11 x 2011, czyli moje top11 tego roku.
Ogólnie rok uważam za całkiem udany, bo wyszło dość sporo interesujących seriali, które wpisały się w moją ramówkę na co najmniej przyszły rok. Zawodziły trochę stare produkcje, choć z drugiej strony tak wiele ich nie było... I od wszystkiego są wyjątki.
Muszę stwierdzić, że w tym roku obejrzałem wiele jak nigdy, tak więc nie oceniam obejrzanego top10, które nie różniłoby się wiele od top10 całościowego, tylko same sezony, które wyszły w tym roku (od wiosny - nie tylko jesień). I jak zawsze nie omieszkam małego podsumowania... Choć z drugiej strony, nie chcę się powtarzać w innych tematach, więc nie będzie to małe podsumowanie, tylko ogólna opinia na temat każdego sezonu z osobna.
Miejsce 1. Breaking Bad, sezon 4, odcinków 13.
Taa... Czy tu naprawdę potrzebne jest jakiekolwiek podsumowanie? Genialny sezon z genialnymi epizodami, takimi jak finał oraz najlepszy odcinek telewizyjny tego roku, czyli 4x11 "Crawl Space". Jak można z przeciętnej historii zrobić hit na miarę epickich (w prawidłowym użyciu tego słowa) opowieści prowadzonych w Lost, Grze o Tron czy wielu innych hitach? Wystarczy odrobina kunsztu z każdej strony: scenariusza, reżyserii, montażu, ścieżki dźwiękowej (i tu wykrzyknik!), pomysłu na serial oraz bezbłędnej gry aktorskiej właściwie całej obsady, wcielającej się w genialne, nietuzinkowo rozpisane postacie. Każda z nich zasługuje na osobne potraktowanie, ale niestety nie ma czasu, więc wspomnę tylko o Walterze. W tym sezonie jego psychika wiele się nie zmieniła... Kluczowy był według mnie sezon 3, gdy w końcu dopuścił się bezwzględnych morderstw. Tym razem posunął się "tylko" do wykorzystania dzieci i oszukania przyjaciela, jakim jest Pinkman. Jednak to, co najbardziej uderza widza w tym roku, to skuteczność jego działań. Nie są już nieporadne, improwizowane, lecz precyzyjnie zaplanowane, wraz z kapitalną intrygą na zakończenie sezonu. Walter White najlepszą postacią, jaką widziałem w telewizji, a Breaking Bad w swoim przedostatnim sezonie zbiera wszelkie laury.
Wady? Może happy ending, który był zabezpieczeniem w razie anulowania serialu, może brak wielkiego bum na koniec... Może. Warto też wspomnieć o dwóch-trzech odcinkach słabszych na początku sezonu. Ale z perspektywy czasu doceniam je co raz bardziej. Gdyby nie budowanie napięcia, końcówka nie byłaby tak eksplodująca (dosłownie i w przenośni).
Serial nie traci poziomu, a nawet go podnosi. Breaking Bad depcze po piętach Lostowi. Do piedestału brakuje jeszcze tylko finału tej historii...
Ocena sezonu: 10/10.
Miejsce 2. Game of Thrones, sezon 1, odcinków 10.
Na pierwszym miejscu wymienię to, czego nie wymieniałem przy okazji Breaking Bad. Będzie to sceneria - wszelkie stroje, efekty specjalne, krajobraz prawdziwego średniowiecznego królestwa oddany tak wiernie, a jednocześnie bajkowo, że w tym momencie biję się w pierś za swoje niedawne słowa, że w serialach jesteśmy skazani na techniczną kichę. Nie jesteśmy - trzeba tylko dobre szukać. Do tego dochodzi świetny casting (zrozumiały jest też wybór starszych aktorów w celu postarzenia postaci - bądź co bądź, nie chciałbym oglądać uprawiających orgie dzieci) oraz gra aktorska dopasowana do całkiem sympatycznych postaci. Każdy ma w sobie "to coś", brakuje tu drewna, co jest tym bardziej imponujące w kontekście rozmachu, z jakim potraktowano serial. Imponująco rozbudowana fabuła jest oczywiście emocjonująca wraz z młodocianym królem oraz panną smokową na czele, ale chyba wszyscy wiemy, za co kochamy Grę o Tron. Reżyseria, muzyka i tak dalej - wszystko dorównuje poziomowi zwanemu "najlepszy serial roku".
