Nie aż tak
to jest raczej willa taka jak tego typka ze Stranger Thigns
kurde, Arctic, u ciebie już rano, a ja nadal ide wieczorem do willi, ech...
-----------------------------------------------
Simone dotarła do willi i zadzwoniła. Najwyraźniej albo w domu nikogo nie było, albo wszyscy leżeli najebani. Ponieważ miała klucze do tylnych drzwi, postanowiła wpuścić się sama. Obeszła dom i skierowała się do drzwi, gdy nagle jej uwage przykuło coś dziwnego. Chociaż było niemal tak ciemno jak w odbycie Ahmada, dziewczyna zauważyła coś jeszcze ciemniejszego, dryfującego w basenie, niczym balas jej ojca w klozecie. Podeszło trochę bliżej, ale nie za blisko, gdyż dziwne stwory w żadnym razie nie budziły zaufania. Przez chwilę przyglądała się im z lękiem, po czym na jej twarzy zagościło zdegustowanie. Idiota już naprawdę nie ma na co wydawać forsy... - mruknęła. Sądziła, że Trey chciał się popisać przed znajomymi i zakupił gdzieś jakieś egzotyczne zwierzęta do basenu.
Weszła do domu, w którym jak zwykle panował istny chaos. Wszędzie walały się butelki po wszelakich trunkach, opakowania po żarciu, jakieś stłuczone kawałki Bóg wie czego. Cena kilku par markowych spodni, walających się po podłodze z pewnością dorównywała jej miesięcznej wypłacie. Ale Simone nie zamierzała prosić swojego kuzyna o pieniądze, co byłoby poniżające. Wystarczało, że przywoził jej kokę.
Jak się okazało wewnątrz naprawdę nikogo nie było. Trey najwyraźniej znowu gdzieś się wypuścił na kilka dni. Willa wprawdzie należała do jego ojca, ale ten zwykle tutaj nie bywał, tylko podróżował w interesach. Jak się okazuje hodowla świń może być bardzo zyskownym zajęciem, podobnie jak to było w przypadku Masona Vergera.
We are all evil in some form or another, are we not?
no jak rano, blagam was, była 15.30; jeszcze nie wszyscy zdążyli z domów wyjść
Kontynuowałam moją przejażdżkę wokół lasu. Wydawało mi się, że Black Hawki leciały w tę samą stronę, w którą w tym momencie jechałam. Wzrokiem szukałam jakiejś dziury w ogrodzeniu, żeby zobaczyć, co się dzieje. Nie chciałam o tym nikogo informować; świetnie bawiłam się we własnym towarzystwie i miałam wrażenie, że nikt nie rozumie tego, co może dziać się w miasteczku. Czy tylko ja oglądałam te filmy z żółtymi napisami?
Nagle Mia zauważyła w oddali niewysokiego mężczyznę o blond włosach. Miał on na sobie jedynie prostą bawełnianą bieliznę. Mężczyzna biegł a w ślad za nimi podążali żołnierze Gwardii Narodowej. Mia zwolniła nieco by móc przyjrzeć się tej scenie z bezpiecznej odległości.
- Stój bo będę strzelać. - krzyknął jeden z nich, ale przerażony mężczyzna nie zatrzymał się. Po chwili żołnierze zaczęli strzelać. Po kilku chybionych strzałach jedna z kul dosięgnęła mężczyzny i ten padł w ściółkę leśną z krzykiem.
Gwardziści podbiegli do mężczyzny. Jeden z nich zdzielił go kolbą karabinu. Najwyraźniej chcieli go ogłuszyć.
- Mamy ocalałego. - zaraportował przez krótkofalówkę przełożonemu gwardzista.
Oczywiście, wyobrażałam sobie kiedyś, co mogłabym zrobić w podobnej sytuacji. W moich wizjach pewnie zdobyłabym się na odwagę, żeby pobiec za żołnierzami i sprawdzić, co stało się z tym chłopcem. W rzeczywistości jednak postanowiłam wyjść zza krzaka dopiero w momencie, kiedy grupa oddaliła się ode mnie na bezpieczną odległość. Nie byłam jednak na tyle głupia, żeby tak po prostu to zostawić.
Podeszłam kilka kroków do miejsca, w którym padł mężczyzna. Na kilku liściach były świeże ślady krwi, więc podniosłam dwa z nich i włożyłam je do książki, bo nie wiedziałam, gdzie indziej mogę je schować. Gdy zamykałam książkę, przed oczami znowu stanęło mi to dziecko, które śniło mi się przez kilka ostatnich dni. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że jest gdzieś w pobliżu, ale poźniej stwierdziłam, że jest tylko wymysłem w mojej głowie, tak samo jak ten koszmar.
