Film nie taki zły jak go malują. Dość śmieszny i absurdalny. Nie to żebym się śmiał cały seans, ale kilka gagów jest naprawdę udanych (np. jak myśliwy razem z bobrem ogryzają drzewo xd) i kilka scen jak przystało na tego typu kino odpowiednio absurdalnych (rozmowa o przyszywaniu stopy). Szkoda tylko, że nie było tego więcej i bardziej, bo przy odrobinie kreatywności i braku hamulców można było zrobić z tego całkiem dobrą czarną komedię. Dla przykładu powyższy film o Jezusie to podobny poziom, ale jest znacznie bardziej pojechany po bandzie więc spokojnie kwalifikuje się na ocenę 6-7. W tego typu filmach to zawsze jest atut. Tutaj przed pojawieniem się pierwszego zombie-bobra musimy przeczekać najpierw jakieś 30 min oglądając przygłupich bohaterów i słuchając żartów o fiutach, ale potem jest już dużo lepiej. Schematyczne postacie to drugi problem tego filmu i szkoda, że twórcy nie wykorzystali ich do wyszydzenia gatunkowych konwencji, bo wyszłoby to na dobre. Jest kilka nawiązań do filmów o zombie, ale trochę za mało moim zdaniem. Aktorsko i realizacyjnie średnio, ale osobiście spodziewałem się czegoś znacznie gorszego. To co mnie pozytywnie zaskoczyło to, że film o dziwo praktycznie nie miał żenujących momentów (czasem denerwował, ale nie żenował). To już nowa "Ziemia żywych trupów" Romero mi się mniej podobała. 5/10 niech będzie
W imię ojca (sorry za 28 tygodniowe opóźnienie):
Film dokładnie taki jak się spodziewałem czyli solidnie poprowadzona historia od A do Z z fajną rolą Lewisa, ale raczej nic ponadto. Najbardziej podobał mi się początek z hipisowskimi klimatami, ale potem zaczęło się więzienie i sądy i zrobiło się typowo. Wiadomo, że nie przepadam za takimi filmami, więc "W imię ojca" mogę najwyżej docenić ale na pewno nie pokochać. 2h czekałem na oklaski w sądzie i się doczekałem xD Trochę szkoda, że twórcom nie udało się wyjść poza utarty schemat dramatu sądowego, bo całość ogląda się całkiem dobrze i lekkostrawnie. Na plus dość mało (jak na tego typu kino) nachalnego patosu. Nie wiem co mogę jeszcze napisać. No po prostu zwykły film. 7/10.
Nie obraź sie, Lion, ale mi się w tym filmie właściwie nic nie podobało.
Nie mam o nim nic do napisania, bo nie było tam ani jednego elementu, który by mnie zachwycił czy jakoś do mnie przemówił, ale też nie zauważyłam nic żałosnego, beznadziejnego itp.
Daję 4/10 i jedziemy z Jodorowskim
We are all evil in some form or another, are we not?
Film mi się podobał, a właściwie musiał mi się spodobać, bo można by go określić jako takie trochę "moje" kino. Ogólnie uwielbiam motyw kina drogi pod różnymi postaciami, a tutaj dodatkowo mamy jeszcze coming-of-age, co tworzy fajną mieszankę. Oczywiście całość zrobiona jest bardziej w formie familijno-baśniowej opowiastki niż poważnego filmu, ma prostą narrację i w dość oczywisty sposób traktuje o wartościach typu przyjaźń, honor itd, ale tutaj to nie przeszkadza i do mnie to bardziej przemówiło niż np. historie z "Zapachu kobiety", "Zielonej mili" i innych tego typu filmów. Dlaczego? Duże znaczenie na pewno ma fakt, że bohaterami "Stań przy mnie" są dzieci i przedstawiony jest dziecięcy punkt widzenia stąd jakiekolwiek uproszczenia są uzasadnione, a nawet wskazane. Trochę inaczej to odbieram jak np. dorosły Tom Hanks wygłasza swoje moralizatorskie kwestie (taki przykład, bo robi to chyba w 99% swoich ról), a inaczej jak 12-latki sobie dyskutują. Ogólnie: jest klimat, są emocje, fajne postacie, dobrze się ogląda oraz moje subiektywne preferencje, czyli 8/10. Dlaczego nie więcej? A no bo wykonanie nie powala, forma jest nieszczególna, aktorstwo mogłoby być lepsze. Apogeum tego rodzaju kina zostało póki co u mnie osiągnięte w "Nebrasce", która jest świetnym połączeniem formy i treści (polecam). Tutaj jest bardzo dobrze, ale jednak nie aż tak żeby dać "dziewiątkę". Opowiadanie jest pewnie jeszcze lepsze, więc być może się skuszę w niedalekiej przyszłości.