Ale. Wady. Scenariusz...? W gruncie rzeczy jest zasługą autora powieści, na podstawie której powstała Gra o Tron. Dlatego też mogę zarzucić mu, że nie potrafił zrezygnować z pewnych rzeczy. Pokazywanie wielu zaściankowych scen buduje genialny klimat, ale ma swoje wady. Mieliśmy tylko 10 odcinków, przez co prawdziwa historia została jedynie delikatnie liźnięta i teraz patrzę na 1 sezon jak na taki prolog do historii, którą nam dopiero pokażą. W sumie nadal niewiele wiemy o królestwie... Wiąże się z tym fakt, że widz może się łatwo pogubić w postaciach po przerwie. Przy najmniej ja będę musiał poszperać w internecie przed drugim sezonem. Ale, właśnie, od czego są media?
Dlatego też nie należy zrzucać problemów spowodowanych niedoskonałością widza na serial (sezon), który oceniam na najlepszy wstęp do długiej historii Siedmiu Królestw, jaki można było zrobić.
Ocena sezonu: 9/10.
Miejsce 3. The Killing, sezon 1, odcinków 13.
Następca Twin Peaks. Którego niestety nie oglądałem, a żałuję, bo mógłbym odważniej pokusić się o porównania. Na pewno jednak mają coś na rzeczy, bo serial jest specyficzny. Postacie z niższych warstw społecznych (robotnik? nawet główna postać w sweterkach z lumpeksu), które grają bardzo skrajne, przygnębiające w odbiorze emocje oraz pokazują brutalność życia w ponurym miasteczku powodują, że serial jest jedyny w swoim rodzaju. Intrygujący, trochę jak mgła, niby szaro i smutno, a człowiek boi się i jednocześnie jest ciekawy, co się kryje dalej. Powolne pierwsze odcinki zostały mocno napędzone ostatnimi wydarzeniami, a finał lekko konfunduje człowieka.
Niestety, za tym kryją się rozczarowania. Kto zabił Rosie Larsen? Jak już obiecywali, że to rozwiążą, to wypadałoby spełnić swoją obietnicę. Oprócz tego muszę wypunktować jedną rzecz, która mi się wbiła w pamięć. Mimo że główny motyw muzyczny jest emocjonujący, to jednak powtarzanie go w końcówce praktycznie każdego odcinka było lekko nużące. Oprócz tego warto wspomnieć o kilku ziewnięciach na początku. Tak czy inaczej, jak człowiek się do serialu przyzwyczaił, to był mu bardzo miły.
Nietypowa, ale intrygująca historia zwyczajnego morderstwa to kolejny rodzynek stacji AMC, który potrafi zrobić ze zwykłej historii amerykańskiej rodziny telewizyjny hit. I po co nam smoki, podróże w czasie oraz latające spodki?
Ocena sezonu: 8+/10.
Miejsce 4. Homeland, sezon 1, odcinków 12.
Zaletą serialu na pewno jest obserwacja nurtującego wiele ludzi na całym świecie tematu od środka. Terroryzm jest nieodłączną częścią życia publicznego XXI wieku. Łącząc to z emocjonalną historią rodziny żołnierza, który jest mężem, ojcem i przyjacielem oraz świetnie napisaną i zagraną Carrie (najlepsza postać kobieca roku?) mamy mieszankę wybuchową, która teoretycznie powinna zmieść widza z powierzchni ziemi (dopiero przy powtórnym przeczytaniu zauważyłem ironię tego porównania... pomachajmy wszyscy Freudowi).
A jednak, fabuła momentami była przeciągana z powodu budowana jej fundamentów na jednym pytaniu typu: "tak/nie". Co prawda fakt, że Brody jest terrorystą nie wybrzmiał tak silnie i stracił na swoim centralnym znaczeniu, gdy dowiedzieliśmy się o uwarunkowaniach tej decyzji, jednak czy to zmienia zainteresowanie fabułą?
Przyszły sezon zapowiada się smakowicie, ale patrzymy na niego z pewną dozą niepewności. Dla mnie jest to serial, który dopiero rozwinie swoje skrzydła, choć faktycznie, momentami przewidywalne kluczowe wydarzenia obniżają ocenę.
Ocena sezonu: 8/10.
Miejsce 5. V, sezon 2, odcinków 10.