Zanim odjechałam, związałam materiałową chusteczkę do nosa na gałęzi drzewa, które rosło najbliżej miejsca postrzału. Chciałam wrócić tu z większą ilością informacji. A może ktoś kiedyś widział tutaj coś podobnego?
Edytowane przez panda dnia 28-11-2016 15:07
- Pytanie dlaczego i przed czym uciekały - westchnęłam tracąc już jakąkolwiek nadzieje, że otrzymam odpowiedź na swoje pytanie. Czy to ma coś wspólnego z tym, co mnie obudziło? Byłam ciekawa, co mogło się stać. - Koniecznie musimy to gdzieś zgłosić
Kompletnie nie myślałam o swoich obowiązkach. Przeczesalam palcami swoje blond włosy i spojrzałam na kobiety - Może zgłosić to na policję? Macie jakieś zajęcia czy pojedziecie ze mną? Dowiemy się od razu kiedy mozna liczyć na więcej dostawy wody i co z tym prądem. Jedziemy na komisariat.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
- Tak! Jedźmy na policje! - Heather dała bardzo dobry pomysł. W zasadzie we trzy zgodziliśmy się(nie chce zostawiać Justynym ). Niewiele się zastanawiając wsiadłam do samochodu razem z blondynką. Niestety moje auto było w rękach mechanika. Przeklęci, nigdy nie potrafią zrobić nic na czas. Lola wsiadła do swojego samochodu i ruszyłyśmy w miasto.
Edytowane przez April dnia 28-11-2016 15:20
/aprila Lola już siedzi w moim wozie takze jedziemy w trójkę :
Ruszyłam swoim czerwonym wozem w stronę komisariatu. -Jestem Heather.Kojarzę Cię ze szpitala. -powiedziałam do Lolani. -a Ty? - spytałem drugiej usmiechajac się przyjaźnie.
all we really need to survive is one person who truly loves us
-Penelope Widmore
- Carla - odpowiedziałam czując się trochę jak w przedszkolu. Kojarzyłam obie kobiety, nawet wiedziałam jak się nazywają i co robią. Ja w ich oczach byłam raczej nieznaną sąsiadka. - Tak, to może wydawać się dziwne, ale znam Cię, a przynajmniej z widzenia i imienia.
Wiedziałam też trochę o chyba więcej, ale po co miałam mówić? W końcu to nieduże miasto, wiec wiadomości czasami się rozchodzą.
Gonzo ściągnął słuchawki (murzyn myślał aż do "Gardening at Night" ).
-Powiedz murzynie o swoich zdolnościach. Czy masz jakiś pojazd, jakąś broń, czy znasz jakies tajne afrykańskie sztuczki. Poza tym jak masz na imie, bo chyba mnie znasz, ale ja ciebie nie.
Musiał wiedzieć z kim ma do czynienia.
Edytowane przez Lion dnia 28-11-2016 15:56
Kiedy Simone znalazła się w salonie, przeszła przez jego środek zwalony śmieciami, niczym przez pole minowe, i podeszła do wieży stereo. W odtwarzaczu, tkwiła jakaś kaseta, więc dziewczyna nacisnęła przycisk "Play". Pomieszczenie wypełniło się ryczącymi dźwiękami Slayera.
Muzyka nagle się urwała, gdy Braun nacisnęła wyłącznik.
Westchnęła i podeszłą do telefonu, by do kogoś zadzwonić. Chciała z kimś pogadać. Wykręciła numer Jamesa Stewarda i czekała, aż (żyd) odbierze.
We are all evil in some form or another, are we not?
- Jestem Ahmad ibn Fadlān ibn al-Abbās ibn Rā - wyrecytował swoje imię skrupulatnie. Uważał, że długie imię to porządne imię, a nie jakieś tam krótkie jak mają ci żydowscy amerykanie. Jego dentysta nazywał się np. Bernard. Co to za imię? Po chwili z rozważań wyrwała go dalsza część pytania chłopaka. - Nie mam pojazdu lecz mam krzepę od codziennych ćwiczeń - dodał Ahmad mając na myśli noszenie wody. O beczkowozie wolał nie wspominać bo woda mogła się przydać w tych okolicznościach.
Jego matka nie była zachwycona, że wychodzi z domu w trakcie tajemniczego wybuchu. Z drugiej strony, ostatnimi czasy każdy dzień, w którym Francis wychodził z domu dalej niż do sklepu, był świętem. Postanowiła więc nie protestować. Nie powinno się protestować, jeśli dziecko jest na skraju depresji, prawda?
Tak przynajmniej jej się wydawało... ale nie była to do końca prawda. Ona go nie rozumiała, podobnie jak większość społeczeństwa. Geniuszów nigdy nikt nie rozumiał. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości nawet tak prostej sprawy, że nienawidził swojego imienia i chciał, aby nazywać go Walter. "Ale Francis, przecież takie imię nadaliśmy ci na chrzcie, to nie wypada..."