Film bardzo średni. Tematyka niby ciekawa, ale sposób w jaki jest to przedstawione zupełnie do mnie nie przemawia. Zakończenie miało być efektowne i przewrotne, a wyszło słabe i naiwne. Koleś dogaduje się z drugim kolesiem, żeby załatwić innego kolesia, a potem drugi załatwia tego pierwszego, żeby przejść na emeryturę, ale ten pierwszy ma to gdzieś. W sumie okradli go dwa razy z killkudziesięciu tysięcy, ale chuj z tym. Podobno film oparty jest na faktach, ale z przebiegu fabuły widać, że najwyżej szkielet historii może być autentyczny. To ja już bym wolał, żeby się wymordowali wszyscy na końcu i jeden odszedł z całą kasą, zamiast takich ceregieli. Z takiego tematu można było zrobić znacznie lepszy film, niestety brakło konkretnego scenariusza i lepszego reżysera. Słabe 5/10.
film wziął mnie od poczatku (ciekawe czy Arlete tez, ktora ponoc nie lubi cyrku w filmie ;p), od razu rozpoznałem swoje klimaty.
No właśnie to był ten element, przez który filmu nie oglądało mi się z jakąś przesadną przyjemnością. Z tym, że tutaj tematyka cyrku pasowała idealnie. Klimatem podchodziło mi to trochę pod Parnassusa.
Kiedy oglądałam ten film po raz pierwszy, jakies 15 lat temu, bardzo mi się podobał. Teraz nieco mniej, ale i tak uważam, że jest świetny
Niestety, nie potrafię się wczuć w tego typu film, jak Lion, bo jakąs moją niechęć, budzą sceny cyrkowe, ośrodek dla psycholi, ten dziwny groteskowy kult itp. Dobre t było, a jednocześnie miałam wrażenie, jakby gryzło się z moim poczuciem estetyki ;p
teraz sobie przypominam że przy Ai no mukidashi wahałem się co do inspiracji Jodorowskim, ale Arleta miała rację, że święta krew faktycznie się mocno kojarzy właśnie przez tą obfitą religijną symbolikę, motyw dorastania i życiowych wyborów itp.
Właśnie nawet nie tyle zwyczajnie religijną, co w jakiś sposób wypaczoną, groteskową i niesamowicie kiczowatą. A ta dziwna sekta Świętej Krwi kojarzyła mi się z kościołem Zero... Swoją drogą symbol tej sekty - skrzyżowane odcięte ręce - ujął mnie
Ale może jeszcze, co mi się podobało.
Z moich wspomnień, to pamiętam, że szczególnie zachwyciły mnie te wszystkie ostre sceny z nożami, odcinaniem rak itp, stąd potem różne takie podobne motywy związane były z moimi postaciami z MP Oczywiście można by powiedzieć, że scen, gdzie dochodzi do okaleczeń nożem jest w historii kina multum, ale tutaj było to trochę w innej otoczce. Sceny nie tyle były makabryczne co groteskowe lub surrealistyczne. Mnie się coś takiego podoba
Z takich bardziej "głębokich" wątków, to to, o czym wspominał Lion: wpływ, jaki wywierają rodzice i ogromna trudność, bądź praktycznie niemożliwość uwolnienia się od tego piętna, jakie odciska rodzina w najmłodszych latach. Znowu motywy niby oklepany, ale dobry i dobrze przedstawiony. Podoba mi się, jak Fenix zaczyna stawać się podobny do ojca, lub gdy znajduje się pod wpływem matki.
Tutaj pozwolę sobie skojarzyć z Bates Motel, gdzie relacje Norman Bates - matka - patologiczny ojciec są podobnie podobnie przedstawione. Norman podobnie ma halucynacje z matką i zabija, głównie swoje laski, do czego namawia go matka w jego wizjach.... Zresztą to samo się tyczy Psychozy. Tyle, że tu była matka kukła a nie mumia
No i oczywiście, jak pisał Lion, można chyba być niemal pewnym, że Jodorowski w ten sposób starał się także nawiązać do własnego "problemu" rodzinnego i jakoś z nim poradzić.
Co do symboliki, to pewnie najważniejsze były rzecz jasna ręce, ale to trzeba by czasu, by móc to porozkminiać na różne sposoby. No i krew, która tutaj mogłaby tradycyjnie oznaczać pokrewieństwo i nierozerwalność więzów krwi.
Koniec optymistyczny, ale to tez pewnie wynika z osobistych przeżyć Jodorowskiego. Swoją drogą bardzo doceniam to zakończenie, które jest pozytywne, a jednocześnie nie do końca (Fenix się uwalnia psychicznie, ale zapewne trafi do więzienia), dość wzniosłe, a jednocześnie pozbawione nadmiernego patosu. Świetne wyczucie, a to rzadkość
Ocena to jakieś 8,5 (bo jednak lekki spadek), ale już niech zostanie to 9.
