Neville też dostrzegł kątem oka kobietę wyglądającą jak Bellatrix Lestrange, ale pomyślał, że to jakaś halucynacja.
- Idziemy. - szepnął Neville i pociągnął Franka za ramię. W oddali dało się słyszeć szepty. Najwyraźniej po Pokątnej kręcili się inni czarodzieje. Jednak spacer pod drzwi sklepu Ollivandera przebiegła bez problemów.
- Słuchaj Frank. Musimy działaś szybko. Wyłamujemy drzwi, bierzemy różdżki i teleportujemy się jak najdalej stąd.
Edytowane przez Faraday dnia 13-12-2015 19:14
- Kulwa - przeklął Frank, stwierdził jednak, że bez różdżki nigdzie nie wraca. Dlatego pobiegł... ale prosto w kierunku sklepu Ollivandera. Wparował z bara przez drzwi, popchnął jakiegoś czarodzieja i chwycił jego różdżkę, która wypadła mu z rąk. - Expellialmus! - rzucił w kierunku jednego z czarodziei. Niestety, wada wymowy spowodowała, że z różdżki wystrzelił jedynie różowy balon z dziwnym napisem głoszącym: "Mistrz Gry to ciota".
Frank stwierdził, że zapewne wina jest spowodowana przez złą różdżkę, postanowił więc użyć zaklęcia, w którym na szczęście "r" nie było, a przynajmniej w jego uniwersalnej części. - Accio... pasująca-do-mnie-lóżdżka! - krzyknął. Nagle usłyszał potężne szuranie po ulicy i już po chwili do sklepu wleciało przez okno, roztrzaskując je na drobne kawałeczki, ogromne łóżko - gdyż słowo "lóżdżka" najwyraźniej zabrzmiało jak odmiana słowa "loża".
Szczęście w nieszczęściu, łoże jednego ze sprzedawców świńskich ryjów było tak ogromne, jak jego właściciel, dlatego w drodze do Franka uderzyło w głowę kilku czarodziei i oszołomiło ich na tyle, że nie byli w stanie podjąć walki z Frankiem. W tym momencie Pettor zorientował się, że sytuacja nie jest zbyt różowa i zrobił to, co zazwyczaj robił w kryzysowych sytuacjach. - Neville, latuj! - zawołał o pomoc.
spadówa, bo MG znowu się wkurzy i będzie kolejny przestój
----------------------------------------------
Słowo "latuj" uwięzło Frankowi w gardle, gdy w jego kierunku pomknęło nagle kij wie skąd zaklęcie odbierające głos (jakiekolwiek by ono nie było). W tym momencie, także kij wie skąd, obok rudej cioty (nie, nie Rona) znalazł się pewien mężczyzna, mniej więcej w tym samym wieku, co Frank. Przyłożył palec do ust, niczym Locke na polowaniu, a następnie rzucił niewerbalne zaklęcie, które zapewne zabrzmiałoby "Accio Neville". Chodźcie za mną. Ukryję was. - powiedział szeptem.
Edytowane przez Malvolio dnia 13-12-2015 22:15
- Naprawdę? - powiedział Frank niewerbalnie wskutek odbierającego głos zaklęcia i stwierdził, że to nawet fajne, bo niewerbalne "r" brzmi w jego ustach tak samo jak werbalne. Następnie kiwnął głową potwierdzająco, gdyż zaufał, że tajemniczy nieznajomy faktycznie chce im pomóc. Dopiero po chwili zreflektował się, że może to być lekko naiwne i spojrzał pytająco na swojego towarzysza.
Wszyscy ludzie Ministra byli zajęci przyglądaniem się temu co robi Frank, więc Neville miał wolną drogę do młodego czarodzieja i jego tajemniczego kumpla, który umiał całkiem sympatyczne, ale też nieco przerażające zaklęcie umożliwiające mu przemawianie bezpośrednio w głowie Neville'a. 'Neville Longbottom, mogę Wam pomóc", "Chodźcie za mną. Ukryję Was." - niby echo rozbrzmiewały w czaszce Longbottoma słowa jego, jak pragnął wierzyć, wybawcy.
- Stój! - usłyszał Neville zza pleców i poczuł kawałek drewna kłujący go w plecy. Niestety dla człowieka Ministra Neville zareagował błyskawicznie. Odwrócił się momentalnie i wymierzył napastnikowi silny cios w głowę. Mężczyzna osunął się na ziemię nieprzytomny i Neville mógł mu zabrać różdżkę. Po to w końcu przybył na pokątną. Wziął z ziemi ładnie wyrzeźbiony, czarny kijek i ruszył do sklepu Ollivandera.
- Co dalej? - zapytał Neville, gdy po krótkim biegu z przeszkodami w postaci lecących zewsząd wiązek zaklęć dołączył do Franka i Malvolio. Malvolio przypominał mu trochę Figo z Braci Figo Fagot nie kojarzył się Nevillowi zupełnie, ale z jakiegoś powodu wzbudzał jego zaufanie... Zresztą w obecnym położeniu musiał mu zaufać...
