Film na pewno pod kilkoma względami mnie zauroczył,
lol mnie wkurwił
Podczas oglądania miałam ochotę czymś w coś przywalić.
To co mnie zauroczyło to na pewno poczucie humoru reżysera, które jest dość specyficzne, dość ironiczne i dość bliskie mojemu własnemu
I chyba dość dalekie mojemu, bo nie zauważyłam w tym filmie ani niz zabawnego ani dziwacznego. Prawdę mówiąc w ogóle niewiele mogę powiedzieć o filmie, w którym nie było dla mnie nic ciekawego...
No może jedna scena była spoko, czyli karmienie kota i walające się wszędzie puszki.
to co mnie najbardziej wkurzało natomiast to ten odgłos pasającej wody. Masakra.
Bardzo ciekawe jest też obrazowanie świata marzeń poprzez musicalowe wstawki, bo po pierwsze sceny te są fajnie zaaranżowane, a po drugie - towarzyszą im równie dobre piosenki.
Piosenki są całkiem spoko, ale ani pomysł ani aranżacja mi się nie podobały. Ani to tam pasowało, ani nie pasowało. Takie to było eee nijakie jakieś....
Jeśli by się zastanowić o czym właściwie jest ten film to na pewno o samotności
Film tak mało do mnie przemawiał, że nawet mi się nie chce zastanawiać, o czym był...
Z jednej strony jest tu dużo humoru, ironii i dziwactw, które bardziej kojarzą się z kulturą post i dzięki temu dość przyjemnie się to ogląda, a z drugiej znowuż powolne tempo, symbolika, brak typowej fabuły i skupienie bardziej na obserwacji bohaterów niż wydarzeniach, co już zdecydowanie kojarzy się z neomodernizmem.
To mam chyba zupełnie inne poczucie estetyki, bo nie zauważyłam tam zbytnio humoru, ironii i dziwactw. Jeśli zaś chodzi o fakt istnienie same dziury itp to masakrycznie kojarzyło mi się to z serialem Alternatywy4
Powolne tempo i brak fabuły na pewno i zdecydowanie nie jest to to, co jakoś szczególnie przypada mi do gustu.. Nie mówię, że jestem wielbicielką pustego kina akcji, bo chyba po innych filmach widać, że tak nie jest. Ale kurde, nie lubię patrzeć na obrazy bez ani grama fabuły także. W dodatku obrazy, które są po prostu nieciekawe same w sobie, bo ani forma, ani bohaterowie nie zachwycają. Bo jeśłi już nie ma fabuły, to niech obraz lub bohaterowie zachwycają, albo no cokolwiek...
W Naked np, gdzie także nie było jakiejś specjalnie fabuły, udało mi się zaobserwować wszystko to, o czym piszesz przy Dong.
Chyba zatem Dziura to totalne przeciwieństwo mojego gustu...
dość przyjemnie się to ogląda
aha
Jezu, Flaku, to był najbardziej wkurwiający film, jaki do tej pory dałeś w klubie A myślałam, że nic nie pobije Wstydu... ;p
3/10 -
PS Jestem ciekawa opinii adiego
Bo ja się tym razem czułam jak adi oglądający Rocky Horror lub Święta Krew
We are all evil in some form or another, are we not?
Najbardziej podobała mi się chyba wizualna strona filmu, co chyba nie dziwi nikogo kto ten film zobaczy Szkoda, że każdego filmu nie robi się tak kreatywnie od strony operatorskiej- gra kolorów, dziwne ujęcia, rozbicie obrazu, zmiany rytmu, zbliżenia, zabawy z ostrością (czyli wszystko w czym Azjaci są najlepsi) Ale w Upadlych Aniołach Wong był chyba nawet bardziej radykalny w tych zabawach (swoją drogą tamten film podobał mi się jeszcze bardziej, a jest to tak jakby trzecia nowela z tej samej serii, tylko że zrobiono jako osobny film).
