wynudził i liczyłem na więcej.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
Ja właśnie oglądam Nawiedzony Dom z 1963. Dobry film. Ten nowy serial "Nawiedzony dom na wzgórzu" sporo słabszy, mimo że bardzo starali się zrobić z niego coś ambitnego. Ciekawe, że serialowy dom jest właściwie kopią tego z 1963 jeśli chodzi o wygląda zewnętrzny i pewne elementy wystroju.
Co do fabuły, to wiadomo, nawiązuje do książki, ale jak się okazuje na różne sposoby. I dobrze, przynajmniej się nie nudzę, oglądając dwa razy to samo
Ale dopiero w połowie jestem, zobaczymy, jak dalej
We are all evil in some form or another, are we not?
no i jeszcze straszne, STRASZNE jest przedstawienie folkloru w tym filmie... gloryfikacja ludyczności zamiast ludowości i tak jak za komuny mowienie, ze to jest ok... ehhhhhh i ludzie teraz wlaczaja sobie Mazowsze i mysla ze tak jest na polskiej wsi i bylo, a to jest gowno prawda no, bo było i jest tak jak na początku filmu (czyli bieda, brudno i prosto) to jest ludyczny PR znany wlasnie od komuny. chociaz nie wiem, czy to nie jest bardziej wlasnie kwestia interpretacji publiki, no ale jesli tak ludzie o tym mysla po filmie to znaczy, ze ten watek po prostu jest slabo napisany. pisze o tym w ogole tekst, jak sie opublikuje to moze sie pochwale
W ogóle się nad tym nie zastanawiałem w trakcie oglądania, może dlatego, że to nie jest film o tym. Po prostu Pawlikowski przedstawił jakiś wycinek folkloru wedle swojej wizji, ale nie widzę, żeby coś szczególnie gloryfikował. Poza tym Mazowsze było narzędziem propagandy komunistycznej, o czym w tym filmie jest powiedziane, więc jak sama zauważyłaś, promowali ludyczność, bo tak im pasowało. Druga sprawa, że akurat znam trochę folkloru od kuchni, szczególnie środowisko Łemków i mogę ci powiedzieć, że jeśli chodzi o muzykę, to jest ona nastawiona głównie na zabawę, w większości jest prosta i płytka, więc w sumie nie ma się co oburzać. Oczywiście z drugiej strony bieda i brud, ale to miało być chyba taką odskocznią od tego.
Niemniej czekam na tekst
w koncu obejrzalam tez zimna wojne, rozczarowanko, takie 6,5 na 10 przez tragiczna koncowke, ale zdjecia sa zajebiste, praca kamery tez, koncepcyjnie to sie bardzo broni ale fabularnie w ogole
W pierwszej chwili finał tez wydał mi się naciągany i próbowałem nawet zinterpretować sobie go w ten sposób, że tak naprawdę nie doszło do tego czego doszło. No ale doszło i po przemyśleniu, jestem w stanie uwierzyć, że Zula to zrobiła, przez wzgląd na jej charakter i przejścia, była bardzo emocjonalną osobą i być może nawet chorą psychicznie. Wiktorowi trudniej uwierzyć, ale jest to tez film o ludziach, który nie umieją znaleźć swojego miejsca i jedynym lekiem ma być miłość, a gdy i ona zawodzi to wszystko się rozpada. Tak też mogło być z Wiktorem - po prostu w pewnym momencie się rozpadł. Jedyne co utrzymywało go przy życiu to muzyka i Zula, aż stracił obie rzeczy. Samo zakończenie można potraktować symbolicznie - bohaterowie uciekają ze złego świata, bo nie mogą znaleźć na nim swojego miejsca, wiedzą, że ich miłość nie zrealizuje się w takich warunkach, chcą być ponad tym.
Film ma dość "ryzykowną" formę, tzn. kilkanaście lat opowiedzianych jest w mniej niż 1,5h, są przeskoki, elipsy, niektóre wątki są tylko zasygnalizowane, trzeba sobie wiele dopowiedzieć i czytać między wierszami. Wydaje mi się, że to nie jest kwestia tego czy to jest dobry, czy słaby scenariusz, ale indywidualnego podejścia i odczucia, czy to jest dla kogoś przekonujące, czy nie.