Co może być pociągającego w tak trywialnej fabule o kosmitach rodem z lat '70? Okazuje się, że wystarczy kilkoro aktorów dobrze dopasowanych do znakomitych postaci, aby manipulować widzami jak marionetkami na sznurkach. Niesamowity zastrzyk emocjonalny podczas odcinków o śmierci Pana Evansa oraz kapitalnego finału zakończonego jedną z lepszych scen w tym roku pobudza widza z suchych kalkulacji dotyczących słabych efektów wizualnych, fabularnej logiki i słabszej, choć mniej ważnej części obsady. Koniecznie do zalet trzeba dopisać sposób, w jaki zakończono drugi sezon. Totalna porażka piątej kolumny! Błogosławieństwo dla wszystkich ludzi, śmierć Taylora (w publicznej TV!), uwięzienie Lisy... Wszystko po to, aby w kapitalny sposób wejść w trzeci sezon...
Który nie nadejdzie. Wadą serialu jest coś, co nie jest zależne od jego twórców, czyli kasacja. Niestety, nasze "10" na forum nie wystarczą, aby obgryzać paznokcie w oczekiwaniu na dalszą część... Właściwie zakończenie nie jest urwane, bo nie pozostawiono wielu połączeń na nowe sezony i dalszą historię można sobie dopisać. A jednak, to nie jest to samo. Do sztandarowych wad należy dopisać kilka przeciętnych odcinków, drewno aktorskie na drugim planie, fatalne efekty graficzne i kilka dziur fabularnych.
Szkoda, że serial anulowano, obejrzałbym 3. sezon z wielką chęcią. To chyba wystarczający argument na podarowanie temu sezonowi tak wysokiego miejsca.
Ocena sezonu: 8/10.
Miejsce 6. Fringe, sezon 3, odcinki 10-22 oraz sezon 4, odcinki 01-07.
Podoba mi się zestawienie, jakie wynikło z analizy kalendarza Fringe. Bo jest to zbiór odcinków najróżniejszych - bardzo słabych i genialnych. Z jednej strony nudne zapychacze, z których niespecjalnie wynika cokolwiek, z drugiej Obserwatorzy, którzy nadal są wyznacznikiem dobrego odcinka, finał 3 sezonu czy też Subject 9. Warto zanotować to, co wynika z przerwy pomiędzy sezonami. Po wciskającym w fotel finale wydawałoby się, że sezon 3 Fringe należy uplasować wysoko za kapitalną kompozycję, która złączyła kilka ścieżek w ostatnim odcinku. A jednak, konsekwencje zniknięcia Petera wskazałyby na to, że nie był to tak bardzo dobry pomysł. Powtórka z rozrywki, czyli zgłębianie tajemnic nowej wersji świata i próba odnalezienia się w nim, a wszystko niepotrzebnie odwlekane po to, aby nie pokazać zwieńczenia sytuacji przez głupi mecz baseballa... Więc, co się liczy, pierwsza reakcja, czyli jedno z najbardziej wchodzących w pamięć zdań Obserwatora "he never existed", czy konstruktywna analiza ciągu przyczynowo-skutkowego, który obejmuje oba sezony właściwie przedstawiające spójną historię? BB i GoT podsumowywałem bardziej przez pryzmat genialnego scenariusza, V przez pryzmat bicia serca podczas odcinka... Dlatego Fringe jest tuż za nimi, bo niestety w żadnym kierunku nie idzie w 100%, a momentami kuleje.
3. sezon z przestojem i dobrą końcówką, 4. sezon ciągle jakby przyhamowany, nie rozwinął skrzydeł i bardziej zawodzi, niż intryguje. Niepotrzebne powielanie tego samego, czyli odkrywanie nowego świata nie było jednak na tyle zabójczym ciosem w plecy i nadal jest szansa na świetne odcinki.
Ocena przełomu sezonów: 7+/10.
Miejsce 7. Once Upon a Time, sezon 1, odcinków 7.
Ciężko podsumowywać serial, który nawet nie zdążył się rozwinąć. Taka wada podsumowywania roku kalendarzowego, który rozbija spójność pewnych seriali (właściwie robię to tylko dla BB i wspomnienia o V). Już teraz można powiedzieć, że baśniowa konwencja przypomina trochę V - jest banalna, momentami przewidywalna, a jednak w momencie ostatniego zrezygnowania szokuje niekonwencjonalnym pomysłem, dużą dawką emocji daną przez dobrze zagrane postacie i całkiem sprawnie napisanym scenariuszem. Wadą może być tematyka, cukierkowości nie ominiemy, dlatego serial jest tylko dla nielicznych, którzy są w stanie poczuć się na chwilę jak dzieci. Dla fanów brutalnej rzeczywistości, polecam trzymanie się na odległość. Dla fanów brutalnego fantasy... polecam cierpliwość. Ja się w nią uzbroiłem i póki co się opłaca.