Na drugim miejscu wśród największych plusów postawiłbym po trochu na zamysł, scenariusz i treść. Ciekawe dwie historie (chociaż czy na pewno dwie.. tak naprawdę to ta sama historia, tylko jeden gościu ma pecha, a drugi ma szczęście, więc mamy motyw przypadku o którym później) o pragnieniu miłości (tytuł innego znanego filmu Wonga), dość nieprzewidywalnie, z otwartymi zakończeniami, warto zauważyć, że właściwie pozbawione "scen", których można by oczekiwać od romansów (no jest jedna scena ale to retrosy, poza tym akurat to jedna z lepszych scen w filmie). Romans się tu rozgrywa w gestach, spojrzeniach, niedopowiedzeniach, myślach i ogólnie gdzieś pomiędzy, w powietrzu, a nie wprost Mój ulubiony motyw filmu to życie w wielkim mieście i mimo tego bycie samotnym (aż chce się zacytować hit Björk "There's no one here and people everywhere), a także "California" czyli eskapistyczny motyw marzeń, których nigdy nie można doścignąć (nawet jak się doścignęło jedno, to od razu wyrasta następna taka California), bo wiadomo, że tam gdzie są pragnienia, tam nie ma szczęścia Można zwrócić też uwagę, że pierwszy gościu szuka gorączkowo miłości i jej nie znajduje, a drugi jest pogodzony z rozstaniem i kolejna miłość wręcz się do niego dobija, co daje do myslenia
Trzeci duży plus to same postacie, bo te co były mi się podobały, właściwie każda z tych powiedzmy czterech głównych Najbardziej oczywiście fanka Mamas & Papas
Ulubione sceny, ciezko cos wskazac, jedną ulubioną już pisałem, poza tym te sceny kryminalne z początku były spoko, ananasy, sceny w pustym mieszkaniu, nie no, raczej caly film mi się podobał bez rozbijania na części, bez wyjątkowo mocnych i wyjątkowo średnich momentów
Film nie jest nawet dziwny i absurdalny jak na film z Azji, jest raczej dość spokojny, bez zbędnego cudowania, przystępny dla zachodniej widowni, na pewno nie przesłodzony, ani też niezbyt gorzki
Aha i muzyka bardzo spoko
Dodatkowo film miejscami kojarzył mi się z Lostem, choćby poprzez zabawkowe samoloty (ważny przedmiot w życiu Kate), ale także przez motyw przypadku jako czegoś co determinuje nasze losy (podkreślony w Chungking Express też silnym motywem podróżowania, co wzmocniło moje skojarzenia) Nie wiem, po prostu mam wrażenie, że twórcy Losta ten film widzieli... tak jak Miasto Boga, skąd z kolei zerżnęli sceny z małymi murzynami (co nie byłoby niczym dziwnym, bo Amerykanie są mistrzami w kradzieży pomysłów z całego świata i sprzedawania tego jak swoje)
To chyba tyle, generalnie spodziewałem się jeszcze więcej, bo gościu reżyser to klasa sama w sobie, a "Chungking Express" to kolejny jego film na podobnym wysokim poziomie
Piosenki są całkiem spoko, ale ani pomysł ani aranżacja mi się nie podobały. Ani to tam pasowało, ani nie pasowało. Takie to było eee nijakie jakieś....
Właśnie, że pasowało, bo dobrze kontrastowało z całą resztą, która była raczej posępna i milcząca, a te wstawki są bardziej kolorowe i nawet pojawiają się w nich dialogi (których bohaterowie nie byliby w stanie normalnie odbyć). Jeśli mowa o samotności, to nie wiem czy można ten stan lepiej przedstawić niż właśnie poprzez milczenie, siedzenie w odosobnieniu i towarzyszącą temu ogólną ponurość sytuacji, która jest w dodatku potęgowana ciągłym deszczem i jakąś dziwną epidemią. A z drugiej strony te przerywniki, w których postacie śnią o czymś lepszym, czego z różnych powodów mieć nie mogą.
To mam chyba zupełnie inne poczucie estetyki, bo nie zauważyłam tam zbytnio humoru, ironii i dziwactw.
Serio nie dostrzegłaś absurdu całej tej sytuacji? Dwa mieszkania łączy jakaś dziura w podłodze zostawiona przez hydraulika, do której gościu czasem coś wlewa albo wkłada nogę. Plus epidemia polegająca na tym, że ludzie chowają się przed innymi. Przecież to jest tak komiczne i niepoważne Natomiast cały fenomen polega na tym, że Tsaiowi udaje się przekuć to w przygnębiającą globalną alegorię o samotności
Powolne tempo i brak fabuły na pewno i zdecydowanie nie jest to to, co jakoś szczególnie przypada mi do gustu.. Nie mówię, że jestem wielbicielką pustego kina akcji, bo chyba po innych filmach widać, że tak nie jest. Ale kurde, nie lubię patrzeć na obrazy bez ani grama fabuły także.
