- Filho da puta! - przeklęła odruchowo Francisca, na szczęście Jack tego raczej nie zrozumiał. Złapała za linę i zapierając się nogami o grunt, powoli, krok po kroku, zaczęła wydostawać się z dołu, licząc na to, że któryś z braci Rivera zechce jej pomóc. Niestety, na deklaracjach się skończyło i zanim mężczyźni wykonali jakikolwiek ruch, była już na górze. - Dziękuję - powiedziała ze szczerym, drobnym uśmiechem wobec Jacka. Był taki bohaterski, że nawet Jackface przestał jej przeszkadzać. - Znaleźliście coś istotnego? - zapytała, gdyż wydawało jej się, że spędziła w dole mnóstwo czasu.
- Nic na razie, ale widziałem w pobliżu jakąś miejscowość. Trzeba by chyba sie tam udac i popytać o tego Bakunina... - powiedział Jack, jednocześnie złażąc do dołu po Ivana.
Po chwili już chlupnął w błocko na dnie. Podszedł do leżącego i przyłożył mu dwa palce do szyi w celu sprawdzeniu pulsu. - Nie żyje! - odkrzyknął po chwili pozostałym.
- Panie, miej jego duszę w opiece! - powiedziała Eunice na wieść o śmierci Ivana. Osobiście nie miała z mężczyzną większego kontaktu, jednak doskonale znała jego żonę i dzieci, którzy mieszkali razem z Umianovem w obiekcie Dharmy. Niezbadane są wyroki boskie... - Powinniśmy zabrać go do miasteczka. Nie możemy zostawić go w tej dziczy. - dodała, zerkając jednoznacznie na Jacka. Miała nadzieję, że znajdzie się jakiś ochotnik do niesienia ciała.
Devon nie miał zamiaru dźwigać truposza. Był za to pod wrażeniem wszelakich talentów Jacka. - Jemu i tak już nic nie pomoże. Myślę, że lepiej najpierw znaleźć Bakunina i, ewentualnie, później się zając Umianovem.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Devon ma rację. Nie ma po co go ciągnąć - Jack otarł swoje spocone czoło. - Znajdźmy Bakunina i przez niego możemy powiadomić Mżawkę o śmierci Ivana. Pewnie ktoś go zabierze.
Jackson wspiął się po linie z powrotem na górę i zaczął zastanawiać się, w którą stronę powinni skierować swoje kroki. - Zaraz... A gdzie Mark? - przypomniał sobie nagle o swoim kumplu.
- Jak możecie go tutaj zostawić?! Zanim ktoś tutaj po niego przyjdzie, zeżrą go wilki albo niedźwiedzie... Musimy go zabrać ze sobą! Należy mu się godny, katolicki pochówek - odpowiedziała, mając nadzieję że ktoś poprze jej zdanie i pomoże w przekonaniu innych do zabrania ciała. Nie pojmowała zachowania pozostałych. W końcu Umianov był ich kolegą po fachu.
- Przecież nie będziemy go tu chować, ani z nim chodzić. Trzeba powiadomić odpowiednie służby - Jack zastanawiał się, czy Eunice jest taka głupia, czy tylko udaje.
- Możemy go spalić - zaproponowała Eunice, wyciągając zapalniczkę spod sutanny.
- To przykryjmy go chociaż gałęziami. - zaproponowała. Nie chciała zostawiać Umianova, ale skoro nie było innego wyjścia, mogła go chociaż ukryć przed dzikimi zwierzętami. Zdawała sobie sprawę, że niewiele to pomoże, jednak przynajmniej będzie miała czyste sumienie, że cokolwiek dla niego zrobiła.
- Serio chce ci się w to bawić, szanowna koleżanko? - powiedział zniecierpliwiony całą sytuacją Jared. Oczywiście chwilę wcześniej sam się wyłączył, bo nie wiedzieć czemu umysł chciał akurat wtedy przypomnieć mu się sen, który miał podczas podróży, ten z kuszącym go światłem; a zaraz potem ten wcześniejszy, z nocy przed pogrzebem Stiga. - Skoro zrzucili nas tutaj spadochronami, to już dawno powinniśmy znaleźć się zupełnie gdzie indziej. Lepiej stąd spadajmy.
Ciałem oczywiście się nie przejmował. Widywał zwłoki tysiące razy.
- Jared ma rację - przyznała niechętnie po chwili. Biła się z myślami, ponieważ jako racjonalna kobieta dobrze wiedziała, że ciało to tylko... no, właśnie, ciało. Było w niej jednak sporo ukrytej wrażliwości, dla której pozostawienie Ivana na pastwę losu zwierząt i robactwa (tak jakby pochowane ciało nie doznało tego samego) było przegięciem.