Nie wypada, nie przystoi. Ile razy to słyszał. Kto by przejmował się tego typu pierdołami? Kogo obchodzi jak mam na imię? Kogo obchodzi czy mam pracę, czy mam dziewczynę, czy wychodzę z domu 3 razy dziennie czy 3 razy tygodniowo? Są ważniejsze rzeczy na świecie. A jedną z nich jest powód, dla którego nagły rozbłysk światła wygonił na ulice praktycznie całe miasteczko.
Francis - chociaż wolał o sobie myśleć jako Walter - przechadzał się jego ulicami i był zaskoczony, ilu ludzi w nim mieszka. Samochody pędzące w jedną i drugą stronę, przechodnie gapiący się głupio w niebo... Postanowił poszukać kogoś, od kogo dowie się o powodach tego zamieszania, ale gdy usłyszał od jednego z nich "bomba atomowa", to sfolgował. Jak można być takim idiotą, jak można być takim ignorantem?
Na szczęście dojrzał znajomą twarz. Była to Mia, córka właściciela warsztatu, w którym pracowała jego matka. - Hej, Mia! - odważył się do niej krzyknąć z daleka, choć chyba nie do końca mu to wyszło. Głos ugrzązł mu lekko w gardle, jak to często bywało w kontaktach z dziewczynami i raczej go nie usłyszała. Wyglądała na bardzo czymś przejętą... Pewnie chłopak z nią zerwał. Albo jakaś inna tego typu bzdura.
Z oddali rzucił mu się w oczy murzyn - nic dziwnego - oraz chłopak o wyglądzie typowego nerda. Nie utożsamiał się z nerdami, ale postanowił zaryzykować - jest dość spore prawdopodobieństwo, że chłopak będzie z tego rozumiał więcej, niż reszta społeczeństwa.
- Cześć... panowie - powiedział niepewnie, bojąc się patrzeć cały czas na czarnucha. Nie spodziewał się, że rozmowa z nim sprawi mu taki kłopot. Niby obecność czarnych w Stanach to normalka, ale ani w Minnesocie, ani w Hawkins nie było ich zbyt dużo. - Wiecie może, co tu się wydarzyło?
I z powrotem podjechałam gdzieś w okolice beczkowozu, niedaleko Murzyna i znanego w całym mieście Gonzo Alonso. Chciałam znaleźć w okolicach jakąś bratnią duszę, albo chociaż jakiegoś policjanta - nie bez powodu zaufałabym bardziej temu pierwszemu, policja mogła być w pewien sposób powiązana z tym, co się wydarzyło kilkanaście minut temu. Widziałam machającego w moją stronę Francisa, ale postanowiłam nie psuć mu swoją gadką humoru - pani Duffer chyba coś wspominała, że jej syn bywa trochę oszołomiony, kiedy wychodzi do ludzi. Postanowiłam więc po prostu przystanąć niedaleko dwóch dziwaków, bo miałam nadzieję, że wbrew pozorom mogą oni coś wiedzieć, albo chociaż mieć jakąś teorię na temat pioruna.
Kątem oka zauważyłem, że dziwnym trafem w tym samym miejscu znalazła się Mia. Uśmiechnąłem się do niej nieśmiało, choć mogło to wypaść nieco nieporadnie, a następnie szybko odwróciłem wzrok, niby z wielkim zainteresowaniem słuchając słów Gonza.
Ahmad zauważył, że Bonzo jest jakiś nieobecny i pewno myśli o ustrzeleniu kogoś tym swoim łukiem. W pewnym momencie podeszli jednak jakiś goguś i laska z warsztatu. Ten pierwszy wydał się murzynowi podejrzany. Nie patrzył mu w oczy i chyba się go pał. Co on myśli, że ja wole chłopców i go zgwałcę? - pomyślał sobie Ahmad bo ten pajac wyglądał na takiego co woli właśnie mieć pałę w ręce i nie tylko. Ahmad odstąpił od tych myśli bo wolał jednak nie wiedzieć co tamten by z nim chciał zrobić więc nonszalancko uśmiechnął się do kobiety mając nadzieję, że jego dentysta ze śmiesznym imieniem nie spartolił roboty.
Edytowane przez adi1991 dnia 28-11-2016 17:29
Uśmiech zniknął z twarzy Ahmada równie szybko jak się pojawił bo w oddali pojawił się radiowóz. Widząc złodzieja, Jim włączył koguta i ruszył ku Ahmadowi mając nadzieję, że ten nie będzie stawiać oporu. Całkiem niedawno sprał połowę bazy rządowej, więc pojedynczy Murzyn mógł boleśnie odczuć jego interwencję a tego Hopper pragnął uniknąć.
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.