We are all evil in some form or another, are we not?
Bardzo solidny film. Przyjemna historia, fajne ukazanie relacji łączących czwórkę bohaterów. Historia lekko wiała banalnością, ale to w tym filmie nie przeszkadzało, a wręcz było małym atutem. Film miał swoje momenty i z pełną pewnością mogę dać 7.
Czemu nie więcej? Cóż, mam wrażenie, że troszkę zaczynam wyrastać z takich filmów. Jest kilka takich tytułów co jeszcze jakiś czas temu lubiłem oglądać, a dziś myślenie mi się zmienia i nie chodzi tylko o filmy. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale tak już mam.
Film oczywiście bardzo dobry. Świetnie zbudowane napięcie na linii ojciec-młodszy syn, które prędzej czy później musi doprowadzić do tragedii (pytanie było tylko kto i jak na tym ucierpi). Zagadkowa postać ojca, o którym praktycznie nic nie wiemy oprócz tego, że podobno jest pilotem i wrócił do domu po 12 latach. Nie jest zbyt sympatyczny, ale też nie można go nazwać jakimś tyranem. Na pierwszy rzut oka to po prostu facet, który chce nauczyć synów męskości, choć można to różnie rozpatrywać. Dość ciekawy i przewrotny jest zabieg z tym, że to czego nauczyli się chłopcy od ojca przydaje im się na końcu do przetransportowania jego zwłok. Film ogólnie intrygujący, więc poczytałem o nim co nieco na filmwebie. Interpretacji jest sporo, nawet ktoś napisał, że ojciec wcale nie wrócił, a jedynie info o jego śmierci, natomiast to co się dzieje to tylko wyobrażenie chłopców (), co jest naciągane i w sumie dość oklepane. Najlepszymi tropami są najpewniej te religijne No i jeszcze o stronie wizualno-technicznej nie sposób nie wspomnieć: świetne zdjęcia, krajobrazy, gęsty klimat, muzyka... Wszystko tu ze sobą gra i dobrze się ogląda. 8/10
Sky kapitan i świat jutra
Niezbyt mi się ten film podobał, choć starałem się do niego podejść obiektywnie i bez uprzedzeń. Najmocniejszym punktem na pewno jest stylistyka (co nie znaczy, że dobrym). Taka trochę mieszanka komiksu, neo-noir i kina nowej przygody. Można to więc określić jako wysmakowane? autorskie? niee to za duże słowa, po prostu kino akcji bawiące się formami Niestety niezbyt to oryginalne, bo akurat takich mieszanek i to znacznie lepszych było już wcześniej kilka, jak choćby "Mroczne miasto" w tym klubie (nie wspominając o "Blade Runner" ). Sama fabuła średnia i niezbyt wciągająca, w dodatku trochę głupawa. Właściwie obejrzałem ten film z aż dwiema przerwami, co wiele mówi. Ogląda się to trochę jak nową trylogię Star Wars czyli infantylna historia, niechlujne efekty i mało interesujące, słabo zagrane postacie (tutaj trochę żal, bo obsada jest dość mocna). Z tym, że ze Star Wars byłem jakoś bardziej związany emocjonalnie i obchodziło mnie samo uniwersum, a tutaj czuje się trochę jakbym obejrzał przypadkowy film. Nawet nie wiem skąd się to wzięło, ale zakładam, że to na podstawie jakiegoś komiksu o superbohaterze, który ktoś postanowił odkurzyć wyczuwając potencjał, rzecz jasna komercyjny. W sumie porównań ze Star Wars można poszukać więcej, a właściwie drobnych nawiązań: postać głównego bohatera jest pilotem ---> Han Solo, ten śmieszny pistolet na roboty praktycznie taki sam jak używali bohaterowie SW, a na końcu nawet jest parodia miecza świetlnego. No ale jeśli Lucas robił podobne filmy ponad 20 lat temu to trochę słabo, tym bardziej, że Sky Kapitan chyba nic nowego od siebie nie dodaje. Ogólnie film nie jest jakiś tragiczny, ale przyznaję, że się wynudziłem (a mając na uwadze, że praktycznie 90% fabuły to akcja, nie jest to do przyjęcia). 4/10
Daję 4 i to ja momentami chciałem wymrzeć by móc ten film już skończyć. Niżej jednak nie dam bo nie był najgorszy. Dziwnie po tej edycji oglądało się też film z aktorem od Rileya
Tak w ogóle patrzę na te następne filmy i widzę, że szykuje się plejada 3 i 4 w mych ocenach
Edytowane przez adi1991 dnia 30-03-2016 22:10
adi1991 napisał/a:
to ja momentami chciałem wymrzeć by móc ten film już skończyć.