No tak ale preferujesz filmy z klasyczną narracją przyczynowo-skutkową, a filmy w stylu Dziury takie nie są z samego założenia. W nich nie chodzi o śledzenie wydarzeń tylko bardziej o obserwowanie, bohaterów albo sytuacji. Jeśli klasyczny film opowiada dialogami, akcją itd, to ten opowiada obrazami, więc nie można powiedzieć, że nie ma w nich fabuły (tzn może nie służą one klasycznemu następstwu zdarzeń, ale to nie jest tak że nie ma w nich treści). Jeśli samotność w Chungking Express ukazuje scena, w której zdesperowany gościu wydzwania do przypadkowych dziewczyn po to żeby się z nimi umówić, to w Dziurze jest to pokazane np poprzez filmowanie ludzi w pustych przestrzeniach albo ogólny ponury klimat (przy czym w pierwszym przypadku bohater podejmuje działania, a w drugim jest statyczny). Co jest dla kogo ciekawsze to już oczywiście tak zwana kwestia gustu Chodzi mi tylko o to, że do takich filmów trzeba z reguły inaczej podejść, żeby je zaakceptować i ewentualnie polubić.
Jezu, Flaku, to był najbardziej wkurwiający film, jaki do tej pory dałeś w klubie smiley A myślałam, że nic nie pobije Wstydu... ;p
Serio nie dostrzegłaś absurdu całej tej sytuacji? Dwa mieszkania łączy jakaś dziura w podłodze zostawiona przez hydraulika, do której gościu czasem coś wlewa albo wkłada nogę.
Nie wiem, przyzwyczaiłam się do takich scen oglądając Alternatywy 4 obrazujące PRLowską rzeczywistość
No tak ale preferujesz filmy z klasyczną narracją przyczynowo-skutkową, a filmy w stylu Dziury takie nie są z samego założenia. W nich nie chodzi o śledzenie wydarzeń tylko bardziej o obserwowanie, bohaterów albo sytuacji. Jeśli klasyczny film opowiada dialogami, akcją itd, to ten opowiada obrazami, więc nie można powiedzieć, że nie ma w nich fabuły (tzn może nie służą one klasycznemu następstwu zdarzeń, ale to nie jest tak że nie ma w nich treści). Jeśli samotność w Chungking Express ukazuje scena, w której zdesperowany gościu wydzwania do przypadkowych dziewczyn po to żeby się z nimi umówić, to w Dziurze jest to pokazane np poprzez filmowanie ludzi w pustych przestrzeniach albo ogólny ponury klimat (przy czym w pierwszym przypadku bohater podejmuje działania, a w drugim jest statyczny). Co jest dla kogo ciekawsze to już oczywiście tak zwana kwestia gustu smiley Chodzi mi tylko o to, że do takich filmów trzeba z reguły inaczej podejść, żeby je zaakceptować i ewentualnie polubić.
Może tak. Ale jeśli nie ma typowej fabuły, musi być cokolwiek innego, co by mnie zainteresowało. A tymczasem nie interesowało mnie śledzenie nieinteresujących bohaterów z ich nieinteresującymi problemami. Rozumiem, że komuś mogło się to podobać, ale mi nie podeszło. Wiadomo, że do różnych filmów należy się różnie nastawić. W końcu z innym nastawieniem oglądam film przygodowy, a z innym jakiś dramat o cięższej tematyce i wymowie. Ale jednak pewne rzeczy tak czy inaczej nie będa się podobać. Wiesz, ja, biorąc się za film zaproponowany przez ciebie, przecież nie nastawiałam się na wartkie kino akcji
Szykuj się na piątek
O nie, właśnie miałam pisać: Nie dawaj więcej takich filmów
We are all evil in some form or another, are we not?
Film, który ani t nie zachwycił, ani to specjalnie nie zawiódł. Od taki sobie przeciętniaczek. Nie było jednak wielkiej smuty jak to w filmach Flaka co na plus. Aktorsko też nieźle, ale nic specjalnego. Wkurzał mnie oczywiście czarno-biały obraz, ale to stary film więc jest to wytłumaczalne.
