No remaki to jeszcze większy skok na kasę niż sequele. Najlepsze są remaki amerykańskich filmów robione przez Amerykanów, czyli de facto takie same filmy z małymi zmianami i oczywiście gorsze, bo pozbawione oryginalnego klimatu Haneke już sobie zakpił z Amerykanów robiąc remake swojego własnego filmu Funny Games, ujęcie po ujęciu dokładnie taki sam tylko z innymi aktorami xD
Flaku napisał/a:
No remaki to jeszcze większy skok na kasę niż sequele. Najlepsze są remaki amerykańskich filmów robione przez Amerykanów, czyli de facto takie same filmy z małymi zmianami i oczywiście gorsze, bo pozbawione oryginalnego klimatu Haneke już sobie zakpił z Amerykanów robiąc remake swojego własnego filmu Funny Games, ujęcie po ujęciu dokładnie taki sam tylko z innymi aktorami xD
Dokładnie...
A takie Vanilla Sky nie dość że jest kopią, to jeszcze w obu tę samą rolę gra Penelope Cruz - wtf?
a remaki nieamerykańskich filmów robione przez Amerykanów są zwykle jeszcze gorsze ;p
albo taki Krąg - pamiętam jak w kinach leciały obie wersje jednoczesnie - japońska i amerykańska - lol
We are all evil in some form or another, are we not?
To może tutaj się wypowiem, bo jednak trochę dużo pisania jak na sb xD
Lion. Droga do domu Cóż, film niezły, przyjemnie się ogląda, szczególnie jeśli chodzi o walory estetyczne: naprawdę dobre zdjęcia oraz świetna muzyka, która jest najmocniejszym punktem całości i nie zdziwię się (a nawet ucieszę) jeśli dostanie Oscara w tej kategorii. Aktorsko też dobrze. Nie ma się co czepiać, choć nie są to raczej oscarowe role (albo bardziej nie są to oscarowe postacie). Po za tym film ma swoje momenty. Na scenie spotkania z matką nawet się wzruszyłem.
Jest jednak trochę minusów. Film mniej więcej od połowy (czyli od pojawienia się Deva Patela) zaczyna uderzać w zbyt melodramatyczne tony. Nagminnie forsowane flashbacki nie były potrzebne. W zasadzie wystarczyłyby tylko w końcowej scenie gdy Saroo odnajduje swoją wioskę w googlach. Film jedzie na tanich ckliwościach i dość dużych uproszczeniach. Najsłabiej chyba wypadła "przemiana" bohatera, który pod wpływem ciasteczek nagle przypomina sobie o rodzinie, z miejsca olewa swoje hotelarstwo i pogrąża się w lekturze Google Earth. Nie przeszkadzałoby to aż tak bardzo gdyby zostało zrobione odrobinę subtelniej, a tu mamy sytuację gdzie Saroo z super fajnego kolesia nagle zamienia się w żula przesiadującego całe dnie przed mapami. Wątek z dziewczyną jakiś taki średni. Musieli się rozstawać? Nie mogła mu nie wiem... pomóc? "Wizja" Nicole również pachnie taniością. Oczywiście można powiedzieć, że się czepiam, ale ja bym chciał, żeby to zostało opowiedziane NORMALNIE. No ale wtedy nie byłoby takie efektowne. Nie mielibyśmy sceny kłótni na ulicy oraz monologu płaczącej Kidman (za który najpewniej dostała nominację). Fajnie byłoby gdyby film był bardziej wiarygodny psychologicznie, tym bardziej, że sam proces poszukiwań zostaje tutaj zepchnięty na drugi plan.
