Pierwsza częśc wypowiedzi Martina brzmiała dla Kajetana mniej więcej "bla bla bla". Za to kiedy pisarz przeszedł do jego ulubionego wątku, mężczyzna nieco się ożywił. Dokładnie! W pełni się z panem zgadzam! - Kajetan czuł od razu, że jest między nimi nić porozumienia. Według mnie człowiek nie różni się niczym od zwierzęcia - mówił, podnosząc nieświadomie głos. Hannibal Lecter to świetna postać i... - zaczął i wyraźnie chciał coś dodać, ale zorientował się, że kilka osób z baru zaczęło już się bacznie przysłuchiwać tej rozmowie. Poza tym przypomniał sobie, że nie pozmywał resztek krwi z podłogi i trzeba się tym zająć, zanim ktoś do niego wpadnie. No, ale muszę już lecieć. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - pożegnał się, nie dodajac w jakich okolicznościach, i wyszedł pospiesznie z baru.
Tymczasem Cynthia przeciągała sie na hamaku i zastanawiała się co ma odpowiedzieć blondynce, która z nożem w ręku coś do niej paplała, niestety nie mogła jej zrozumieć, bo szumiało jej w uszach.
- Smakował ci mój sok z gumijagód? - odpowiedziała pytaniem, bo w głowie ni stąd ni zowąd zaczęło jej rozbrzmiewać gumisiowe intro i to w jakimś ruskim języku.
Tymczasem Majsan z powodu rozpaczy po utracie syna postanowił się upić. Znowu. Zaszedł więc do malutkiego sklepiku, ukrytego za rogiem od rynku, gdzie zwykle przed wejściem można było spotkać gwardię złożoną z różnej maści lokalnego folkloru, w stanie przeważnie wskazującym na spożycie znacznych ilości alkoholu. Majsan jednak nie zwracał uwagi na ten element. Wiedział, że to nie oni odpowiadają za porwanie Walta. Zakupił butelkę najtańszego winiacza i niosąc ją za szyjkę, skierował się nad jezioro, by wypić swój trunek w samotności i skupieniu. Zupełnie zapomniał, że do domków zjechała się jakaś hołota.
Tymczasem Gilberto Loco Jesus Maria Ronaldo López wcierał śliski krem w tylne partie ciała Louanne, co skutkowało tym, że jej pupa lśniła w słońcu i aż prosiła się o zerżnięcie. Meksykanin udał, że przypadkiem rozwiązał sznurek jej majtek.
- Ale ze mnie gapa!
John siedział zaś samotnie na brzegu jeziora i łowił ryby, popijając powoli mocny trunek własnej roboty. Do tego miejsca najbardziej pasowałaby whisky, ale whisky nie pił dla zasady - z pogardy dla Brytoli. - Jebani Brytole. Pieprzyć ich whisky i pieprzyć ich piłkę nożną. Przez to cholerne Euro cała edycja nam upadła. Jakby nie wiedzieli, że na świecie liczy się tylko Baseball - mamrotał do siebie.
Jednocześnie użalał się na tym, jak bardzo jest zajebisty i jak wielki potencjał jego postaci został niewykorzystany.
Tymczasem nieopodal Nolana Majsan mocował się z otwarciem butelki wina. Jebany, mały skurwysyn... - rzucał pod nosem obelgi w stronę korka, który wciąż niestrudzenie tkwił w szyjce od butelki. Trzeba było kupić zakręcaną...
Zdesperowany zaczął rozglądać się po okolicy i właśnie wtedy dostrzegł Johna, który, sądząc po jego alkoholowym ekwipunku, mógł spoko ziomkiem. Dei-Tuk powlókł się zatem w jego stronę. Już po chwili usłyszał jego mamrotanie. Usłyszał jedynie ostatnie słowo i, nie widząc, o co chodzi, zapytał: Grasz w basepball?
oraz: Mogę się przysiąść?
- Oczywiście. Że gram - jego odpowiedź rzecz jasna dotyczyła pierwszego pytania. Z drugim miał problem, ale w sumie dawno nie przechwalał się nikomu swoim życiem, więc zaakceptował towarzystwo czarnucha. - Przyjrzyj się uważnie, a może przypomnisz sobie gwiazdora ligi uniwersyteckiej lat 70 - dodał, choć tak zagrał tylko kilka minut w jednym meczu, zastępując kontuzjowanego kolegę.
Mój syn, Walt - sprecyzował na wypadek, gdyby jeszcze ktoś w uniwersum MP nie znał imienia dzieciaka - też grał w szkolnej drużynie. Po tych słowach Majsan zasępił się. Jego wzrok bezwiednie powędrował na brzeg jeziora i wtedy właśnie dostrzegł coś nietypowego w przybrzeżnych trzcinach. A to co? - mruknął i podniósł się, by sprawdzić. Zachwiał się trochę i wężykiem ruszył w kierunku brzegu. Jeeez! Man! - wrzasnął. Tu są czyjeś zwłoki!
Ponieważ Mary Jane ze Spidermana dusiła się, Cynthia postanowiła zastosować swoim zdaniem odpowiednią metodą przeciwdziałającemu temu nieszczęściu, czyli usta-usta.
- ODDYCHAJ - poinstruowała siną na twarzy Justine z Melancholii. Niestety przez to całe nagłe zamieszanie, zrobiło się Cynthii niedobrze i zwymiotowała sokiem z gumijagód wprost do buzi Marii Antoniny z Marii Antoniny...
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.