Edytowane przez Faraday dnia 14-12-2015 09:11
Mając pełną świadomość, że nie jest to najlepszy moment na takie rozmowy, Frank wtrącił się i powiedział do Neville'a: - Och, Neville. To jest to, o czym zawsze lazem marzyliśmy, plawda? Ja, Ty, niebezpieczeństwo...
Oczywiście Neville niczego nie usłyszał, bo nadal był dotknięty zaklęciem Malvolia. O, przepraszam za to. - uśmiechnął się nieznajomy, machnął różdżką i Frank mógł znowu mówić, tak że z jego gardła wyrwało się tylko "pieczeństwo...".
Malvolio poprowadził panów na tyły sklepu Olivandera i stanął przed jedną ze ścian, a następnie dotknął ją lekko palcami. W tym miejscu pojawił się zarys drzwi, przez które wydostaliście się na tyły budynku. Tak znaleźliście się na ponurej ulicy Śmiertelnego Nokturnu...
- Figo, Mamy już różdżki, więc lepiej niczego nie kombinuj. - ostrzegł Malvolia Neville widząc, że prowadzi ich na tę szemraną ulicę.
- Stała czujność. - szepnął do Franka Neville przypominając mu hasło legendarnego Moody'ego, które po jego śmierci stało się głównym hasłem jakie wbija się do głowy młodym aurorom w czasie szkolenia.
Edytowane przez Faraday dnia 14-12-2015 21:18
- Ok, ok Neville - odpowiedział lekko podjarany Frank. Jako że ostatecznie żadnej różdżki sobie nie skombinował, to zgarnął jedynie stojący w rogu kij od mopa (po co komu mop w świecie pełnym zaklęć, zastanawiał się Frank? może to był jakiś magiczny kij?) i przyjął postawę baseballisty czekającego na piłeczkę.
Frank uznał, że milczenie Malvolio (który podejrzane miał wszystko, od imienia aż po wygląd) oznacza knucie przez niego jakiegoś podstępnego planu. Stwierdził więc, że prawdziwy auror, na którego miał zamiar się szkolić razem z Nevillem, musi wykazać się zarówno samodzielnością jak i niekonwencjonalnością. Wpadł więc na genialny pomysł - wyprzedzić Malvolio w jego zamiarach. Wyrwał różdżkę z rąk Neville'a i...
- Avada Kedavla! - rzucił zaklęcie niewybaczalne, sądząc, że na to nie wpadłby nikt inny. I faktycznie, miał rację. Niestety, jako że nigdy tego zaklęcia nie rzucał, to zapomniał, że ma ono w sobie literkę "r". Nie skupił się wystarczająco na jej poprawnej wymowie, także ku jego zdziwieniu, z różdżki wystrzelił pomarańczowy, zamiast zielonego snopa światła, który tuż przed Malvolio zatoczył olbrzymi łuk i poleciał w kosmos. Przez chwilę nic się nie działo, aż w końcu z nieba zaczęło coś spadać.
Początkowo wyglądało jak deszcz, potem jak grad, wkrótce jednak nikt nie miał wątpliwości - Frank wyczarował deszcz papai. Okrągłe, dziwnie duże owoce bombardowały całą uliczkę, niszcząc wszelkie stoły i stragany. Jeden z owoców spadł Malvolio na głowę i rozbił się, dwa kolejne pozbawiły go jednak przytomności.
- Neville, udało się! - krzyknął Frank. Zobaczył jednak, że Neville leżał na ziemi z olbrzymią raną w głowie. Jedna z papai oderwała starą lampę, która rozbiła czaszkę jego przyjaciela. - Neville? Niech to ktoś zatrzyma! - krzyczał dalej, lecz większość ludzi wokół albo się pochowała, albo padła martwa. Nikt go nie słuchał, nikogo nie było wokół. Papaje wciąż spadały, w końcu ich warstwa leżąca na ziemi miała więcej niż dwa metry. Frank zaczął się dusić, lecz nikt nie znał zaklęcia, które odczarowało by ten magiczny deszcz... - Ratunku! - wydarł się resztkami sił. W tym momencie uświadomił sobie, że nagle przestał seplenić. Przypomniał sobie, jak stara czarownica badała go za młodu i stwierdziła, że problem leży w jego psychice i działa niczym czkawka - Frank musi się czegoś porządnie przestraszyć, by zacząć mówić normalnie; wszak żadne zaklęcie na czkawkę nie istnieje. Pettor był niestety zbyt głupi, żeby się bać, stąd przez całe swoje życie wszelkie próby i zaklęcia nie przynosiły skutków.
Teraz jednak się udało. Powiedziałem r, powtarzał sobie w myślach, mogę umierać. I tak, Frank z uśmiechem na ustach, krzycząc: RRR! RRR! oddał życie, a wokół niego miliony niewinnych ludzi...
Sybilla miała rację. Frank faktycznie odmienił świat. Papajowy armageddon dokonał prawdziwych zniszczeń, które na zawsze odmieniły zarówno magiczną jak i mugolską cywilizację. To jednak historia na inną opowieść. Ta była prawdziwa, a z szacunku dla zmarłych, historię opowiedziano dokładnie tak, jak się wydarzyła...
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.