Trzeba jednak Lionowi oddać to co jego (patrz wyżej). Film był w sumie dokładnie taki jak przewidywałem, więc nie zaskoczył mnie ani pozytywnie ani negatywnie (no może poza stroną techniczną, która nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobra). Problem z Lionem jest dokładnie taki sam jak z większością tego typu filmów, niby jest dobrze opowiedziany, dobrze zagrany, ale jednak zbyt typowy i zlepiony z klisz przez co trochę nudny (no może dla kogoś o mniejszych wymaganiach względem filmów okaże się arcyciekawy, ale ja mam chyba za wysokie, w końcu ostatnie 10/10 w 2011 roku xD). W dodatku ja mam jeszcze to upośledzenie, że oglądam filmy pod ocenianie, ale nie dla czystej przyjemności. Nie wiem tylko za co nominacja za scenariusz? Dialogi faktycznie momentami, jak to określiła panda ssały. Mimo wszystko film oceniam pozytywnie, czyli 6/10
PS. Mam nadzieję, że na Manchester by the Sea będę się spuszczał z psychologizacji
Nom, dla mnie był totalnie słaby. Prościej i schematyczniej już się chyba nie dało. Dialogi to tez kupa.
Ja się nie wzruszyłam W ogóle nie wiem, czy jest możliwe, żeby matka tak rozpoznała swojego syna, ale to niby na faktach jest. Ja bym nie poznała, nie ma bata.
We are all evil in some form or another, are we not?
Ja się nie wzruszyłam W ogóle nie wiem, czy jest możliwe, żeby matka tak rozpoznała swojego syna, ale to niby na faktach jest. Ja bym nie poznała, nie ma bata.
Myślę, że to spotkanie w realu nie wyglądało tak efektownie
A message from Lars von Trier:
"The House That Jack Built' celebrates the idea that life is evil and soulless, which is sadly proven by the recent rise of the Homo trumpus r11; the rat king'
heh
<3
We are all evil in some form or another, are we not?
interesujące, że film został określony jako dreszczowiec ;p
Dziwnem, że Von Trier ma niby się inspirować filmem, który arcydziełem został przypadkiem bo reżyser technologii nie ogarniał
Edytowane przez Faraday dnia 14-02-2017 11:20
Sam wątek główny jest spoko. Nie kwestionuję ani tej historii, ani bohatera. Garfield w roli prawiczka początkowo trochę mnie drażnił, ale potem przyzwyczaiłem się do niego i nawet polubiłem. Na pewno fajne w tej postaci było to, że był po prostu inny, a nawet otwarcie przyznawał, że nie jest normalny. Plus całość ma chwalebne przesłanie, bo nie tyle jest to apoteoza wiary jako takiej ale generalnie szacunku do odmienności i nie-swoich przekonań. Także mogłoby to być wybitne dzieło, ale nie jest, bo ma mnóstwo wad i nie wytrzymuje porównania z klasykami kina wojennego. Film ma trochę dziwną formę, bo z jednej strony niby jest ta brutalność, wywalone flaki (heh), szczury jedzące ciała itp. ale wszystko to jest taki ładne, kolorowe, wystylizowane i ogólnie brakuje temu jakiejś takiej surowości. Niby jest tak, bo Gibson chcę o tym opowiadać w uduchowionych sposób, ale robi to zbyt grubymi krechami i zbyt nachalnie, co chwilę mamy jakieś nawiązania do religii, a na końcu główny bohater już jest praktycznie Jezusem (na fw ktoś wspomniał że Doss był skromy i pytanie czy faktycznie chciałby, żeby tak o nim opowiadać). Na pewno druga część filmu na froncie jest dużo lepsza, bo pierwsza była delikatnie mówiąc średnia. Na początku jakieś tanie coming-of-age, a potem pobyt w obozie ćwiczeniowym, który wyglądał trochę jak... parodia Full Metal Jacket (niestety niezbyt śmieszna). Kolejny problem filmu, to tradycyjnie uproszczony obraz rzeczywistości, podział na dobrych amerykanów i złych żółtków, a uosabianie Japończyków z szatanem to już lekka przesada (szczególnie w kontekście akurat tej historii). Było też kilka pojebanych scen, np. ta z kopaniem granatu w locie, ale nie wnikam, bo gdzieś przeczytałem, że podobno wydarzyła się naprawdę. Zresztą całości w jakiś sposób broni etykietka filmu na faktach, więc nie będę się czepiał realizmu, a bardziej ogólnej wymowy. Film ostatecznie jednak złapał mnie w swoje propagandowo-ckliwe macki, więc daję słabe 6. Właściwe to już nawet Lion mi się bardziej podobał, bo tam były momenty nawet na 7, a tutaj wahałem się jedynie między 5, a 6. Jak się wkurwię to może obniżę, ale póki co zostaje 6.