Ktoś zauważył, że brakuje w tym filmie scen radości między Zulą i Wiktorem, co utrudnia uwierzenie w ich miłość, z czym się poniekąd zgadzam, ale tak jak napisałem wcześniej - trzeba chyba tę historię czytać bardziej symbolicznie, a nie realistycznie.
PS. ostatnia, symboliczna scena na ławce jest akurat świetna
Otherwoman napisał/a:
Ale w pierwszych Suspiriach granica między kiczem a arcydziełem tez jest bardzo płynna (cienka?) Ja np. mam mieszane uczucia właśnie do tej starej wersji... Ale i tak dałam 8, bo film jednak specyficzny i niepowtarzalny.
W starej mniej to się rzuca w oczy, bo ogólnie styl Argento jest dość infantylny. Nowa wersja to kino po części intelektualne, a po części nawiązujące do Argento, więc ta rozbieżność jest chyba większa. W dodatku są konteksty polityczne, feministyczne, nawet do Holokaustu, co tworzy dodatkowy ciężar. U Argento takich rzeczy nie ma, tylko jazda bez trzymanki. Sam mam trochę z tym nowym filmem problem, ale póki co dałem 7.
Edytowane przez Flaku dnia 19-11-2018 11:13
no i jeszcze straszne, STRASZNE jest przedstawienie folkloru w tym filmie... gloryfikacja ludyczności zamiast ludowości i tak jak za komuny mowienie, ze to jest ok... ehhhhhh i ludzie teraz wlaczaja sobie Mazowsze i mysla ze tak jest na polskiej wsi i bylo, a to jest gowno prawda no, bo było i jest tak jak na początku filmu (czyli bieda, brudno i prosto) to jest ludyczny PR znany wlasnie od komuny. chociaz nie wiem, czy to nie jest bardziej wlasnie kwestia interpretacji publiki, no ale jesli tak ludzie o tym mysla po filmie to znaczy, ze ten watek po prostu jest slabo napisany. pisze o tym w ogole tekst, jak sie opublikuje to moze sie pochwale
W ogóle się nad tym nie zastanawiałem w trakcie oglądania, może dlatego, że to nie jest film o tym. Po prostu Pawlikowski przedstawił jakiś wycinek folkloru wedle swojej wizji, ale nie widzę, żeby coś szczególnie gloryfikował. Poza tym Mazowsze było narzędziem propagandy komunistycznej, o czym w tym filmie jest powiedziane, więc jak sama zauważyłaś, promowali ludyczność, bo tak im pasowało. Druga sprawa, że akurat znam trochę folkloru od kuchni, szczególnie środowisko Łemków i mogę ci powiedzieć, że jeśli chodzi o muzykę, to jest ona nastawiona głównie na zabawę, w większości jest prosta i płytka, więc w sumie nie ma się co oburzać. Oczywiście z drugiej strony bieda i brud, ale to miało być chyba taką odskocznią od tego.
Niemniej czekam na tekst
No właśnie ja oczekiwałam tej prostoty i płytkości! Gdzie jest to sielskie, rodem z konopielki wyjebanie? No nic z tego nie ma, powiem więcej r11; postacie grane przez kota i kulesze, mimo tego ze kreśleni są jako muzycy (kulesza chyba nawet jako jakiś naukowiec, skoro potrafi odróżnić głos biały od zwykłego), mają wypierdolone na spójność folklorystyczną! To jest totalnie niezgodne z tym, jak było naprawdę r11; polecam poczytać o Akcji Zbierania Folkloru Polskiego po IIWŚ... Dostałam za to skupienie się na tej interpretacji, co dla mnie już jest gloryfikacją, tym bardziej patrząc po reakcjach na film (ludzie masowo wstawiający... Mazowsze, a nie pieśni źródłowe)
A o kobietach łemkowskich spod Tylicza piszę teraz referat i się odezwę w takim razie
O i teraz jeszcze mi sie przypomnialo co do niespojnosci - skrzypek ludowy grajacy na poczatku na fabrycznych, czyściutkich skrzypcach z XXI wieku r11; XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD myslalam że skisne przed ekranem. W tym czasie nikogo tam nie było nawet stać w ogole na skrzypce z miasta, oni dlubali je sobie sami, wystarczylo wygooglowac....