5/10 - film, o którym za rok nie będę pewno pamiętał o czym właściwie był.
Ojej co to było... Szalony film i ostatecznie jednak świetny, bo to jeden z rodzaju tych, które polubowywałem (<<<to słowo nie istnieje) w miarę rozkręcania się. Jakieś pierwsze 20-30 min to było coś na 6-7 nawet, jakaś bezsensowna paplanina. Plus na początku miałem problem z polubieniem głównego bohatera, który może wydać się lekko irytujący jeśli akurat w danym momencie nie jest śmieszny (ale umówmy się, że kluczem dobrego filmu wcale nie jest łatwość utożsamienia się z postacią). Z czasem jednak do niego przywykłem jak i do ogólnej dziwaczności całego filmu, co nastąpiło wraz z tym jak Johnny wyszedł na miasto i zaczęła się pojawiać cała seria lekko ekscentrycznych postaci, z których każda jest trochę przerysowana i reprezentuje jakiś problem. Archie to typowy przygłup z ulicy, który niczego nie rozumie i tylko krzyczy za swoją dziewczyną (zresztą nie przez przypadek gra go Ewan Brennen, który ma na swoim koncie równie "inteligentne" role w Trainspottingu i Przekręcie xd), ochroniarz (nie pamiętam jak się zwał), który broni się przed swoim nudnym życiem i próbuje uczynić z niego coś więcej czym jest, starsza kobieta, która chciałaby być młodsza, dziewczyna z baru, która jest samotna, a poza tym nie wiadomo o co jej chodzi, rozchwiana emocjonalnie Sophie oraz Jeremy, który jest tu chyba jakimś kapitalistycznym złem, które nachodzi biedaków w ich domu, w dodatku mówiący bezemocjonalnym głosem niczym Hal9000 z Odysei. Właściwie tylko Louise jest tu w miarę normalna, no i Johnny też choć on jest dość wyrazisty ale jednak w miarę normalny jak na to otoczenie (taki ironiczny inteligentny wrażliwiec po prostu). Można by mieć cichą nadzieję, że przyjedzie Sandra i posprząta ten burdel, ale nic z tych rzeczy - pojawia się kolejna wariatka, tym razem pedantka, chyba lekko niedorozwinęta. Także postacie na plus. Podobał mi się też bardzo ten ogólny ponury klimat jak łazili po ulicach, chwilami taki trochę postapokaliptyczny. Oraz smutna, fajna muzyczka. Oraz zakończenie, powiedzmy, że takie "bezpieczne" ale bardziej mi przypadło niż gdyby film miał się skończyć sceną, w której wraca Louise i razem z Johnnym wyjeżdżają do Manchesteru. Chyba zbyt słodkie by to było. O czym jest ten film? Nie wiem. Pewnie o wielu rzeczach. O problemach zwykłych ludzi, szarości, Bogu, bezcelowości, sensie istnienia itp itd. Na pewno jest to film, który bazuje przede wszystkim na oryginalnych dialogach i pojebanych akcjach, oczywiście ogólna historia jest ciekawa, ale po seansie chyba bardziej zostają w pamięci poszczególne sceny albo bohaterowie, albo teksty (typu "dadaistyczna zakonnica". Jak jest z humorem w tym filmie? Nie wszystko mnie tu śmieszyło, Johnny momentami próbował być na siłę zabawny ale słabsze momenty równoważyły świetne sytuacje jak np. akcja z Archiem i Maggie. Ale nawet jeśli nie było śmiesznie to na pewno było ciekawie i filozoficznie. No i też zastanawiam się czy w pierwszej połowie lat 90 była taka moda na "dialogowce" czy to tylko taki przypadek, bo mniej więcej w tym samym okresie powstały przecież Pulp Fiction i Clerks, których fenomen w głównej mierze opiera się na wyjebanych tekstach. No i dodam, że po przeczytaniu opisu na filmwebie tak jak napisał Lion faktycznie można odnieść wrażenie, że to będzie jakieś moralizatorskie filmidło, ale zdecydowanie tak nie jest, a nawet jeśli są tu jakieś morały to na pewno skrzętnie ukryte pod niebanalną formą. No i zostając przy opisie to zapytam nieśmiało - czy pierwsza scena to na pewno był gwałt? lol, bo dla mnie było chyba coś pomiędzy Zresztą większość scen w tym filmie jest czymś pomiędzy czymś innym, więc w sumie już się do tego przyzwyczaiłem... 9/10 (choć to takie bardziej mocne 8,5, ale mam nadzieję, że nie zleci).