Wierzę, że będzie lepiej, niż jest teraz. Emocje w ostatnim odcinku sięgają zenitu, więc czekam.
Ocena jesieni: 7/10.
Miejsce 8. Person of Interest, sezon 1, odcinków 10.
Serial jest na tyle dziwny, że mimo powtarzalnej fabuły każdego odcinka, dość sztywnych postaci i poczucia braku polotu, nadal zachęca i kusi widza. Jest w nim jakaś nowojorska magia, którą wyczarowuje może Emerson, dla którego większość z nas ogląda serial, a może scenariusz z wieloma ciekawostkami i fajnymi pomysłami. Do tego fabuła jest obiecująca, bo słowa twórców serialu o rozwoju "mitologii" w tle są przekuwane w rzeczywistość. Lokomotywa się rozkręca, ale powoli, z wysiłkiem. Trzeba ją mocno popchnąć. Jednak jest ciężka. A jak wiadomo, jak coś ciężkiego się rozpędzi, to nie łatwo to zatrzymać...
Jak wyżej, jest obiecująco. Masz czas - zajrzyj, dojdź do dziesiątego odcinka, przekonaj się. Nie masz - czekaj na recenzje, omiń kilka zapychaczy. Może będzie z tego drugie Fringe?
Ocena jesieni: 7-/10.
Miejsce 9. Dexter, sezon 6, odcinków 12.
Jeśli ktoś czytał choćby połowę tego, co napisałem, to zastanawiał się, kiedy Dexter? Myślę, że w tym samym momencie, w którym dochodzi do nas prawda o ostatnim sezonie. Późno... Odcinki były intrygujące, emocjonujące, momentami fascynujące, obiecujące... Po to, by rozwiązanie okazało się klapą. Sezon o niczym. Nawet nie wspomnę o nieistniejących wątkach pobocznych. Quinn? Nic z tego nie wynikło... Ostateczny cliffhanger niczego nie podnosi, bo, jak głosi moja tegoroczna dewiza, mocne końcówki są domeną słabych odcinków. Scena z niczego, totalnie nielogiczna i cały sezon nijak do niej prowadził. Śmierć Rity w czwartym sezonie? Wszystko, co wydarzyło się w ciągu 12 poprzednich odcinków bezpośrednio ją poprzedzało i do niej dążyło. A tutaj... Mogli to samo zrobić w pierwszym odcinku. Motyw religijny wypadł słabo, tak jak słaby był Travis Marshall i jego wyimaginowany przyjaciel. Miał być szok - wyszedł stok, po którym poziom serialu toczy się co raz szybciej w dół i w dół...
Kolejny sezon może podnieść poziom serialu, tym bardziej że wiemy, ile zostało do końca. "But wishes, of course, are for children." Trzeba było się posłuchać.
Ocena sezonu: 6+/10.
Miejsce 10. Wilfred, sezon 1, odcinków 13, z czego obejrzanych 6.
Miało być takie głupie, że aż śmieszne. Tym czasem przypomina rozmowę w barze dwóch gości po pijaku. Niby sceneria niewłaściwa, a jednak treść merytoryczna rozmów czasami bywa zaskakująca... Dla nich samych. Pod pozorem nieładu kryje w sobie niesamowitą głębię i surową ocenę rzeczywistości. Serial jest nieprzeciętny, oryginalny, fabuła "odjechana w kosmos"... Można by rzec, że niewłaściwie znajduje się na tak niskim miejscu. A jednak, jest to typowo relaksacyjna rozrywka, momentami może nawet nużąca, czasami głupawa. Ogląda się przyjemnie i jedynie napięty harmonogram spowodował, że nie dociągnąłem sezonu do końca. Ale dociągnę, choćbym miał nadrabiać w nocy przed drugim sezonem, bo warto się czasami pośmiać z własnej mądrości.
Ocena odcinków obejrzanych: 6/10, ale w skali komediowej 8+/10.
Miejsce 11. Misfits, sezon 3, odcinków 8.
To właściwie tylko ukłon w kierunku wielkiego dzieła brutalnie potraktowanego przez rzeczywistość. Wystarczyło odejście jednego aktora i zastąpienie go kimś słabszym... Choć niestety, wyraźny jest też spadek poziomu scenariusza. Z prześmiewczego serialu przeplatanego poważną fabułą zrobił się kotlet, przy którym sens jego ciągłego podgrzewania jest pod znacznym znakiem zapytania. Z pojedynczych wątków nic nie wynika, a fabuła sezonu nie porywa, będąc potraktowana brutalnie, pobieżnie. To nadal dobra rozrywka... Ale dla widza po dwóch wcześniejszych sezonach - niewystarczająca. Nie, nie róbcie czwartego sezonu.