w koncu obejrzalam tez zimna wojne, rozczarowanko, takie 6,5 na 10 przez tragiczna koncowke, ale zdjecia sa zajebiste, praca kamery tez, koncepcyjnie to sie bardzo broni ale fabularnie w ogole
W pierwszej chwili finał tez wydał mi się naciągany i próbowałem nawet zinterpretować sobie go w ten sposób, że tak naprawdę nie doszło do tego czego doszło. No ale doszło i po przemyśleniu, jestem w stanie uwierzyć, że Zula to zrobiła, przez wzgląd na jej charakter i przejścia, była bardzo emocjonalną osobą i być może nawet chorą psychicznie. Wiktorowi trudniej uwierzyć, ale jest to tez film o ludziach, który nie umieją znaleźć swojego miejsca i jedynym lekiem ma być miłość, a gdy i ona zawodzi to wszystko się rozpada. Tak też mogło być z Wiktorem - po prostu w pewnym momencie się rozpadł. Jedyne co utrzymywało go przy życiu to muzyka i Zula, aż stracił obie rzeczy. Samo zakończenie można potraktować symbolicznie - bohaterowie uciekają ze złego świata, bo nie mogą znaleźć na nim swojego miejsca, wiedzą, że ich miłość nie zrealizuje się w takich warunkach, chcą być ponad tym.
Film ma dość "ryzykowną" formę, tzn. kilkanaście lat opowiedzianych jest w mniej niż 1,5h, są przeskoki, elipsy, niektóre wątki są tylko zasygnalizowane, trzeba sobie wiele dopowiedzieć i czytać między wierszami. Wydaje mi się, że to nie jest kwestia tego czy to jest dobry, czy słaby scenariusz, ale indywidualnego podejścia i odczucia, czy to jest dla kogoś przekonujące, czy nie.
Ktoś zauważył, że brakuje w tym filmie scen radości między Zulą i Wiktorem, co utrudnia uwierzenie w ich miłość, z czym się poniekąd zgadzam, ale tak jak napisałem wcześniej - trzeba chyba tę historię czytać bardziej symbolicznie, a nie realistycznie.
PS. ostatnia, symboliczna scena na ławce jest akurat świetna
No właśnie dla mnie radość to może i tam była, motyle w brzuchu też, i to mnie nie uderza aż tak... Ale ostatnia scena właśnie dla mnie jest TRAGICZNA. I nawet nie chodzi o koncept, bo ja rozumiem rozwiązanie akcji. Totalnie nie kumam sposobu, w jaki zostało to zrobione, dla mnie to jest tanie po prostu. Zbyt dosłowne jak na finał.
Otherwoman napisał/a:
Ale w pierwszych Suspiriach granica między kiczem a arcydziełem tez jest bardzo płynna (cienka?) Ja np. mam mieszane uczucia właśnie do tej starej wersji... Ale i tak dałam 8, bo film jednak specyficzny i niepowtarzalny.
W starej mniej to się rzuca w oczy, bo ogólnie styl Argento jest dość infantylny. Nowa wersja to kino po części intelektualne, a po części nawiązujące do Argento, więc ta rozbieżność jest chyba większa. W dodatku są konteksty polityczne, feministyczne, nawet do Holokaustu, co tworzy dodatkowy ciężar. U Argento takich rzeczy nie ma, tylko jazda bez trzymanki. Sam mam trochę z tym nowym filmem problem, ale póki co dałem 7.
[/quote]
Dalej nie moge rozwiazac swojego problemu i dalej nie dalam oceny xD
panda napisał/a:
No właśnie ja oczekiwałam tej prostoty i płytkości! Gdzie jest to sielskie, rodem z konopielki wyjebanie?
Nie rozumiem. Najpierw narzekasz na zbytnią ludyczność, a teraz piszesz, że oczekiwałaś prostoty i płytkości. Przecież to się ze sobą wiąże.