Ostatecznie jednak argument o ratowaniu własnego tyłka do niej przemówił. To, i przystojność Jareda oczywiście. - Musimy iść i zebrać siły, żeby wypełnić misję - dorzuciła. Głowa jej pękała i miała ochotę na chwilę gdzieś usiąść, a już najlepiej zjeść suchą bułkę ze schabowymbifana no pao.
Fitz odwrócił głowę od dołu i zmarłego. Takie rzeczy przyprawiały go o dreszcze. Nigdy nie lubił biologii, śmierci, a na widok krwi, otwartych ran po prostu robiło mu się niedobrze.
- Jack, prowadź do tej wioski - powiedział mężczyzna, chciał mieć już za sobą ten etap. - Wrócimy po niego.
- Szkoda czasu - odpowiedział Jack Eunice na jej propozycje przykrywania zwłok. - Trzeba jeszcze znaleźć Marka.
Jednak po dłuższych poszukiwaniach i nawolywaniach po Marku nadal nie było śladu. - Może ten cały Bakunin nam pomoże. On zna te tereny. Chodźmy o niego popytac - zdecydowal Jack.
Po 20 minutach marszu na zachód dotarliscie do jakiejs malej zapyzialej miejscowosci. Większość domów i chat była stara. Część z nich stała opuszczona. Wsrod mieszkancow tez trudno było się dopatrzeć młodych. Jakby nikt nie wiązał z tym miejscem przyszłości. Idąc jakąś blotnista ulica, zauwazyliacie w oddali szyld karczmy "U Dimitry'ego".
/zna ktoras postać w ogóle rosyjski? ;p/
Ps. Arctic do twojej postaci pasuje mój jeden pomysł ;p
Devon skinął głową na drzwi karczmy. - Coś mu mówi, ze możemy go znaleźć tutaj.
Reedus nie miał jednak zamiaru włazić tam jako pierwszy. Może Eunice wejdzie tam w imię Boga.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać Wam wypadnie
Tam płonie kij w odbycie,
Tam pedziem będziesz snadnie.
- Świetnie, no to chodźmy - Rivera nie należał do osób odważnych, ale nie przeczuwał żeby w tej karczmie miało stać się coś niezwykłego, w końcu trochę ludzi po tej wiosce chodziło. Nikt jednak nawet nie zwracał na nich aż takiej uwagi, za to nietrudno było zauważyć, że większość osób stanowiło starszyznę. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka. - Nie zostań z tyłu Devon
Gdy weszliście do środka, zobaczyliście rząd drewnianych ław i kontuar baru. Nie było wewnątrz wielu ludzi, ale kilka osób zajmowało pojedyncze miejsca. Z miejsca usłyszeliście lecącą z radia Katiuszę:
We are all evil in some form or another, are we not?
Co to za PRL - chciał zapytać Fitz, ale ostatecznie postanowił się powstrzymać. Bar wyglądał jak przedwojenny, mimo iż mężczyzna nigdy wojny nie widział na oczy. Chyba wszyscy na równo czuli się dziwnie speszeni. Postanowił spytać o tego całego Ruska kogoś.
- Szukamy Dimitry'ego - powiedział zaczepiając barmana(czy kogokolwiek kto ten lokal obsługiwał) - DIMITRY
Powtórzył za drugim razem wyraźniej, bo coś czuł, że ten koleś go nie rozumie.
- Obstawiam, że nikt nie zna rosyjskiego?
- Ja jestem Dimitry - powiedział o dziwo po angielsku barman, wyciągając jednocześnie zza pazuchy torebkę z ogórami kiszonymi. Wyjął jednego i odgryzł kęsa z głośnym chrupnięciem.
Edytowane przez Dimitry Vassiliev dnia 11-01-2018 21:01
- Ja znam trochę polskiego... jest podobny? - zapytała, zgodnie z powszechnym na zachodzie Europy przekonaniem. Tak naprawdę jednak znała tylko kilka przekleństw i wyrażeń typu "dziękuję".
Potem jednak Dimitry odezwał się łamaną angielszczyzną. Głupio jej się zrobiło, gdy okazało się, że cały czas ich rozumiał. Z resztą, mogli się domyślić, że pracownik Dharmy, którym chyba jest, powinien znać angielski. No właśnie... - Przylecieliśmy tu z Dharmy... Czy Pan też do niej należy? - zapytała.
- Boże, jak tu cuchnie. - mruknął pod nosem. Jared zdecydowanie nie był rusofilem. - Wiesz pan, gdzie znajdziemy jakieś miasteczko? - zaczął bardzo powoli z udawanym rosyjskim akcentem.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.