xd
Tak w ogóle patrzę na te następne filmy i widzę, że szykuje się plejada 3 i 4 w mych ocenach
Tak będzie, bo:
- japońskie dziwactwo od Liona
- Jodorovsky i Kusturicia (nie znam ich w ogóle ale to na 100% artystyczna kupa dla snobów)
- bobry zombie
- bajka o szmacianych lalkach
Film mi się podobał. Bardzo ciekawa metafora życia. W dodatku idealny przykład udanego połączenia formy i treści Nie jestem zbytnim fanem stylu Burtona, ale też nie widziałem za dużo jego filmów. Na pewno z tych co oglądałem "Duża ryba" jest najlepsza i się wyróżnia. Daję 8. Być może z przebiegu całego filmu nie byłaby to taka klarowna "ósemka", bo film ma swoje lepsze i gorsze momenty. Sporo tu baśniowości, a jakimś zwolennikiem tych klimatów znowuż nie jestem. Jednak wszystko tu jest po coś, coś znaczy i ogólnie pasuje do reszty, a końcówka (a konkretnie ostatnie ok. 30 min) świetnie puentuje całość. No i jeszcze obsada dość ciekawa. Jak zaczynał się film to aż się zdziwiłem czytając te wszystkie nazwiska, z których prawie każdego znałem (ostatnio takie coś widziałem chyba tylko w Grand Budapest Hotel gdzie też była masa gwiazd i każdy miał jakiś mały epizod, ale tam to wszystko było aż za bardzo). Propsy dla Steve'a Buscemi, który ma to do siebie, że wystarczy iż po prostu jest, nie ważne czy 5 min czy cały film. No i Alison Lohman <3 Reszta też spoko, nawet Evan McGregor, który mnie zniechęcił do siebie Star Warsami daje rade. Ogólnie muszę przyznać, że ładnie sobie to wszystko Burton wymyślił
edit:
Skorzystałem z wyszukiwarki i udało mi się znaleźć Wasze posty o "Dużej rybie" i w sumie Otherw dość dobrze przedstawiła zalety tego filmu toteż się odniosę:
Co mi się najbardziej podobało, to właśnie zwrócenie uwagi na rolę wyobraźni potrzeby człowieka do marzeń i fantazjowania. W sumie, pisząc w MP, tez robimy coś podobnego
No to było najważniejsze w tym filmie moim zdaniem i też mi się najbardziej podobało, szczególnie jak wszyscy zjawili się na końcu filmu i okazało się, że jednak istnieją. Oczywiście wielkolud nie był takim wielkoludem jak w opowieści i pewnie ich historie nie były tak niezwykłe, ale właśnie o to chodzi, że wymyślamy, fantazjujemy, upiększamy po to żeby oderwać się od codziennej nudy, ale w każdej, nawet najbardziej szalonej opowieści znajduje się ziarno prawdy. No i że robimy to ze szczerej potrzeby, a nie hipokryzji (co poniekąd Edward zarzucał ojcu).
Moje ulubione cytaty to "Te same sprawy widzimy inaczej na różnych etapach życia". A to z tego powodu, że sama bardzo często mam takie właśnie przemyślenia.
Tak, jest tutaj klika fajnych cytatów i metafor. Mi się podobała bardzo scena w cyrku z zatrzymaniem czasu Większość właśnie niby banalna i oklepana, ale w tej lekkiej, baśniowej konwencji ma swój urok (czyli w sumie podobnie jak przy "Stand by me" jeśli chodzi o moje odczucia względem treści).
Steve Buscemi (mistrzu)
tak
No i tutaj znowu mamy zderzenie, bo film jest jednocześnie w stylu Burtona i nie jest. Na pewno bardzo się różni od tych klasycznych, o czym napisałam wyżej, ale jest w nim mnóstwo elementów, które przyjemnie przypominają o tym, kto jest jego twórcą.
Aha czyli jednak. Nie mam właśnie za bardzo porównania, bo nie dość, że widziałem tylko Charliego, Jeźdzca i Marsjanów (czyli chyba te słabsze filmy Burtona) to było to jednak dość dawno. Pamiętam jednak, że Charlie faktycznie był dość przerysowany i o ile pierwsza część filmu mi się podobała to druga już zdecydowanie mniej. No ale to potwierdza fakt, że stawiam Dużą rybę najwyżej z nich i że ogólnie mi się podobała z nastawieniem na końcówkę, która była mniej Burtonowska.
ponieważ Umbastyczny prawdopodobnie leży właśnie pod stertą krakowskich ladacznic i nie obejrzał 10 filmów z rzędu, proponuję aby film dał użytkownik Flaku z uwagi na jego nadludzki wysiłek w nadrabianiu filmów i chwilowe oddalenie od siebie leszczowego widma
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.