Nie spodziewałem się, że film wywrze na mnie tyle emocji, szczególnie po obejrzeniu finału serialu.
Zaczynając od oceny to dam 9/10, z małym minusikiem. W sumie najpierw dałem 8, ale po upływie czasu wciąż mam ten film w głowie, więc zmieniam na 9. Chwilami myślałem sobie co ja pacze 6/10, a inne momenty były wg mnie zupełnie genialne, więc film dość nierówny, ale poziom bądź co bądź wysoki. A to 9 bo film po prostu strasznie mi się subiektywnie podobał, mimo krytyce, bo jest to jeden z najgorzej przyjętych filmów Lyncha, chyba tylko Diuna może z tym konkurować.
Intrygujący był sam początek, no bo za wiele Twin Peaks w nim nie było. Bardziej wyglądało to jak przedrzeźnianie Twin Peaks, scena w samochodzie i ogólnie relacja tych dwóch detektywów. Jednak Chester Desmond dość szybko rozpływa się w powietrzu po dotknięciu pierścienia (?) w momencie rzecz jasna gdy już się zaczynaliśmy do niego przyzwyczajać, a jego miejsce zajmuje niejako Dale Cooper. Scena, w której pojawia się David Bowie... Chyba odzwyczaiłem się od kina Lyncha, bo naprawdę nie wiem co napisać o tym co się wydarzyło, może przez to, że nie wiem co wgl tam sie wydarzyło xD Przypomina to typowo lynchowskie klimaty, czyli absurd i surrealizm bez pokrycia w formie jakiegoś wyjaśnienia. Jedno co się tu chyba wyjaśnia, to, że Cooper miał wizję z Laurą jeszcze zanim przybył do Twin Peaks (btw. jak się później okazuje również Laura ma sny z Cooperem którego nie znała), a gdyby ktoś Twin Peaks nie oglądał i sięgnął najpierw po film, to by mógł pomyśleć, że Dale jest dość schizofreniczny... Chociaż piszę to jak gdyby połowa postaci w tym serialu nie była szurnięta w jakiś sposób...
Generalnie plus jaki się w międzyczasie zauważa to lepsza jakość obrazu, zupełnie inna głębia, dużo "ładniej" się to oglądało. Inne to niespieszny klimat, ale niespieszny w innym znaczeniu niż "senne miasteczko", po prostu same sceny wydawały się być kręcone swobodniej, z lepszą obróbką montażową, jakoś lepiej się tym oddychało, w serialu było to jednak bardziej rzemieślniczo poskładane, czemu nie ma co się oczywiście dziwić. Skoro już jesteśmy przy różnicach, to nie da się nie zauważyć innej Donny, bo Flynn Boyle nie chciała się rozbierać, wielka szkoda Mi ta zmiana nie przeszkadzała, bo aktorsko nie widziałem różnicy (z resztą co do grania jest przy postaci Donny),ale pewnie jest wielu których ta nowa Donna zirytuje. Brakuje oczywiście kilku postaci, ale ponieważ film się skupia na Laurze, to nie było sensu wpychać wszystkich na siłę (chyba, że niektórzy też odmówili).. w sumei doczytałem, że Cooper miał mieć większą rolę, ale poprosił o jej zmniejszenie, ponieważ obawiał się zaszufladkowania. No i Sherilyn Fenn miała inne zobowiązania aktorskie w tym samym czasie. ( edit) wgl doczytałem, że MacLachlan wgl nie chciał w tym grać i projekt był już praktycznie upadły, lecz wznowiony, niczym 3 sezon Twin Peaks. O dziwo tą wiadomość widzę jako coś optymistycznego, bo to dowodzi, że Lynch wie co robi i jego projekty, o których realizację bardzo się stara, ale wiszą na włosku przez różne względy, zwiastują wysoki poziom, właśnie ze względu na nastawienie i pewność Lyncha, a nie odbiór środowiska producenckiego czy ogólnie dziennikarskiego lub publicznego. A na 3 sezonie Twin Peaks i pełną kontrolę nad nim (wyreżyseruje wszystkie odcinka) bardzo mu zależało.
Wracając do naszeog filmu, to też jest zdecydowanie bardziej ostry oraz przerażający niż serial. Ostry ze względu na niezliczone sceny erotyczne (to oczywiście na plus, bo skoro taka jest tematyka, to łagodzenie tego byłoby nieporozumieniem i hipokryzją), ale także przez nieco psychodeliczny montaż i zdjęcia, które jest rozwinięciem pomysłów z finału serialu- były zabawy migającym światłem, szybkie intensywne przebitki, bardzo wyraźne kolory, niejasne zdjęcia, według mnie robiło to wrażenie, a Lynch oczywiście czerpie z bezkompromisowych dzieł Francuskiej Nowej Fali czy horrorów klasy B. Bo film również jest przerażający i nacisk na to jest też mocniejszy niż w serialu, pozwala nam to dobrze się wczuć w postać Laury, oczywiście także ogromną rolę odgrywa muzyka, która jest FENOMENALNA. Przebiło to chyba nawet oryginalny soundtrack. Mamy tym razem nie tylko Badalamentiego i Julee Cruise, ale i samego Lyncha, który wymiótł zupełnie swoimi 2-3 nagraniami. Scena w różowym pokoju nie byłaby tym samym bez tego utworu.