Ludyczność, którą przedstawia zespół Mazurek, pozbawia duszy ludowość przedstawioną w filimie (ktora jest prosta bo muzyka ludowa jest prosta). Ludyczność jest pokazana jako PR ludowości. Tak nie jest, nigdy nie było i tak być nie powinno.
panda napisał/a:
No właśnie ja oczekiwałam tej prostoty i płytkości! Gdzie jest to sielskie, rodem z konopielki wyjebanie?
Nie rozumiem. Najpierw narzekasz na zbytnią ludyczność, a teraz piszesz, że oczekiwałaś prostoty i płytkości. Przecież to się ze sobą wiąże.
Ludyczność, którą przedstawia zespół Mazurek, pozbawia duszy ludowość przedstawioną w filimie (ktora jest prosta bo muzyka ludowa jest prosta). Ludyczność jest pokazana jako PR ludowości. Tak nie jest, nigdy nie było i tak być nie powinno.
W porządku, ale nadal ignorujesz fakt, że zespół ten był narzędziem propagandy.
panda napisał/a:
No właśnie ja oczekiwałam tej prostoty i płytkości! Gdzie jest to sielskie, rodem z konopielki wyjebanie?
Nie rozumiem. Najpierw narzekasz na zbytnią ludyczność, a teraz piszesz, że oczekiwałaś prostoty i płytkości. Przecież to się ze sobą wiąże.
Ludyczność, którą przedstawia zespół Mazurek, pozbawia duszy ludowość przedstawioną w filimie (ktora jest prosta bo muzyka ludowa jest prosta). Ludyczność jest pokazana jako PR ludowości. Tak nie jest, nigdy nie było i tak być nie powinno.
W porządku, ale nadal ignorujesz fakt, że zespół ten był narzędziem propagandy.
I nadal jest, a pokazuje się to jako jakąś drogę (w pozytywnym sensie), a to że Zula tam śpiewa jako rodzaj kariery, tymczasem cała działalność i Mazurka, i Mazowsza, jest propagandą, to oczywiste. Mnie wkurza sposób ukazania, który dosyć mocno manipuluje tym, jak było naprawdę i jak jest naprawdę.
Z tym pozytywnym sensem to bym się kłócił. Kariera Zuli to przecież porażka. Zresztą ani jej ani Wiktorowi tak naprawdę na tym zespole nie zależy. Poza tym postać grana przez Szyca jest dość nieprzyjemna. Cała otoczka wokół tego zespołu jest dość ponura, tak jak ponury jest cały film, w tym krajobraz powojennej Polski jako miejsca niespełnionych marzeń, z którego ludzie raczej wolą uciekać niż robić tam karierę (ewentualnie tkwią w tym bo nie mają innego wyjścia).
Edytowane przez Flaku dnia 28-11-2018 12:37
Flaku napisał/a:
Z tym pozytywnym sensem to bym się kłócił. Kariera Zuli to przecież porażka. Zresztą ani jej ani Wiktorowi tak naprawdę na tym zespole nie zależy. Poza tym postać grana przez Szyca jest dość nieprzyjemna. Cała otoczka wokół tego zespołu jest dość ponura, tak jak ponury jest cały film, w tym krajobraz powojennej Polski jako miejsca niespełnionych marzeń, z którego ludzie raczej wolą uciekać niż robić tam karierę (ewentualnie tkwią w tym bo nie mają innego wyjścia).
No wlasnie z tego co widze wśród znajomych, to odbior jest zupelnie inny, niestety...
Flaku napisał/a:
Z tym pozytywnym sensem to bym się kłócił. Kariera Zuli to przecież porażka. Zresztą ani jej ani Wiktorowi tak naprawdę na tym zespole nie zależy. Poza tym postać grana przez Szyca jest dość nieprzyjemna. Cała otoczka wokół tego zespołu jest dość ponura, tak jak ponury jest cały film, w tym krajobraz powojennej Polski jako miejsca niespełnionych marzeń, z którego ludzie raczej wolą uciekać niż robić tam karierę (ewentualnie tkwią w tym bo nie mają innego wyjścia).