Mam tylko nadzieję, że przypadkiem nie wygra głównej nagrody, bo to by znowu oznaczało Oscara za temat, a nie film. Pocieszające może być to, żeby chyba są małe szanse na to, bo żeby wygrać za najlepszy film wcześniej ktoś z dwójki Garfield lub Gibson musieliby dostać nagrodę, a Gibson raczej przegra z Chazellem, a Garfield pewnie z Affleckiem (chociaż jeszcze go w akcji nie widziałem)
Na pewno druga część filmu na froncie jest dużo lepsza, bo pierwsza była delikatnie mówiąc średnia.
No gdyby reszta filmu byłą taka jak ta pierwsza częśc, to też bym dała 4
Na początku jakieś tanie coming-of-age, a potem pobyt w obozie ćwiczeniowym, który wyglądał trochę jak... parodia Full Metal Jacket (niestety niezbyt śmieszna)
Nom, albo jeden z odcinków Kompanii Braci...
a uosabianie Japończyków z szatanem to już lekka przesada
Chyba chodziło o to, ze byli w sojuszu z Niemcami, a ideologię III Rzeszy w sumie z tym utożsamiano często...
Właściwe to już nawet Lion mi się bardziej podobał, bo tam były momenty nawet na 7
Nieee Lion był taki sam, tylko dodatkowo jeszcze wiało tam nudą Tutaj sie dużo działo i nawet mnie to wciągnęło. Ale fakt faktem, ze film typowo amerykański i troche "za ładny" jak na realia wojny.
We are all evil in some form or another, are we not?
Flaku napisał/a:
Aktorsko też dobrze. Nie ma się co czepiać, choć nie są to raczej oscarowe role (albo bardziej nie są to oscarowe postacie).
no wlasnie srednio sie moge z tym zgodzic, ale nie wiem, czy to tez nie byla wina scenariusza
Na scenie spotkania z matką nawet się wzruszyłem.
lamus
Jest jednak trochę minusów. Film mniej więcej od połowy (czyli od pojawienia się Deva Patela) zaczyna uderzać w zbyt melodramatyczne tony.
lagodnie to napisales
Film jedzie na tanich ckliwościach i dość dużych uproszczeniach. Najsłabiej chyba wypadła "przemiana" bohatera, który pod wpływem ciasteczek nagle przypomina sobie o rodzinie, z miejsca olewa swoje hotelarstwo i pogrąża się w lekturze Google Earth.
mnie rozpierdolila najbardziej scena, jak wkurwiony patel zrzuca jakies klamoty ze stolika, i nagle mu sie cos przypomina, ja wtedy sama chcialam komputerem rzucic
Wątek z dziewczyną jakiś taki średni. Musieli się rozstawać? Nie mogła mu nie wiem... pomóc?
moje najwieksze rozczarowanie niestety - tak naprawde ta laska nie zrobila nic poza rozkladaniem przed nim nog a potem glaskaniu go po rekach, a przynajmniej tak to wygladalo
"Wizja" Nicole również pachnie taniością.
zdecydowanie najgorszy fragment filmu - patel drewno, ona placze i w sumie nic z tego nie wynika, po czym nie wiadomo skad wyskakuje z tekstem EEEE PRAWIE NIE ROZMAWIAMY, moja reakcja 'no kurwa ciekawe skad widz ma o tym wiedziec skoro przez ostatnie pol godziny byl saroo przed mapa/saroo ze zmartwiona loszka/saroo w retrospekcji
Flaku napisał/a:
Garfield w roli prawiczka początkowo trochę mnie drażnił, ale potem przyzwyczaiłem się do niego i nawet polubiłem.