Co do rzeczy, które się pojawiły tu w filmie, to większość ciekawie mi sie oglądało. Bardzo skojarzyło mi to się ze świetnym filmem pt. "Słoń", bo też dzieje się w szkole i też na końcu ma dojść do strzelaniny, oczywiście o tym się wie, bo film jest na faktach. Tutaj też film zaczyna się spokojnie, a widz wie co się stanie na końcu i ogląda jak do tego doszło. No i podobne skojarzenie to film "Last Days", który pokazuje co Kurt Cobain robił w ostatnich dniach życia, tylko że ten film akurat był denny, no ale podobny z tym czekaniem na "egzekucję".
Oczywiście podobało mi się ukazanie Laury jako młodej suczki, która w filmie ma.. 5,6,7 facetów? Aż ciężko dokładnie zliczyć. Fajnie było zobaczyć Ronette oraz Teresę Banks, którą o dziwo zabił Leland, o czym akurat nie pomyślałem, nie skojarzyłem zupełnie w momencie ujawnienia sie w Twin Peaks Lelanda, że przecież Teresa też miała literkę pod paznokciem, ani że w ogóle mogła mieć styczność z Laurą.
Co do Lelanda to widzimy, że opętany był już bardzo długo, bo Laura twierdzi, że Bob przychodził do niej od dawna, a Bob w tym filmie jest Lelandem. Chyba, ze w odcinku gdy się Leland ujawnił, to było wiadome, ze jest opetany już od dawna, niestety nie pamiętam tego. Tak czy siak wątek pozornie nieszkodliwego gościa, który tak naprawdę rucha własną córkę od iluś lat jest na plus, właściwie to uwielbiam ten wątek w znaczeniu ukazywania mrocznych oblicz ludzi, którzy ładnie się uśmiechają i ogólnie są dookoła nas, tworzą nasze społeczeństwo. Jakże interesująco by to wyglądało, gdyby każdy na czole miał wyryte wszystkie najgorsze świństwa jakie w życiu zrobił Teraz też rozumiem bardziej scenę gdy Audrey Horne omal nie wpadła w ręce swojego ojca w Jednookim Jacku, o Audrey i Benie można mówić różne rzeczy ale na pewno nie mieli za wiele wspólnego z Bobem.
Co do końcówki to oglądając miałem małe wtf, ale po obejrzeniu finału jednak nie aż takie. Wgl podobało mi sie właśnie wciskanie tego aniołka i tej nadętej chóralnej muzyki, tak jak wcześniej na tym obrazku z którego w końcu zniknął, Lynchowi na pewno frajdę sprawiło żonglowanie takim trywialnym symbolem, który dla osób niezaznajomionych z jego twórczością wydałby się na pewno jakimś kompletnym kiczem i nieporozumieniem, tyle że jak wiemy Lynch to postmodernistyczny troll, który krytykę aniołka przyjąłby z uśmiechem na ustach, prawie jak w ramach rdzennie surrealistycznego "szokowania burżuja" (prawie, bo to jednak coś innego i praktycznie poziom wyżej, bo zaskakuje się już nie końmi w fortepianach jak Dali z Bunuelem, a symbolem wziętym z bardzo "ułożonego" środowiska, który na tle tego co widzieliśmy w tym filmie wypada groteskowo).
Co mi się nie podobało..
Np. to, ze Leland dźga Laurę nożem tak, że krew wszędzie bryzga, a ta nie miała żadnych widocznych ran kłutych lub ciętych.. Chyba, że miała, a ja znowu coś źle pamiętam.
Niektóre sceny były jednak zbędne- np. Shelly w jednej ze swoich nielicznych scen dostająca ni z gruchy z pietruchy po głowie od Leo, wtedy pomyślałem sobie, że to film o "krwiożerczych przesiąkniętych złem facetach, do których należy świat i zniewolonych przez nich kobietach, które służą do wycierania nimi podłogi i rozbierania na psychokowbojskich potańcówkach, a z braku perspektyw się na to godzą". Wolałem momenty bardziej szare, czyli choćby postać Donny, która wplątuje się w dziwne towarzystwo sama, jest nieostrożna, ale później się parzy i wie, że to nie dla niej. Z podobnego powodu podobał mi się tu o dziwo James, który równoważył nieco tych wszystkich alfonsów i Bobów.