No wlasnie z tego co widze wśród znajomych, to odbior jest zupelnie inny, niestety...
Z okazji Splat!Film Fest obejrzałam dwa filmy. Niestety tylko dwa, a chciałabym co najmniej sześć. Niestety kasę wydało się na koncerty, więc jest jak jest...
Władcy chaosu
Ja osobiście filmem jestem zachwycona Zarówno historia była dla mnie interesująca, fajnie przedstawione postacie członków Mayhem jak i socjopaty Varga - rewelka
Ale nie tylko sama historia black metalu, odwrócone krzyże i płonące kościoły były dobre. Tak na marginesie mówiąc, ludzie bili brawo, kiedy podpalany był kolejny kościół
Ale pod względem wizualno-dźwiękowym też było bardzo dobrze. Najbardziej podobały mi się kompilacje scen związane z szaleństwem Euronymusa i potem te związane z jego śmiercią.
Sam film był jakby hołdem dla Eurnymusa. Nie dziwi też, dlaczego Varg nie zamierzał wyrażać na nic zgody, ani nie udostępnił swojej muzyki. I to najbardziej bolało. Jedyna wada filmu to brak muzyki Burzuma. Za to było sporo Mayhemowego łomotu i mnóstwo specyficznego humoru. Śmieszyła mnie np scena, gdy Varg, wystrojony na złego satanistę spotyka się z prasą, a tymczasem jego kolega w kapciuszkach proponuje dziennikarzom herbatki - od razu scena z MP 36, kiedy to Satanista Trey gwałcił Shirley, a Mia proponowała herbatkę
Dałam 9/10 na wyrost, ale dlatego, że film trafiał akurat w moje gusta. Stąd jedno oczko do góry
Hagazussa
Totalne przeciwiństwo poprzedniego, pełnego dynamiki i hałasu filmu. Tutaj właściwie nie było fabuły lub była nadmiernie spowolniona. Nie było także praktycznie dialogów. Tak ten, film mógłby się spodobać Flakowi... Zaś adi dałby 2 jak nic i zdążyłby policzyć wszystkie klepki w posadce. Z muzyki pojawiały się jedynie bardzo niskie tony kontrabasu (?), co nadawało naprawdę niesamowitego klimatu całemu obrazowi. Film miał niesamowity klimat także przez obraz, gdzie łączył natury przyrody i jej brzydotę. Meeega mi się to kojarzyło z Antychrystem, gdzie był podobny zabieg. Piekne obrazy i gór i kłębiące się na ziemi robaki, zielone lasy i gnijące wnętrzności itd. CIekawe jest to, że rezyser (który przyszedł na pokaz) powiedział, że nie przepada za Larsem von Trierem, tymczasem dla mnie ten film był niesamowicie podobny do Antychrysta... Drugim podobieństwem była postać kobiety, którą utożsmiano z siłami mroku. I tu właśnie wchodzi niesamowite pole do interpretacji. Bo film był na tyle enigmatyczny, że trudno było stwierdzić, czy w lasach faktycznie kryje się jakieś zło, czy to tylko szaleństwo ludzkiego umysłu. Czy szaleństwo wynika z wyobcowania, czy wyobcowanie w szaleństwa. A to wszystko oprawione świetną symboliką związaną ze średniowieczną wiarą w czarownice: i tak pojawią się głowy kozła, zatruwanie wody, czy wreszcie... zjadanie dziecka. Tak, nareszcie jakiś film który przeszedł na wyższy level dewianctwa - matka zjadające własne dziecko przebija chyba postac knopersa, który rzucił je na pożarcie zombie
Ogólnie film specyficzny, wiele ludzi na pewno moocno zawiedzionych, bo reklamowany jest jako jeden z najlepszych horrorów ostatnich czasów. Tymczasem film nie za wiele ma wspólnego z horrorem w klasycznym rozumieniu tego słowa i jeśli ktoś oczekuje, że wyboi się za wszystkie czasy, to niestety pojawia się prawdopodobieństwo, że raczej wynudzi sie za wszystkie czasy.
Dałam 8/10.
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.