Garfield ze swoja japa to akurat najbardziej do tego filmu pasowal
Także mogłoby to być wybitne dzieło, ale nie jest, bo ma mnóstwo wad i nie wytrzymuje porównania z klasykami kina wojennego.
jest jego marna parodia
Film ma trochę dziwną formę, bo z jednej strony niby jest ta brutalność, wywalone flaki (heh), szczury jedzące ciała itp. ale wszystko to jest taki ładne, kolorowe, wystylizowane i ogólnie brakuje temu jakiejś takiej surowości. Niby jest tak, bo Gibson chcę o tym opowiadać w uduchowionych sposób, ale robi to zbyt grubymi krechami i zbyt nachalnie, co chwilę mamy jakieś nawiązania do religii, a na końcu główny bohater już jest praktycznie Jezusem
Własnie dlatego uwazam ze obie czesci tego filmu sa po prostu średnie... Zarówno scenografia, jak i muzyka na pewno nie pomagają w stworzeniu klimatu. Do tego sceny strasznie się dłużyły, i wycięcie jakichś 10-20 minut nic nie zrobiłoby filmowi; szczególnei ta scena gdzie wymieniaja, kto zginął (a to nas nie obchodzi po tej żenującej 1 czesci filmu, gdzie okazuje się, że wszyscy bohaterowie są z papieru poza ojcem Dossa, którego każde chujowe zachowanie usprawiedliwia się chwalebną wojenną traumą XDD boze co za zezuncja). Czułam się, jakbym ogladała Christiadę z większym budżetem i w realiach IIWŚ. Brrrrrr
A co do tępo ciosanej symboliki, to obejrzyj sobie Fences, końcówka mnie rozjebała pod tym względem, a szkoda, bo film ciekawy i utrzymany w całkiem fajnej konwencji, może się nawet rozpiszę na ten temat potem.
podział na dobrych amerykanów i złych żółtków, a uosabianie Japończyków z szatanem to już lekka przesada (szczególnie w kontekście akurat tej historii).
To akurat nie było takie głupie, bo historycznie tak Amerykanie uważali. Mnie dobiła tylko ta scena seppuku w slow motion.
Jak się wkurwię to może obniżę, ale póki co zostaje 6.
Obejrzysz wszystkie to pewnie obniżysz XD
BARDZO ŁADNA BYŁA TA PIELĘGNIARKA!
Edytowane przez panda dnia 14-02-2017 19:07
mnie rozpierdolila najbardziej scena, jak wkurwiony patel zrzuca jakies klamoty ze stolika, i nagle mu sie cos przypomina, ja wtedy sama chcialam komputerem rzucic
Wszystkie sceny z przypominaniem/poszukiwaniem były beznadziejne. To już nasze akcje w MP są bardziej ambitne niż ten scenariusz...
moje najwieksze rozczarowanie niestety - tak naprawde ta laska nie zrobila nic poza rozkladaniem przed nim nog a potem glaskaniu go po rekach, a przynajmniej tak to wygladalo
Mówiłam, że wystąpiła tylko w kilku niezbyt ważnych scenach
u mnie na razie:
1. Nowy początek
2. La la Land
3. Przełęcz ocalałych
4. Lion
Dziś moze obejrzę Aż do piekła
We are all evil in some form or another, are we not?