Ulubiona scena: pogawędka ze Szkotem Archiem i jego laską Maggie. No kurde, to było genialne, totalnie mój poziom poczucia humoru smiley
lol zgadzam się, to był najlepszy wątek w tym filmie, co trochę dziwi patrząc na nasz odmienny odbiór humoru w Dziurze
a więc kolejny zajebisty film od von Triera Przyznam, że z początku uważałem tego reżysera za średniego prowokatora (dwa jego pierwsze filmy które widziałem to Antychryst i Nimfomanka + urywki z groteskowego Riget), który bazuje na tym, że wypełnia swoje filmy tym co ludzie kochają czyli porno i nadyma to w artyzm, który ma obronić całe jego dzieło Niemniej, z każdym następnym filmem było lepiej (ujął mnie Dancer in the Dark, potem Melancholia, a w końcu arcydzieło Dogville) i bądź co bądź ten pojeb stał się jednym z moich ulubieńców
Tak też w filmie danym przez Arletę widać jego styl, chociaż i tak jest to chyba najbardziej normalny jego film, który widziałem (nawet ciężko to porównać z tym co się działo w Riget, Antychryście, czy Idiotach) Porównując to z jego innymi filmami, to widac tu ślady Riget (szpital, ziarnisty zielonkawy obraz, Udo pierdolony Kier i element fantasy w zakończeniu), Dogville (małomiasteczkowa panorama, rozkład psychologiczny jednostki, która stara się być miła dla wszystkich dookoła co prowadzi do jej upadku; Kidman miała jednak przewagę w tym, że jak wszyscy podkreślaliśmy była arogancka, co pozwoliło jej rozjebać miasto w końcówce, no a Bess to jednak typowa ściera, która kończy tak jak jej idol Jezus Chrystus i tak jak ukochany jej kazał), a także ogólne motywy z Melancholli, Nimfomanki czy Dancer in the Dark, które skupiają się na specyficznej problematycznej kobiecej psychice w różnych odmianach
Tym razem w centrum stoi lekko mocno sfiksowana Szkotka, najpewniej ISFJ, bo typowe dla tego typu są lojalność, konformizm, sentymentalizm, zdolność do poświęceń i inne takie bzdury Trier jak to Trier, w swoim cynicznym stylu gromadzi bohaterów w swoim teatrzyku lalek i umiejętnie pociąga za sznurki tak aby wprowadzić swoje pacynki w różne sytuacje bez wyjścia, wyśmiać je, skompromitować, ukazać absurd relacji międzyludzkich, w bardzo dosadny sposób stara się zmusić widza do chłonięcia swoich tez i pomysłów W tym filmie ukazuje tak jak w Dogville do czego może prowadzić wyzbycie się instynktu samozachowawczego i poczucia własnego ja, na rzecz ślepego konformizmu i dziecinnej naiwności w myśl zasady że dasz palec, to ludzie nie tyle urwą ci rękę co jeszcze zgwałcą, zrabują, zniszczą, zajebią i inne nieciekawe rzeczy na literkę z
Podobały mi się postacie i aktorstwo w tym filmie, Skarsgård jest spoko jak zwykle, w nim sie zawsze czai odrobina skurwiela, nawet jeśli niechcąco tak jak w tym filmie Watson była zajebista, wręcz stworzona do tej roli, moim zdaniem dobrze, że to ona zagrała zamiast Bonham Carter, bo Helenka mi się kojarzy raczej z rolami silnych kobiet, a Watson to taka idealna wiejska buzia, którą można pomiatać do woli Cartlidge też była fajna, taka rola poboczna siostry przyrodzonej, która stara się wlać trochę rozsądku do głowy Bess, ale tak naprawdę sama wpasowuje się co nieco w tą dziwną społeczność, od której zionie jakaś taka średniowieczna albo chociaż XIX-wieczna aura, czyli kościółek, tradycje, przekonania i zwyczaje te same od 1000 lat, patriarchalizm, obłuda i tego typu sympatyczne klimaty Mimo że Bess wielbi Boga do tego stopnia, że prowadzi z nim dialog, w którym wymyśla kwestie dla obu