Ocena sezonu: 6/10.
"Honorable mention", czyli godne zanotowania.
W zestawieniu nie zmieściły się trzy znaczne, oglądane przeze mnie seriale.
The Event (druga część 1 sezonu), którego nie miałem psychy wstawić zamiast Misfits na ostatnim miejscu... Cóż, dobry (bardzo dobry?) pomysł to nie wszystko, trzeba jeszcze popracować nad: scenariuszem (szwajcarski ser), grą aktorską głównej obsady, rozpisaniem postaci, reżyserią, efektami specjalnymi, soundtrackiem... Trochę sobie powyliczamy. Zamiast serialu powinna powstać książka, wtedy może coś by z tego wyszło.
Terra Nova (obejrzane odcinki 01-05 + 12-13) i tutaj podobnie, z tą różnicą, że wątki rodzinne wszechmogącej rodziny Shannonów (równie mdłych jak Shannon z Lost momentami) przyprawiały nawet nie o mdłości, a o totalne znużenie. "It's about family" i wszystko wiadomo.
The Walking Dead (sezon 2, odcinki 01-03), czyli serial, który porzuciłem szybciej, niż to sobie wyobrażałem. Właściwie ze względu na recenzje. Dobra opinia o premierze nie zmienia faktu, że z braku czasu postanowiłem nie ryzykować i wiedząc, czego powinienem się spodziewać, jedyny moment w jakim zastanowiłem się, czy nie wrócić do serialu, to opinie o ostatnim odcinku jesieni. Może zrobię tak jak z Terra Nova.
Było jeszcze kilka seriali, o których zapomniałem nawet w spisie oglądanych seriali tworzonym pobieżnie w wordzie. Hell on Wheels, którego tematyka mnie zastanawia - serial o kolei? Może kiedyś. Porzucone Falling Skies, które również poszło nie w tym kierunku, co trzeba. Oddajcie efekty V! Zrobią z nich większy pożytek. Dalej, Breakout Kings, które nie zachwyciło niczym, fabułą, postaciami, więc nawet nie zastanawiałem się długo nad wyrzuceniem do serialowego archiwum. Oraz Outcasts, które niestety nie przetrwało próby czasu - obejrzałem pilota, później zabierałem się długo do kolejnych odcinków, ale wieść o anulowaniu serialu zniszczyła cały mój zapał. A podobno było tylko lepiej... Kiedyś obejrzę, na pewno. Grimm zawiodło postaciami. Prime Suspect pomysłem, a właściwie jego brakiem, mimo fajnej głównej postaci. Ringer to po prostu nie moje klimaty.
I na koniec Klucz... Cóż, życzę więcej powodzenia w kolejnych produkcjach, bo zapowiadało się fajnie, ale chyba trochę przecenili swoje możliwości. Nie zrobi się drugiego Losta z grupką kumpli. Za to jest potencjał, więc warto walczyć, żeby jakikolwiek polski tytuł pojawił się w zestawieniu na 2012 rok.
Rzecz jasna nie obejrzałem wszystkiego. Na pierwszym miejscu American Horror Story, które zgodnie z założeniem zostawiłem na luźniejszy termin, by spokojnie delektować się każdą minutą szeroko polecanego serialu. Dalej Spartacus: Gods of Arena, na pewno skonsumowany w pośpiechu przed nadchodzącym drugim sezonem. HIMYM, które mozolnie ciągnę przez 6. sezon. Oraz Boss, który zachęca mnie tematyką. Także jeden polski rodzynek - Bez tajemnic. Czarno widzę moją przyszłość z tym serialem, ale na pewno spróbuję, tak dla odmiany, by trochę spolszczyć swój mózg.
Więcej seriali nie pamiętam.
To prawdopodobnie mój ostatni post w tym roku, tak więc klasycznie życzę, oby kolejny był lepszy niż poprzedni! 5 sezon BB, 2 GoT i The Killing oraz Homeland, 7 sezon Dextera i miejmy nadzieję kontynuacje tegorocznych premier (OUAT, POI)... oraz dużo premier z Alcatraz, Awake, The River na czele. Nudzić się nie będziemy. A może Lost wróci na ekrany?