W Przełęczy jest ten problem, że człowiek jak to ogląda to aż rzyga patosem. Jest to oczywiście film robiony głównie dla Amerykanów, a jak wiadomo tam gloryfikuje się wojnę bo to wielki biznes. Do tego taki amerykański Janusz ma znikome pojęcie o wojnie. W Europie niemal każdy kraj doświadczył traumy II wojny i wciąż żyje sporo ludzi, którzy pamiętają te wydarzenia, a w Ameryce taki koleś z Montany czy innego Kansas nie ma o tym pojęcia. Do tego wspomniana wcześniej gloryfikacja wojny i amerykańskiego żołnierza sprawia, że takie gnioty powstają. Moje 4 to jedynie za ładnie i sprawnie zrobione ujęcia, ale mam wrażenie, że jakby ktoś takiemu amerykańskiemu Januszowi puścił np. Idź i patrz to by to uznał za jakąś niewiarygodną rzecz, że tak było. Do tego nie do końca rozumiem kolesia co idzie na wojnę, a nie chce tykać broni. Szanuję gościa za to że uratował tyle osób, ale takie to trochę dla mnie nielogiczne.
ale nie wiem, czy to tez nie byla wina scenariusza
No tak, dlatego wspomniałem, że nie są to oscarowe postacie.
moje najwieksze rozczarowanie niestety - tak naprawde ta laska nie zrobila nic poza rozkladaniem przed nim nog a potem glaskaniu go po rekach, a przynajmniej tak to wygladalo
No bo to wszystko było takie uproszczone. Teoretycznie można sobie dopowiedzieć, że Patel zaczął się pogrążać w tej swojej obsesji i miał na nią wyjebane, a ona nic za bardzo nie mogła zrobić. No ale to w tym filmie nie bardzo jest pokazane. Bardziej mam właśnie wrażenie, że większość rzeczy jest tu podporządkowana pojedynczym, efektownym scenom, czyli w tym przypadku kłótni na ulicy, a wiarygodność tymczasem leży i kwiczy.
To akurat nie było takie głupie, bo historycznie tak Amerykanie uważali.
Ja wiem, że Amerykanie tak uważają i dlatego kręcą takie filmy, ale to nie znaczy, że muszą robić to tak nachalnie i jednoznacznie.
Mnie dobiła tylko ta scena seppuku w slow motion.
Lol, zapomniałem o tej scenie. Tak, to faktycznie było dziwne i nie bardzo rozumiem co wniosło do tego filmu...
poza ojcem Dossa, którego każde chujowe zachowanie usprawiedliwia się chwalebną wojenną traumą XDD boze co za zezuncja
No ojciec Dossa był dość niejednoznaczny (oczywiście jak na standardy tego dzieła xD), więc faktycznie to chyba najlepsza postać. Przy czym to i tak jest tylko kolejny typowy koleś z traumą po wojnie jakich było w kinie tysiące. No ale "typowość" jest akurat domeną całego tego filmu.
adi1991 napisał/a:
W Przełęczy jest ten problem, że człowiek jak to ogląda to aż rzyga patosem. Jest to oczywiście film robiony głównie dla Amerykanów, a jak wiadomo tam gloryfikuje się wojnę bo to wielki biznes. Do tego taki amerykański Janusz ma znikome pojęcie o wojnie. W Europie niemal każdy kraj doświadczył traumy II wojny i wciąż żyje sporo ludzi, którzy pamiętają te wydarzenia, a w Ameryce taki koleś z Montany czy innego Kansas nie ma o tym pojęcia. Do tego wspomniana wcześniej gloryfikacja wojny i amerykańskiego żołnierza sprawia, że takie gnioty powstają. Moje 4 to jedynie za ładnie i sprawnie zrobione ujęcia, ale mam wrażenie, że jakby ktoś takiemu amerykańskiemu Januszowi puścił np. Idź i patrz to by to uznał za jakąś niewiarygodną rzecz, że tak było. Do tego nie do końca rozumiem kolesia co idzie na wojnę, a nie chce tykać broni. Szanuję gościa za to że uratował tyle osób, ale takie to trochę dla mnie nielogiczne.
No to jest akurat wszystko prawda, co piszesz
We are all evil in some form or another, are we not?