Chwilami też zapachniało nudą, bo po pół godzinie wstępu były już te lokacje co znaliśmy i czasem wydawało się, że jest to jak "przewijanie taśmy", czyli, że wiemy, że cośtam się wydarzyło i oglądamy to biernie, przechodząc od miejsca do miejsca, opisywanego tak wiele razy podczas śledztwa. No właśnie, ale takowe chwile nudy były krótkie, zwykle dotyczyły rozpoznania sytuacji, choćby "aha, a więc tak wyglądało spotkanie Laury z Bobbym czy tym gościem co się powiesił". A, tak w ogóle nigdzie nie było Jacobiego, szkoda, ale wywalono sceny z nim w montażowni. Ale kończąc myśl, to nudno było tylko na chwilę, bo to jak te "znajome" sceny zostały przedstawione, były wg mnie bardzo wciągające i wiarygodne, a nie odbębnione na siłę. Umówmy się, gdyby wyobrazić sobie sytuację, że ten film nie istnieje i byłby tylko serial, to byłoby naprawdę szkoda. Dostaliśmy zdecydowanie dużo ciekawych scen. Opłacało się robić ten film. Przy każdym powrocie do Twin Peaks będę sobie go pewnie puszczał przed pilotem.
no i tyle. Generalnie zdecydowanie na plus. Czy film dostarczył mi odpowiedzi na kilkadziesiąt pytań pozostawionych z Twin Peaks? Nie, ale zaryzykuję stwierdzenie, ze gdyby skupił się na wyjaśnianiu wszystkiego co się da, to wyszedłby dużo gorzej. "Ahaaa, a więc to tak! No spoko, wszystko wiadomo, w sumie nic specjalnego". Wszystko straciłoby urok, a tak to wciąż, po 20-paru latach o Twin Peaks się myśli i wyczekuje kolejnego sezonu, bo kurde, za wiele nie wiadomo, a wątek Black Lodge, oderwany niemalże od rzeczywistości, twórca może formować do woli, póki mu starczy pomysłów. Kilka spraw się wyjaśniło, niektóre zostały utrzymane w tajemnicy, do niektórych pewnie nawet sam Lynch nie miał rozwiązań, a robił je po prostu żeby było ciekawie. No i było... Lynch to mój ulubiony reżyser, a to był niestety ostatni jego film, którego wcześniej nie widziałem (wszystkie pozostałem. oglądałem ponad 2 lata temu, co w sumie tłumaczy mój entuzjazm pewnie trochę nad wyrost, po takim powrocie do mistrza). Licznych hejtów za bardzo nie rozumiem, chociaż może wynikają z tego, że oglądały to często osoby lubiące Twin Peaks, a nie znające za bardzo "malowniczych" filmów Lyncha. Wtedy może nawet ich zdziwienie byłoby uzasadnione, że z około-telenoweli nagle zrobili jakiś porno-koszmar i stertę absurdu, z resztą już na sam serial niektórzy kanapowi oglądacze musieli sobie przecierać oczy ze zdumienia.
w sumie napisałem sporo, chociaż film niepotrzebnie skasowałem z dysku od razu, bo parę scen pewnie wyleciało mi z głowy, do których dobrze by było się odnieść. Takie jak to, że dziwnie wyglądał jednoręki, który sobie wbiegł nagle na miejsce zbrodni, nie wiem, jakoś inaczej to sobie wyobrażałem. A, wgl ta jego wcześniejsza scena na światłach była wg mnie genialna i taka intensywna, te krzyki i histeryczna muzyka, w serialu aż takich odjazdów nie było ;p
jeszcze podsumowując cały (re)watch, to cieszę się, że się odbył, bo dostarczył mi więcej frajdy niż 6 sezon Lostów. oby Riget dorównał
na koniec ciekawe video
Edytowane przez Lion dnia 24-01-2016 10:04
No to tak. Nie nastawiałam się zbyt pozytywnie, bo słyszałam/czytałam wiele negatywnych opinii na temat tego filmu. Nie jest on w sumie tez byt znany i gdzieś tam się wlecze w ogonie za Twin Peaks jako jakiś nędzny dodatek do serialu. Tymczasem pozytywnie się zaskoczyłam. W pewnym sensie.
No bo film miał wiele scen, które mi się nie podobały i wręcz irytowały mnie. Ale dla równowagi miał też wiele scen, które mnie pochłonęły. Klimat jest moim zdaniem bardziej zagęszczony niż w serialu, a obawiałam się, że będzie odwrotnie z racji tej, że trudno będzie "upchnąć" w krótkim filmie tyle akcji jednocześnie z utrzymaniem scen klimatycznych. Tu się jednak pozytywnie zaskoczyłam.