rozmówców, a do tego ciężko polemizować z tym, że kocha męża ponad wszystko (nawet ponad siebie), zostaje zesłana do piekła za szmacenie się u Udo Kiera, rybaków i jakichś innych szkockich dziadyg Bess nie była w stanie pogodzić wszystkich autorytetów dookoła, czyli lojalności wobec męża, Boga i społeczności, oczywiście dlatego, że te autorytety między sobą się gryzły i biedaczka chcąc się dostosować do wszystkich, zawodzi wszystkich, kończąc prawie tak jak Nicole Kidman, tylko miała tego pecha, że Udo Kier był groźniejszy od tego cieniasa z Dogville i nie udało jej się tej randki przeżyć
Dodatkowo wyróżniłbym na plus muzykę (stary dobry glam z wczesnych lat 70.) i śliczne wstępy do każdego rozdziału, naprawdę wywarły na mnie spore wrażenie
Podsumowując film bardzo dobry, prawie wchodzący na dziewiątkę, z Dogville przegrywa dość znacznie, ale to wciąż fajniutki klimatyczny psychologiczny dramat
Jedyne czego nie rozumiem to tytuł, może macie jakieś pomysły Chyba w trakcie filmu była jakaś kwestia z falami, ale już nie pamiętam co to było dokładnie
Nie było jednak wielkiej smuty jak to w filmach Flaka co na plus.
Szykuj się na Dziurę
Nie wszystko mnie tu śmieszyło, Johnny momentami próbował być na siłę zabawny ale słabsze momenty równoważyły świetne sytuacje jak np. akcja z Archiem i Maggie.
Lol pierwszy raz zgadzam się w czymś z Flakiem
lol zgadzam się, to był najlepszy wątek w tym filmie, co trochę dziwi patrząc na nasz odmienny odbiór humoru w Dziurze smiley
Obejrzałem to dwa dni temu, więc pora coś napisać, bo za chwilę zapomnę i nie napiszę nic Ogólnie gdybym miał podsumować w jednym zdaniu to powiedziałbym: dobry, ale spodziewałem się czegoś więcej. Wydaje mi się też, że jest to jeden z tych filmów, o których trochę ciężko się rozpisać, bo i forma i treść są dość zwyczajne (tak, to jest "najłatwiejszy" film jaki do tej pory dałem). Nie mniej jednak momentami urzeka, na pewno jest ładnie sfilmowany, znajdzie się kilka fajnych ujęć, szczególnie w sekwencji ataku szarańczy (w końcu jedyny oscar właśnie za zdjęcia). Sama historia z jednej strony może wydać się typowa (para oszustów wymyśla intrygę, żeby wyłudzić kasę), z drugiej zaś niejednoznaczna (rozważania nad moralnością), mamy typowych dla new hollywood bohaterów, z którymi niekoniecznie łatwo się utożsamić oraz zestawienie dziecięcej niewinności (narracja dziewczynki) z podłym światem dorosłych. Dodam, że w międzyczasie zdążyłem obejrzeć jeszcze Badlands Malicka i pod względem formalnym oba filmy są identyczne (też jest narracja z offu i niewinność vs dorosłość), a treściowo bardzo podobne, przy czym Badlands opiera się na jeszcze silniejszych kontrastach i jest jeszcze bardziej niejednoznaczne, w dodatku pojawiają się tam humor i ironia (Niebiańskie dni są jednak w pełni poważne), są nawiązania do Bonnie i Clyde i Jamesa Deana, motyw buntu i ogólnie historia, która wydała mi się ciekawsza, stąd oceniam go nieco wyżej. Ale nie o tym. W Niebiańskich dniach wyżej postawiłbym natomiast wcześniej wspomniane zdjęcia. Trochę mi przeszkadzały zbyt krótkie ujęcia, bo w niektórych momentach aż się prosiło, żeby trochę wydłużyć, a tutaj cięcie, przez co straciłem kontemplacyjny wymiar filmu Muzyczka Morricone była chwilami mdła (z całym szacunkiem), a scena finalna na torach bardzo fajniutka. Dam 7, ale takie mocne, 7.4 a może nawet 7,5 (w sumie 7,5 byłoby idealne jakby się dało )
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.