Laura
Cóż. Nie specjalnie mi się podobała. Albo miałam wyrobioną inną jej wizję po serialu, albo coś tu było nie tak. Może takie było zamierzenie, ale... Jakoś nie widziałam Laury jako wiecznie zapłakanej histeryczki. Z tego, jak pośmiertnie została ukazana w serialu, wynikało mi, że jest ona bardziej świadoma tego, co się dzieje i chce tego, jednocześnie nie chcąc; bardziej świadomie "igrała z ogniem" i chciała wędrować po krawędzi. Właśnie, zabrakło mi tutaj tytułowego "fire walk with me". W filmie Laura wygląda to tak, jakby kompletnie nie kontrolowała siebie i po prostu jako kompletna ćpunka spadała na dno.
Donna
Nie, nie podobała mi się. I co ona w ogóle robiła w burdelu?
Ulubione fragmenty, to oczywiście sceny z burdelu. Były niesamowite, a muzyka wprost fenomenalna. <3
Pierścień
Czy na nim wyryta była ta kubistyczna sowa? No i znalazłam tez kolejne nawiązanie w The Killing - w 3 sezonie pewną rolę także odgrywa pierścień zamordowanej dziewczyny.
Zakopywanie trupa
<3
Koń Kate
Aha. Co symbolizował ten pedalski koń? Tak, wiem, był też w serialu, ale wtedy chyba wyparłam go z umysłu.
Scena z samochodami i Jednorękim
zajebista
Bob
Zawsze zastanawiało mnie, czy Laura wie, z kim sypia: z Bobem, czy z ojcem. Nadal jakoś to do mnie nie dotarło.
Czarna chata
Odnosząc się do dyskusji z finału - jak widzimy Bob sobie wchodził i wychodził, kiedy mu się żywnie podobało i miał wyjebane na jakiś pedalski układ planet.
Nie wiem, czemu u niektórych ma tak niską ocenę (np 3...)
Bardziej wyglądało to jak przedrzeźnianie Twin Peaks, scena w samochodzie i ogólnie relacja tych dwóch detektywów
Nie wiem, czy wyglądało jak przedrzeźnianie, ale bardzo mi się podobało i od razu przekonało mnie do filmu
Skoro już jesteśmy przy różnicach, to nie da się nie zauważyć innej Donny, bo Flynn Boyle nie chciała się rozbierać, wielka szkoda smiley Mi ta zmiana nie przeszkadzała, bo aktorsko nie widziałem różnicy (z resztą co do grania jest przy postaci Donny),ale pewnie jest wielu których ta nowa Donna zirytuje.
hell yes
oczywiście także ogromną rolę odgrywa muzyka, która jest FENOMENALNA. Przebiło to chyba nawet oryginalny soundtrack.
Fuck yeah
Nie mogę przestać tego słuchać...
(Ale styl jest podobny do... bodajże Lost Highway, nie wiem, czy dobrze pamiętam)
Fajnie było zobaczyć Ronette oraz Teresę Banks, którą o dziwo zabił Leland, o czym akurat nie pomyślałem, nie skojarzyłem zupełnie w momencie ujawnienia sie w Twin Peaks Lelanda, że przecież Teresa też miała literkę pod paznokciem, ani że w ogóle mogła mieć styczność z Laurą.
Zastanawiałam się nad tym przy serialu i tak mi się wydawało, że Leland.
Jakże interesująco by to wyglądało, gdyby każdy na czole miał wyryte wszystkie najgorsze świństwa jakie w życiu zrobił
Lepiej nie...
Lynchowi na pewno frajdę sprawiło żonglowanie takim trywialnym symbolem, który dla osób niezaznajomionych z jego twórczością wydałby się na pewno jakimś kompletnym kiczem i nieporozumieniem,
Może i sobie żonglował kiczem, ale dla mnie to nadal był kicz, nawet poddany owemu żonglowaniu.
Np. to, ze Leland dźga Laurę nożem tak, że krew wszędzie bryzga, a ta nie miała żadnych widocznych ran kłutych lub ciętych.. Chyba, że miała, a ja znowu coś źle pamiętam
No w serialu było powiedziane, że Laura miała trochę lekkich ran, ale żadna z nich nie była śmiertelna. Pisałam o tym i zastanawiałam się, czemu w takim razie nie żyje...
We are all evil in some form or another, are we not?
Otherwoman 04/10/2024 11:29 Dziś opowiadam mojej mamie o tym jak wczoraj pomagałam ratować rannego gołębia i w tym momencie gołąb pierdutnął o szybę tak, że został na niej rozmazany ślad...
Otherwoman 04/10/2024 11:26 Kurcze, miałam dziś sytuację iście lostowa. Akurat wczoraj oglądałam odcinek Special, gdzie Walt gadał o ptakach i wtedy ptak rozbił się o szybę.